środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 20

Lena


       Dziewczyny poszły dopiero w porach popołudniowych. Nie powiem, zrobiło mi się trochę lżej na sercu po rozmowie z nimi, ale jednak nadal czułam ogromny wstręt i zażenowanie. Nie mogłam, choć chciałam zapomnieć o tym co się stało minionej nocy. Chcąc jakoś się pocieszyć, nie myśleć o całej wczorajszej sytuacji, włączyłam telewizor i zaczęłam skakać po niemieckich kanałach. Wszędzie leciały same komedie romantyczne-jak na złość oczywiście dla mnie. Mimo wszystko postanowiłam obejrzeć jedną z nich. Zaczęło się jak to w takich filmach, bardzo sielankowo. Potem 'książę na białym koniu' zdradził swoją 'księżniczkę', a ta się załamała. Później uznała, że za bardzo go kocha, żeby bez niego żyć i wybaczyła mu. Po seansie siedziałam jeszcze chwile przed telewizorem plazmowym, na mojej ulubionej, jasnej, skórzanej kanapie i przykryta kocem popijałam cieplutką herbatę malinową, którą wprost uwielbiałam. Chciałam już wyłączać dekoder, kiedy w jednej z reklam ujrzałam... SIEBIE?! 
-Co do diabła?-pomyślałam i lekko zwiększyłam głośność, by lepiej usłyszeć słowa z reklamy jakiegoś taniego szmatławca, magazynu. 
-"Dziewczyna Roberta Lewandowskiego wybiega z klubu! Co stało się na imprezie sylwestrowej? Zdrada czy zwykła kłótnia? Przeczytaj w nowym wydaniu 'Folk'!"-z entuzjazmem wypowiadał każde słowo jakiś redaktor, czy ktokolwiek inny. Nie obchodziło mnie to. Szybko przeczesałam włosy, założyłam buty i w przedpokoju założyłam ciepłą kurtkę, po czym wybiegłam z domu. Od razu nogi poniosły mnie w stronę najbliższego kiosku. Na szczęście nieusytuowany był on jakoś specjalnie daleko, bo po 5 minutach dobiegłam (tak, dokładnie! Po prostu biegłam przez ulice Dortmundu) na miejsce. Poprosiłam starszą kobietę o to całe czasopismo. Zapłaciłam i od razu spojrzałam na okładkę, na której byłam ja... Wybiegająca z klubu, zapłakana, zdezorientowana ja... Usiadłam na ławkę i zaczęłam czytać ten cały artykuł. Byłam przerażona skąd Ci wszyscy ludzie biorą takie informacje. Jakby byli wszędzie na naszym kroku, za naszymi plecami. Wściekła poderwałam się z ławki, wyrzucając w biegu gazetę do najbliższego kosza na śmieci. 















        Obudziłam się jak zwykle-późno, bo było już sporo po 11:30. Nie chciałam owijać w bawełnę, więc pierwszą czynność jaką chciałam wykonać dziś rano to telefon do samego Roberta. Nie miałam ochoty go widzieć, to prawda, ale nie miałam też zamiaru dłużej z nim być. Przynajmniej nie teraz. Od razu chciałam zabrać wszystkie swoje rzeczy jakie miałam u niego przed przyjazdem Klaudii. Brakowało mi jej. Na szczęście już dziś wieczorem wraca. Chwyciłam za swoją komórkę i wykręciłam numer do Lewego. Nie czekałam długo na jego reakcje. Odebrał chyba po dwóch, może trzech sygnałach. To on zaczął rozmowę. Chyba bał się, że zaraz się rozłączę. 
-Lena skarbie! Jak się cieszę, że dzwonisz! Błagam Cię, odezwij się! Czemu nie odbierałaś!? Dzwoniłem wczoraj tyyle razy!-nawijał bez przerw. Kochałam jego głos. Czuły, miły głos, nawet w takich trudnych momentach jak te obecne teraz. 
-Jesteś w domu?-spytałam oschle. 
-Tak, tak... Jestem-odparł lekko zażenowany.
-Przyjadę po rzeczy-oznajmiłam. 
-Co?! Poczekaj! Lenuś, nie błagam Cię! Porozmawiajmy!!-nie chciałam słuchać go dłużej, bo powoli do oczu napływały mi łzy. Rozłączyłam się kończąc naszą rozmowę bez żadnego słowa pożegnania. Odłożyłam telefon na stolik i pobiegłam do łazienki. 'Odprawiłam' swoją codzienną, poranną rutynę i ubrałam się. Zamknęłam drzwi na klucz, wsiadłam do srebrnej Toyoty i opuściłam podjazd naszego domu. 















     Na miejsce dojechałam w przeciągu góra 20 minut. Niepewnie zaparkowałam samochód przy drzwiach wejściowych domu Lewandowskiego, w których po chwili stał już właśnie on, we własnej osobie. Marnie wyglądał. Wydawało mi się, że oboje przechodzimy przez podobny stan naszego życia. Nadal go kochałam i serce krajało mi się kiedy musiałam oglądać go takiego przybitego, pustego, bez emocji i uczuć. Trudno, ciężko było do niego podejść i to jeszcze tak by nie uronić łzy, by nie pokazać skruchy. Podeszłam pod drzwi i przy samym progu on złapał mnie za ramiona.
-Lenuś...-zaczął .
-Odpuść-odpowiedziałam oschle i nie zważając na nic przecisnęłam się między nim a framugą wejścia do sporego mieszkania Roberta. Od razu nogi poniosły mnie w kierunku schodów po czym do garderoby sypialnianej. Bez skrupułów otworzyłam naszą wspólną szafę. Tak... Była tam taka jedna. Spora. Lewy chciał żebym się do niego przeprowadziła ale jak to ja cały czas odrzucałam propozycję. Kochałam go ale przyjechałam tu z Klaudią i to z nią chciałam i nadal chcę mieszkać. W każdym razie. Robert był sprytny. Stopniowo zostawiałam u niego rzeczy, kiedy przyjeżdżałam na noc. Nawet miałam przeznaczoną szufladę na swoją bieliznę. Wyciągnęłam (swoją oczywiście) torbę podróżną, która stała sobie na dnie szafy i szybkim ruchem pociągnęłam za zamek, który z niesamowitą lekkością otworzył mi 'wejście' do wnętrza torby. Była spora, więc nie musiałam martwić się o miejsce na wszystkie ciuchy i nie tylko. Nawet ich nie składałam tylko najzwyczajniej w świecie wrzucałam kolejno. Chciałam jak najszybciej się stąd wynieść. W sumie sporo się tego wszystkiego nabrało bo ledwo co zapięłam tę 'walizkę' (?). Nie wiem jak to nazwać. Na samą myśl o tym ile wydarzyło się w tej garderobie i sypialni obok łzy zaczęły napływać mi do oczu. Jednak kiedy się odwróciłam i miałam zamiar już wychodzić ujrzałam Lewandowskiego opartego o framugę drzwi. Patrzył na mnie takim błagalnym wzrokiem... Nie mogłam. Zaraz wybuchnę płaczem! Aby napastnik nie musiał być świadkiem tego całego koncertu łez w moim wykonaniu zabrałam swoją torbę i zwinnie przemknęłam do sypialni. Nie odeszłam daleko bo mój chyba już były chłopak złapał mnie za nadgarstek i odwrócił do siebie. Staliśmy tak blisko siebie, że czułam jego oddech, zapach moich ulubionych męskich perfum i delikatne unoszenie się klatki piersiowej na skutek wymiany gazowej. Nawet nie drgnęłam. On zaczął powoli przybliżać swoją twarz do mojej a ja stałam tam jak sparaliżowana. Prawie co złożył na moich ustach pocałunek.
-Przestań...-odsunęłam się od niego i ponownie zaczęłam udawać się w stronę wyjścia jego mieszkania. Oczywiście piłkarz pobiegł za mną i coś krzyczał, ale ja naprawdę nie chciałam słyszeć jego głosu. Za bardzo mnie skrzywdził.
-Lena! Lena, błagam! Porozmawiajmy!-krzyczał a ja w końcu odwróciłam się w jego stronę zatrzymując swoją wędrówkę wzdłuż korytarza i już nie opanowałam łez. Wybuchłam i najzwyczajniej w świecie się poryczałam.
-Przestań Robert! Nie potrafię z Tobą już dalej być!
-Lenuś, proszę Cię! Nie mów tak! Daj mi wyjaśnić wszystko...
-Tu nie ma czego wyjaśniać Robercie! Zdradziłeś mnie, to koniec!-przerwałam, wykrzyczałam i wybiegłam z jego mieszkania. Szybko usytuowałam torbę podróżną w bagażniku i jeszcze szybciej wparowałam za kierownicę samochodu i odjechałam tak szybko jak tylko potrafiłam. Jednak nie za daleko... Miał tak wielkie łzy w oczach, że totalnie nie widziałam drogi. Wszystko się rozmazywało, aż w końcu spostrzegłam, że zmieniłam pas i jadę pod prąd i to na dodatek tak szybko... W pewnym momencie dostrzegłam pędzące, sportowe auto, które w ostatniej chwili wcisnęło hamulce a ja na całe szczęście skręciłam i zjechałam na pobocze. Cała przerażona zaistniałą sytuacją wysiadłam ze srebrnej Toyoty należącej do mojej przyjaciółki i usłyszałam jak ktoś drze się za moimi plecami.
-Idiotka! Kto Ci dał prawo jazdy!! Naucz się jeździć wstrętna...-urwał na moment a ja wtedy odwróciłam się w stronę tego 'nieznajomego' mężczyzny-...Lena?!
-Marco...-znów się poryczałam. Nie zdążyłam wypowiedzieć żadnego słowa. Po protu poczułam jak chłopak podbiega do mnie i mocno mnie przytula a ja moczę mu koszulkę kolejnymi strumieniami łez.
-Co się stało Lena? Czemu płaczesz?-zapytał troskliwie.
-Straciłam Roberta!! Boże, straciłam go...-szlochałam i szlochałam. Jakbym była małą dziewczynką, która nie dostała wymarzonego prezentu pod choinkę.
-Chodź! Zawiozę Cię do domu i opowiesz mi wszystko... Wsiadaj do swojego i poczekaj. Ja tylko zaparkuję swoje auto tam na parkingu-wskazał palcem na nieduże, płatne miejsce postojowe-i już wracam-uśmiechnął się, po czym poleciał odstawić swój samochód. Ja zrobiłam to co mi kazał i czekałam cierpliwie na jego przybycie.














     Blondyn pomógł mi wysiąść z auta, otworzył drzwi mojego mieszkania i podprowadził mnie aż do salonu na kanapę. Usiadł przy mnie i spojrzał się jednym ze swoich najpiękniejszych wzroków.
-Jesteś cała?
-Tak, tak. Na szczęście nic się nie stało ani Tobie ani mi, tak?
-Wszystko gra-skwitował-Pogadamy teraz o tym czemu w takim stanie prowadziłaś samochód?-na samą myśl  o tym wszystkim chciało mi się płakać, ale ile mogę męczyć tego biednego chłopaka swoimi problemami?
-Nie ważne...-wymusiłam uśmiech.
-Jasne, jasne! Powiedziałaś, że straciłaś Roberta...-zaczął-Nie jesteście już razem?
-Nie-odpowiedziałam krótko i zwięźle. Nie chciałam tłumaczyć co się stało i ponownie beczeć. Który byłby to już raz dzisiaj?
-Co się wydarzyło? Lenka, wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko-przybliżył się do mnie i położył swoją dłoń na moim kolanie. Poczułam się dość dziwnie i lekko speszona wydusiłam coś z siebie.
-Nie mam ochoty o tym rozmawiać, okej? Kiedy indziej...
-Jak sobie życzysz, nie narzucam się.-odparł lekko zrezygnowany.
-Dziękuję!-palnęłam tak nagle.
-Ale za co?
-Za to, że jesteś-lekko uniosłam kąciki swoich ust i przysunęłam się do Marco składając na jego policzku delikatny pocałunek.
-Wiesz, że możesz na mnie polegać, prawda? Zawsze!
-Wiem, wiem! Dzięki raz jeszcze!
-Po raz kolejny nie ma za co! Dobra, zwijam się bo za kilka minut trening, a Klopp nie toleruje długich spóźnień! Pa-mruknął kiedy znajdował się w przed pokoju.
-Marco, czekaj!-zatrzymałam go-Masz czym dojechać?
-Zamówię taksówkę-uśmiechnął się i wyszedł.



__________________________________

Po raz kolejny tak głupio kończę rozdział! Przepraszam. Nie należy on do jednych z tych dobrych. Ogólnie nie jestem zbytnio z niego zadowolona, no ale! Mam nadzieje, że w wakacje dam radę dodawać częściej i coś o niebo lepszego niż to co daję wam dzisiaj! Jeszcze nie wiem jakim czasem będę dysponować w lipcu i sierpniu, bo mam jechać do Warszawy do siostry, może wyjazd do Niemiec z przyjaciółką z klasy i podróż nad Morze z rodzinką (;! No nie wiem. W każdym razie postaram się was przed wszystkim, jakimkolwiek wyjazdem uprzedzić, że nie dodam, bądź dodam wcześniej rozdział. I mam nadzieje, że gdziekolwiek pojadę do będę miała ze sobą laptopa z internetem! Okej, nie rozpisuję się dalej! 
Życzę udanych wakacji i samych czerwonych pasków na ŚWIADECTWACH! Buziaki kochane ;* !




środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 19

   Lena


      Spojrzałam jeszcze raz na ten widok... Na nich. Jezu, jako to strasznie brzmi. Nie mogłam uwierzyć w to  co widzę. Robert z Wiktorią... Nie, nie, nie, to nie możliwe! Zdradził mnie? A może nawet zdradzał od jakiegoś czasu? Nie myślałam wtedy racjonalnie. Z oczu poleciały mi łzy. Stałam tak po prostu i wpijałam swój obojętny wzrok na Lewandowskiego opartego o kafelkową ścianę. Jego mina była nie co zaskoczona. Taka w pewnym sensie i przerażona. Wiktoria zaś uśmiechała się szyderczo i posyłała mi jedne ze swoich zabójczych uśmieszków. Wiedziałam doskonale o co chodzi. Patrzyłam na nich tym swoich pustym wzrokiem, aż w końcu Lewy się otrząsnął i podszedł do mnie chwytając za moje kościste ramiona. Potrząsnął kilka razy i coś w końcu z siebie wydusił.
-Lena, Lena! To nie tak, błagam Cię! To wcale nie tak jak myślisz!!!-krzyczał i cały czas nie przestawał mną potrząsać. Byłam jak nie przytomna, aczkolwiek bo tych słowach zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Moje oczy nawet nie powędrowały za wychodzącą właśnie ciemną brunetką, ani za tym przystojnym brunetem, którego tak kocham. Cały czas patrzyłam się w jedno miejsce i mimo, że ich już nie było w tym miejscu, kiedy wparowałam do ubikacji, ciągle miałam przed oczami ten widok obściskujących się 'kochanków'. Nie patrzyłam w jego oczy, które całą swoją uwagę skupiały na mnie. Nie docierała do mnie w tamtym momencie nic. Kiedy dziewczyna, którą znam opuściła pomieszczenie Lewandowski chyba nie wytrzymał i po prostu wybuchł. Zaczął coś do mnie krzyczeć, ale naprawdę nic nie słyszałam. Jakby jakiś przytłumiony głos... W pewnym momencie przycisnął mnie do zimnej jak lód ściany za moimi plecami. Wtedy właśnie, po raz pierwszy od tamtego momentu spojrzałam na niego. W jego oczach również dostrzegłam pustkę, ale i wściekłość, gniew... Coś nie do opisania... Nie chciałam na niego patrzeć. Próbowałam stamtąd uciec, przecisnąć się gdzieś obok niego, ale on zawzięcie mi na to nie pozwalał. Złapał mnie za nadgarstki. 
-Błagam Cię Lena! Odezwij się! To nie tak jak myślisz, to nie było tak jak to wyglądało!! LENA!-wrzasnął a mi znów poleciał strumień ciężkich łez. 
-Nie, nie, nie, nie...-w końcu coś z siebie wydusiłam. Cicho szeptałam w kółko tę nieszczęsną partykułę.-Jak mogłeś?!-podniosłam wzrok i ponownie spojrzałam w jego załamane oczy. 
-To nie tak, skar...
-A jak Robert!?-przerwałam mu, tym razem już krzycząc-Wiem co widziałam!! A teraz puść mnie, nie chcę na Ciebie patrzeć!-zaczęłam wyrywać się z jego uścisku. Szarpałam się, ale to nic nie przyniosło. Żadnego skutku. W końcu, jego postura ciała jest o wiele większa niż moja. 
-Porozmawiajmy! Uspokój się, Lena!!-rozpłakałam się jeszcze bardziej, aczkolwiek przestałam się mu wyrywać. I tak wiedziałam, że nic to nie da. Wzięłam głęboki oddech i głośno wypuściłam powietrze z płuc.-...Chcę Twojego dobra, kochanie...-dokończył już spokojnym tonem. Przez pewien moment trwałam w milczeniu, aż w końcu zdobyłam się na odwagę i wydukałam z siebie jedyne słowa, które przechodziły mi przez gardło.
-Jeśli naprawdę zależy Ci na moim szczęściu to puść mnie i daj mi odejść...-powiedziałam to tak cicho... Niemalże szepnęłam. Zszokowany Robert chyba nie wierzył w to co się dzieje. Myślał, ze skoczę mu w ramiona i powiem, że mu wybaczam!? Jeśli tak to grubo się mylił! W końcu puścił moje nadgarstki i uwolnił mnie od jego silnych dłoni. Przez kilka chwil jeszcze patrzyłam się na niego. Pociągnęłam nosem, chlipnęłam, pokiwałam przecząco głową, nie mogąc uwierzyć w to co widziałam i po prostu... Wyszłam. A raczej uciekłam, pozostawiając osłupionego Lewandowskiego w damskiej toalecie. Wybiegłam z ubikacji i po prostu biegłam przed siebie. Chciałam jak najszybciej się stąd wynieść. Nie miałam ochoty w ogóle tu przebywać. Ani  minuty dłużej! Biegnąc, ze łzami w oczach wpadałam kolejno na nieznajomych ludzi, którzy później znacząco krzyczeli do mnie. Nie dbałam o to. Zza pleców w pewnym momencie usłyszałam głośne wołanie Marco, które zlekceważyłam. Wybiegłam z klubu, pubu, restauracji, hotelu, NIE WIEM! Nie liczyło się wtedy nic. Szłam dość szybkim, dynamicznym i równomiernym krokiem w stronę mojego domu. Nie ważne ile musiałabym przejść, na pewno z nikim nie pojadę. Nie chcę, żeby ktoś mnie widział w takim stanie, a co gorsza, żeby jeszcze zadawał irytujące pytania typu 'Co się stało?' itp. Uciekałam przed własnym cieniem, aż w końcu dobiegłam na 'Tulpenstrasse', odnalazłam dom numer 23 i przekręcając szybko kluczki w zamku, wbiegłam do korytarza. Zamknęłam za sobą drzwi, rzuciłam gdzieś w kąt torebkę i trzymając się klamki, powoli osuwałam się na Ziemię, aż w końcu znalazłam się na zimnych panelach, chowając głowę między kolana i oplatając piszczele swoimi rękoma, zaczęłam szlochać. 











Robert


       Wychodząc z łazienki od razu zaczepił mnie Marco. Reus nie był jakoś przepełniony radością, choć powinien. W końcu niedługo nowy rok. Podszedł do mnie i lekko popchnął swoimi umięśnionymi ramionami. Poleciałem lekko do tyłu. 
-Co Ty kurwa zrobiłeś, stary?!-krzyknął.
-Co Ty odwalasz?-odpowiedziałem pytaniem. 
-Widziałem jak Lena wychodzi z klubu cała zapłakana!-obleciał mnie jednym ze swoich najgorszych spojrzeń. Co on do cholery odstawia?! 
-Nie powinno Cię to interesować!-wypowiedziałem to dość ostro-Z resztą pilnuj i martw się o swoją dupę, nie o interesy innych!-za to oberwałem od mojego przyjaciela z pięści w twarz na tyle mocno, że odleciałem lekko w tył, nieco oszołomiony. Złapałem się za policzek i gdy ponownie zajrzałem za siebie nie ujrzałem już nikogo. Marco znikł a ja pozostałem tu sam. 
        Nie miałem ochoty na dalsze 'świętowanie' Nowego Roku. Wyszedłem z klubu tak szybko jak do niego wszedłem, albo i jeszcze szybciej. Zamówiłem taksówkę, bo przecież po pijaku nigdzie samochodem nie pojadę. Lena by mnie za to zabiła... No właśnie... Jezu, co ja dziś zrobiłem! Nie byłem w stanie o tym myśleć. Gdy po ok. 20 minutach taksówkarz zawiózł mnie pod sam dom, pierwsze co zrobiłem po przejściu przez próg mojego sporego mieszkania to spojrzałem w lustro. Ten Robert, który jeszcze dziś rano patrzył w swoje odbicie był inny. Czysty... Ten obecny jest ciemniejszy. Zrobił głupią rzecz, której może pożałować do końca swojego życia. Jest głupim sukinsynem, który zranił dziś najważniejszą osobę w jego życiu. I ten popieprzony do końca Robert nie pogodzi się jeśli ją straci. Nie wytrzymałem. Podniosłem wzrok i z impetem przyładowałem pięścią w lustro, które spadło i stłukło się na miliony kawałeczków. Zacząłem płakać i przeklinać na samego siebie za to czego dziś się dopuściłem. 










Lena


         Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Przez niezasłonięte szyby dostrzegłam niesamowicie okropną dziś pogodę. Nienawidziłam takich poranków, ale to co działo się za oknem idealnie opisywało moje samopoczucie. Usiadłam na kanapie w salonie (tak, to tam wczoraj zasnęłam) i rozejrzałam się wokoło. Na stoliku stała opróżniona do dna butelka po winie i do połowy wypita mocna wódka. Nigdy się w życiu tak nie upiłam. Ja, dziewczyna z małego miasta, z porządnej rodziny, córka nauczycieli, która zawsze trzymała się z dala od ludzi palących i pijących minionej nocy upiła się do nieprzytomności, bo co działo się po otworzeniu butelki czerwonego alkoholu, to ona nie pamięta. Przełknęłam głośno ślinę i złapałam się za głowę. Zdjęłam z siebie koc, którym byłam przykryta i ledwo co wstałam. Nogi od razu powędrowały do kuchni. Otworzyłam szafkę wiszącą na ścianie i wyjęłam z niej jakieś tabletki na ból głowy po czym połknęłam je wraz z czymś jeszcze na kaca. Dostałam je od Roberta, który nazwał je 'Magicznymi Tabletkami', które podobno od razu zabijały kaca. Po chwili stałam już tylko ze szklanką zimnej wody w ręku. Ta kuchnia nawiązuje tak bardzo do Lewego. Naszego wspólnego gotowania i wszystkich kolacji... Wszystko mi go przypominało. Gdyby nie dźwięk sms'a przychodzącego na mój telefon, pewnie bym się rozpłakała i znów zatopiła swoje smutki w alkoholu. Chwyciłam za swoją komórkę i ujrzałam wiadomość od Agaty Błaszczykowskiej. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać:


"Lena, skarbie! Wiem o wszystkim. Będę u Ciebie z Ewką za jakieś 25 minut! Strasznie się martwimy! Błagam odezwij się, bo dzwoniłam do Ciebie chyba z 30 razy! Boimy się, że coś Ci się stało! Proszę Cię, daj znać!" 

     Faktycznie. Miałam 27 nieodebranych połączeń od Agaty. Musiałam tak się wczoraj upić, że nie słyszałam dzwoniącego telefonu. Szczerze, nie miałam ochoty na żadne spotkanie, bo moje samopoczucie sięgnęło dna. Wyglądam strasznie i jeszcze ten niesforny kac! Mimo wszystko postanowiłam odpisać Błaszczykowskiej. 

"Będę na was czekać." 

     Rzeczywiście się wysiliłam z tym smsem. Nie wiem czemu wysłałam jej coś takiego. Może po prostu nie mam dziś głowy do niczego. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał właśnie 11:03, więc koło 11:30 zjawi się Agata z Ewą. Postanowiłam ogarnąć się i trochę uprzątnąć salon po wczorajszej samotnej 'zabawie' i świętowanym sylwestrze. Udałam się do łazienki, w której wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic, żeby się troszkę rozbudzić, po czym szybko ubrałam się w pierwsze lepsze, wygodne ciuchy, umalowałam się lekko, żeby zakryć wielkie wory pod oczami i spuchnięte, czerwone oczy od wczorajszego szlochania po nocy. Wyszłam koło 11:17, więc zostało mi niewiele czasu na schowanie i wyrzucenie butelek po trunkach. Szybko wszystko ogarnęłam i kiedy właśnie składałam bordowy koc usłyszałam dzwonek. Niechętnie udałam się do korytarza i otworzyłam drzwi, w których ukazały mi się moje przyjaciółki. Agata i Ewa od razu rzuciły mi się na szyje i zaczęły mnie przytulać. Po naszych, a w sumie to ich uściskach zaprosiłam je do salonu. Obie usiadły na kanapie, a ja na fotelu naprzeciwko nich. 
-Jak się trzymasz?-spytała Ewka.
-Ewcia, nie pytaj się o to!-skarciła ją Błaszczykowska-O takie rzeczy się nie pyta kiedy...-przerwała. 
-Kiedy osoba, którą kochasz śle nóż prosto w Twoje plecy...-dokończyłam za nią. 
-Lenka!-krzyknęły-Tak nam przykro... 
-Skąd wiecie?-odważyłam się o to zapytać. Z resztą jestem mega ciekawa skąd wiedzą o zaistniałej wczoraj sytuacji. 
-Po północy zorientowaliśmy się, że w klubie nie ma ani Ciebie ani Lewego. Dzwoniliśmy do Ciebie, ale nie odbierałaś. Robert z resztą też. Zaczęliśmy się martwić dlatego pojechaliśmy do niego i wtedy...-urwała Agata. 
-Wtedy, kiedy weszliśmy do domu Roberta zobaczyliśmy go upitego w cztery dupy. Płakał, więc wszyscy się zdziwiliśmy. 
-Wszyscy, to jest...-musiałam dowiedzieć się kto tam był i czego dowiedział się od mojego [byłego?] chłopaka. 
-Ja, Ewcia, Piszczu i Kuba. 
-No więc, kiedy spytałam się go co się stało...Wtedy. Wtedy powiedział, że...-Brunetka przełknęła ślinę a ja wzięłam głęboki oddech-...że Cię zdradził-dokończyła obojętnie, a we mnie aż się zagotowało, zabolało.
-Tak nam przykro...-skwitowała blondynka-Ale Robert powiedział coś jeszcze... Wiesz on był kompletnie pijany, więc mógł coś bredzić, ale postanowiłyśmy, że Cię spytamy. Znałaś tę dziewczynę?-i wtedy wszystko wróciło. Każde wspomnienie i ta pieprzona przysięga Wiktorii... Wiedziałam, że będę musiała o tym im opowiedzieć. Nie wykręcę się z tego już. 
-Znam ją...I strasznie tego żałuję.-dodałam. 
-Skąd? Jak to?-spytały równocześnie. 
-Chodziłyśmy do jednej szkoły. Ona jest o rok młodsza. Zawsze wszystkiego mi zazdrościła, choć tak naprawdę nie miała czego. Kiedyś zakochała się w Piotrku, który był i nadal jest moim najlepszym przyjacielem. Piotr jej nie lubił i od tego się zaczęło. Znienawidziła mnie za to, że on wolał mnie... Potem było tylko gorzej. W gimnazjum spodobał jej się Maks, który pewnego dnia zapytał się mnie o chodzenie, a ja się zgodziłam. W dzień naszego balu gimnazjalnego, jej klasa była zaproszona. Oczywiście między mną a Maksem wszystko dobrze się układało. Byliśmy zakochani. Potańcówka odbywała się 15 czerwca. Właśnie wtedy zatrzasnęła mnie w łazience i poszła lizać się z moim chłopakiem. Kiedy ich razem zobaczyłam... Wiedziałam, że to ona za wszystkim stoi. Kiedy 28 czerwca, zakończyliśmy rok szkolny i naukę w naszym gimnazjum ona podeszła do mnie i powiedziała mi wtedy, że obiecuje mi, że nigdy nie pozwoli, żebym zaznała szczęścia. Zawsze zrujnuje moje szczęście i nigdy nie zezwoli, żeby ktoś był ze mną. Użyła wtedy stwierdzenia "Umrzesz jako stara panna z kotami, bo każdego chłopaka jakiego będziesz mieć uwiodę i wtedy on Cię zostawi, zrani Cię...". Kiedy to mówiła... Myślałam, ze blefuje...-wzięłam głęboki oddech i otarłam z policzka spływającą powoli, zimną łzę-...ale wczoraj kiedy zobaczyłam ją z Robertem...Nie, nie wierzyłam w to! Ona naprawdę chce zrujnować mi życie i wiecie co!? Udało jej się! Dopięła swego!-wstałam i tym razem zalałam się łzami. Ewa i Agata zerwały się z sofy i podbiegły do mnie, przytulając mnie i pocieszając. 
-Cicho już, skarbie...-głaskała mnie po włosach Błaszczykowska. 
-Suka! Już ja jej pokażę! Niech ją tylko zobaczę!-zaczęła grozić żona Piszczka-Nie daruję jej tego! 
-Nie, Ewcia... Daj spokój. To i tak niczego nie zmieni już.-odkleiłam się od blondynki i spojrzałam im w oczy. 
-Pogadasz z Robertem?-spytały niepewnie.
-Nie! Jedyną osobą, zaraz po Wiktorii, z którą nie mam ochoty zamienić nawet słowa jest właśnie Robert! Pojadę do niego może jutro po swoje ubrania, które zostawiłam u niego i... zacznę nowe życie...



______________________________
Dobra, mamy skończoną 19! :) Kochane, błagam tylko nie znienawidźcie Roberta za tę całą 'zdradę'. Miejmy nadzieje, że jakoś się jeszcze między nimi ułoży, bo w sumie sama nie wiem jak to się potoczy dalej :) Jutro zostaję w domu, więc może coś napiszę i dodam w sobotę, bądź niedziele, kto wie! :) Niedługo już koniec roku-na szczęście! Będę miała (tak myślę) więcej czasu na pisanie dla was rozdziałów! Kochane, nie zanudzam! Jeśli chodzi o jakieś dodatkowe nominacje na Liebster Award to postaram się to wszystko ogarnąć w następnym tygodniu. Wtedy też ułożę własne pytania i nominuję kilka 'pisarek'! Buziaki i do następnego ;* !

piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 18

    Nie zorientowałam się nawet a na zegarku wybiła 18:14 i po kilku minutach usłyszałam zgrzyt zamka w drzwiach wejściowych, co sygnalizowało, że Robert przyjechał właśnie ze swoją mamą z lotniska. Zdążyłam szybko ściągnąć z siebie zielony fartuch i powiesić go na wieszaku w kuchni, po czym nie pewnym krokiem podążyłam do przedpokoju. Wyjrzałam zza progu i stanęłam w przejściu do salonu. Robert właśnie wieszał kurtki a jego rodzicielka siedziała na fotelu, ściągając w miarę szybkim tempie swoje buty. Nawet nie zauważyli mojej obecności z tego całego zawirowania. Dopiero kiedy piłkarz podniósł głowę spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął. Nie byłam mu dłużna i odwzajemniłam ten gest. Mój ukochany podszedł do swojej matki i objął ją ramieniem.
-Mamo, poznaj Lenę-wskazał ręką na moją osobę i znów obdarzył mnie swoim ciepłym uśmiechem. Uwielbiałam jak się uśmiechał. To dodawało mi takiego powera do życia, że chyba nikt sobie nie potrafi zdać sprawy jak bardzo mnie to motywuje. Iwona obleciała mnie wzrokiem i tak jak od początku, kiedy tylko weszła do mieszkania swojego syna uniosła górne kąciki ust-...Lena, to moja mama Iwona-oświadczył.
-Miło mi Panią poznać-podeszłam do niewysokiej, starszej kobiety i wyciągnęłam w jej kierunku swoją dłoń. Ta uścisnęła ją i przedstawiła się. Wydawała się być mega sympatyczną osobą. Oglądałam ją chyba nawet kiedyś, jak jeszcze mieszkałam w Polsce i nie znałam Roberta, w telewizji i wydałam jej pozytywną opinię, bo od początku emanuje niesamowicie pozytywną energią. No i jak na razie moja opinia nie została naruszona. Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Zapraszamy mamo do jadalni!-Robert przerwał ciszę i zaprowadził nas do pomieszczenia, w którym miała odbyć się dzisiejsza kolacja wigilijna. Najpierw odsunął krzesło swojej mamie, potem mi i sam w końcu usiadł obok mnie, a naprzeciwko Pani Iwony.
-Synku, w tym domu chyba nigdy nie było tak czysto!-oświadczyła i rozejrzała się wokoło.
-To tylko i wyłącznie zasługa Leny!-położył swoją rękę na moim kolanie i pocałował mnie w policzek, po czym lekko się zarumieniłam. Miałam nadzieje, że nikt tego nie zauważył. W między czasie złożyliśmy sobie życzenia, po czym ponownie zasiedliśmy na swoje miejsca przy wielkim, ciemnym stole w jadalni Lewandowskiego. Nałożyliśmy sobie coś do jedzenia i zaczęliśmy powoli opróżniać nasze talerze, konsumując wszystkie 12 dań, które przyrządziliśmy wspólnie z Lewym.
-No to, Lena-wzięła łyk wody-Mogę Ci tak mówić, prawda?
-Oczywiście, że tak-uśmiechnęłam się i sama również upiłam trochę wody mineralnej.
-No więc... Uczysz się, tak? Studiujesz, pracujesz?
-Studiuję-skwitowałam
-A jaki to kierunek wybrałaś?
-Miałam wiele wątpliwości i sporo się nad kierunkiem zastanawiałam, ale w ostateczności zdecydowałam się na dziennikarstwo sportowe.
-O! No proszę bardzo! Będziesz mogła przeprowadzać mnóstwo wywiadów z Robertem. Z resztą kiedy tylko będziesz chciała, to możesz pytać się mnie o jego przeszłość-dotknęła mojego ramienia po czym się zaśmiała-pamiętam jak kiedyś... Miał chyba wtedy z 11 lat-zaczęła-Krzysztof, tata Roberta, zabrał naszego Bobcia na ryby i popłynęli łódką na środek pobliskiego jeziora. Bobek, był wtedy taki chudziutki, że sobie biedak nie poradził z jakąś sporą rybą i to zamiast on wyciągnąć ją z wody, to ta rybka wciągnęła Roberta pod wodę wraz z jego wędką-zaśmiała się.
-Haha!-moje poczucie humoru już uruchomione-Nigdy mi nie opowiadał-spojrzałam na niego.
-Nie opowiadałem, bo uważam, że nie ma nic ciekawego w opowiadaniu jak byłem taką malutką 'sierotką Marysią'-posłał w stronę swojej mamy lekko zdenerwowane spojrzenie.
-Oj daj spokój, Bobek! I tak by się pewnego dnia Lena dowiedziała! Jeszcze tyle przed wami, że się dowie nawet jak w wakacje, na kilka dni przyjechała do nas ciotka Werka i zmieszałeś jej szampon z farbą do włosów, po czym jasny kolor włosów ciotki przybrał fioletowej barwy.
-Ty łobuzem byłeś!-zaśmiałam się i skupiłam swój wzrok na moim ukochanym, który drapał się właśnie po głowie i cichutko chichotał.
-Nadal jestem, skarbie.-odparł.







     Cały dalszy wieczór minął w bardzo przyjemnej atmosferze. Przed przyjazdem p. Iwony strasznie się stresowałam, ale na szczęście kobieta chyba mnie polubiła i nie mam się już czym zbytnio przejmować. Jest niesamowitą kobietą o bezgranicznie pozytywnym spojrzeniem na świat. Po kolacji Lewandowski zaprowadził swoją mamę do sypialni gościnnej na piętrze i wrócił po kilku minutach do kuchni po, której akurat krzątała się panna Gilbert i jak to ona, wszystko nieogarnięcie sprzątała. Schowałam resztki dzisiejszego posiłku do lodówki, wstawiłam do zmywarki talerze i wypiłam szklankę wody. Nagle poczułam jak nie kto inny, jak Robert obejmuje mnie od tyłu i łapie za biodra, kładąc przy tym swoją głowę na moim ramieniu.
-Nic mi się nie chce, wiesz?-odparł
-Leniu, zdejmuj tą swoją szanowną główkę z mojego ramienia, bo jednak troszkę więcej niż ja ważysz, a ja również jestem zmęczona i nie mam siły na nic-uśmiechnęłam się i po chwili odwróciłam. Zarzuciłam ręce za szyję Roberta po czym ten przysunął się bliżej, złożył na moich ustach subtelny pocałunek i złączyliśmy swoje czoła. Staliśmy tak kilka minut.
-Idziemy spać?-spytałam. No tak, umówiliśmy się, że dziś będę spała właśnie u niego.
-Mam lepszy pomysł-ponownie wpił się w moje usta i tym razem wcale nie miał zamiaru się ode mnie odsunąć. Coraz zachłanniej mnie całował.
-Ej, ej, ej! Jeszcze kilka minut temu nic Ci się nie chciało, zapomniałeś?-szepnęłam między pocałunkami.
-Ja najpierw mówię, potem myślę skarbie-złapał mnie za uda i posadził na blacie-A Ty zapomniałaś co mi obiecałaś dziś w porach południowych?
-Nie, nic mi nie świta-droczyłam się z nim i nadal całowałam.
-To Ci przypomnę-wziął mnie na ręce i zaniósł prosto na górę do jego pokoju.





    Robert

    
     Obudziłem się pierwszy. Moja ukochana brunetka leżała głową na moim klatce piersiowej i leciutko uśmiechała się przez sen. Odwróciłem wzrok na szafkę nocną, na której stał zegarek elektroniczny. Spojrzałem na niego. Było krótko przed 10:30. Postanowiłem jeszcze nie budzić Leny, bo dobrze wiem jak bardzo uwielbia ona spać, dlatego cichutko wygramoliłem się spod kołdry, a zanim to zrobiłem cmoknąłem brunetkę w czoło. Wyszedłem z sypialni i zszedłem schodami na dół. Nogi chyba już  z przyzwyczajenia poniosły mnie do kuchni, bo codziennie rano udawałem się do właśnie tego pomieszczenia, w celu wypicia mocnej, porannej kawy. Wchodząc zobaczyłem znajomą mi posturę ciała. Tak, moja mama już od dawna na nogach, bo wykąpana, uczesana, umalowana i ubrana, w pełni gotowa na kolejny dzień. Podszedłem do niej i odebrałem filiżankę kawy, którą właśnie dla mnie przyrządziła. Upiłem łyka, może więcej i oparłem się o blat kuchenny. 
-O, której jutro wylatujesz?-zacząłem rozmowę. 
-O 14:30 mam wylot. 
-Nie mogłaś przylecieć na trochę dłużej? Lubię jak ktoś mi rano przyrządza śniadanka, albo chociaż tak jak Ty właśnie, zaparza kawę-posłałem jej uśmiech. 
-Zamieszkajcie razem z Leną, to będziesz miał osobę, która będzie spełniała Twoje zachcianki-również się uśmiechnęła. 
-Sugerujesz coś, mamo?-spytałem lekko zdziwiony-Zawsze tysiąc razy powtarzałaś, że mam się zastanowić zamiast zaproponuję coś dziewczynie, a o przeprowadzce to wgl, nie chciałaś rozmawiać, a teraz tak po prostu mówisz, żebym spytał się jej czy ze mną zamieszka?-uniosłem prawą brew do góry, bo szczerze nie mogłem lekko uwierzyć w to co mówi moja mama.
-Polubiłam ją-skwitowała. 
-Znacie się raptem jeden dzień. 
-To mam jej nie lubić, tego chcesz?-zaśmiała się. 
-Nie, nie, co Ty, mamo! Cieszę się z tego powodu. 
-Wydaje się być porządną, ułożoną dziewczyną.
-Jest taką-podsumowałem. 
-No i w końcu wybrałeś jakąś dziewczynę na poziomie, a nie same puste "koleżanki"-zaakcentowała ostatnie słowo-które leciały tylko i wyłącznie na sławę i Twoje pieniądze. 
-Ciesz się z przyszłej 'porządnej i poukładanej' synowej-uśmiechnąłem się łobuzersko. 
-Sugerujesz coś Bobciu?-zapytała chyba lekko zdziwiona. 
-Nie, mamuś, ależ nic!-ponownie na mojej twarzy zagościł uśmiech, po czym w kuchni zapanowała chwila ciszy. Gdy mama skończyła pić kawę udała się na górę do swojej tymczasowej sypialni. Ja miałem właśnie wychodzić z kuchni, kiedy usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz i ujrzałem uśmiechnięty ryjek Kuby. Odebrałem.
-Wesołych Świąt, życzą Błaszczykowscy-zaśmiał się głos po drugiej stronie słuchawki. 
-Wesołych, wesołych Kubusiu!-uśmiechnąłem się sam do siebie-Dzwonisz tylko po to, żeby złożyć spóźnione życzenia świąteczne? 
-Oj daj spokój, Robert sztywniaku! Dzwonię by oznajmić Ci, że właśnie masz już plany na sylwestra-poczułem jak Błaszczykowski szczerzy się do telefonu. 
-Słucham Cię dalej, Kubusiu. 
-No więc, załatwiłem fajne miejscówki w klubie w Dortmundzie. Będę ja, Agata, Łukasz z Ewką, Marco i Mario, Mats, Roman, Ty z Leną, nawet Klopp'a się namówi! I resztę chłopaków z drużyny, z resztą też! A no i mają być jakieś Polki, więc impreza gwarantowana! I oznajmiam Ci, że musisz wpaść z Leną. 
-No dobrze. Przekażę jej, żeby się za żadne skarby nie umawiała z nikim. Dzięki Kuba!-podziękowałem i rozłączyłem się. 






6 dni później


    Dziś idę na tę imprezę z Robertem, na którą zaprosił nas Kuba. Od rana siedział u mnie Lewandowski, który został wczoraj na noc, po oglądaniu maratonu filmowego. Po zjedzonym śniadanku (które, tak naprawdę jedliśmy o 14, bo wstaliśmy 30 minut przed drugą) udaliśmy się wspólnie pod prysznic. Od razu po wyjściu z kabiny zawinęłam się w ręcznik i zaczęłam wypełniać swoją codzienną rutynę. Umyłam twarz i się umalowałam oraz ubrałam się w coś, byle by pochodzić w czymś do 18, bo wtedy będę musiała przebrać się na 'bal' sylwestrowy. Wyszliśmy z Robertem z łazienki i udaliśmy się do salonu. Walnęliśmy się na łózko i przez kilka, może kilkanaście minut leżeliśmy tak bezczynnie, nie odzywając się do siebie. 
-Obejrzymy coś?-spytał Lewandowski 
-Mecz?-odpowiedziałam pytaniem i uniosłam wzrok do góry, by spojrzeć mojemu ukochanemu w oczy. 
-Kocham Cię za tą Twoją miłość do football'u-cmoknął mnie w nos po czym podniósł się z kanapy i włączył  powtórkę meczu FC Barcelona-Real Madryt. Nie obyło się bez krótkiej, kontrowersyjnej wymiany zdań między nami, kiedy padały bramki, bo ja kibicowałam kochanym Katalończykom, a Bobek Realowi. Gdy arbiter zagwizdał po raz ostatni zorientowaliśmy się, że dochodzi 18 i trzeba zacząć się przygotowywać. Pierwsza wparowałam do łazienki. Ubrałam się w sukienkę, którą wspólnie wybrałam z Lewym wczoraj wieczorem, zrobiłam kreski i zakręciłam lekko włosy. Gdy wyszłam Robert był już ubrany w beżowe spodnie i białą koszulę. Założył jeszcze eleganckie buty i kurtkę. Pomógł mi ubrać moją skórkę i wyszliśmy z domu. Dojechaliśmy na miejsce bo ok. 25 minutach. Gdy weszliśmy do klubu byli chyba już wszyscy zaproszeni.W rogu klubu znaleźliśmy stolik przy którym siedziała ekipa Borussi. Przysiedliśmy się do nich i od razu Błaszczykowski poczęstował nas alkoholem. 
-Ty Kuba, to byś tylko chlał!-zaśmiał się Łukasz
-No ale nie mów, że nie podobam Ci się taki, Piszczu!-ten również się zaśmiał i podał każdemu po kieliszku.
-Zdrowie Panowie!-odparł Mario. 
      Po kilku drinkach Robert sam wyrwał mnie na parkiet. Zaczęliśmy dość 'ostro', jak to ujął Mats, tańczyć przy piosence, którą oboje lubiliśmy. Lewandowski był już nieźle wstawiony, ale nadal tańczył. W pewnym momencie Agata z Ewką 'odbiły' mnie i porwały do tańca. Tańczyłyśmy we trzy kolejne kilkanaście piosenek a Lewy zniknął mi gdzieś w tłumie. 
-Idę do łazienki!-krzyknęłam wręcz do Agaty i Ewy, które dalej tańczyły w rytm muzyki. Wyrwałam się i podążałam w stronę ubikacji. Otworzyłam drzwi i gdybym tylko wiedziała co tam zobaczę, to nigdy bym tu nie poszła. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Robert oparty był o ścianę a przy nim stała jakaś laska i go całowała. Lewy był zaskoczony. Patrzył na mnie, a mi po policzku spłynęła łza. Spojrzałam raz jeszcze na tę laskę, której z początku nie poznawałam, ale gdy się jej przyjrzałam... Nie nie mogłam w to uwierzyć... 
-Wiktoria?-spytałam i zaczęłam płakać. 



___________________________________

No i się porobiło... Mam nadzieje, że mnie nie zabijecie za taki zwrot akcji, ale coś się dziać musi, no nie? Przepraszam, że nie dodałam w środę, ale akurat byłam na biwaku i dopiero dziś wróciłam i znalazłam czas na opublikowanie rozdziału. Na pocieszenie jest on troszkę dłuższy, niż zwykle :) 
Jak już czytacie to zostawcie po sobie jakiś znak, bo to bardzo, bardzo motywuje i daje niesamowitego kopa do dalszego pisania. Buziaki kochane ;* 

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 17

    Lena


    Obudziłam się z lekkim bólem głowy. Uniosłam lekko głowę z poduszki o kwiecistej poszewce i zwróciłam swój wzrok na budzik, który swoje miejsce zajmował tak jak zawsze na białej szafce nocnej przy moim jakże wygodnym łóżku. Wskazywał dokładnie godzinę 12:03. Tak, uwielbiałam spać. Po za tańcem i piłką nożną, spanie było moim ukochanym hobby, które jako jedno z niewielu rzeczy bardzo dobrze mi wychodziło. Usiadłam i sprawnie się przeciągnęłam, jak to codziennie z rana (no, oczywiście godzina 12 to dla mnie rano, choć dla moich rodziców to totalna przesada, ale cóż. Lena już taka jest). Głośno wypuściłam powietrze z płuc i tym razem odwróciłam głowę w moją lewą stronę gdzie było duże okno, a tuż obok niego wiszący na ścianie kalendarz, który ustawiony był na dzień 24 grudnia. Dziś jest już wigilia i teoretycznie, jak co roku powinnam od jakiś 3-4 godzin być na nogach i pomagać mamie w przygotowywaniu dwunastu potraw wigilijnych, albo ubierać choinkę razem z tatą. A dziś? Dziś oboje są u cioci Lidki w Ameryce a ja spędzam ten dzień po raz pierwszy bez rodziców, ewentualnie dziadków. Dziś będę u boku Roberta i... jego mamy. No właśnie. Dobrze zrobiłam, godząc się na ten wieczór? Wiadomo, że jeśli chcę być dłużej z Lewandowskim, a chcę, to muszę pewnego dnia spotkać i poznać jego matkę, która jest dla niego z pewnością bardzo ważna. Z rozmyśleń wyrwały mnie przebijające się przez żaluzje w oknie, promienie słońca. 'Otrzeźwiałam' i wyszłam spod cieplutkiej kołdry. Zeszłam, a raczej zbiegłam po lekko zakręconych schodach i tak jak zazwyczaj robiłam chwyciłam za pilota i rzuciłam się na kanapę odpalając telewizję. Z dnia na dzień coraz bardziej nienawidziłam tej całej niemieckiej telewizji i z utęsknieniem wspominałam sympatyczny głos pana z TVN24 i moich porannych wiadomości przed szkołą. No cóż. Najwidoczniej jeszcze się nie przyzwyczaiłam, choć siedzę tu, w Dortmundzie już jakiś piąty miesiąc. 
      Znudzona monotonią, która panowała dzisiejszego dnia udałam się do łazienki na parterze. Wchodząc do pomieszczenia odkręciłam ciepłą wodę w wannie i po 15 minutach cała zapełniona była już wrzątkiem. Dolałam jakiś olejków odprężających, które jeszcze przed wyjazdem zakupiła Klaudia, zrzuciłam z siebie ubrania i zanurzyłam się w wodzie, która uwydatniła mój dzisiejszy poranek. Minęło może z 30 minut, kiedy opatuliłam się w beżowy ręcznik i podeszłam do lustra. Przetarłam je ręką i spojrzałam w swoje odbicie. Uśmiechnęłam się i uświadomiłam sobie jak dużo rzeczy się zmieniło i to na dodatek w pozytywną stronę. W końcu jestem szczęśliwa! Ubrałam się od razu na kolację u Roberta i wyszłam z łazienki. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu i gdy spojrzałam na wyświetlacz od razu uśmiechnęłam się do komórki. 
-Dzień dobry skarbie!-zaczęłam
-Witaj, witaj. Nie obudziłem Cię? 
-Nie no coś Ty! Nie śpię od jakiejś godziny-uśmiechnęłam się i udałam się w stronę kuchni. Uruchomiłam ekspres do kawy i przysiadłam na blacie kuchennym, upijając jeden łyk ciemnego napoju. 
-Wiesz tak sobie pomyślałem, że może wpadłabyś do mnie 'przed czasem'?-zaakcentował ostatnie dwa słowa. 
-Nie radzisz sobie z czymś dziś. Dobrze myślę?-uniosłam brwi-Hm? 
-Po części zgadłaś-zaśmiał się-Nic się przed Tobą nie ukryje-skwitował.
-To chyba dobrze, prawda? 
-Prawda, prawda. No a z tym przyjazdem. Przyjechać po Ciebie? I za ile?-spytał tym swoim ciepłym głosem. 
-Będę za góra trzydzieści minut-odpowiedziałam i słysząc pożegnanie od Roberta rozłączyłam się. 






       Zaparkowałam naszego (tj. mojego i Klaudii) ciemnego mercedesa na podjeździe i wyszłam z auta. Podeszłam pod mahoniowe drzwi i nawet nie zdążyłam zapukać kiedy przed moimi oczami ukazał się ten wysoki brunet, w którym się zakochałam. Złożył na moich ustach namiętny pocałunek,a potem zaprosił mnie do środka. 
-To w czym mam Ci pomóc, skarbie?-odwróciłam się do Lewego, co było moim błędem bo poczułam tylko jego ręce na moich biodrach i to jak z nutą zachłanności przyciska mnie wręcz do ściany w salonie, po czym zaczął całować moją szyję i bawić się ciemnymi włosami na mojej głowie. 
-Pomóc? Możesz mi jedynie pomóc się rozebrać-uniósł brwi i łobuzersko się uśmiechnął.
-Robert!-uniosłam głos i zachichotałam-...zboczeńcu!
-Oj daj spokój, kotku-na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-O nie, nie. Nie teraz, ok? Musimy przygotować kolację i troszkę uprzątnąć w salonie, z pewnością nie pomyślałeś też, żeby ubrać łóżko dla Twojej mamy, więc tym też będę musiała się zająć. 
-Ok, ok-odparł zrezygnowany i odsunął się delikatnie ode mnie.-Aczkolwiek, to nie zmienia faktu, że jeszcze to wszystko dokończymy-pomachał brwiami. 
-Tak, z pewnością skarbie. Za jakieś kilkanaście dni, może tygodni... Kto wie?-puściłam mu oczko i zabrałam się do ogarniania przestronnego salonu. 






      Dochodziła 17:30. O tej godzinie miała wylądować Iwona Lewandowska, po którą mój ukochany miał pojechać i przywieźć na kolację wigilijną, która już prawie była gotowa. Ostatnie dania siedziały już w piekarniku a ja zaczęłam lekko się stresować całą tą wizytą mamy Roberta. Przeszłam z kuchni do przedpokoju i zastałam ubierającego buty Lewandowskiego. Oparłam się o framugę drzwi i zaczęłam rozmowę. 
-No to już jedziesz tak?-zapytałam poddenerwowana.
-Nie skarbie. Ubrałem się w kurtkę i buty tak bez celu, żeby zaraz z powrotem je zdjąć.-zachichotał.
-O Jezu, nie śmiej się!-założyłam ręce na klatce piersiowej i udałam tak zwanego 'focha'. 
-Ojej, no nie denerwuj się! Wiem, że się stresujesz, bo widać-puścił mi oczko-ale moja mama Cię nie pogryzie. Najwyżej połknie w całości-zaśmiał się i podszedł do mnie, objął w pasie i pocałował-a tak podsumowując to mama nic Ci nie zrobi. Jestem pewien, że Cię polubi!-uśmiechnął się-Dobra, uciekam, bo znając 'mamcię'-zaakcentował to słowo-to troszkę na mnie pokrzyczy, że jestem niepoukładany. 
-Leć już, leć!-pocałowałam go na pożegnanie. Gdy napastnik Borussi opuścił mieszkanie ja udałam się do kuchni po czym zaczęłam ustawiać wszystko w dużej jadalni. 


______________________________

No to mamy już 17 :) ! Taki troszkę nudny i monotonny, ale niedługo coś się wydarzy. Same zobaczycie z resztą! Ok, chciałabym się odnieść troszkę do wszystkich 'pisarek', które zostawiają u mnie linki do bloga. Wybaczcie, że nie komentuję ale na razie wszystko nadrabiam a na dodatek totalnie brakuje mi czasu, gdyż jak to na koniec roku. Moi kochani rodzice chcą żebym wyciągnęła wszystkie oceny na 5-6, więc dobra Lena stara się poprawić nieszczęsne tróje ;). No i na dodatek, jakby tego było mało to mam problemy z internetem i laptopem i ostatnimi czasy czytałam wszystko na telefonie i ciężko było mi cokolwiek napisać. Mam nadzieje, że wybaczycie. Zostawcie wszystkie linki pod rozdziałem albo w zakładce "Spam" i niebawem [mam nadzieje ;)] wszystko powróci do normy.
Jeśli chodzi o Liebster Award to niebawem pojawi się nowa zakładka. Z góry dziękuję za nominację! <3 Buziaki ;*