niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 11

Lena


    Po długiej namowie Roberta na ten cały wyjazd do Poznania, uległam i zgodziłam się. Dopiero co jechałam do Dortmundu, a teraz znów pojadę na kilka dni do Polski. Cieszę się, ale boję jak to się wszystko potoczy. Posiedziałam u Lewandowskiego jeszcze kilka godzin, pogadaliśmy i wróciłam do domu, bo jutro o 12 wylatuje samolot, więc przy pomocy Klaudii musiałam jeszcze spakować walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Z tego wszystkiego, co dziś się wydarzyło i co jutro ma się wydarzyć-ta cała 'wycieczka', nie mogłam zasnąć w nocy i ciągle przewracałam się z boku na bok. W końcu zdecydowałam się wyjść przez drzwi balkonowe w moim pokoju, na dwór i posiedzieć troszkę na tej mojej ukochanej ławeczce, wykonanej z ciemnego dębu. Usiadłam, wzięłam koc i popatrzyłam się wysoko w niebo. No właśnie... Niebo. Było bezchmurne i nic nie zakrywało tych migoczących kropeczek, zwanych gwiazdami. Przypomniałam sobie, gdy kiedyś z Moniką, przyjaciółką, która zginęła w wypadku, też oglądałyśmy gwiazdy. Przez chwile, miałam uczucie jakbym miała zaraz zacząć płakać, ale szybko się ogarnęłam i ograniczyłam swoje 'wycie' tylko na jednej łzie, która flegmatycznie spływała po moim policzku, aż w końcu uderzyła o poręcz, drewnianej ławki i rozbiła się bezdźwięcznie. Żeby jakoś przywrócić sobie dobry humor, postanowiłam powspominać wspólny wyjazd do Włoch, z moją starą klasą, sanatorium z Dębkowską i poznanie Roberta. To wszystko sprawiło, że znów spojrzałam w przestrzeń nade mną, ale tym razem uśmiechnęłam się, jakby dziękując za to wszystko co mnie w życiu spotkało. W pewnym momencie, poczułam lekki podmuch wiatru, obijający się o moje łopatki. Chłód zrobił swoje. Przeniknął w głąb kości i spowodował nieprzyjemne dreszcze. Wzięłam koc, sweter i powróciłam do sypialni, delikatnie zanurzając się w jedwabnej pościeli, chowając się aż po uszy w cieplutkiej kołdrze. Nie wiem kiedy, ale po kilku chwilach po prostu odleciałam. 

-Lena!? Kotku, wstawaj! Już 9. Za półtorej godziny przyjeżdża po Ciebie książę na białym koniu, zwanym Robertem I Lewandowskim-zaśmiała się ciemnowłosa przyjaciółka, delikatnie uderzając mnie puchatą poduszką w twarz. 
-Boże! Już?-poderwałam się szybko i zaczęłam swoją poranną walkę z kołdrą.
-Spokojnie!-uśmiechnęła się-spakowałam Ci całą kosmetyczkę, po za szczoteczką do zębów, pastą i kosmetykami, których codziennie rano używasz-spojrzała na mnie-Chodź zjemy śniadanie-jeszcze siedząc, przytuliłam Klaudię w geście podziękowania za wszystko co dla mnie robi, po czym obie wstałyśmy z łóżka i   zeszłyśmy na dół, do kuchni. 
-To co jemy?-spytałam
-Masz ochotę na pyszne tosty według przepisu Piotrka?-uniosła lekko brwi i gestykulując delikatnie rękoma, sięgnęła myślami, aż do dnia, kiedy chodziłyśmy jeszcze do liceum. 
-Och, jeszcze się pytasz!? Jasne, że mam na nie ochotę. Od razu przypomina mi się nasza wycieczka do Świdnicy i słynne tosty Piotra! Pamiętasz? 
-No oczywiście, że pamiętam! Cała stołówka się nimi zajadała. 
-Nawet kucharki wzięły od niego przepis-zaśmiałyśmy się i zaczęłyśmy przygotowania do śniadania. Szybko wszystko minęło. Zanim się zorientowałam, była już 9:47, więc szybko udałam się do toalety. Wzięłam szybki, zimny i przede wszystkim orzeźwiający prysznic, ubrałam się i jak zwykle nałożyłam podkład, tusz do rzęs i zrobiłam lekkie kreski. Kiedy wyszłam z łazienki, do mieszkania wchodził właśnie napastnik Borussi Dortmund. Uśmiechnął się, zdjął buty i zaczął rozmowę.
-No to gotowa?
-Wydaje mi się, że...-zaczęłam
-Oczywiście, że jest gotowa-dokończyła, a raczej przerwała mi przyjaciółka.
-To oznacza, że możemy już jechać, tak?
-Tak, tak. Tylko jeszcze-udałam się do kuchni, ale nie urywałam swojego monologu-wezmę wodę i możemy wyruszać-włożyłam napój, gdzieś w głąb torebki i uniosłam wzrok na Lewego, który jak zwykle wyglądał tak strasznie pociągająco. Jezu, uspokój się Gilbert! 
-No to miłej podróży, skarbie!-Klaudia przytuliła się do mnie i pożegnała się
-Tylko proszę Cię. Nie wynieś tego mieszkania w powietrze-zaśmiałam się i ucałowałam Dębkowską na pożegnanie. 

    Przeszliśmy odprawę, która na szczęście nie trwała długo. Na samolot czekaliśmy z godzinę i równo o 12, wylatywaliśmy z Dortmundu do Poznania. Po usłyszeniu słów stewardesy: "Prosimy zapiąć pasy i wygodnie zasiąść w fotelach [...]" samolot wystartował a mnie jak zwykle złapał cholerny strach przed tą niesamowicie dużą wysokością. Dostaliśmy z Robertem szklankę soku pomarańczowego i po jej wypiciu zaczęliśmy dyskutować. Lewy specjalnie zachwycał się widokami i cały czas namawiał mnie do spojrzenia przez okienko, w dół. Jezu, przecież on wie, że mam straszliwy lęk wysokości, ale musi mi podokuczać. 
-No, aż tak się boisz?-zaśmiał się
-Przecież wiesz, że panicznie boję się latać-podniosłam torebkę z podłogi i wyjęłam z niej tabletkę na chorobę lokomocyjną. Połknęłam ją i poczułam jak bardzo robię się śpiąca. Na opakowaniu pisało, że będzie zamulać, ale nie sądziłam, że aż tak. Nie zorientowałam się nawet kiedy, moja głowa osunęła się lekko na ramię Roberta, a ten skorzystał z okazji i objął mnie ręką. Spałam, dopóki mój towarzysz nie zdecydował się na rozbudzenie mnie, przed samym lądowaniem. 
-Wstajemy śpiochu! Zaraz lądujemy.-usłyszałam cichy szept i delikatne głaskanie po włosach. 
-Jezu, już?-powiedziałam kompletnie zaspana. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że jestem w objęciach Roberta, a moja głowa spoczywa na jego piersi. Dynamicznie podskoczyłam i spojrzałam wokoło.  Starsza pani, siedząca obok popatrzyła się na mnie i uśmiechnęła. 
-Spokojnie dziewczyno. Twój chłopak naprawdę dbał o to, żebyś spała wygodnie-wyszczerzyła się i znów zrobiło się nie zręcznie. "Twój chłopak"? Do cholery, my nie jesteśmy razem! 
-Robert to nie mój chłopak-sprostowałam i odwzajemniłam uśmiech. 

   Nawet nie wiedziałam, że Lewandowski wynajął samochód. Po wylądowaniu, na lotnisku czekało na nas srebrne Audi, które było równie dobrze zadbane, jak jego osobiste auto. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Robert doskonale znał drogę. Z tego co się dowiedziała, to przyjeżdżał tu na prawie każde wakacje z rodzicami. 
-To będzie mały, skromny domek-wyrwał mnie z zamyśleń. Krążyliśmy jeszcze z 10-20 minut po mieście, aż w końcu dojechaliśmy do miejsca, w którym mieliśmy mieszkać przez najbliższe dni. Wyszliśmy z samochodu i wyjęliśmy nasze walizki z bagażnika. Robert podszedł do drzwi i zaczął szukać w plecaku kluczy. Po długich żartach, że ich zapomniał, w końcu je wyjął, włożył i przekręcił zamek. Wchodząc rozejrzałam się tylko po pięknym, przytulnym domku, z niesamowitym ogrodem i wspaniałym lokum. Było na prawdę ślicznie. 
-"To będzie mały, skromny domek"? Serio? "Mały", "skromny"?-zaakcentowałam-przecież on jest wielki!
-Ale podoba Ci się prawda?-uniósł lekko brwi i uśmiechnął się. Ja tylko zdążyłam przewrócić oczami, bo zostałam zaciągnięta do pokoju, w którym będę spała-Ty będziesz spała tu-otworzył mi drzwi i ku mym oczu ukazał się widok na limonkowy pokój. Duży, ze starym dwuosobowym łóżkiem na środku.-To sypialnia moich rodziców. Zostawiam Cię teraz, bo pewnie chcesz się ogarnąć czy coś, więc nie przeszkadzam i sam idę przyrządzić coś do jedzenia, bo jestem straszliwie głodny-zaśmiał się i opuścił sypialnię. Podeszłam do łoża i odwracając się do niego plecami, upadłam na nie jak długa. Rozłożyłam ręce i głośno westchnęłam, patrząc przy tym z początku pusto, w zwyczajnie, biały sufit, po czym uśmiechnęłam się i cieszyłam się z pobytu tutaj. 

_________________________
No, to jest troszkę dłuższy rozdział. Pierwotnie, miałam zamiar go jeszcze przedłużyć, ale po napisaniu go, wycięłam końcówkę, która pojawi się w kolejnym. Mam nadzieje, że wam się spodoba. Na środę szykuję coś dłuższego, bo mam teraz tydzień wolnego i wielką ochotę na pisanie! Buziaki i do środy ;* 

czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 10

                                                                            Lena

3 tygodnie później 

Kochany pamiętniku!
     Wszystko jakoś się ułożyło. Między mną i Robertem. Za klimatyzowałam się już w Dortmundzie.
 Lewandowski bardzo mi we wszystkim pomógł i jest na prawdę wspaniałym przyjacielem. Od poniedziałku chodzę na uczelnię i studiuję dziennikarstwo sportowe. Z dnia na dzień poprawiam język niemiecki. Klaudia godzinami może rozmawiać z Wojtkiem. Ta dwójka strasznie za sobą tęskni, tak na marginesie. W sobotę wybrałam się na mecz Dortmundczyków i przeprowadziłam kilka ciekawych wywiadów.  

-Kochanie? Jesteś tam gdzieś?-usłyszałam głos Klaudii dobiegający z dołu.
-Jestem, jestem!-poderwałam się z kanapy i pobiegłam do drzwi wejściowych. Dębkowska stała w drzwiach z wieloma torbami. Nie wiem co ona robi na tych studiach. Codziennie wraca z zakupami.-Ty się tam uczysz czy robisz zakupy?-zaśmiałam się
-Skarbie to oczywiste, że się uczę. A teraz mi pomóż!-zaniosłyśmy reklamówki do kuchni i zaczęłyśmy troszkę plotkować.
-Piotrek dzwonił do mnie, wiesz?-zaczęła
-Piotrek?
-Tak. Przez to wszystko nawet nikt w Polsce nie wie, że Cię wywiozłam-zaśmiała się
-Nie miałam czasu nikogo powiadomić. Teraz studia i nie mam czasu.
-A jak układa Ci się z Robertem?-spytała, unosząc brwi i wkładając mleko do lodówki
-Jesteśmy przyjaciółmi-odparłam spuszczając głowę w dół
-Więc, tak się to teraz nazywa?-znów się śmiała, więc dostała ode mnie lekko gazetą w głowę.
-Oj daj spokój! Ja tylko pytam-na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech. W tym momencie zadzwonił mój telefon. Sięgnęłam po niego i wyszłam, przepraszając na chwilkę przyjaciółkę. Na wyświetlaczu komórki zobaczyłam napis "Robert" i zdjęcie, które zrobiłam jeszcze w sanatorium.
-Słucham?
-Dzień dobry!-poczułam jak uśmiecha się przez telefon.
-Coś się stało? Taki wesolutki jesteś. Chyba, że mi się wydaję-otworzyłam drzwi na balkon i usiadłam na drewnianej ławeczce w ogrodzie.
-Tak właściwie to dzwonię, bo chciałbym się z Tobą spotkać.
-Hmm, kiedy, gdzie, o której?-uśmiechnęłam się sama do siebie
-Dziś, 16, u mnie?
-No dobrze. Lecę pomóc Klaudii i wpadnę.
-Będę czekał! Do zobaczenia!-pożegnaliśmy się i rozłączyliśmy.

   Dochodziła 15:10, więc poszłam szybko się ubrać, umalować, spakować torebkę i postanowiłam przejść się spacerkiem. Jak na taką porę roku, było na prawdę ciepło, więc czemu nie? Po 30 minutach byłam przed domem Roberta. Jak zwykle pięknym, zadbanym. Nie zdążyłam zapukać, kiedy w progu pojawił się Lewy i zaprosił mnie do środka.
-Co chcesz do picia?
-Nic, dziękuję. Nie fatyguj się!
-Spokojnie, ja tak niezdarny nie jestem, żeby sobie rozciąć dłoń!-zaśmiał się, przypominając mi o tym incydencie, trzy tygodnie temu.
-Ależ to było śmieszne!
-No wiem, wiem!-uśmiechnął się i podał mi szklankę wody-Widzisz, jestem cały!
-No dobrze, więc może powiesz mi od razu po co mnie zaprosiłeś, a nie bajerujesz!-spojrzałam na niego, upijając łyk wody mineralnej.
-No to już nie można zaprosić przyjaciółki, na 'pogaduszki'?-oboje tym razem parsknęliśmy śmiechem.
-A tak konkretnie, to czemu tu dziś jestem?-rozejrzałam się
-Bo wiesz... Jest taka sprawa..-zaczął nie pewnie-Bo dostałem zaproszenie na taką akcję charytatywną w Poznaniu i chciałbym, żebyś pojechała tam ze mną. Pełno dzieciaków, a przecież lubisz dzieci-wtrącił-Po za tym, mogłabyś zrobić ciekawy reportaż i wywiad z samym Lewandowskim!-uśmiechnął się i podniósł dwa razy brwi.
-Zwariowałeś?! Gdzie ja z Tobą, w Poznaniu?!
-Nie musisz się o nic martwić. Moi rodzice mają tam taki domek nie duży, bo jeździliśmy tam jak byłem mały. I spędzilibyśmy miło czas...-dostał za te ostatnie słowa w głowę i oboje się śmialiśmy
-A nie możesz wziąć kogoś innego? Masz tylu przyjaciół!
-No, ale ja chcę, żebyś to Ty pojechała tam ze mną!-podkreślił
-A co ja z tego będę miała?-odbiłam piłeczkę
-Miło spędzony czas z przyjacielem, dobrą ocenę na uczelni, zabawę, poznasz wielu nowych ludzi...
-Ok, ok. Pojadę tam z Tobą!
-Naprawdę?-Lewy podniósł się z miejsca i okręcił się ze mną dookoła.

________________________________
BORUSSIA 4-1 REAL!!
Ach, emocje cały czas we mnie drzemią! Tak się cieszę z tych 4 bramek Roberta! A wy jak po meczu? (: Dobrze się trzymacie? Słyszeliście też o Goetze? Jeju, szkoda, że odchodzi. To trochę chamskie zachowanie Bayernu, że go wykupili ;c. Pożyjemy zobaczymy! Rozdział miał się pojawić wczoraj, ale byłam na meczu i cały dzień mnie nie było. Buziaki i do następnego ;*  


   

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 9

Robert

Minęło już kilka dni odkąd do Dortmundu wprowadziła się Lena i Klaudia. Cieszył mnie fakt, że mogę widywać ją codziennie, ale jednocześnie byłem zły na siebie, że jesteśmy 'tylko' przyjaciółmi. Wojtek wrócił do Londynu i teraz tylko rozmawiamy przez Skype. Po dzisiejszym długim treningu, palnąłem się na kanapę w salonie i włączyłem telewizję, ale jak zwykle nic szczególnego mnie nie interesowało, dlatego tak szybko jak ją włączyłem, tak samo wyłączyłem. Przyniosłem laptopa z sypialni i mając nadzieję, że mój przyjaciel będzie dostępny, zalogowałem się na Skype. Kiedy zobaczyłem zielony obrazek przy jego imieniu, nie wahałem się tylko od razu zadzwoniłem. 
-Cześć dzióbku!-zaśmiał się Wojtek. Jak bardzo on lubi żartować? 
-Siema, siema. 
-Co ty taki nieobecny? Niemrawy? Coś się stało? 
-No właśnie w tym sęk, że nic się nie dzieje-spuściłem głowę w dół
-Jak to? Nic nie rozumiem, stary. Weź zacznij mówić w moim języku, bo wiesz, że mam zbyt mały mózg by pojąć niektóre sprawy-znów się zaśmiał, próbując mnie rozweselić. 
-Chodzi o to, że Lena... Ona chce być tylko przyjaciółmi. A ja po prostu nie potrafię. Jak ma nas łączyć przyjaźń, skoro ja czuję coś więcej?-spytałem lekko zrezygnowany. 
-Po pierwsze to co ty tu robisz jeszcze?! Skoro ją kochasz, to bierz dupę w troki i walcz o nią, a nie ty jak zawsze się poddajesz! Jeśli chce być 'tylko'-zaakcentował to ostatnie słowo, podnosząc leciutko brwi-przyjaciółmi, to ok. Bądźcie nimi. Ja tam myślę, że między wami jeszcze zaiskrzy-pocieszył mnie. 
-Wiesz, co? Dzięki stary! Zawsze wiesz co mi powiedzieć-uśmiechnąłem się. Po chwili pożegnaliśmy się i bramkarz Arsenalu rozłączył się. Postanowiłem, że wezmę sobie jego słowa do serca i nie poddam się tak łatwo. Ubrałem się i wsiadłem do samochodu. Jadąc ulicami Dortmundu, postanowiłem, że zajadę jeszcze do kwiaciarni. Byłem wręcz naładowany pozytywną energią. Kupiłem bukiet tulipanów i pojechałem na "Tulpenstrasse". Podszedłem do drzwi i lekko zapukałem. Nie czekałem długo, bo po kilku chwilach w drzwiach stała ta śliczna, ciemnowłosa dziewczyna, której widok zawsze przyprawiał mnie o dreszcze. 
-Robert!-ucieszyła się, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie po jej ślicznym uśmiechu
-Dzień Dobry!-uśmiechnąłem się i zza pleców wyciągnąłem bukiet kwiatów
-Przyniosłeś kwiaty! Jej, dziękuję. Wejdź.-zaprosiła mnie do środka-Idź do salonu. Ja tylko wstawię kwiaty do wazonu. Napijesz się czegoś!?-ostatnie pytanie wypowiedziała już z kuchni. 
-Może wody, jeśli masz-uśmiechnąłem się sam do siebie-Klaudii nie ma?-krzyknąłem cicho, ale na tyle, że Lena mnie dosłyszała. 
-Nie ma. Pojechała rozejrzeć się za jakąś dobrą ucz...-przerwała nagle po czym usłyszałem głos rozbijającego się szkła. Bez zastanowienia pobiegłem do kuchni i zobaczyłem setki odłamków kryształowego wazonu a nad nimi Lenę z ręką we krwi. Była lekko wystraszona, dlatego podszedłem do niej.
-Co się stało? 
-Wazon wyślizgnął mi się z ręki-wymamrotała 
-Nic Ci nie jest? 
-Chyba nie. To tylko zadrapanie-uśmiechnęła się niechętnie. Wziąłem jej dłoń w swoją rękę i delikatnie rozprostowałem jej zaciśnięte palce. Rana była dość duża i z pewnością bolało.
-Tylko zadrapanie?-spytałem ironicznie-Chodź, opatrzę Ci to. Siadaj!-podprowadziłem ją do salonu i poszedłem szukać czegoś co pomogłoby mi zdezynfekować ranę-Gdzie masz apteczkę albo cokolwiek podobnego?
-W kuchni. Górna szafka, pierwsza od okna.
-Czekaj chwilkę-kilka minut później siedziałem już przy niej i znów chwyciłem jej lewą dłoń a ona spojrzała na mnie tak, jakby prosiła, żeby tego nie dotykać.-Spokojnie. Nie będzie tak źle! Uwierz-uśmiechnąłem się w jej stronę i przetarłem jej rękę wacikiem. Polałem ranę wodą utlenioną i zawinąłem ją czymś, czego nazwy nie pamiętam.-Powinno być już lepiej
-Miejmy nadzieję-na jej twarzy znów zagościł skromny uśmiech-Dziękuję...-wyszeptała cicho patrząc mi w oczy. Jeju, jak ja kochałem jej ciemny wzrok, który za każdym razem przenikał mi wgłąb kości i zawsze powodował przyjemne motylki w brzuchu. 
-Drobiazg. Wybierasz się gdzieś dziś? 
-W sumie, miałam zamiar poszukać jakiejś uczelni. 
-Więc zdecydowałaś się już na konkretny kierunek? 
-Tak. Postawiłam na dziennikarstwo sportowe-uśmiechnęła się
-Może Cię gdzieś podwiozę? 
-Najpierw coś zjemy. Na co masz ochotę? 
-W sumie, z chęcią coś bym z Tobą upichcił-spojrzałem, uśmiechając się lekko-Co powiesz na kurczaka po prowansalsku? 
-Och, Robercie, żebym ja chociaż wiedziała co to takiego...-zaśmiała się.
-Jeśli masz ryż, filet i przyprawy to uda nam się to zrobić.
-Wszystko powinno być w kuchni.
-Więc chodźmy!-uśmiechnąłem się i pociągnąłem ją za rękę do kuchni.
-Ok. Co mam robić, szefie?-zaśmiała się zakładając fartuch
-Ty ugotuj ryż-rzuciłem jej torebkę z zawartością
-Ale to tylko polega na wrzuceniu do wrzącej wody, Robert. Żadna robota.
-Na razie zrób to, a ja pokroję filet.
Lena nie pozwoliła sobie, żebym to ja wszystko ugotował i byłem zmuszony przydzielić jej pewną pracę, więc kiedy już wykonała pierwsze zadanie, dzielnie przystąpiła do krojenia warzyw.
-Nie tak. W kostkę-podszedłem do niej
-Jak?-zaśmiała się
-O tak-zbliżyłem się jeszcze bardziej i złapałem ją od tyłu za ręce, delikatnie chwytając za dłonie i demonstrując jak ma dalej pracować. Ona delikatnie drgnęła czując mój oddech na swojej szyi.
-Sprawdź ryż-powiedziała kiedy zbliżałem się do niej coraz bliżej. Zrozumiałem, że to 'przykrywka' i odsunąłem się zrezygnowany.

_______________________________

Ok, jest 9. Taki nudnawy. Jakoś przechodzę przez chwile braku weny, pomysłów i przede wszystkim braku czasu. Mam nadzieje, że was nie zanudziłam. Rozdział krótki i sporo dialogów, ale postaram się napisać coś dłuższego na środę o ile wgl, w środę dodam rozdział z powodu meczu LM. Dobra, zobaczymy. Buziaki i do następnego ;* 

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 8

     Poczułam lekki dreszcz, przepływający przez moje ciało kiedy minęłyśmy tabliczkę informującą, że jesteśmy już w Dortmundzie. Jak ja mogłam się nabrać na coś takiego? Wywiozła mnie do Niemiec... I tak nie potrafiłam się na nią długo gniewać. 
-Gdzie mnie zabierasz?-spytałam odwracając wzrok
-A jak myślisz? Po co tu przyjechałyśmy?-popatrzyła na mnie-no dalej! Uśmiechnij się, słońce! 
-Wybrać studia? 
-Po części-uśmiechnęła się-ale teraz jedziemy do naszego mieszkania, które wynajęłam. Na razie tylko tyle, bo cała ta decyzja o wyjeździe była spontaniczna. Wojtek dobrze w końcu coś wykombinował-zaśmiała się, skręcając w niewielką uliczkę. Spojrzałam na tabliczkę. "Tulpenstrasse"-to przy niej się zatrzymałyśmy. Klaudia wjechała na podjazd i obie spojrzałyśmy przez okno. Mieszkanie nie było duże, ale za to już przy pierwszym spojrzeniu, emanowało pozytywną energią.-Jesteśmy!-wysiadłyśmy z auta i ostrożnie wyjęłyśmy walizki z bagażnika ciemnej Toyoty. Szczerze? Bałam się. Wszystkiego. Poczynając na tym co wpakowali mi do walizki rodzice, kończąc na spotkaniu z Lewandowskim. Dobra, ogarnij się i wracaj do rzeczywistości! Przyjaciółka wyjęła z torebki klucze i otworzyła drzwi do mieszkania. Było na prawdę piękne! Malutki korytarzyk prowadził do sporej jadalni połączonej z salonem. Nie daleko skórzanej kanapy umiejscowione było wyjście na taras. Wracając do jadalni. Na środku stał duży stół z krzesłami o skórzanym obiciu. W południowej części domu znajdowała się kuchnia. Była mała. Na prawdę była mała. Nie wiem jak mamy się tam pomieścić we dwie... Z korytarza prowadziły kręcone schody na piętro-gdzie znajdowały się nasze pokoje, i na dół-do piwnicy. Pierwsze wrażenie w miarę pozytywne. Z zamyśleń wyrwał mnie głos ciemnowłosej. 
-I jak Ci się podoba? Starałam się wybrać coś wszechstronnego, ale w niecały tydzień trudno znaleźć idealne mieszkanie dla dwojga, świeżo upieczonych maturzystek-uśmiechnęła się, po czym wciągnęła do jadalni, kolejną walizkę-Twój pokój jest w na piętrze w południowym skrzydle, mój naprzeciwko twojego. Z resztą, chodź! Sama zobaczysz!-Klaudia pociągnęła mnie dynamicznie za rękę i obie po chwili byłyśmy na górze. Najpierw pokazała mi swój pokój. Pokój w kolorze ciemnej brzoskwini, kolorowe zasłony, zero książek i wielka szafa. Tak, to z pewnością jej sypialnia. Widać było, że zamieszkuje w niej właśnie Dębkowska. To wszystko... Cała aranżacja była totalnie w jej stylu. Kiedy zaś weszłyśmy do mojego pokoju... Zupełne przeciwieństwo. Turkusowe ściany, dwuosobowe łóżko z delikatną pościelą, długa biała firanka, zaakcentowana miętową zasłoną, szafa na pół ściany, białe meble... Wszystko było tak bardzo dopasowane pod moje gusta. 
-Jak ty to wszystko zorganizowałaś w przeciągu tygodnia?-spytałam zdziwiona, podchodząc do ogromnego okna. 
-W niecały tydzień, skarbie!-podkreśliła-Wiesz, telefon do firmy zajmującej się "tym czymś"-wymachiwała rękoma wokół własnej osi-i udało się! Bałam się, że będzie wyglądało gorzej ale nawet mi się podoba, a ja przecież wybredna jestem-uśmiechnęła się i przytuliła mnie. 

      Po wspólnie zjedzonym śniadaniu, wzięłam szybki prysznic i schodząc na dół usłyszałam, że Klaudia rozmawia z kimś przez telefon. Zupełnie przypadkiem podsłuchałam kawałek tej rozmowy. 
-Tak już przyjechałyśmy! Mamy się dobrze...-zaśmiała się do telefonu-Zabiorę ją...Tak jak się umawialiśmy...Tak, wiem. To ma być niespodzianka... Na razie! 
Kiedy się rozłączyła postanowiłam wkroczyć do pomieszczenia w którym znajdowała się ciemnowłosa. 
-Chcesz tak jechać do miasta?-spytała nagle, objeżdżając mnie wzrokiem. 
-A jedziemy gdzieś?
-No tak, ale to niespodzianka! Leć się przebierz! Najlepiej w to co kupiłyśmy zeszłego dnia-uśmiechnęła się popychając mnie leciutko w stronę schodów.
-Wiesz, tak się tylko pytam, bo się boję, że znów mnie gdzieś wywieziesz-zaśmiałam się, idąc po schodach i nie odwracając wzroku od przyjaciółki. Kiedy już stanęłam z walizką w pokoju, zaczęła się wielka obawa co w niej znajdę. Gusta moich rodziców troszkę różniły się od moich. Zawsze powtarzali, że ubieram się zbyt elegancko. Dobra! Strach minął kiedy rozsuwając suwak zauważyłam ciuchy, które zakupiłam wczoraj. Ubrałam się, podkręciłam włosy, zrobiłam sobie kreski, poprawiłam rzęsy tuszem i teoretycznie byłam gotowa. Spojrzałam jeszcze na termometr za oknem. Wskazywał 24 stopnie, więc wydaje mi się, że to w sam raz na szorty i koszulę. Uśmiechnęłam się do lustra i zeszłam na dół.
-No ile można czekać!?-zaśmiała się przyjaciółka i zamknęła drzwi wejściowe na klucz. Wsiadłyśmy do auta   i ruszyłyśmy gdzieś. Nie wiem dokąd jechałyśmy i zastanawiałam się cały czas jakim cudem Klaudia wie, gdzie ma jechać. Przecież nigdy tu nie była! Jak ja. Jeszcze bardziej zdziwiłam się gdy samochód zatrzymał się przed pięknym, dużym domem. Ten, jak i nasz wydawał się być bardzo przytulny. Nie pukając nawet, przyjaciółka weszła do mieszkania, wzięła mnie pod rękę i prowadziła do salonu. W pewnym momencie zobaczyłam Wojtka i Roberta siedzących na kanapie. Wiedziałam, że spotkam Lewego, ale nie wiedziałam, że stanie się to od razu po moim przyjeździe. Oboje byliśmy zdziwieni.
-NIESPODZIANKA!-krzyknął uradowany Wojtek podchodząc do Klaudii i całując ją lekko w usta. Ja i Robert staliśmy wryci w siebie jak w obrazek. Tak bardzo tęskniłam za tymi jego błękitnymi oczami, a tak bardzo ich za razem nienawidziłam za to, jak bardzo się przez nie można zatracić-No hej! Nie cieszycie się? 
-Nie, my po prostu... Jesteśmy lekko zszokowani-uśmiechnęłam się nie odrywając wzroku od Roberta. On podszedł wtedy do mnie i zbliżył do moich warg swoje. Miał zamiar mnie pocałować, ale ja w ostatnim momencie odwróciłam twarz i w efekcie Lewy pocałował mnie w policzek, mówiąc mi zwykłe "Dzień Dobry".
-Cieszę się, że Cię widzę-odparł i spojrzał mi prosto w oczy. Boże, czemu on to robi... 
-Ja również. 
-I co? Tylko tyle? Żadnego pocałunku, łez, tulenia... NIC? Tylko zwykłe "Cześć, cieszę się, że Cię widzę"? Na serio?-powtarzał poirytowany Szczęsny-Przecież zaraz stawi się tu cała ekipa!-Jaka ekipa do cholery? O czym on gada...
-Czy ja o czymś nie wiem?-spytał napastnik 
-No bo, chcieliśmy wam zrobić taką małą niespodziankę i zaprosiliśmy do Ciebie, Lewy całą ekipę BVB. Mieliśmy nadzieję, że wy tu się... no wiecie! I, że będziemy świętować!-skwitował Wojtek po czym poszedł otworzyć drzwi, gdyż usłyszeliśmy cichutkie pukanie. Okazało się, że to była dosłownie "Cisza przed burzą". Po chwili w salonie pojawił się Błaszczykowski, Piszczek, Marco, Mario, Weidenfeler, Hummels, Leitner i wielu, wielu innych piłkarzy Borussi Dortmund z alkoholem. 
-Rozpalamy grilla kochani!-oznajmił Kuba, wskazując na ogródek-Mamy taki piękny dzień...-westchnął i wziął głęboki oddech. 
-Świetny pomysł, nie sądzisz Robert?-zaśmiała się Klaudia
-Jeśli Lenie się podoba...to mi też-uśmiechnął się w moją stronę. 

       Zabawa trwała na całego. Chłopcy pili cały czas. Nie wiedziałam, że wszyscy piłkarze potrafią się tak upić. Hummels tańczył z Reusem, mówiąc, że się zaręczyli a Mario oznajmił, że jest kochankiem Marco. Boże, patologia... Ja za dużo nie wypiłam (na szczęście). Robert też nie, więc uznaliśmy, że jakoś uciekniemy od towarzystwa. Lewandowski zabrał mnie na górę i wyszliśmy na taras. Pogoda była rzeczywiście niesamowita! 
-Chodź tu-odparł pomagając mi usiąść na niskim dachu-pokażę Ci coś. 
-Ale ja mam lęk wysokości!-uśmiechnęłam się, po czym złapałam jego rękę i powoli weszłam na czerwone dachówki, siadając delikatnie koło niego. 
-Lubię tu przychodzić rozmyślać. Szczególnie wieczorami. Wtedy jest tak cicho...
-Widzę, że nie tylko ja mam dziwny nawyk siedzenia nocą na podwórku-uśmiechnęłam się-Tylko ja mam zawsze w ręku dodatkowo pamiętnik. 
-Wiem, wiem-uśmiechnął się i znów spojrzał mi głęboko w oczy. Jezu, ten jego czarujący wzrok... Nie mogę przecież się zatracić. Ale on zbliżył się i znów usiłował mnie pocałować. Wykorzystywał każdy mój słaby punkt. 
-Nie Robert! Przestań-odsunęłam się i znów na szczęście się powstrzymałam, bo nie wiem jak by się skończyło gdyby mnie pocałował. Czułam jego nieziemski zapach... Boże, przestań o nim myśleć! 
-Czemu?-znów się do mnie zbliżył
-Robert, zostańmy przyjaciółmi... 


_________________________________

Ok, mamy 8 rozdział! :) Troszkę posiedziałam nad nim i szczerze mam do niego mieszane uczucia. Tak cały czas praktycznie jest narracja. Mało dialogów. Nie wiem czy komuś się będzie chciało to czytać ;( No ale w każdym razie! Dziękuję za miłe słowa pod poprzednim postem! Buziaki i do następnego ;* 

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 7

   Nic w tamtej chwili do mnie nie docierało. Nie słyszałam już żadnego głosu. Ani Wojtka, płaczącego do komórki, ani psa państwa Jaworskich, szczekającego w sąsiedztwie, ani dzieci krzyczących na podwórku. Nic. Pustka. Cały czas ją czułam. Ból myśli, straconych osób piętrzył się. Przez głowę przelatywała mi każda osoba, którą straciłam-jej wizerunek, charakter, nasza znajomość. Nie czułam się dobrze z myślą, że te wszystkie osoby zniknęły. Nic nie trzymało mnie w Polsce. Otrząsnęłam się. Znów wyjęłam moją walizkę, którą trzymałam w szafie i zaczęłam wrzucać do niej wszystkie ubrania jakie miałam. Nie patrzyłam co wpakowuję, o ile można to było nazwać pakowaniem. Przez łzy nie widziałam nic. W jednej chwili cały świat zawalił się totalnie. Zapięłam do końca swój bagaż, narzuciłam na siebie sweter, wzięłam torebkę i wszystkie pieniądze jakie odkładałam na wyjazd do Hiszpanii z... Klaudią.

-Wstawaj śpiochu! NIESPODZIANKA!-na łóżko rzuciła się ciemnooka, wysoka dziewczyna.
-Klaudia?!-oniemiałam. Boże, co się dzieje?
-No tak kochanie, to ta Twoja głupiutka, przyszywana siostra Klaudia, wróciła wcześniej z Londynu, żeby zrobić Ci niespodziankę a ty patrzysz na nią jakbyś zobaczyła ducha!
-Ale... Jak to? Przecież ty....-nie potrafiłam nic z siebie wydusić. Jezu, co się dzieje?
-Coś ci się stało? Śniło ci się coś?-wtedy to do mnie dotarło. Te całe zdarzenie było tylko głupim koszmarem nocnym i na szczęście moja przyjaciółka żyje i ma się bardzo dobrze. Nic nie mówiąc, rzuciłam się jej na szyje i uścisnęłam ją tak mocno, jakbym nie widziała jej paręnaście lat. Widać, że była zdziwiona, ale odwzajemniła mój uścisk i oczywiście postanowiła spytać co się stało. Wypytywała mnie spory czas, ale nie chciałam jej o tym mówić. Chciałam po prostu zapomnieć o tym śnie i nigdy więcej go nie przeżyć, o ile takowa rzecz jest możliwa.
-Czemu wróciłaś wcześniej?-spytałam niepewnie uśmiechając się do przyjaciółki
-Dostałam cynk od Wojtka, że pewna pani złamała serce jego przyjacielowi i o to jestem! Przybywam z odsieczą!
-Jezu, będziesz mi prawiła teraz kazania? Przecież wiesz, że nie zmienię swojej decyzji-popatrzyłam na Klaudię a ta szczerzyła się, jakby chciała powiedzieć "Jeszcze zobaczymy!".-Chcesz mi coś powiedzieć kochanie?-spojrzałam na nią pytająco-Albo lepiej nie kochanie, bo Wojtuś będzie zazdrosny!-zaśmiałyśmy się obie.
-Ależ skądże, skarbie! Wojtek?! Oj proszę cię! Nie będzie. Możesz tak do mnie mówić kiedy tylko chcesz. A teraz ubieraj się, bo zabieram cię na niesamowicie, pochłaniające zakupy i nie tylko!
-I nie tylko?
-Idziemy do kosmetyczki, fryzjera i tak dalej.
-Fryzjera? Boże, chyba nie chcesz zmieniać mi fryzury?-spytałam lekko zdenerwowana. W prawdzie nie zawsze lubiłam swoje włosy, ale nie chciałam ich ścinać, farbować ani nic w tę deseń.
-Nie bój się! Tylko końcówki!-zaśmiała się. Uświadomiłam sobie jak bardzo brakowałoby mi jej uśmiechu, gdyby mój sen stał się rzeczywistością.

    Po 30 minutach byłyśmy już w centrum. Klaudia zabrała mnie do naszego ulubionego centrum handlowego. Kupiłyśmy wiele sukienek, butów, jeansów, bluzek a nawet skusiłam się na dwie spódnice i tonę kosmetyków! Aż bałam się dowiedzieć ile tak na prawdę dziś wydałam. Obkupiłyśmy się za wszystkie czasy.
-Musiałyśmy nadrobić zakupy przez cały ten czas, kiedy byłyśmy w sanatorium-skwitowała przyjaciółka i usiadła przy stoliku w naszej ulubionej kafejce. Złożyłyśmy zamówienie i czekając na deser i kawę Klaudia zaczęła wypytywać o Roberta.
-No to jak kochana? Czemu odmówiłaś Robertowi? Bo z tego co dowiedziałam się od Wojtka to Lewy zaproponował ci wyjazd do Dortmundu z nim a ty uciekłaś do domu. Nie kochasz go?
-Nie mówię, że nie kocham... Ja po prostu jestem tylko dziewczyną z małego miasta a on piłkarzem. Nie pasujemy do siebie. Tyle-odebrałam zamówienie i wzięłam łyk Cafe Latte-Lepiej opowiadaj jak układa Ci się z Wojtkiem?
-Nie zmieniał tematu skarbie!-skarciła mnie-Czemu ty zawsze odrzucasz od siebie wszystko co dobre? Nie możesz choć raz otworzyć drzwi szczęściu? Proszę cię Lena!
-Ja nie chcę się z nikim wiązać. Nie teraz. Muszę skupić się na studiach a nie związkach.
-Jeszcze do tego wrócimy!-dokończyłyśmy deser oraz kawę, po czym opuściłyśmy kawiarenkę. Tym razem, Klaudia zaciągnęła mnie do kosmetyczki. Szczerze, nie wiem co ona nam robiła. Jakąś maseczkę odprężającą i masaż twarzy. Nie interesowałam się tym jakoś specjalnie. Na koniec najciekawsze, jak to mówiła moja przyjaciółka. Fryzjer. Bałam się. Siedziałam na fotelu z dwie godziny i rozmawiałam z Majką-naszą fryzjerką. Zdałam się na gust koleżanek i to one wybrały mi 'nowy image'. W końcowym efekcie, moje włosy nie dotykały już bioder tylko sięgały do żeber. Były lekko podkręcone. Spodobało mi się. Wyglądałam inaczej. Podziękowałyśmy i weszłyśmy do samochodu Klaudii. Ruszyłyśmy i miałyśmy już jechać do domu, jednak plany mojej przyjaciółki były najwidoczniej inne, bo jechałyśmy w zupełnie przeciwnym kierunku.
-Gdzie my jedziemy? Już 20:37!
-Spokojnie. Jedziemy...-zawahała się-do Warszawy. Wybierzemy studia.
-Co? Oszalałaś!? Ja nie mam żadnych rzeczy to po pierwsze. Po drugie moi rodzice nic nie wiedzą!
-Luz skarbie! Załatwiłam wszystko już wcześniej. Rodzice spakowali ci walizki i podrzucili do auta, gdy my byłyśmy u Mai-spojrzała na mnie-Ich zgodę też masz. Nie martw się już.-skwitowała po czym wjechała na obwodnicę i po chwili byłyśmy już daleko za miastem. Siedziałam tak zdziwiona i nic nie potrafiłam z siebie wydusić. Byłam zmęczona i chciałam się zdrzemnąć. Poprosiłam tylko Klaudię, żeby jak coś to mnie obudziła. Położyłam głowę na szybie i po prostu odleciałam.

      Obudziłam się i od razu zaczęłam masować kark. Źle spałam. Było już jasno. Spojrzałam na zegarek i była właśnie 8:06, a my nadal jechałyśmy samochodem. Nie pasowało mi to. Do Warszawy jedzie się maksimum 4 godziny z naszej miejscowości, więc jakim cudem jedziemy już całą noc!
-Obudził się śpioch w końcu!-przywitała mnie ciemnowłosa
-Zaraz, gdzie my jesteśmy?
-Na autostradzie nie widzisz głuptasie?-uśmiechnęła się-A tak właściwie...-włączyła kierunkowskaz i skręciła na stację benzynową-To chwila postoju-spojrzałam w górę i zauważyłam wielki billboard nad nami.

"Wilkommen die Fahrer!"

Boże, przecież to język niemiecki. Gdzie ona mnie zabrała?
-Ruszysz się czy mam Ci pomóc?!-zaśmiała się Klaudia, podchodząc do okna od strony pasażera-Co taka zdziwiona? 
-Gdzie ty mnie do cholery wieziesz!?
-Późnej ci powiem skarbie!-uśmiechnęła się-Idziesz czy sama mam Ci wybrać coś do jedzenia?-puściła oczko i udała się w stronę stacji. Ja długo się nie zastanawiałam. Wyszłam z auta, trzasnęłam drzwiami i pobiegłam do przyjaciółki. Zamówiłyśmy sobie kawę i szybkiego Hot Doga. Zazwyczaj nie jem czegoś takiego, ale nic innego nie mieli do wyboru. Gdy skończyłyśmy pić i jeść, znów wróciłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy dalej przed siebie. Byłam strasznie zdziwiona.  
-Co się nie odzywasz?-zaczęła
-Powiedziałaś, że jedziemy wybrać studia a wywozisz mnie Bóg wie gdzie! I mam Ci jeszcze dziękować? 
-No nie gniewaj się! Po części mówiłam prawdę-uśmiechnęła się, odgarniając przy tym kosmyk ciemnych włosów z jej delikatnej twarzy. 
-To znaczy? 
-Jedziemy wybrać studia-odparła i spojrzała przed siebie
-Może jakieś szczegóły? 
-Jedziemy do Dortmundu

___________________________

Przebrnęłam jakoś! Zmieniłam całkowicie losy opowiadania. Nie mogłam darować sobie śmierci Klaudii, szczególnie, że jak o tym myślałam to widziałam w tym jakiś tani serial brazylijski. To opowiadanie ma być szczęśliwe a nie jakieś przytłaczające. Mam nadzieje, że się wam spodoba taki przebieg akcji. Nie było w rozdziale w ogóle Roberta, ale w następnym się już pojawi. Od razu powiem, że Lena nie rzuci mu się na szyje i nie zacznie się z nim całować! Taki mały spoiler ;) Wybaczcie, że nie dodałam nic wczoraj ale byłam na międzynarodowym turnieju tanecznym i wróciłam dopiero dziś w nocy. Kolejne opowiadanie już w środę :) Do następnego ;* 


poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział 6

-Robert, musisz zrozumieć ale ja i ty... Zwykła dziewczyna i światowej klasy piłkarz nie idą ze sobą w parze.  Najwidoczniej nie jesteśmy sobie pisani. Ja muszę wrócić do domu, a ty wrócisz do Dortmundu, gdzie znajdziesz sobie taką dziewczynę, którą pokochasz najbardziej na świecie, będziesz miał z nią dzieci i będziecie szczęśliwą rodziną. Wybacz Robert...-wzięłam jego twarz w swoje ręce i delikatnie go pocałowałam, po czym odwróciłam wzrok, wzięłam walizkę i wyszłam. Płakałam. To jedyne co pamiętam. Wiem, że po chwili Robert wybiegł za mną i krzyczał. Próbował mnie zatrzymać ale ja nie odwracałam się. Nie chciałam nam utrudniać tego rozstania. Wsiadłam, więc do Opla mojego taty i odjechaliśmy. Przez całą drogę płakałam. Nie chciałam z nikim o tym rozmawiać. Po prostu chciałam być już w domu, mając nadzieje, że zapomnę. 

Robert

Minęły już 4 dni, odkąd nie widziałem Leny. Dzień po powrocie do Dortmundu zaczęliśmy treningi. W ogóle mi nie szło. To co kiedyś sprawiało mi przyjemność, dziś stało się bolesne i męczące. Cierpiałem z każdym dniem spędzonym w samotności. Myślałem tylko niej. Czemu ja do cholery za nią wtedy nie pobiegłem, czemu za nią nie pojechałem? Pieprzony idiota! Ciągle powtarzałem sobie to, gdy tylko myślałem o ślicznej brunetce z ośrodka. Gdybym chociaż wiedział gdzie mieszka, a ja nawet o to nie spytałem! Nie mogłem się na niczym skoncentrować. Nie radziłem sobie. Czy do niej dzwoniłem? Owszem. I to tyle razy, ale ona nigdy nie odebrała. Pisałem nawet smsy, ale to nic na nią nie działa. Może ona już nic do mnie nie czuje i to wszystko co między nami było to po prostu przejściowe zauroczenie... Nie, nie mogłem w to wierzyć. Przecież wszystkie jej słowa były takie pełne realności. Po za tym... Ona nigdy nie kłamała. 

Lena

Kochany pamiętniku!
Jak zwykle, siedzę na oknie zastanawiając się co dalej... Jak dalej przetrwać? Wróciłam z sanatorium. Klaudia poleciała do Wojtka do Londynu a Robert w dzień wyjazdu wyznał mi miłość. Jej... Jak bardzo jestem głupia, że powiedziałam mu co do niego na prawdę czuję a mimo to powiedziałam, że do siebie nie pasujemy? Jak tylko Laudia się dowie... Aż strach myśleć. Robert ciągle do mnie dzwoni i pisze smsy. Ciężko mi odrzucać każde jego połączenie i nie odpisywać na wszystkie jego wiadomości. Wypieram się wszystkich swoich uczuć co do niego wmawiając sobie, że tak będzie lepiej. Nie radzę sobie. Rodzice nakazują jak najszybszy wybór studiów. Boże, tylko nie te cholerne studia. Nie chcę się wynosić i znów być sama... Boże, przecież ja tego nie przeżyję... 

Urwałam tak nagle, bo poczułam wibrujący telefon w mojej tylnej kieszeni. Dzwonił. Kiedy spojrzałam na wyświetlacz ukazał mi się numer Piotrka. Tak, to mój stary przyjaciel z jednej ławki w gimnazjum i podstawówce. Chodziliśmy do tego samego liceum, ale innych klas. Odebrałam szybkim ruchem i usłyszałam jego ciepły głos. W tej chwili uświadomiłam sobie jak bardzo się od siebie oddaliliśmy, a przecież kiedyś tak dobrze się dogadywaliśmy... 
-Cześć Lena! Tak dawno cię nie widziałem, ani nie słyszałem. Proszę cię, powiedz, że masz czas wyjść właśnie z nudnego domu i przejść się na spacer. Słyszałem, że wróciłaś już z sanatorium z Klaudią, więc pomyślałem, że się spotkamy. 
-Jasne! Z chęcią. W końcu gdzieś wyskoczę-poczułam jak Piotrek się uśmiecha. Klaudia mówi, że zawsze mu się podobałam... Nie rozumiem jej. Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi. W każdym bądź razie po tych słowach rozłączyliśmy się a ja poleciałam przebrać się w coś w czym mogłabym się pokazać publicznie. W końcu wybrałam coś neutralnego i wyszłam z domu, kierując się w stronę parku, gdzie umówiłam się z Piotrkiem. Gdy doszłam on już tam czekał. Na powitanie przytuliliśmy się i od razu posypały się pytania o moje wakacje w ośrodku. Miałam tylko nadzieję, że nie spyta o to czy poznałam kogoś nowego. Nie potrafię kłamać i to jest moją wielką wadą a on potrafi, a przynajmniej potrafił w gimnazjum wyczuć każde moje kłamstwo. Długo rozmawialiśmy, spacerując po parku. Kiedy zaczynało się ściemniać Piotr odprowadził mnie do domu i pierwsze co zrobiłam to co? Oczywiście zaczęłam kończyć pisanie w pamiętniku. To sprawiało, że zapominam o tym całym świecie. Odizolowuje się od niego i czasem to sprawia mi wielką przyjemność. 

...Urwałam tak nagle... Przepraszam. Który raz już powtarzam dziś to słowo? Piotrek zaprosił mnie dziś na spacer. Długo rozmawialiśmy i cofnęliśmy się kilka lat w przeszłość. Byliśmy przyjaciółmi a teraz nie potrafię określić tego co jest pomiędzy nami. Kolega czy przyjaciel? A może Klaudia ma rację i dla niego jestem nadzieją na miłość? Proszę tylko nie to! Ja nadal nie mogę zapomnieć o Robercie. Wszystko mi o nim przypomina. 

Znowu? Boże, kto tym razem?-pomyślałam, irytując się na dźwięk mojego telefonu, który po raz kolejny wyrwał mnie z pisania. Tym razem nie dzwonił Piotrek ani nikt kogo miałam na liście kontaktów. Ku moim oczom ukazał się po prostu "Nieznany". Zazwyczaj nie odbieram takich telefonów, ale dziś coś nakazywało mi wcisnąć zieloną słuchawkę. Tak też zrobiłam.
-Lena? 
-Wojtek?-zdziwiłam się.
-Jest coś o czym powinnaś wiedzieć. Nie wiem jak to przyjmiesz...-urwał. Usłyszałam jak połyka ślinę i pociąga nosem. Wydawało mi się, że płacze. Boże, co się stało?
-Wojtek? Wojtek, mów do cholery co się stało?!-wręcz wykrzyczałam mu to do słuchawki
-Klaudia nie żyje...

_______________________

Ok. Możecie mnie teraz pozabijać, poćwiartować, co chcecie! Mam nadzieje, że nie będziecie źli za to co zrobiłam z Klaudią. Samej jest mi przykro z jej powodu, ale musiałam odważnie się posunąć, żeby was jakoś zainteresować. Z resztą. Ostatnio jakoś tracę kreatywność. Usiadłam w niedzielę, żeby coś napisać, ale nic mi nie szło. Dobra, jest jeszcze coś. Od dziś postanowiłam dodawać rozdziały regularnie w każdą niedzielę i środę. Duży natłok zajęć trochę komplikuje wszystkie sprawy. Więc, do następnego ♥ (: 

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 5

Lena

 Przeżyłam lekki szok patrząc na jego tapetę. Jezu, skąd on ma moje zdjęcie!?-cały czas przez głowę przebijała mi się ta myśl. Wzięłam jego telefon do ręki i wpatrywałam się w ekran smartphona. W pewnym momencie poczułam czyjeś ręce na moich ramionach. Oczywiście, był to Robert. 
-Widzę, że spodobała Ci się już moja nowa tapeta-zaśmiał się ukazując przy tym te swoje białe zęby. Otworzyłam usta i próbowałam coś z siebie wydusić ale nie potrafiłam skleić słów.
-Skąd... Skąd Ty masz to zdjęcie?-spojrzałam raz jeszcze na śpiącą dziewczynę na zdjęciu i odwróciłam wzrok na Lewandowskiego. On oczywiście śmiał się cicho.
-No... Zrobiłem je. Tak ciężko się domyślić? To zdjęcie z wczoraj... Jak zasnęłaś. Spałaś tak pięknie, że musiałem uwiecznić Cię na zdjęciu! Wyglądasz tak słodko gdy śpisz-odparł i oboje zaczęliśmy się śmiać. 
-Dobra! Gotowy jesteś na to śniadanie, bo ile można na Ciebie czekać? Klaudia i Wojtek pewnie już zdążyli zjeść cały posiłek dwa razy! 
-Wiesz, nie tylko oni...
-Jak to? Kto jeszcze?-spytałam zdziwiona
-Kuba z Agatą i Piszczu wraz z Ewą. Przecież Ci mówiłem, że przyjeżdżają. Nie pamiętasz? Z resztą, dziś jest ta imprezą na którą ze mną idziesz. O tym mam nadzieje, nie zapomniałaś?-puścił mi oczko
-Jezu, to już dziś!? Kompletnie wyleciało mi z głowy. Wybacz ;) 

Po chwili byliśmy już na dole i wchodziliśmy na stołówkę. Robert szukał wzrokiem Wojtka i dwójki przyjaciół z Dortmundu. Kiedy w końcu odnalazł ich w tłumie i ruszyliśmy w ich stronę, ktoś objął mnie i Roberta ramieniem, wciskając się pomiędzy nas. 
-No witajcie, witajcie! Widzę, że już nasz Lewy znalazł nową miłość-mężczyzna objechał mnie wzrokiem i znów spojrzał na Roberta-No, ale przyznać muszę. Gust to masz Robercik niezły-zaśmiał się. Wtedy dopiero zrozumiałam kim on jest. Przecież znam go bardzo dobrze. Obrońca Anderlechtu...
-Wasyl, skarbie! Co ty tu do cholery robisz?
-Dowiedziałem się, że imprezka się szykuję to pomyślałem, czemu nie? Przecież trzeba was będzie trochę rozruszać. Sztywni do momentu dopóki nie sięgniecie po alkohol, a ja? A ja nauczę was jak się bawią seniorzy, dzieciaczki-zaśmiał się. Cały czas obejmował nas tak do momentu gdy nie doszliśmy do stolika przy którym kolejno siedzieli Klaudia, Wojtek, Łukasz z Ewą, Kuba z Agatą, potem dosiadł się Wasyl, ja i Robert. Lewy zapoznał mnie ze swoimi przyjaciółmi. Długo rozmawialiśmy. Przy okazji zdążyłam złożyć życzenia Ewie. Miła dziewczyna! Długo nie rozmawiałyśmy, tyle co przy śniadaniu, ale wydaje się bardzo sympatyczna. 
-Lena, mam rozumieć, że dziś towarzysz Robertowi na przyjęciu?-odezwała się czarnowłosa dziewczyna, opierająca się właśnie o ramie Piszczka. 
-Chyba tak, o ile zaproszenie Roberta nadal jest aktualne-uśmiechnęłam się
-Oczywiście, że aktualne!-odezwał się napastnik. 

Po śniadaniu wszyscy wróciliśmy do swoich pokoi. Klaudia już zaczęła przeżywać w co ma się ubrać. Ciągle latała do łazienki przymierzając kolejne sukienki. Tak minęła sporo czasu. Około godziny 13 poczułam się zmęczona. Skoro urodziny Ewy są dopiero na godzinę 19, to mam chwilę czasu, żeby się zdrzemnąć. Położyłam się na swoim łóżku i po prostu odleciałam. Poczułam potem tylko jak przyjaciółka okrywa mnie kocem i wychodzi z pokoju. Obudziłam się kilka godzin później i szybko uszykowałam. Impreza urodzinowa minęła nam wspaniale! Z początku wszyscy byli trzeźwi ale kiedy Wasyl wkroczył na parkiet z alkoholem zaczął się prawdziwy "Potop". Każdy pił tyle ile dał radę. Chyba tylko ja i Agata nie upiłyśmy się do nieprzytomności. Nawet Klaudia była tak nieświadoma tego co robi, że skończyło się na namiętnych pocałunkach z Wojtkiem. Robert przetańczył ze mną prawie całą noc. W sumie to niezły z niego tancerz, nie powiem! 
    Każdy kolejny dzień w ośrodku wyglądał podobnie. Wspólne śniadania z Lewandowskim, nasze wspólne rozmowy, basen, żarty... Tak było, aż do połowy lipca, kiedy kończył nam się już wypoczynek i trzeba było wracać na rodzinne Mazury. Z jednej strony chciałam już zobaczyć rodzinę, ale kiedy spotykałam się z myślą, że ja i Lewy będziemy musieli się pożegnać... Straszne... Za każdym razem przeszywał mnie dreszcz, którego uczucia nigdy nie chciałam poznać. Nie chciałam się z nim żegnać, ale taka jest kolej rzeczy. To co piękne, szybko mija... Robert musi wrócić do swojego piłkarskiego życia w Dortmundzie, a ja... A ja muszę w końcu wybrać studia. Z resztą, w dniu wyjazdu okazało się, że Klaudia jedzie na kilka dni do Wojtka, do Londynu, więc podróż powrotną miałam zapewnioną samotnie. Nie byłam na nią zła, a wręcz cieszyłam się, że jedzie do bramkarza Arsenalu. Ładnie razem wyglądają, tak na marginesie. Do końca nie wiedziałam jak wrócę do domu, bo miałyśmy obie, jechać z mamą Klaudii, ale gdy ona ostatniej nocy w ośrodku pojechała z Wojtkiem na samolot, plany troszkę się pokrzyżowały. 
-Masz wszystko?-usłyszałam głos za plecami. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam Roberta opierającego się o framugę drzwi. 
-Raczej tak... Jeszcze tylko szczoteczka do zębów i mogę jechać. Tata zaraz powinien być. -podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. Ach, ten jego wzrok... Dobra, ogar! Nie mogę się tak zatracać. 
-Zadzwonię jeszcze do niego-wyjęłam telefon z kieszeni i zaczęłam wpisywać numer telefonu mojego taty. Lewy wtedy podszedł i zabrał mi telefon. Patrzył się na mnie, patrzył i patrzył! Jeju, jak ja kocham te jego oczy, ten wzrok... 
-A ty już jesteś gotowy?-spytałam
-Oczywiście, że tak. Chodź...-złapał mnie za rękę i pociągnął na taras-Widzisz tamto miejsce?-wskazał palcem na niewielki budynek gdzie znajdował się tutejszy basen-To tam właśnie po raz pierwszy się spotkaliśmy. Kiedy cię złapałem i spojrzałem w oczy, poczułem się jak siedemnastolatek, który zakochał się pierwszy raz w swoim życiu. Tyle w tym ośrodku się działo. Poznałem Cię, rozmawialiśmy, żartowaliśmy-było pięknie, ale dziś... Nie potrafię znieść myśli, że mamy się pożegnać. Nie wyobrażam sobie tego. Coś co zawsze przychodziło mi z łatwością-pożegnania, dziś wydaje się najtrudniejszą rzeczą na świecie-znów na mnie spojrzał. To wszystko co mówił, było tak pełne ciepła. Promienie zachodzącego słońca padały na nasze twarze-Czy na prawdę musimy się żegnać?-spytał, podchodząc do mnie i obejmując mnie w pasie.
-Ja też nie chcę się żegnać Robert...-czułam jak do oczu napływają mi łzy, które za wszelką cenę próbowałam powstrzymać. 
-Więc czemu musimy to robić? Żegnać się... Czy nie możesz pojechać ze mną? Do Dortmundu... Tam znaleźć studia i tam mieszkać... Być ze mną...-te ostatnie słowa lekko mnie zszokowały-Kocham Cię, Lena...-zawahał się, ale po chwili przyciągnął do siebie i delikatnie pocałował, a ja odwzajemniłam pocałunek. W pewnym momencie zorientowałam się, że nie powinnam utrudnia nam tego rozstania, dlatego lekko odsunęłam się od Roberta.
-To nie takie proste i dobrze o tym wiesz...
-Co w tym trudnego? 
-Trudne jest życie z myślą, że zakochałeś się w osobie, w której nigdy nie powinieneś się zakochać. W osobie, która, kategorycznie nie jest dla Ciebie. Wiesz jak to jest, żywić uczucia do kogoś kto jest, aż Robertem Lewandowskim, najlepszym napastnikiem Bundesligi, obiektem westchnień wielu nastolatek, gwiazdą piłki nożnej, a ja? Ja jestem tylko Leną, z małego miasta, bez gromady przyjaciół, cicha, szara myszka, która nigdy w siebie nie wierzy... Kocham Cię, ale za każdym razem gdy o tym myślę boli mnie to, że nie mogę być z tobą bo jestem TYLKO Leną, a ty AŻ Robertem...-tym razem popłakałam się. Łzy płynęły mi po polikach a ja odwróciłam wzrok ku miejscu w którym pierwszy raz się spotkaliśmy. Piłkarz wziął moją twarz w swoje dłonie i odwrócił do siebie. 
-To śmieszne, bo to ja zawsze myślałem, że nie zasługuję na Ciebie. Na dziewczynę, pełną skromności i współczucia. Twoja dobro jest darem, Lena...-uśmiechnął się do mnie-Nie karz mi Cię prosić. Weź ten telefon-wskazał na moją komórkę, po czym dalej kontynuował-wykręć numer do rodziców i powiedz, że jedziesz ze mną. Do Dortmundu. Możesz powiedzieć, że będziesz szukała tam studiów, możesz powiedzieć cokolwiek chcesz, ale proszę... Nie karz nam się żegnać...-I znów mnie pocałował... Nie potrafiłam nic z siebie wydusić.  Z jednej strony, od początku naszej znajomości marzyłam o tym, żeby z nim być, żeby nigdy go nie zostawiać, żeby móc codziennie rano budzić się koło niego, być z nim na każdym jego meczu i zawsze słyszeć jego głos, ale dziś stało to się bardziej skomplikowane niż myślałam...Czułam się jakbym w głowie miała jakąś autostradę, przez którą jeżdżą setki myśli. Myślałam, myślałam i myślałam. Co mu powiedzieć? W końcu emocje wzięły górę, i postanowiłam....


________________________

Och, no to jest 5 rozdział. Jestem troszkę na siebie zła za to, że tak szybko wyznali sobie miłość, ale ile można opisywać ich przyjaźń w sanatorium, które powoli zaczynało mi się nudzić, więc dlatego też ten lekki skok w przyszłość (;. Mam nadzieje, że mi wybaczycie i rozdział wam się spodoba. Dziękuję za wszystko komentarze i do następnego :*