Obudziłam się wtulona w nagi tors Roberta. Ten jeszcze słodko spał dlatego postanowiłam go jeszcze nie budzić. Przyglądałam się mu i każdemu ruchu, który wykonał jeszcze słodko śpiąc. Głowa zapełniona wspomnieniami z ostatnich kilku miesięcy: sanatorium, wspólne poznanie, 'porwanie' do Dortmundu, wyjazd do Poznania, nasza wspólna noc... Wszystko biegało mi po głowię w tą i z powrotem. Lubiłam tak sobie wszystko poukładać w głowie, ale nie na długie dystanse. Po kilku, może kilkunastu, nie wiem straciłam totalnie poczucie czasowe, z resztą zawsze je traciłam kiedy gdzieś blisko mnie był napastnik Borussi Dortmund. W każdym bądź innym razie, swoje zamyślenia uznałam za dość monotonne, aby dalej trzymać je w umyśle. Podniosłam się i usiadłam na miękkim łóżku. Spojrzałam znów na mojego ukochanego, który rzeczywiście zadbał o to, żeby miło i przyjemnie spędzić ten weekend-odstresować się i zapomnieć o rzeczywistości choćby na chwilę. Postanowiłam, że nie będę czekała, aż ten się zbudzi, tylko od razu pobiegnę pod prysznic i postaram się przygotować coś na śniadanie, w ramach podziękowania za wspaniały pomysł na jaki wpadł, przywożąc mnie tutaj. Nachyliłam się nad nim i cmoknęłam delikatnie w nos. Nawet nie zauważyłam, że jego kąciki ust, delikatnie podniosły się ku górze. Odwróciłam się i już miałam wstawać z łóżka, kiedy nie kto inny jak Robert pociągnął mnie za rękę.
-Tylko tyle?-zachichotał otwierając oczy.
-A liczyłeś na coś?-odbiłam piłeczkę, odpowiadając pytaniem na pytanie.
-Ależ skądże, skarbie!-przyciągnął mnie do siebie i subtelnie złożył pocałunek na moich ustach. Potem te 'delikatne' pocałunki przerodziły się w coś bardziej dynamicznego i zachłannego. Czegoś z pasją i namiętnością. Przewrócił mnie na plecy i tym razem to on był nade mną. Uporczywie próbował ściągnąć, albo wręcz zerwać ze mnie górę od pidżam, która widocznie mu nie odpowiadała ;) . Gdy poczułam jego dłonie, na swoich biodrach zamieniłam się z nim 'miejscami' i tym razem wróciliśmy do początkowej wersji. Usiadłam na nim i uśmiechnęłam się pod nosem.
-No skarbie, uciekam pod prysznic.-odparłam, opanowując trochę nie tylko jego ale i moje szalone emocje.
-Podoba mi się to! Chodźmy.
-Sama-uśmiechnęłam się.
-Nie ukrywam mojego zażenowania-zaśmiał się a ja szybko zeszłam z niego i jakoś doczłapałam się do łazienki.
Schodząc na dół usłyszałam dość głośną muzykę dochodzącą z salonu, drewnianego domku. Mimowolnie na mojej twarzy zagościł szeroki, szczery uśmiech, gdy tylko weszłam do owego pomieszczenia a w nim zastałam tańczącego w rytm muzyki Roberta. Widać, że nieźle się bawił i musiał być wielce szczęśliwy. Gdy zobaczył mnie w drzwiach, od razu skocznym krokiem podszedł do mnie i złapał delikatnie moją rękę, przyciągając całe moje ciało do jego. Z początku nieśmiało weszłam w rytm muzyki ale kiedy tylko usłyszałam refren, zaczęłam dynamicznie tańczyć. Najwyraźniej spodobało się to Lewemu, który szybkim ruchem obrócił mnie wokół własnej osi, złapał po tym na ręce i przechylił mnie w stronę podłogi po czym namiętnie pocałował. Kiedy znów wróciliśmy do pozycji stojącej Robert złapał mnie za biodra i wystukiwał wszystkie rytmy piosenki.
-Zaraziłaś mnie tą pasją-szepnął do ucha.
-Cieszę się-zaśmiałam się i założyłam ręce na jego szyi-Będę miała z kim tańczyć na wszystkich, ale to wszyściutkich bankietach, imprezach, weselach...
-Polecam się-puścił oczko.
Tańczyliśmy tak dopóki nie skończyła się piosenka. 'Odkleiłam' się wtedy od tego wysokiego bruneta, który tak nieziemsko i nadzwyczajnie na mnie działał i wyciszyłam radio.
-No to jakie masz plany na dzisiaj?-spytałam
-Nie chce mi się siedzieć w tym domku-wyjrzał przez wielkie okno od południowej strony domku-Wyszło słońce. Co powiesz na romantyczny spacer po okolicy?
-Z chęcią!-skwitowałam-Daj mi tylko 10 minut. Przebiorę się w coś cieplejszego i możemy iść. Z resztą Ty też ubierz coś polarowego. Jeszcze mi zamarzniesz, bo wiesz... Jak dla mnie minus osiem stopni to naprawdę zimno, a wiesz jak bardzo lubię ciepło-wyszczerzyłam się.
-Wiem, wiem. Już idę mamo!
-Głupku-zaśmiałam się i powolnym dość krokiem udałam się prosto do naszej sypialni. Weszłam i od razu skierowałam swój chód do fioletowej walizki, która stała w rogu pokoju. Wyciągnęłam z niej ubrania i przebrałam się w chyba najwygodniejsze rzeczy jakie mi spakowano. Wychodząc z pokoju złapałam jeszcze za telefon, który schowałam w kieszeni kurtki, bo nie miałam ochoty tachać całej torebki. Gdy doszłam do przedpokoju, w którym właśnie Lewandowski ubierał kurtkę, czapkę i szalik dojrzałam w jego oczach pewne zdziwienie i ten jego szyderczy uśmieszek.
-Kochanie idziemy na spacer. Po lesie, nad jeziorem-zamarzniętym jeziorem, a nie na wybieg mody-puścił mi oczko.
-Wiem skarbie, ale co jeśli dorwie nas tu ktoś i zobaczy mnie ubraną w jakieś śniegowce, kurtkę narciarską i szalik mojej babci, który zakrywałby mi pół, albo nawet trzy czwarte twarzy?
-I tak byś mi się podobała.
-No na pewno! Chodź już-uśmiechnęłam się i ubrałam szalik po czym wyszliśmy.
Spacerowaliśmy sobie akurat gdzieś nad zamarzniętym obecnie jeziorem. Rozmawialiśmy tak naprawdę o wszystkim i o niczym. Śmialiśmy się i nawet troszkę plotkowaliśmy. Przy nim zawsze czułam się dobrze. To on potrafił mnie rozweselić i zawsze poprawić mi humor jak nikt inny. Czułam się jak na laurach. W glorii i chwale, uważam, że 'Robert' to najlepsze co mi się w życiu przytrafiło.
-No więc kochanie, jak spędzasz święta?-złapał mnie za rękę
-Wiesz, w sumie to wygląda i wychodzi na to, że w samotności. Klaudia u Wojtka, rodzice u cioci w Ameryce a ja posiedzę w Wigilie sama w Dortmundzie-wymusiłam uśmiech, bo szczerze to nie przypadło mi do gustu samotne spędzanie świąt, gdyż zawsze kojarzyłam je ze spotkaniami z rodziną, przyjaciółmi i wszystkimi najbliższymi osobami w moim życiu a w tym roku wszystko się zmieniło.
-Żartujesz?! Sama!? Nigdy, nigdy! W takim bądź razie spędzasz święta u mnie-skwitował.
-Ale skarbie, nie dostałam od Ciebie żadnego oficjalnego zaproszenia-puściłam mu oczko, a on wtedy przystanął, więc i ja zatrzymałam się.
-Leno Gilbert, oficjalnie zapraszam Cię na Święta Bożego Narodzenia u mnie w domu. Brakuje mi teraz tylko kwiatów i czekoladek do zaproszenia, ale to wynagrodzę Ci w najbliższym czasie ;)-zaśmiałam się, widząc jego minę.
-Dziękuję bardzo! Jesteś kochany!-cmoknęłam go w policzek.
-Moja mama przyjeżdża do mnie, więc w końcu będę miał szansę was zapoznać! Na pewno spodobasz się mojej mamie. Zawsze szukała dla mnie kogoś takiego jak Ty-zaśmiał się.
-Tak, no pewnie, bo ja jestem po prostu ideałem-zażartowałam.
-No jesteś, jesteś!
-Aj, daj spokój-zachichotałam i ruszyłam przed siebie omijając Roberta wąskim łukiem.
-Nigdy się ze mną nie sprzeczaj kotku, dobrze?-dogonił mnie.
-Bo co?-znów przystałam i spojrzałam na niego, krzyżując ręce na piersi.
-A no na przykład to-zaśmiał się i podszedł do mnie, przerzucając szybko i dynamicznie przez swoje lewe ramię. Zaczął iść w kierunku wielkiej zaspy dlatego też zaczęłam się wiercić i prosić aby mnie postawił z powrotem na ziemię ale oczywiście moje błagania i prośby tak naprawdę nic nie dały i po chwili oboje wylądowaliśmy w wielkiej stercie śniegu, który dzięki minusowej temperaturze stał się puszysty i delikatny. Rzucaliśmy się nim trochę zupełnie zapominając o całym świecie dookoła. Liczyło się tylko to, że jestem tam ja i on. Nic po za tym...
________________________
No to jest 16 :). Przepraszam, że tak późno, ale tak wyszło, że miałam angielski i niedawno wróciłam do domu i oczywiście pierwsze co zrobiłam to zabrałam się za opowiadanie. Dziś i jutro postaram się nadrobić wszystkie rozdziały u was i pozaglądać na blogi, które dopiero co zacznę czytać, więc proszę tylko o cierpliwość ;)
Zmieniłam wygląd bloga w tamtym tygodniu i bardzo chciałabym znać wasze opinie, więc błagam napiszcie czy wam się podoba! :) Będę wdzięczna.
Pozwolę sobie jeszcze wspomnieć o zakładce "Spam", w której bardzo bym was prosiła, żebyście pisały i informowały mnie o waszych blogach oraz nowych rozdziałach. Wtedy wszystko szybciej ogarnę. Z góry dziękuję ;*
No więc nie zanudzam więcej! Buziaki i do kolejnej środy ;*
środa, 29 maja 2013
środa, 22 maja 2013
Rozdział 15
1,5 miesiąca później
Obudził mnie Pink Floyd i ich wspaniała 'Another Brick In The Wall". Wygramoliłam się spod mojej cieplutkiej kołdry i podeszłam mizernie do okna. Pociągnęłam za dwie zasłony i odsłoniłam sobie widok na tę tak znienawidzoną przeze mnie porę roku-zimę. Tak, był właśnie grudzień, a temperatury dochodziły do -10 stopni Celsjusza. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 6:37. Za godzinę muszę już wychodzić na uczelnię dlatego szybko popędziłam na dół. Wręcz wbiegłam do kuchni i wyjęłam coś z lodówki, żeby przyrządzić i spożyć coś na śniadanie. W domu panowała cisza, spokój... Totalny spokój. Klaudia dostała już wolne na uczelni i teoretycznie miała jakieś wolne do sylwestra, więc wykorzystał to Wojtek, który zaprosił swoją dziewczynę do siebie-do Londynu. Za kilka dni też mam już 'ferie świąteczne', ale za to zero pomysłu co ze sobą zrobić. Rodzice jadą na wigilię do ciotki w Ameryce, więc mi pozostaje samotne siedzenie w święta w Dortmundzie.
Podeszłam do radia i postanowiłam przerwać tą męczącą ciszę, włączając moją ulubioną stację radiową. Akurat leciała piosenka, do której samowolnie nogi zaczęły mi tańcować. Poprawiłam sobie tym troszkę humor, tak na początek dnia. Oczywiście, moje harce po kuchni zinterpretowały totalne nieogarnięcie, co spowodowało niezmiernie szybkie i dynamiczne załatwienie mojej porannej rutyny. Ubrałam się i przy wyjściu z domu narzuciłam na siebie jeszcze ciepłą, skórzaną kurtkę. Postanowiłam, że na uczelnię dostanę się metrem, więc zanim doszłam do stacji usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a. Wyjęłam szybko swoją komórkę i uśmiechnęłam się, widząc na wyświetlaczu "Robert".
Obudził mnie Pink Floyd i ich wspaniała 'Another Brick In The Wall". Wygramoliłam się spod mojej cieplutkiej kołdry i podeszłam mizernie do okna. Pociągnęłam za dwie zasłony i odsłoniłam sobie widok na tę tak znienawidzoną przeze mnie porę roku-zimę. Tak, był właśnie grudzień, a temperatury dochodziły do -10 stopni Celsjusza. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 6:37. Za godzinę muszę już wychodzić na uczelnię dlatego szybko popędziłam na dół. Wręcz wbiegłam do kuchni i wyjęłam coś z lodówki, żeby przyrządzić i spożyć coś na śniadanie. W domu panowała cisza, spokój... Totalny spokój. Klaudia dostała już wolne na uczelni i teoretycznie miała jakieś wolne do sylwestra, więc wykorzystał to Wojtek, który zaprosił swoją dziewczynę do siebie-do Londynu. Za kilka dni też mam już 'ferie świąteczne', ale za to zero pomysłu co ze sobą zrobić. Rodzice jadą na wigilię do ciotki w Ameryce, więc mi pozostaje samotne siedzenie w święta w Dortmundzie.
Podeszłam do radia i postanowiłam przerwać tą męczącą ciszę, włączając moją ulubioną stację radiową. Akurat leciała piosenka, do której samowolnie nogi zaczęły mi tańcować. Poprawiłam sobie tym troszkę humor, tak na początek dnia. Oczywiście, moje harce po kuchni zinterpretowały totalne nieogarnięcie, co spowodowało niezmiernie szybkie i dynamiczne załatwienie mojej porannej rutyny. Ubrałam się i przy wyjściu z domu narzuciłam na siebie jeszcze ciepłą, skórzaną kurtkę. Postanowiłam, że na uczelnię dostanę się metrem, więc zanim doszłam do stacji usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a. Wyjęłam szybko swoją komórkę i uśmiechnęłam się, widząc na wyświetlaczu "Robert".
"Dzień dobry skarbie ;* Mam nadzieje, że kiedy tylko wyjdziesz z uczelni, pozwolisz się porwać na przyjemne popołudnie z Lewandowskim :)"
Lubiłam dostawać od niego takie smsy. Zawsze poprawiały mi humor, więc tak samo było i teraz. Po przeczytaniu kliknęłam przycisk "odpowiedz" i zabrałam się za pisanie treści.
"To zależy co masz na myśli mówiąc 'porwać na przyjemnie popołudnie' ;)"
Po chwili dostałam odpowiedź:
"Niespodzianka! Ale nie obawiaj się. Nic złego się nie stanie ;) W każdym bądź razie, przyjadę po Ciebie po Twoim ostatnim wykładzie. Kocham Cię ;* Do zobaczenia!"
Nic już mu nie odpisałam. Po prostu schowałam telefon z powrotem do torebki i wsiadłam do metra, które szybko 'podwiozło' mnie przed gmach uczelni.
~//~
Zajęcia skończyły się o godzinie 13:45, więc przechodząc przez wielkie drzwi wyjściowe budynku, zaczęłam szukać wzrokiem tego wysokiego, wysportowanego bruneta, który tak wiele dla mnie znaczył. Patrząc cały czas przed siebie odstawiałam kroki, idąc lekko do tyłu, starając się uzyskać lepszą widoczność. Zrezygnowana kilku minutowymi poszukiwaniami napastnika Borussi, odwróciłam się i nagle poczułam czyjeś usta na swoich. Z początku nie wiedziałam kto to, ale kiedy się ode mnie odsunął zobaczyłam tego Roberta, którego tak dobrze znam. Uśmiech sam pojawił mi się na twarzy i nie musiałam długo czekać na odwzajemnienie tego gestu.
-Uważaj czasem jak chodzisz skarbie-puścił mi oczko.
-Dobrze, że w ostateczności wpadłam na Ciebie-uśmiechnęłam się.
-Nie wyobrażam sobie innych okoliczności-złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego ciemnego auta. Otworzył mi drzwi i kazał wsiąść. Zrobiłam to co mi nakazał i wygodnie usadowiłam się w ciepłym fotelu. Robert po chwili siedział już za kierownicą i odpalał samochód, a ja pocierałam swoje dłonie z nadzieją, że może trochę będzie mi cieplej.
-Zimno Ci?
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo!-uśmiechnęłam się w jego stronę, a ten wyciągnął rękę w celu otworzenia szuflady w samochodzie, z której wyjął termos z herbatą i podał mi go.
-Widzisz jak to dobrze, że mnie masz?-zażartował i ruszył. Ja rozgrzewałam sobie ręce, aż do momentu, w którym spostrzegłam się, że tak naprawdę nie jedziemy w stronę ani mojego, ani jego domu.
-Robert...-zaczęłam niepewnie-gdzie Ty mnie wywozisz, tak właściwie?
-Gdybym Ci powiedział to nie byłoby niespodzianki.
-Powiedz tylko, że nie zorganizowałeś jakiegoś wyjazdu, czy coś takiego.
-Może...-uniósł brwi.
-Naprawdę?-wbiłam swój wzrok w niego.
-To tylko jeden weekend skarbie.
-Boże, gdzie?!
-Na przedmieścia Dortmundu, a z resztą! Zobaczysz! Nie denerwuj się. Za jakieś 30 minut będziemy i wszystkiego się dowiesz-uśmiechnął się i wrócił do prowadzenia swojego opla. Ja lekko znudzona oglądaniem, a bardziej podziwianiem białego otoczenia, włączyłam radio, a kiedy usłyszałam jedną z moich ulubionych piosenek zwiększyłam głośność i zaczęłam podśpiewywać, a potem to nawet Lewy się przyłączył i oboje tak spędziliśmy tą podróż.
~//~
Czarne auto zaparkowało przy pięknym drewnianym domku. Wysiadłam z auta, a mój towarzysz podszedł do bagażnika i wyjął jedną walizkę. Zdziwiłam się trochę, bo nie miałam żadnych rzeczy ze sobą, a bagaż był tylko jeden. Jak się później okazało były tam tylko moje rzeczy, a Roberta są już w domku. Otwierając drzwi wejściowe, moim oczom ukazał się widok na przepiękny, cieplutki, skromny domek na przedmieściach 'wielkiego' miasta. Taka ewidentna cisza i spokój. Po prostu żyć nie umierać. No może jedynym minusem we wszystkim tym, była bardzo niska temperatura nie tylko na zewnątrz ale i w środku.
-Wziąłeś mi jakiś cieplejszy sweter?-spojrzałam na napastnika, zanoszącego bagaż do jednego z pokoi. Powędrowałam za nim i stanęłam w drzwiach, opierając się o drewnianą, framugę drzwi.
-Powinien być w walizce. Zostawiam Cię samą na chwilkę, a ja lecę coś upichcić dla Ciebie-podszedł do mnie i pocałował mnie w nos, po czym wyszedł, a ja przebrałam się w zwykłe jeansy, t-shirt i ciepły, granatowy, wełniany sweterek. Wyszłam z sypialni i powędrowałam do salonu, który połączony był z aneksem kuchennym. Oparłam się o wysoki blat, wpatrując się w Roberta.
-Może Ci pomogę?
-O nie, nie! Zabrałem Cię tutaj, żebyś odpoczęła, bo wiem jak bardzo zabiegana teraz jesteś. Uczelnia, Klaudia...Ja-dodał po chwili i uśmiechnął się.
-Co to w ogóle za domek?-odwróciłam wzrok i obejrzałam się dookoła.
-Wynająłem go na ten weekend. Pomyślałem, że zrobię Ci taką niespodziankę i mam nadzieje, że Ci się podoba-na jego twarzy znów wymalował się szczery uśmiech.
-Wszystko byłoby piękniejsze, gdybyś rozpalił w tym kominku-wskazałam na spory piec, wbudowany w ścianę w salonie.
-Już się robi księżniczko-wyszedł zza blatu i pocałował mnie w czoło.
-To ja dokończę to krojenie-uśmiechnęłam się i podeszłam do deski.
-Ciesz się, że pozwalam Ci na te kilka minut coś robić, bo zamierzam trzymać Cię w łóżku, na kanapie, sofie, krześle, stole czymkolwiek przez najbliższe dwa dni.
-Czemu?-uniosłam lekko głowę.
-Bo tu masz odpoczywać a nie pracować.
Po przyrządzeniu kolacji postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Okazało się, że kablówka dziś nie działa, a jedyne filmy jakie zabrał ze sobą Lewandowski to horrory, więc po nalaniu wina, opatuleniu się w mięciutki koc, włączyliśmy DVD i usadowiliśmy się wygodnie na kanapie w salonie. Przytulona do Roberta zaczęłam oglądać film. Nie lubiłam za bardzo tego rodzaju filmów, gdyż zawsze się bałam ich oglądać.
-Jeśli się boisz możesz krzyczeć, przytulać się, całować...-przegryzł dolną wargę i zaśmiał się.
-Dzięki, będę pamiętać-puściłam mu oczko i wtuliłam się w niego, kładąc przy tym swoją głowę na jego klatce piersiowej. Film skończył się koło 22, a my nadal tak siedzieliśmy. Mogłabym tak całą noc, albo jeszcze dłużej. W pewnym momencie poczułam jak Robert całuje mnie subtelnie w usta. Po takim pocałunku jego, a raczej już nasze pocałunki stały się bardziej zachłanne. Teraz to ja leżałam na sofie a Lewandowski nade mną. Całował mnie w szyje i zaczął walczyć z moją bluzką. Po chwili sama się mu oddałam i Lewy wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
_________________________________
Ok, jest 15! :) Poczułam nagły powrót weny i strasznie, strasznie zachciało mi się pisać. Mam lekkie zawirowanie w szkole, bo ostatnio trochę więcej czasu poświęciłam nauce, a do tego dochodzą przygotowania do turnieju tanecznego, więc to oznacza dodatkowe siedzenie na sali i ćwiczenie naszych duetów i solówek. Dobra, nie zanudzam. Jeszcze tylko podziękuję za taką ogromną ilość komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Nigdy nie spodziewałam się, że ten blog przyciągnie tylu czytelników. Dzięki wielkie ♥ Do następnego ;* Buziaki!
czwartek, 16 maja 2013
Rozdział 14
Lena
Nasze dalsze 'wakacje' w Poznaniu minęły bardzo przyjemnie. Oboje spędziliśmy trochę czasu wspólnie, śmiejąc się, żartując i rozmawiając. Po części cieszyłam się, że już wracamy do Dortmundu, bo jakby nie było brakowało mi trochę rozmów i plotek z Klaudią.
Usłyszeliśmy głos dochodzący z głośników lotniska i udaliśmy się na odprawę, która na szczęście przebiegła bardzo szybko. Po 20 minutach siedzieliśmy już na swoich miejscach w samolocie. Oczywiście, jak to Robert, kupił chyba najdroższe możliwe bilety, bo lecieliśmy naprawdę luksusowo. Lot trwał półtorej godziny. Kiedy wysiedliśmy na lotnisku w Dortmundzie i odebraliśmy bagaże, od razu wręcz popędziliśmy na parking, gdzie przed kilkoma dniami zostawiliśmy tam auto Lewandowskiego. Wsiadając do samochodu poczułam intensywny zapach nowej tapicerki i skórzanych siedzeń. Trzeba przyznać-brakowało mi tego zapachu, przez ostatni tydzień. Usiadłam wygodnie w fotelu i zapięłam pasy. Napastnik jeszcze kręcił się w tą i z powrotem. Kiedy w końcu wszystko wróciło do normy, a walizki umieszczone zostały w bagażniku, ruszyliśmy z piskiem opon. Robert to wielki pasjonat samochodów i naprawdę nie mam zielonego pojęcia jak ktoś-mając na myśli ekipy z BVB, rodziny i znajomych, wytrzymują spokojnie jazdę z piłkarzem. Jeździ tak szybko, że w pół godziny dojechaliśmy do jego domu. Jak zwykle czystość i niesamowicie ogromny porządek przywitały nas w progu. Robert przytachał w końcu swoją walizkę i zaprosił mnie do kuchni.
-To co gotujemy?-spytał patrząc na zegarek.
-Zacznijmy od tego, że nie ma nic w lodówce-podeszłam do niego i pocałowałam, a on złapał i objął mnie w pasie.
-To może zanim zabierzemy się na zakupy to...-pocałował mnie w policzek bardzo delikatnie i powoli zaczął muskać moją szyję.
-Nie, nie skarbie-uśmiechnęłam się i odsunęłam głowę, zarzucając przy tym swoje ręce na jego szyi.-Po pierwsze jedziemy zrobić zakupy, bo mi się zagłodzisz. Po drugie: Czy Ty nie potrafisz utrzymać dystansu na kilka dni?-zaśmiałam się, po czym dostałam soczystego buziaka.
-Źle na mnie działasz, bo jak na Ciebie patrzę to myślę tylko i wyłącznie o jednym...
-O tym, co ugotuję Ci dziś na obiad, hm?-uniosłam brwi
-Niech Ci będzie, ale wiedz, że miałem na myśli co innego-puścił mnie z objęć i podszedł do szafki, wyciągając przezroczystą szklankę, wypełniając ją do połowy wodą mineralną.-Dobrze, więc chodź do tego sklepu, bo rzeczywiście jestem głodny-zarzuciłam na siebie wełniany sweter i wyszłam z domu. Znów wsiadłam do auta, w którym, dosłownie za kilka chwil pojawił się Lewy.
Weszliśmy do domu, pełni toreb z zakupami. Od razu powędrowałam do kuchni rozpakować wszystko, a napastnik Borussi pobiegł odebrać dzwoniący telefon. Nie wiele usłyszałam z jego rozmowy z jakąś osobą, więc nie byłam w stanie nic z niej wywnioskować. Włożyłam ostatnie produkty do lodówki, kiedy zorientowałam się, że Lewandowski stoi oparty o framugę drzwi i mi się przygląda. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam wyciągać wszystko co potrzebne będzie na nasz dzisiejszy obiad. Cały czas nie przestawał się przyglądać.
-Brakowało mi tego-oznajmił-Tak jest o niebo lepiej. Nie muszę sam przesiadywać cały czas w domu i samotnie spożywać każdy posiłek-uniósł lekko prawy kącik swoich jasnych ust.
-Cieszę się-uśmiechnęłam się pod nosem, nie przerywając dotychczasowej czynności. Po chwili ciszy kontynuowałam-Kto dzwonił?
-Łukasz. Urządza dziś z Ewą grilla. Kupili nowego, to wiesz... Trzeba uczcić-zaśmiał się-No i zaprosili mnie oraz poprosili, żebym przekazał Tobie, że również jesteś zaproszona.
-I co powiedziałeś?
-Że oboje wpadniemy :)
-Oni wiedzą?
-O czym?
-O nas...-podniosłam wzrok. Po raz pierwszy w życiu powiedziałam o mnie i o Robercie w taki sposób.
-Nie mówiłem im. Z resztą nikt nie wie, chyba, że mówiłaś Klaudii-na jego twarzy znów zagościł serdeczny uśmiech.
-Nic nikomu nie mówiłam.
-Więc, dziś będzie wspaniała okazja by oznajmić wszystkim, że jesteśmy razem.-prze szczęśliwy, zabrał się za krojenie warzyw.
Dobijała właśnie godzina 18, więc już czas zbierać się na przyjęcie u Piszczków. Nawet nie zdążyłabym wrócić do swojego mieszkania, więc wszystkie potrzebne rzeczy, takie jak toaleta i zmiana ubioru na coś elegantszego załatwiłam w domu Lewandowskiego. Punkt 18:07 przekręcaliśmy zamkiem w drzwiach domu Roberta i wsiadaliśmy do samochodu. Jak to on-jechał szybko, ale nadal ostrożnie. Szybko znaleźliśmy się pod domem Łukasza i Ewy. Wysiadłam z samochodu i zamknęłam za sobą drzwi a kiedy się odwróciłam byłam totalnie zaskoczona, że napastnik jest już za mną i czule całuje mnie w usta.
-Gotowa?-spytał z wielkim podekscytowaniem.
-Na co? -spytałam oszołomiona.
-Na to by im oznajmić o nas.
-Oczywiście, że jestem-uśmiechnęłam się i udałam się w stronę drzwi, które po chwili się otworzyły a w nich stała śliczna brunetka i jej wysoki blond włosy mąż.
-Witajcie w naszych skromnych progach!-Łukasz rozłożył ręce w geście zaproszenia do środka.
-Skarbie, czy Ty zawsze musisz robić z siebie takiego bałwana? Nie mogłeś ich po prostu i po ludzku zaprosić do środka-zaśmiała się-Wchodźcie, wchodźcie! Już wszyscy czekają na was w ogrodzie.
-Mówiłem żebyś się szybciej zbierała skar...-urwał i opamiętał się, za co i tak oberwał ode mnie lekko w głowę, po czym oboje się zaśmialiśmy. Przeszliśmy przez piękny, przestronny salon i mijając próg ujrzeliśmy tyle znajomych twarzy. Klaudia, Marco, Kuba z Agatą, Mats, Roman z żoną, Mario i wiele, wiele innych znanych nam osób.
-Siadajcie!-usłyszeliśmy głos Łukasza.
-Właściwie to chcieliśmy wam coś powiedzieć-Robert spojrzał na mnie i objął mnie swoją ręką, której dłoń spoczywała teraz na moim biodrze-Ja i Lena jesteśmy razem-wymamrotał, jakby w ogóle się nie stresował. Może i tak było... W każdym razie wszyscy wyglądali bardzo zabawnie z taką miną zdziwienia, ale i równocześnie szczęścia. Po chwili z ogrodowej ławki podniosła się Klaudia.
-Jezu, jak mogłaś mi wcześniej nie powiedzieć?!-pytała lekko oburzona, ale to było raczej 'oburzenie po przyjacielsku'. Podeszła, objęła mnie i pocałowała w policzek-No, gratulacje!
-Mówiłem wam, że ta dwójka będzie razem po tym wyjeździe do Poznania-skwitował Kuba-Mats wisisz mi piwo-zwrócił się do niego i zaśmiał.
Resztę wieczoru spędziliśmy jak zwykle miło. Męska część grillowała na świeżym, ciepłym powietrzu a reszta czyli wszystkie kobiety, siedziałyśmy w kuchni przyrządzając jakąś sałatkę i opowiadałam im o całym naszym (moim i Roberta) wyjeździe. Koło 24, Robert podwiózł mnie i Klaudię do naszego mieszkania. Wróciłam padnięta całym dzisiejszym dniem, więc pierwsze co zrobiłam po powrocie to wzięłam prysznic i położyłam się spać. Nie musiałam dużo marzyć, jak to zawsze przed snem, gdyż odleciałam nadzwyczajnie szybko.
__________________________
Ok, jest 14. Miał być wczoraj, ale miałam pełno obowiązków do szkoły. Jak już pewnie większość z was wie, rozdziały będę dodawała teraz w każdą środę, gdyż totalnie brakuje mi czasu, żeby dodawać dwa razy w tygodniu.
Planuję nowy nagłówek i wygląd bloga, więc teraz na tym się skupię i postaram się coś wymyślić ciekawego.
Jeśli chodzi o wasze blogi, to ostatnio nie miałam kiedy komentować i za bardzo nawet czytać, więc jeśli na jakimkolwiek blogu, które z reguły komentuję, nie pojawił się mój monolog, to tylko i wyłącznie z racji tego, że nie miałam czasu. Wszystko zaraz nadrobię i skomentuję. :)
Widzimy się w kolejną środę. Buziaki ;*
-To co gotujemy?-spytał patrząc na zegarek.
-Zacznijmy od tego, że nie ma nic w lodówce-podeszłam do niego i pocałowałam, a on złapał i objął mnie w pasie.
-To może zanim zabierzemy się na zakupy to...-pocałował mnie w policzek bardzo delikatnie i powoli zaczął muskać moją szyję.
-Nie, nie skarbie-uśmiechnęłam się i odsunęłam głowę, zarzucając przy tym swoje ręce na jego szyi.-Po pierwsze jedziemy zrobić zakupy, bo mi się zagłodzisz. Po drugie: Czy Ty nie potrafisz utrzymać dystansu na kilka dni?-zaśmiałam się, po czym dostałam soczystego buziaka.
-Źle na mnie działasz, bo jak na Ciebie patrzę to myślę tylko i wyłącznie o jednym...
-O tym, co ugotuję Ci dziś na obiad, hm?-uniosłam brwi
-Niech Ci będzie, ale wiedz, że miałem na myśli co innego-puścił mnie z objęć i podszedł do szafki, wyciągając przezroczystą szklankę, wypełniając ją do połowy wodą mineralną.-Dobrze, więc chodź do tego sklepu, bo rzeczywiście jestem głodny-zarzuciłam na siebie wełniany sweter i wyszłam z domu. Znów wsiadłam do auta, w którym, dosłownie za kilka chwil pojawił się Lewy.
Weszliśmy do domu, pełni toreb z zakupami. Od razu powędrowałam do kuchni rozpakować wszystko, a napastnik Borussi pobiegł odebrać dzwoniący telefon. Nie wiele usłyszałam z jego rozmowy z jakąś osobą, więc nie byłam w stanie nic z niej wywnioskować. Włożyłam ostatnie produkty do lodówki, kiedy zorientowałam się, że Lewandowski stoi oparty o framugę drzwi i mi się przygląda. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam wyciągać wszystko co potrzebne będzie na nasz dzisiejszy obiad. Cały czas nie przestawał się przyglądać.
-Brakowało mi tego-oznajmił-Tak jest o niebo lepiej. Nie muszę sam przesiadywać cały czas w domu i samotnie spożywać każdy posiłek-uniósł lekko prawy kącik swoich jasnych ust.
-Cieszę się-uśmiechnęłam się pod nosem, nie przerywając dotychczasowej czynności. Po chwili ciszy kontynuowałam-Kto dzwonił?
-Łukasz. Urządza dziś z Ewą grilla. Kupili nowego, to wiesz... Trzeba uczcić-zaśmiał się-No i zaprosili mnie oraz poprosili, żebym przekazał Tobie, że również jesteś zaproszona.
-I co powiedziałeś?
-Że oboje wpadniemy :)
-Oni wiedzą?
-O czym?
-O nas...-podniosłam wzrok. Po raz pierwszy w życiu powiedziałam o mnie i o Robercie w taki sposób.
-Nie mówiłem im. Z resztą nikt nie wie, chyba, że mówiłaś Klaudii-na jego twarzy znów zagościł serdeczny uśmiech.
-Nic nikomu nie mówiłam.
-Więc, dziś będzie wspaniała okazja by oznajmić wszystkim, że jesteśmy razem.-prze szczęśliwy, zabrał się za krojenie warzyw.
Dobijała właśnie godzina 18, więc już czas zbierać się na przyjęcie u Piszczków. Nawet nie zdążyłabym wrócić do swojego mieszkania, więc wszystkie potrzebne rzeczy, takie jak toaleta i zmiana ubioru na coś elegantszego załatwiłam w domu Lewandowskiego. Punkt 18:07 przekręcaliśmy zamkiem w drzwiach domu Roberta i wsiadaliśmy do samochodu. Jak to on-jechał szybko, ale nadal ostrożnie. Szybko znaleźliśmy się pod domem Łukasza i Ewy. Wysiadłam z samochodu i zamknęłam za sobą drzwi a kiedy się odwróciłam byłam totalnie zaskoczona, że napastnik jest już za mną i czule całuje mnie w usta.
-Gotowa?-spytał z wielkim podekscytowaniem.
-Na co? -spytałam oszołomiona.
-Na to by im oznajmić o nas.
-Oczywiście, że jestem-uśmiechnęłam się i udałam się w stronę drzwi, które po chwili się otworzyły a w nich stała śliczna brunetka i jej wysoki blond włosy mąż.
-Witajcie w naszych skromnych progach!-Łukasz rozłożył ręce w geście zaproszenia do środka.
-Skarbie, czy Ty zawsze musisz robić z siebie takiego bałwana? Nie mogłeś ich po prostu i po ludzku zaprosić do środka-zaśmiała się-Wchodźcie, wchodźcie! Już wszyscy czekają na was w ogrodzie.
-Mówiłem żebyś się szybciej zbierała skar...-urwał i opamiętał się, za co i tak oberwał ode mnie lekko w głowę, po czym oboje się zaśmialiśmy. Przeszliśmy przez piękny, przestronny salon i mijając próg ujrzeliśmy tyle znajomych twarzy. Klaudia, Marco, Kuba z Agatą, Mats, Roman z żoną, Mario i wiele, wiele innych znanych nam osób.
-Siadajcie!-usłyszeliśmy głos Łukasza.
-Właściwie to chcieliśmy wam coś powiedzieć-Robert spojrzał na mnie i objął mnie swoją ręką, której dłoń spoczywała teraz na moim biodrze-Ja i Lena jesteśmy razem-wymamrotał, jakby w ogóle się nie stresował. Może i tak było... W każdym razie wszyscy wyglądali bardzo zabawnie z taką miną zdziwienia, ale i równocześnie szczęścia. Po chwili z ogrodowej ławki podniosła się Klaudia.
-Jezu, jak mogłaś mi wcześniej nie powiedzieć?!-pytała lekko oburzona, ale to było raczej 'oburzenie po przyjacielsku'. Podeszła, objęła mnie i pocałowała w policzek-No, gratulacje!
-Mówiłem wam, że ta dwójka będzie razem po tym wyjeździe do Poznania-skwitował Kuba-Mats wisisz mi piwo-zwrócił się do niego i zaśmiał.
Resztę wieczoru spędziliśmy jak zwykle miło. Męska część grillowała na świeżym, ciepłym powietrzu a reszta czyli wszystkie kobiety, siedziałyśmy w kuchni przyrządzając jakąś sałatkę i opowiadałam im o całym naszym (moim i Roberta) wyjeździe. Koło 24, Robert podwiózł mnie i Klaudię do naszego mieszkania. Wróciłam padnięta całym dzisiejszym dniem, więc pierwsze co zrobiłam po powrocie to wzięłam prysznic i położyłam się spać. Nie musiałam dużo marzyć, jak to zawsze przed snem, gdyż odleciałam nadzwyczajnie szybko.
__________________________
Ok, jest 14. Miał być wczoraj, ale miałam pełno obowiązków do szkoły. Jak już pewnie większość z was wie, rozdziały będę dodawała teraz w każdą środę, gdyż totalnie brakuje mi czasu, żeby dodawać dwa razy w tygodniu.
Planuję nowy nagłówek i wygląd bloga, więc teraz na tym się skupię i postaram się coś wymyślić ciekawego.
Jeśli chodzi o wasze blogi, to ostatnio nie miałam kiedy komentować i za bardzo nawet czytać, więc jeśli na jakimkolwiek blogu, które z reguły komentuję, nie pojawił się mój monolog, to tylko i wyłącznie z racji tego, że nie miałam czasu. Wszystko zaraz nadrobię i skomentuję. :)
Widzimy się w kolejną środę. Buziaki ;*
środa, 8 maja 2013
Rozdział 13
Lena
Obudziłam się koło 11. Promienie słońca przebiły się przez jasne zasłony, a ja poczułam dotyk jego dłoni, na moim ramieniu. Nie wierzę w to co się stało. Czy ja naprawdę go kocham? Robert głaskał mnie delikatnie, jakby nie chciał mi nic zrobić. Kiedy zobaczył, że już nie śpię, lekko uśmiechnął się w moją stronę, ukazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. Odwzajemniłam uśmiech i wtedy Lewandowski cmoknął mnie w czoło. Było mi tak dobrze u jego boku i gdybym tylko mogła, to chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie.
-Dzień Dobry-szepnął-Jak się spało?
-Dobrze-uśmiechnęłam się i usiadłam na łóżku. Przeciągnęłam się i odwróciłam do napastnika, który opierał się o oparcie łóżka. Sięgnęłam pod poduszkę i wyciągnęłam swój telefon. Nacisnęłam przycisk i na ekranie wyświetliła mi się dokładnie godzina 11:06.-Idę do łazienki-oświadczyłam
-W porządku. Ja lecę zrobić śniadanie i gdy będzie już stygło i na Ciebie czekało, to krzyknę po Ciebie... Albo, nawet przyjdę-tym razem to on się uśmiechnął i wygramolił się z łóżka. Kiedy kierował się już do drzwi, podszedł do łoża, na którym oboje dziś spaliśmy i po raz kolejny cmoknął mnie, ale tym razem w policzek. Siedziałam tak w osłupieniu, po tym wszystkim co się wczoraj, a tak właściwie to i dziś stało. Gdy wyszłam spod cieplutkiej kołdry, podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej pierwsze lepsze ubrania i udałam się do łazienki. Wzięłam ciepły prysznic, ubrałam się, umalowałam i wyszłam, ciągle zastanawiając się czy to co czuję do Roberta jest prawdziwe i szczerze. A co jeśli to tylko przejściowe zauroczenie, które po jakimś czasie po prostu mi się znudzi? Ale chwila, Lena! Przecież nie poszłabyś do łóżka z byle kim. Z kimś, do którego nic nie czujesz! Ogarnij się, Gilbert!
Lewy właśnie smarował tosty serkiem i zaparzał kawę, kiedy weszłam do kuchni. Oparłam się o framugę drzwi i spoglądałam jak mój towarzysz krząta się po pomieszczeniu. Zaśmiałam się i wtedy Robert zorientował się, że już zeszłam na dół.
-I co się tak śmiejesz, co?-sam zachichotał
-Z niczego. Po prostu, to zabawne, jak próbujesz zrobić kilka rzeczy na raz, ale nie potrafisz-uśmiechnęłam się.
-Ja, nie potrafię?-zdziwił się, ale nie przestawał się śmiać-Chyba, nie wiesz co mówisz.-podszedł do mnie blisko i objął. Jego ręce leżały właśnie na moich biodrach, a on tymi swoimi nieziemsko błękitnymi oczami, spoglądał w moje ciemne tęczówki. Zbliżył swoje usta do moich i już prawie ich dotknął, ale nie chciałam, żeby tak to się skończyło.
-Chyba musimy pogadać-odparłam i poczułam jego oddech.
-O czym?
-O tym co się wczoraj wydarzyło...
-Żałujesz tego?-obleciał mnie spojrzeniem
-Wiesz, normalnie przyjaciele nie chodzą razem do łóżka i...-przerwał mi
-Jeśli żałujesz, to po prostu spójrz mi w oczy i to powiedz.
-Nie mogę tego powiedzieć, bo tak nie jest. Nie żałuję tego co się stało.
-Kocham Cię-szepnął-ale muszę wiedzieć, czy Ty też coś do mnie czujesz...-powiedział nieśmiało
-Gdybym nic do Ciebie nie czuła nie poszłabym z Tobą do łóżka. Przecież wiesz, że nie sypiam z byle kim...-uśmiechnęłam się do niego, a on delikatnie musnął moje usta. Teraz już wiedziałam, że nie potrafię być 'tylko przyjaciółką' i cieszyłam się z tego, że w końcu to sobie uświadomiłam.
-Więc... To znaczy, że jesteśmy parą, tak?-spytał z takim wzrokiem, jakby wiedział, że odpowiem potwierdzająco.
-No nie wiem...-założyłam ręce na jego szyję-Nie pytałeś-zaśmiałam się.
-Leno, czy chciałabyś zostać moją dziewczyną?-zachichotał
-Tak głuptasie.-objęłam jego szyję i pocałowałam namiętnie, a po chwili poczułam jak unoszę się nad ziemię i kręcę się w objęciach Roberta.
-Kocham Cię. Mówiłem Ci już to?-uśmiechnął się.
-Jakieś kilka razy-uniosłam brwi do góry i pokiwałam głową.
__________________________
Ok, więc zacznę od tego, że BARDZO was przepraszam, że nie napisałam nic w niedzielę, ale zupełnie nie miałam czasu. W moim domu, od weekendu, panują generalne porządki przed przyjazdem rodziny z Niemiec i jestem mega zabiegana, stąd też tak krótki i nijaki rozdział ;c Mam nadzieje, że mi wybaczycie i nie zabijecie :) Do następnego ;*
środa, 1 maja 2013
Rozdział 12
Lena
Pierwszego dnia,
po przyjeździe Robert zabrał mnie na starówkę i udało nam się zwiedzić
wspaniały Poznań. Zakochałam się w tym mieście. Pierwszy raz tu byłam i moje
wrażenia jak najbardziej pozytywne. Ludzie podchodzili do nas i prosili o
autografy oraz zdjęcia. Trafiło się nawet kilku dziennikarzy, którzy zaczepili
mnie, podczas wieczornego spaceru i twierdzili, że jestem dziewczyną
najlepszego napastnika Bundesligi. Z początku to mnie wpieniało, i to dobitnie, ale po dwóch
dniach, przyzwyczaiłam się do tego i najzwyczajniej w świecie, zaczęłam sobie
to lekceważyć, twierdząc, że i tak nic o nas nie napiszą, bo w końcu nie mają
podstaw, żeby zrobić z nas parę.
Gotowałam obiad, kiedy Robert otwierał
drzwi wejściowe do ‘naszego’ tymczasowego domu. Usłyszałam jak wiesz kurtkę i
zdejmuje buty w przedpokoju. Wiedział,
że nie lubię jak ktoś łazi mi w butach po domu.
-Gdzie
jesteś?-usłyszałam jego głos
-W kuchni-w
tym momencie poczułam jego dłonie na moich oczach, które uniemożliwiły mi kontynuowanie
mojej obecnej pracy.-Zwariowałeś! Nie widzisz, że coś robię-droczyłam się.
-Mam dla
Ciebie niespodziankę-szepnął mi do ucha, a ja poczułam jego oddech na mojej
szyi. Zadrżałam.
-Nie
wygłupiaj się-zachichotałam, po czym zostałam szybko odwrócona w stronę Lewego,
który delikatnie zabierał swoje dłonie z moich powiek. Zobaczyłam go,
trzymającego wielki bukiet kwiatów, a w drugiej ręce miał przy sobie dwa
bilety.
-Ta da!
-Jezu,
Robert! Z jakiej to okazji?-zdziwiłam się kiedy wręczył mi chyba setki
kolorowych tulipanów.
-Przez to
wszystko co się ostatnio działo, nie zdążyłem Ci nawet podziękować za to
wszystko. Za to, że jesteś tu ze mną i ciągle mnie wspierasz.-uśmiechnął się-A
no i za to, że codziennie rano budzę się, schodzę na dół, a tu przepiękna
kobieta, gotuje mi śniadanie. Albo, gdy wracam z miasta i widzę na stole
przepyszny obiad. Po prostu dziękuję!
-Oj, Robert!
To ja dziękuję! Nie musiałeś-wyszczerzyłam się i powąchałam bukiet, który
pachniał ogromną świeżością i delikatnością.-Ale wiesz… Z tą „przepiękną
kobietą” to przesadziłeś!
-Z niczym nie
przesadziłem!-zaśmiał się-No, a teraz to liczę na ogromnego całusa, za te starania-rozłożył
ręce, jakby prosił się, żeby ktoś do niego podszedł. Nie chciałam być wredna,
więc przytuliłam go i na jego policzku złożyłam ciepłego całusa.
-Liczyłem na
coś więcej, ale niech Ci już będzie-znów usłyszałam jego ciepły śmiech-No, a
teraz jeszcze jeden prezent!-podniósł rękę, w której, tak jak przypuszczałam
trzymał bilety-Zabieram Cię dziś na mecz Twojej ulubionej polskiej drużyny,
Lecha Poznań.
-Co Ty
dzisiaj taki dobroczynny się zrobiłeś?
-A nie
podobam Ci się taki?
-Nie no! Nie
narzekam! Co ty!-przytuliłam go w geście podziękowania.-To o której grają?
-O 16:45.
-Jej, w końcu
zobaczę na żywo Teodorczyka!-uśmiechnęłam się ze szczęścia, a Robert był wyraźnie
zdziwiony.
-Co Ty się
tak nim zachwycasz?-spytał, chyba lekko poirytowany.
-No co?
Świetnie gra, jest młody i… przystojny, jakby nie było!-zaakcentowałam ostatnie
słowa i zwróciłam wzrok na Lewandowskiego, opierającego się właśnie o jasny
blat kuchenny.
-Świetnie
gra, młody, przystojny!? Czyż ja taki nie jestem?-zachichotał .
-Twoja
skromność mnie przeraża!
-Jakież to
zabawne, skarbie!-uśmiechnął się.
-Nie zapędzaj
się tak, kochaniutki!-zganiłam go palcem, lekko się śmiejąc. Dokończyłam
przygotowywanie obiadu i oboje zasiedliśmy do stołu. Spożyliśmy posiłek i
spojrzeliśmy na zegarek. Dochodziła właśnie 15:20, więc szybko ulotniłam się na
górę do mojej, a tak właściwie to rodziców Roberta sypialni i zaczęłam
zastanawiać się w co się ubrać. Nie miałam bluzki Lecha Poznań, bo jedyną jaką
miałam zostawiłam na Mazurach, w rodzinnym domu. Zarzuciłam na siebie pierwszą
lepszą bluzkę, którą miałam pod ręką. Wyszłam z sypialni i szłam w stronę
pokoju Lewego. Zapukałam lekko i weszłam. W sumie nie czekałam na zaproszenie i
może to był mój błąd, ale wchodząc do pomieszczenia, w którym spał, zobaczyłam
go, w samych spodniach. Jezu, Robercie, czy ty zawsze musisz tak na mnie
działać!? Z początku nie mogłam oderwać od niego wzroku, ale postanowiłam
oprzytomnieć i po chwili zeszłam z powrotem na Ziemię.
-Przepraszam!
-Ależ nic się
nie stało!-uśmiechnął się i obleciał mnie wzrokiem. Dopiero kiedy zatrzymał
wzrok na mojej bluzce, zorientowałam się, że założyłam prześwitującą, jasną
koszulkę i Lewandowski bez skrupułów, może oglądać moją ciemną bieliznę.
Zrobiło się nie zręcznie, ale postanowiłam tego nie pokazywać. Kontynuowałam
zamiar, dla którego tu przyszłam.
-Wiesz, bo
jedyną koszulkę Lecha Poznań jaką mam, zostawiłam w Mrągowie-moim rodzinnym
mieście i chciałam zapytać, czy Ty może nie masz jakiejś?
-Pomyślałem o
tym i zabrałem z Dortmundu kilka t-shirtów-podszedł do komody, stojącej tuż pod
oknem i z najniższej szuflady wyjął dwie koszulki z logo tutejszego klubu.
Rzucił mi jedną z nich i sam założył drugą.
-Dzięki-uśmiechnęłam
się i szybko ulotniłam się z jego pokoju, wiedząc jaką bluzkę i czyj wzrok mam
na sobie. Wchodząc do pokoju, od razu zabrałam kosmetyki, przygotowane
wcześniej, niebieskie rurki i udałam się do łazienki. Tam trochę mi jednak
zeszło. Ubrałam się w jeansy i t-shirt, który jak się później dowiedziałam, na
plecach miał napisane „Lewandowski”, więc jest to koszulka jeszcze za czasów
Roberta w Lechu. Związałam włosy w niesfornego koka, umalowałam się i wróciłam
do sypialni. Spakowałam swoją miętową torebkę i zeszłam na dół, gdzie czekał
już na mnie Lewy.
-Można już
wychodzić?!-spytał poirytowany.-Tyle siedziałaś w tej łazience…
-Tak, możemy…
Nie czekaj! Zapomniałam swetra!-zrzuciłam z ramienia torbę i kiedy zaczęłam
biec w stronę schodów, Robert zatrzymał mnie delikatnie.
-Tego
swetra?-pokazał mi bawełniany, ciemny sweterek, zapinany na guziki, którego
zniósł już wcześniej, bo chyba domyślił się, albo przewidział, że i tak go
zapomnę.
-Tak tego.
Dzięki! Jesteś kochany!-pocałowałam go w policzek w geście podziękowania.
-Chyba,
zacznę być taki dobroczynny częściej.-zaśmiał się
-Dobrze,
dobrze! Chodź po się spóźnimy!
Na stadion dojechaliśmy w dwadzieścia, może
dwadzieścia pięć minut. Zdążyliśmy na szczęście przed czasem. Zajęliśmy swoje
miejsca na trybunach i wtedy Lewandowski wyjął z kieszeni swój telefon i zrobił
nam wspólne zdjęcie, na którym się wygłupialiśmy. Do rozpoczęcia zostało
jeszcze 10 minut, więc mądry Robert zadecydował, że udostępni tą fotkę na
swojej oficjalnej stronie. I tak też zrobił! Po kilku minutach, weszłam na
facebooka, na swoim telefonie i zobaczyłam jakieś 1000 like, przy tym zdjęciu,
a pod nim miliony pytań typu: „To Twoja nowa dziewczyna? ;o”. Troszkę pogniewałam
się na swojego towarzysza, ale kiedy tylko chłopaki z Poznania, wbiegli na
boisko, to zaczęliśmy im kibicować i już zapomniałam o tym co przed chwilą
zrobił. Lech w końcowym rezultacie wygrał skromnie, bo tylko 1-0 z Jagiellonią Białystok,
po golu, właśnie Teodorczyka. Wychodząc ze stadionu, natknęliśmy się na kilku
reporterów, którzy zaczęli nas obsypywać milionami pytań, dotyczących naszego ‘związku’,
którego tak naprawdę nie było. Gdy wróciliśmy do domu, ja od razu udałam się do
pokoju i zadzwoniłam do Klaudii, potem do rodziców i weszłam jeszcze na
facebooka, by zobaczyć co tam ludzie sobie znów wymyślili.
Robert
Kiedy wróciliśmy po meczu do mieszkania,
Lena od razu udała się na górę do sypialni. Ja miałem ochotę zadzwonić do
Wojtka, więc uruchamiając laptopa i logując się na Skype, miałem wielką
nadzieję, że znów trafię na dostępnego przyjaciela. Znów mi się udało, ale nie
mieliśmy wiele czasu bo Szczęsny właśnie gdzieś wychodził.
-Co się znowu
dzieje Lewusku?-spytał śmiejąc się.
-Wojtusiu,
wiesz, że nie lubię jak tak do mnie mówicie! Ale mniejsza z tym. Znów chodzi o
Lenę. Kurde, tak cholernie pragnę powiedzieć jej, że ją kocham, ale po prostu
nie wiem jak i kiedy. Dzisiaj cały dzień tak mnie korci do tego, żeby ją
pocałować, że nie daję rady już na nią patrzeć, bo boję się, że zrobię coś
głupiego.
-Lewy, ty
jesteś po prostu zakochany! ZAKOCHANY!-podkreślił ostatnie słowo i powtórzył je,
żeby dodać nutę dramaturgii.-Cały czas zastanawiam się co Ty tu jeszcze robisz?
Gadasz ze mną, zamiast powiedzieć jej co czujesz! Cholera, stary! Jesteście
sami, w jednym domu, w Poznaniu! Nie możesz wykorzystać tego i jej wszystko w
końcu powiedzieć?! Pamiętaj, że Lena jest ładną dziewczyną i jak Ty jej tego
nie powiesz, to ktoś zrobi to za Ciebie i wtedy, już totalnie i na zawsze ją
stracisz!-patrzyłem z jak wielkim zaangażowaniem Wojtek wypowiada każde
słowo-No rusz tyłek i spierdzielaj stąd, bo jak Cię zobaczę na żywo to Cię
chyba pizdnę, normalnie!-zaśmiał się i nawet nie czekał na pożegnanie. Po
prostu się rozłączył. Ten cały jego monolog, tak bardzo mnie zmotywował, że
szybko pośpieszyłem na górę i pewny siebie wkroczyłem do sypialni Leny.
-Mogę?-spytałem
-Jasne!-usłyszałem
jej piękny głos i znów mnie zatkało. Chciałem się wycofać, ale coś mnie
blokowało. Zanim przeszedłem do sedna sprawy, rozmawialiśmy dobrą godzinę.
-Lena…-zacząłem
niepewnie-Chciałbym Ci coś powiedzieć…
-Mów-odparła
uśmiechając się tak delikatnie, ale za razem tak pięknie.
-Bo wiesz…
Chodzi o to, że ja…-zacząłem się jąkać. Nie potrafiłem nic z siebie wydusić-…Albo
nie. To nie ma sensu…
-Kiedy
indziej…-uśmiechnęła się i nie naciskała. Chyba widziała, że nie jestem gotowy
jej jeszcze nic powiedzieć.
-Nie przeszkadzam-wstaliśmy
oboje. Ja kierowałem się do wyjścia a ona stała oparta jedną ręką o dębową
komodę. Kiedy minąłem próg jej pokoju i znalazłem się w korytarzu, zatrzymałem
się. Przypomniały mi się wtedy słowa mojego taty. „Kiedy indziej, może nigdy
nie nadejść…”. Wspomniałem jak rodzice mi to powtarzali. Teraz dobrze
wiedziałem co mam zrobić. Pewnie, odwróciłem się i znów wszedłem przez otwarte
drzwi jej pokoju i gdy ujrzałem ją, stojącą przy drewnianym meblu, nawet nie
zatrzymując się podszedłem do niej bardzo blisko, chwyciłem jej twarz w swoje
dłonie, podniosłem do góry i od razu pocałowałem. Lena odwzajemniła ten
pocałunek. Z minuty na minutę, pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne,
a ona o dziwo, wszystko odwzajemniała. Zrobiło się gorąco. Zacząłem całować ją
po szyi, a ona lekko odchyliła głowę, w bok. Po chwili zsunąłem z jej ramion,
jedwabny sweter, który teraz leży już na panelach. Nie czekałem długo. Wręcz
zerwałem z niej koszulkę, z moim imieniem na plecach. Ona nie pozostała dłużna
i pozbyła się mojej koszulki. Przycisnąłem ją do ściany i złapałem ją za uda,
lekko unosząc do góry. Całowaliśmy się cały czas.
-Obiecuję Ci
wieczność i dzień dłużej-wyszeptałem pomiędzy pocałunkami, po czym oboje
wylądowaliśmy na łóżku, kompletnie zatracając się w sobie.
_____________________
No to jest! Oczekiwany rozdział z momentem namiętności ;) Mam nadzieję, że się wam spodoba taki zwrot akcji. Tyle co do tego rozdziału :)
Na pewno każdy z was oglądał wczorajszy mecz i tą dramatyczną końcówkę. Jeju, płakałam, jak Real wbił nam drugiego gola i do końca meczu ryczałam. Potem to już ze szczęścia, że przeszliśmy do finału! Emocje nadal mi towarzyszą i mam nadzieje, że nie odbiło się to na jakości tego rozdziału. Do następnego ;*
_____________________
No to jest! Oczekiwany rozdział z momentem namiętności ;) Mam nadzieję, że się wam spodoba taki zwrot akcji. Tyle co do tego rozdziału :)
Na pewno każdy z was oglądał wczorajszy mecz i tą dramatyczną końcówkę. Jeju, płakałam, jak Real wbił nam drugiego gola i do końca meczu ryczałam. Potem to już ze szczęścia, że przeszliśmy do finału! Emocje nadal mi towarzyszą i mam nadzieje, że nie odbiło się to na jakości tego rozdziału. Do następnego ;*
Subskrybuj:
Posty (Atom)