wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 36

Uśmiechnęła się kiedy tylko zauważyła, że wielki klubowy autobus zajeżdża na parking pod stadionem Borussii. Wysiadła z samochodu i czekała, aż zawodnicy zaczną wysiadać z pojazdu. Pierwszy pobiegł do niej Marco. Tak, wysoki blondyn rzucił się jej na szyję i Lena od razu poczuła od niego alkohol. Hmm, mogła się domyśleć, że po wygranej chłopaki nie będą mieli zamiaru czekać, aż wrócą do Dortmundu i przejdą się do jakiegoś klubu, dlatego zaczęli swoją pomeczową fiestę już podczas powrotu do swojego miasta.
-Lenuś!!-zaśmiał się i mocno przytulił do siebie.
-Marco!-uśmiechnęła się kiedy ten puścił ją na chwile z uścisku, tylko po to, by zaraz pocałować ją w policzek.
-Hgggh-odrząknął Lewandowski, który jakimś cudem znalazł się za dwójką przyjaciół. Reus odsunął się wtedy od narzeczonej jego przyjaciela, pozwalając mu złożyć na ustach Leny namiętny pocałunek. Tak, tęsknił za tym. Nie tylko on, ale i ona. Oboje tęsknili za sobą. Za swoją obecnością, za tym, że są dla siebie, że żyją dla siebie.  W końcu mogli się poczuć, dotknąć. Nie wyobrażali sobie życia bez siebie. Lewego nie było raptem niecały tydzień, a oboje czuli jakby ich rozłąka trwała wieki! Dosłownie!
Kiedy tylko Robert wyjął walizkę z bagażnika nie odstępował swojej partnerki nawet na krok. Chciała przywitać się z resztą chłopaków, ale musiała najpierw mieć pozwolenie od lekko podchmielonego Lewandowskiego.  Ku jej uciesze, Lewy nie stawiał jakiś specjalnych sprzeciwów. W końcu nie musiał. To jego przyjaciele, a Lena jest jego narzeczoną i chyba się tylko z nią droczył. Nawet nie chyba a na pewno. W każdym razie. Patrzył z uśmiechem na ucieszoną od ucha do ucha brunetką, która podbiegała do każdego piłkarza i witała go bardzo serdecznie. Czasem bywał zazdrosny, że ona woli Borussię od niego. Tak, to dziwne, ale często miał takie odczucie. Jednak, kiedy ona jest szczęśliwa, on też jest. Więc, nie ma co tu więcej gadać.
-Ej mamo!-z tłumu ponownie wyłonił się wysoki blondyn, które swoje słowa zwrócił do dwudziestojednolatki.
-Słucham Cię... synku...-dodała po chwili i zaśmiała się cicho pod nosem.
-Nie śmiej się, ja tu na poważnie się staram z Tobą porozmawiać!-ciągnął-Słuchaj mamusiu, bo wiesz.... My tam se troszeczkę z chłopakami zabalowaliśmy w tym autobusie, i!-wskazał palcem na ucieszonego Lewandowskiego, stojącego za jej plecami-I nie myśl, że Robcio to taki grzeczniutki jest! Dobrze, że nie powiem Ci, że jak wypił to opowiadał jak pięknie wyglądasz w koronkowej bieliźnie...-zamyślił się przez chwilę po czym kiedy zobaczył jej minę postanowił kontynuować-No i wracając do tematu. Podwiozłabyś mnie? Nie chcę się tłuc taksówkami, z resztą sama powiedziałaś " Kto wie co tym taksówkarzom teraz po głowie chodzi..." czy jakoś tak...
-Skąd Ty?-przerwała mu młoda Polka
-A no widzisz, słyszałem!
-Dobra, wsiadaj do samochodu!-ponagliła go kiedy uznała, że robi jej się coraz zimniej mimo, że miała na sobie naprawdę ciepłą parkę.
-Siedzę z przodu!-krzyknął polski napastnik i szturchnął swojego przyjaciela w ramię.


   Droga do domu zajęłaby im jakieś 15 minut. Lewandowski i Gilbert mieszkali w przytulnej dzielnicy w południowym Dortmundzie, gdzie stąd szybko można było dostać się na Signal Iduna Park. Jednak te 15 minut jazdy przedłużyło się do prawie 50 minutowej podróży. Dlaczego? A no dlatego, że ten jakże uroczy blondyn, który siedział wygodnie na tylnym siedzeniu zapomniał, że na czas jego nieobecności przekazał klucze do swojego luksusowego mieszkania dla swojej mamy i przypomniało mu się to dopiero kiedy Lena zajechała pod apartamentowiec  Reusa. Na całe szczęście nie odjechała od razu po tym jak blondyn wyszedł z auta, a cierpliwie czekała, aż zaszyje się w ciemnościach panujących w mieszkaniu. Miała tak z natury. Jak za kogoś odpowiadała to zawsze wolała wiedzieć, że ta osoba jest bezpieczna i Lena nie musi sie bać, że będzie miała kogoś na sumieniu. Dlatego też kiedy Marco ponownie wsiadł do samochodu, mówiąc o wszystkim swoim przyjaciołom, brunetka stwierdziła, że nie będzie teraz jechała, aż do Dusseldorfu (rodzice pomocnika Borussii Dortmund przeprowadzili się tam jakiś czas temu) tylko po to by Marco mógł odebrać klucze od swojej rodzicielki. Wszak, trasa Dortmund-Dusseldorf nie była jakąś niezmiernie długą trasą. Lena ma podobno jakąś ciocię właśnie w tym mieście, ale nic o niej nie wie, bo rodzice wspomnieli jej o tym kiedy ona była w liceum, więc to już jakiś czas temu. Wjechała do garażu i pozostawiła chłopaków samych, jedynie rzucając im klucze do samochodu z prośbą, by kiedy uporają się z bagażami, zamknęli auto,a ona idzie otworzyć drzwi do domu. Tak też zrobiła. Po chwili już zdejmowała swoje odzienie i delikatnie stąpała swoimi drobnymi stopkami po ciepłych panelach. Po chwili dołączył już do niej, jej lekko podchmielony narzeczony, który jest tak wielką fajtłapą, że nie potrafi nawet rozpiąć swojej jesiennej kurtki. Dziewczyna podeszła do niego i ze śmiechem próbowała uporać się z zaciętym zamkiem.
-Dajesz radę?-Robert zaśmiał się i przeleciał ją wzrokiem.
-Jasne, że tak, czy ja wyglądam na niedorajdę życiową?-uśmiechnęła się do niego, kiedy po raz kolejny szarpnęła za uciążliwy zamek.
-Pociągnij mocniej
-Nie, bo rozwalę Ci kurtkę!
-O Jezu, dobra!-zaśmiał się i zdjął jej dłonie z zamka, po czym uniósł swoje ręce i zdjął swoje odzienie 'przez głowę'.-I widzisz! Koniec problemu! Lewy potrafi, a teraz nagroda za to, że próbowałaś.-podszedł bliżej i objąwszy delikatnie jej talię obdarował ją ciepłym pocałunkiem. Akurat tę jakże romantyczną chwilę przerwał ich kochany przyjaciel, który z impetem wmaszerował do domu Lewandowskiego i kiedy tylko zobaczył całującą się parę założył ręce na swojej klatce piersiowej, po to by zaraz pomachać nimi w górze, przypominając o swojej obecności.
-HALO, JA TU JESTEM!
-Naprawdę? Nie widzę...-Lena przerwała swoje pocałunki z Robertem i przechodząc obok blondyna udawała, że go nie widzi, co bardzo podirytowało dwudziestotrzyletniego chłopaka. Ten spojrzał tylko na rozbawionego przyjaciela i przewrócił na jego widok oczami.



    Robert udał się już na górę by położyć się spać. Był nieco zmęczony wszystkimi treningami, meczem i podróżą. W końcu z Freiburga do Dortmundu jest prawie 500 km, a jego akurat takie podróże często męczyły. Dlatego właśnie udał się do swojej sypialni by udać się do krainy Morfeusza, nie zważając na to, że na dole jego ukochana musi uporać się z Marco, który był dość nieźle upity, a co za tym idzie-nieźle wybredny i niesamodzielny. Gdy opuszczał kuchnię blondyn marudził jak bardzo jest głodny i, że jeśli mu nie dadzą jeść to nie pozwoli im w nocy zasnąć. Dlatego też Robert poszedł na łatwiznę i zostawił z tym samą Lenę, która jakoś specjalnie zła na niego nie była. Rozumiała go. Zmęczenie wzięło górę, po za tym. On wytrzymał z Marco cały czas kiedy byli razem w stolicy Schwarzwaldu, dlatego zdecydowała się przejąć pałeczkę i wręcz wypędziła swojego narzeczonego do sypialni, by się położył. A ona została na dole, stojąc właśnie przy blacie kuchennym, przygotowując kanapki dla Reusa, który nawet nie ruszył się z miejsca tylko siedział przy stole obserwując brunetkę i jej dokonania.
-Lenuś, zrób mi kawusi, bardzo proszę.
-Och, na pewno! Żebyś potem nie spał całą noc? Zapomnij!
-No proooooooszę....-ciągnął
-Nie Marco! Mogę Ci nalać soku pomarańczowego albo wody, bo nie mam nic innego.
-Niech będzie ten sok, tylko mnie nie otruj.-odparł naburmuszony i zapomniał o swoim 'fochu' na Lenę, kiedy ta podstawiła mu pod nos talerz pysznych kanapek z serem, sałatą, papryką, ogórkiem i jakąś szynką. Do tego podała mu jeszcze wysoką szklankę, wypełnioną do połowy pomarańczowym sokiem i kiedy piłkarz rozpoczął konsumpcję, jego przyjaciółka zasiadła tuż obok niego, wpatrując się jak mężczyzna zajada się przygotowanymi przez nią kanapkami.
-Jak zjesz to możesz przyjść do salonu, a ja idę Ci posłać-uśmiechnęła się w jego stronę i wyszła z pomieszczenia, kierując się do dziennego pokoju. Rozłożyła kanapę i wyjęła z jej wnętrza dużą poduszkę, pojedynczą kołdrę i prześcieradło, po czym rozłożyła wszystko na sofie i spokojnie czekała na Marco, nie wiedząc, że ten przygląda się jej od jakiegoś czasu. Kiedy spostrzegła się, że blondyn stoi oparty o ścianę uśmiechnęła się w jego stronę i zaprosiła do siebie gestem ręki.
-Musisz trochę odsunąć sobie ten stolik żebyś przypadkiem nie zarył w niego tym swoim łbem.
-Ale, jakże pieknym łbem!-dodał i przeczesał palcami swoje jasne włosy, po czym dokonał tego o co... w sumie nie poprosiła-powiedziała, ale miała na uwadze jego bezpieczeństwo. Odsunął drewniany stolik i gotowy już był wskoczyć pod pierzynę.
-Ej, ej! Czekaj! A co Ty myślisz, że prysznic sam się weźmie? Wora do łazienki!
-No nie....-narzekał i niemrawo, ale wstał z miejsca i powędrował za Leną, która zaprowadziła go do łazienki na parterze.
-Dobra, to tu masz prysznic, tam masz szampon, żel, mydło i co tylko potrzebujesz, tylko nie pomyl się i nie użyj mojego szamponu z werbeną... Wiesz jaki on jest cudowny? Nie chciałabym rano obudzić się i go nie mieć, a jest już tam sama resztka, muszę go dokupić... No w każdym razie! Ja idę po jakieś pidżamy Roberta i Ci coś przyniosę. Tylko się nie zabij, proszę!-dodała i zniknęła za drzwiami przestronnej łazienki, pozostawiając chłopaka samego sobie...
-Dla Ciebie wszystko....-szepnął sam do siebie, a jego słowa odbiły się od łazienkowych kafelek i wróciły do niego niczym echo... 


   Weszła do sypialni i zastała tam słodko śpiącego narzeczonego. Od razu podeszła do dużej szafy wbudowanej w jedną ze ścian i kiedy ją otworzyła od razu znalazła to czego tak naprawdę szukała. Wyjęła jedną z lepszych pidżam Roberta i odwróciła się na pięcie. Chciała już wyjść ale zatrzymała się przed samym wyjściem i obejrzała się do tyłu spoglądając niewinnie na swojego ukochanego. Leżał. Oddychał, spał... Tak spokojnie. Uśmiechnęła się na ten widok i odwróciwszy się z powrotem, opuściła sypialnię i zeszła ponownie po schodach w dół. Zajrzała jeszcze do kuchni gdzie nalała sobie szklanki wody, którą od razu opróżniła i udała się do Marco. 
   Stanęła pod drzwiami łazienki i po chwili zapukała leciutko w nie. Kiedy dosłyszała z wnętrza cichutkie "proszę" chwyciła za metalową klamkę i przekroczyła próg pomieszczenia, w którym zastała Reusa w samym ręczniku. Orientacyjnie odwróciła się zasłaniając sobie prawą ręką oczy.
-Marco!-zaśmiała się kiedy doszło do niej, że właśnie widziała swojego przyjaciela bez jakiegokolwiek ubrania. 
-O jejciu, daj spokój! Przecież to tak jakbym miał.... krótkie spodenki.-porównał i podszedł do brunetki, którą złapał za ramiona i odwrócił w swoją stronę. Dziewczyna nadal zasłaniała swoje oczy, więc chłopak złapał za jej dłoń i odsunął ją tak by móc spojrzeć w jej oczy. Patrzył przez pewien czas jak jej usta się śmieją, jak ona cała się śmieje. Jak się uśmiecha, a w oczach widział szczęście. Nie potrafił się powstrzymać. Złapał delikatnie jej twarz i subtelnie przejechał palcem po jej bladym policzku. Spoważniała. Przybliżył się do niej i spojrzał jej głęboko, głęboko w oczy... Znowu. Nie mógł przestać. Musiał to zrobić. Chciał to zrobić. Pochylił się nad nią i w końcu delikatnie musnął jej usta. Ona totalnie zaskoczona nie zareagowała. A może, nie chciała zareagować? Pozwoliła mu by ten ją pocałował. Kiedy blondyn dosłownie na milimetry odsunął swoją twarz od jej twarzy, Lena przełknęła ślinę i lekko zmrużyła oczy. Ich czoła stykały się ze sobą. Położyła swoje dłonie na jego nadgarstkach, które były tak blisko jej twarzy...-Nigdy nie przestałem Cię kochać....-dodał cicho, ale na tyle że brunetka mogła go spokojnie usłyszeć. Po tych słowach po jej policzku spłynęły zimne łzy. Marco otarł jej policzki i chciał ponownie spojrzeć w jej piękne oczy, ale ta odwróciła się w drugą stronę, po czym bez słowa wyszła z łazienki znów go zostawiając. Znów zostawiła go samego.... Ale co miała zrobić? Gdyby znowu spojrzała mu w oczy... Znów by pozwoliła mu się pocałować? Ale czy przeszkadzało jej to co przed chwilą oboje zrobili? Nie wie... Bardzo szybko znalazła się w drugiej łazience na piętrze, tuż nad tą na dole. Kiedy tylko zamknęła drzwi osunęła się powoli na podłogę i schowała swoją twarz w dłoniach. Odgarnęła włosy i spojrzała przed siebie. Nie przestała płakać.. Nie potrafiła. Ale co? To znaczy, że coś do niego czuje? 
A tymczasem na dole Reus po tym kiedy tylko doszło do niego, że narzeczona jego przyjaciela zostawiła go samego, podszedł do lustra i spojrzał w nie. Był na siebie tak cholernie zły. Nagle lekko wytrzeźwiał. Ale czemu on ją pocałował? Przecież obiecał sobie, że nigdy tego nie zrobi. Że nie pozwoli sobie wejść z butami w życie młodej Gilbert i Lewandowskiego. Walnął pięścią w blat łazienkowej szafki i po chwili strącił wszystkie kosmetyki, które na niej stały na podłogę.
-Głupi, głupi, głupi dureń!-gryzł się w język i starał nie krzyczeć, ale łez nie potrafił powstrzymać. Kochał ją? Tak, i to szaleńczo. Nigdy nie przestał, nawet kiedy przystał na przyjaźń... Kochał ją od początku. Nie potrafi zakochać się w żadnej innej, bo na każdą patrzy przez pryzmat Leny. Bo żadna nie potrafi być taka jak ona, bo żadna nawet nie dorównywała jej w minimalnym stopniu. Ale po co to wszystko, skoro ona czuje coś do kogoś innego? 
Kochał ją? Tak, i to szaleńczo... 


____________________-
HAPPY NEW YEAR!!! 
No więc mamy dziś dokładnie 31 grudzień, kochane! Co prawda, ja za sylwestrem nie przepadam i go w tym roku nie obchodzę, tylko siedzę w domu, ale życzę Wam kochane, wszystkiego co dobre! Aby ten nadchodzący rok był lepszy niż ten i abyście nigdy nie były smutne, ani samotne, bo jesteście najlepszymi osobami jakie mam i wszystkie z was zasługujecie na szczęście! Chciałabym was uściskać, ale nie mogę, więc pozostaje mi tylko wirtualny hug! WSZYSTKIEGO DOBREGO♥ 

Jeśli chodzi o to, że rozdział dopiero teraz, to przyczyna jak zwykle.... Krucho z czasem. Zaczęłam rehabilitacje i codziennie muszę ćwiczyć, trzy razy w tygodniu pod nadzorem rehabilitanta-fizjoterapeuty i jakoś daję radę, choć efektów na razie nie ma, ale jestem dobrej myśli! 

Co do odchodzącego Robcia? Cóż, ja tam nie usłyszałam od niego, że odchodzi, więc cały czas trzymam się myśli, że zostanie, bądź przejdzie gdziekolwiek byleby nie do Bayernu! 

Końcówka? Mam nadzieje, że was zaskoczyłam, choć czytając ostatnie komentarze widziałam, ze niektóre z was już się domyślały, że między Marco a Leną, coś trochę za 'cicho' ;) 

Jeśli chodzi o komentowanie? Już się za to zabieram! Jestem ze wszystkim na bieżąco, bo czytam wasze rozdziały w szkole, na telefonie, bądź wieczorami. Tylko brakuje czasu na komentowanie, a ja lubię się trochę rozpisać i wolę napisać coś konkretnego a nie tylko "Super rozdział!". Więc na spokojnie i zaraz zaczynam komentowanie! :) 

BUZIAKI MOJE KOCHANE♥ 

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 35

 Narracja trzecioosobowa

Przepłniało ją niesamowite szczęście. Czuła się tak błogo jak jeszcze nigdy w swoim dość krótkim, bo zaledwie dwudziestojedno letnim życiu. Uśmiechnięta od ucha do ucha przechadzała się po tłocznych ulicach Dortmundu, gdzie czuła się jak ryba w wodzie. Pamiętała, że kiedy tu przyjeżdżała czuła się obco, chciała wracać na ojczyznę. Wiadomo, że język niemiecki to główna bariera porozumiewania się z tutejszymi ludźmi. Jednak wieloletnia nauka niemieckiego w podstawówce, gimnazjum i liceum opłaciła się i opanowanie mowy niemieckiej nie zabrało jej dużo czasu. Z resztą życie przy kimś takim jak Robert Lewandowski to dodatkowe plusy. Bardzo chętnie udzielał jej 'prywatnych lekcji' kiedy tylko tego potrzebowała. Dziś, nie może zrozumieć jakim cudem mogła odrzucać to co do niego czuła i wręcz nie może pojąć tego, że przez jakiś okres czasu wmawiała sobie, że to tylko przyjaźń i nic więcej z ich znajomości nie wyniknie. Dziś nie wyobraża sobie bez niego życia. Robert od kilku dni jest we Freiburgu gdzie ćwiczy z drużyną i przygotowuje się na następny mecz ligowy, a jego narzeczona dumnie rozpoczęła praktyki w jednym z dortmundzkich brukowców. Tak, warto dodać, że pod nieobecność swojego ukochanego zdążyła już poznać nową znajomą, rozbić jeden z ulubionych samochodów Roberta i podać się za jakąś dziewczynę byleby tylko uniknąć dodatkowych spotkań z przystojnym mężczyzną, który był właścicielem auta, w którego Lena niefortunnie uderzyła. Na szczęście już zapomniała o całym zdarzeniu. Jest zbyt zajęta by myśleć o tak na pozór ważnej, ale w  porównaniu z jej innymi 'problemami', błahej rzeczy. Musi pędzić na spotkanie z dyrektorem pobliskiego teatru, przeprowadzić z nim obszerny wywiad, gdyż właśnie Teatr Narodowy w Dortmundzie obchodzi za tydzień swoje półwiecze. Ponadto jeszcze dziś musi złożyć zebrane materiały do swojego tymczasowego biura i do godziny 19 napisać z Caroline przyzwoity artykuł i zanieść go do prezesa Wincklera. Stary biznesmen jest tak w kółko zabiegany, że Gilbert nie miała jeszcze nawet szansy zobaczyć go na własne oczy. Słyszała tylko jaki o on jest, a nie jest od swojej rozgadanej 'współpracowniczki'. Chcąc nie chcąc musi, a właściwie to obie z Care muszą przyłożyć się do swojego zadania, gdyż młoda dziennikarka dziś właśnie zostanie poddana surowej próbie. To jej 'być a nie być' KIMŚ w tej firmie. Nie można ukryć, że zależy jej by praca ich autorstwa, która opublikowana zostanie w przyszłym tygodniu, budziła zachwyt nie tylko w oczach Wincklera ale przede wszystkim by zaciekawiła czytelników. Nie liczy na wielki sukces, ale trzyma kciuki za to by jej lenistwo nie przezywciężyło pracowitości, którą w sobie ma. 

   Jak torpeda wysiadła z windy na ósmym piętrze i gdy tylko przewinęła się przez tłok ludzi i nadmiar korytarzy, zrobiła wielkie wejście do 'swojego' biura. Rzuciła torbę i teczkę ze wszystkimi materiałami na biurko, a swoje odzienie powiesiła na drewnianym wieszaku. Urocza blondynka, która siedziała z nosem w komputerze, nawet nie patrząc na Lenę, przywitała ją ciepłymi słowami i kiedy znalazła chwilę na oderwanie się od jej teraźniejszego zajęcia i spojrzała na świeżo upieczoną, ciężarną narzeczoną Lewandowskiego, cicho zaśmiała się pod nosem. No tak, pewnie widok roztrzepanej brunetki, której długie, poranne układanie włosów poszło w niepamięć przez panującą na zewnątrz wichurę musiało wyglądać choćby w niskim stopniu zabawnie. El-bo tak skracała jej imię Caroline-westchnęła i przewróciła ironicznie oczami. Trzeba przyznać, że zuchwały dyrektor Thiel, który generalnie miał młodą dziennikarkę głęboko w nosie, a wręcz irytował się jej obecnością i ilością zadawnych pytań (choć, wcale nie było ich jakoś specjalnie dużo), na pewno nie podtrzymał passę dobrego humoru Leny. Dziewczyna obudziła się z uśmiechem na ustach, ale niestety po wizycie w teatrze jej samopoczucie obróciło się o 360 stopni. Była wręcz przybita tym co ma. Miała nadzieje, że wróci z masą cennych informacji, szybko upora się z artykułem i wraz z blond koleżanką zabłyśnie w oczach kolegów i koleżanek z pracy, ale niestety wszystko szło nie po jej myśli. 
-Generalnie jesteśmy w czarnej dupie Caroline...-westchnęła i odłożywszy laptopa na bok, wstała ze swojego miejsca i podeszła do elektrycznego czajnika, który stał na kuchennym blacie. Ach, tak! Szef zaopatrzył je w takie luksusy, że nawet miały 'tutaj', u siebie własny, nieduży aneks kuchenny. Cóż, przynajmniej to dobre... 
-Oj, nie przesadzaj. Wybrniemy jakoś! Pokaż najpierw co żeś zebrała!-blondynka dobrała się do stanowiska swojej koleżanki i od razu zajrzała do teczki młodej panny Gilbert. Wyjęła z niej wszystkie zgromadzone przez nią materiały i rozłożyła je na biurku. Westchnęła ciężko i spojrzała na koleżankę-Tego jest mnóstwo! Czemu się przejmujesz?!
-Bo wiesz, może i tego jest dużo, ale nie mamy nic konkretnego! NIC! Dzisiaj na tym wywiadzie 'dyrektorzyna' tak się gdzieś spieszył, że niechętnie w ogóle ze mną rozmawiał. Nic się nie dowiedziałam od niego praktycznie. No, a przynajmniej nic sensownego. 
-Oh, daj spokój! Poszperamy w internecie, wykorzystamy fragmenty tej rozmowy z Thielem i po sprawie. Uda się!-w tym momencie wysoka brunetka odwróciła się z kubkiem ciepłej herbaty w ręku. Spojrzała pusto w okno i aż przeszły ją ciarki kiedy zobaczyła, że na dworze pogoda wcale nie zachwyca, a wręcz odrzuca i idealnie pasuje do obecnego nastroju Leny. 
-Dobra, puszczaj mnie, bierzemy się do roboty.-Dziewczyna wygoniła ze swojego miejsca swoją współpracowniczkę i sama zajęła miejsce na obrotowym krześle. Odłożyła kubek z jej tymczasową ulubioną herbatą z opuncją figową i niechętnie odpaliła służbowego laptopa. Jak na złość oczywiście, sprzęt nie miał żadnej ochoty się odpalić i pomóc dziewczynom w pracy. 
-Kurwa, co za chujostwo!-zaklnęła po polsku. Caroline spojrzała tylko na nią z pytającym spojrzeniem. Nie dostała odpowiedzi ale po minie Leny domyśliła się, że te słowa nie oznaczają nic pięknego. Wzruszyła ramionami i ponownie zaszyła się w świecie wirtualnym, wykonując swoje dzisiejsze zadanie. 

Zegar wskazywał już godzinę 17. Od kilku godzin praca u dziewczyn w biurze wręcz płonie. Cały czas się coś dzieje. Kto by przypuszczał, że napisanie artykułu może być tak bardzo pochłaniające?! Nigdy wcześniej obie nie myślały, że to tak ciężka praca. Wiadomo, że dziennikarz musi mieć wiedzę ogólną, umieć się wypowiedzieć na prawie każdy temat... No i tego akurat były świadome ale, że pisanie  do gazety zabiera tak wiele czasu? Nie, tego na pewno się nie spodziewały. Zwałszcza, że obie  pisały swoje amatorskie teksty, które potem lądowały w gazetce szkolnej. Jednak to w ogóle nie to samo! 
Lena piła już chyba swoją trzecią herbatę i nadal było jej zimno. Wiadomo... Za oknem taka pogoda to mogli by pomyśleć o ogrzaniu pomieszczenia. W sumie może to robili, ale za pewne tak leciutko, że ciężko było to odczuć. Cóż, na pewno nie mogła zwalić na to, że ubrała się niestosowanie do pogody. Była ubrana w siwe jeansy, swoje ulubione botki z ćwiekami, czarny t-shirt i jej nowy, gruby sweter. Wzięła głęboki oddech i wypuściła głośno powietrze z płuc. Oprała swoje już obolałe plecy na oparciu krzesła i w końcu odciągnęła wzrok od ekranu komputera. Niestety ale lenistwo już brało górę. Miała po prostu ochotę rzucić to wszystko i wrócić do ciepłego domu, przebrać się w wygodne dresy i luźny t-shirt, owinąć się polarowym kocem i zasiąść przed telewizor, oglądając sportowe relacje. Od dziecka kochała tak robić. Pamięta, że jako mała dziewczynka, biegająca w dwóch kucyczkach powtarzała tacie, że "sport jest nudny i głupi" a w głębi serca kochała go oglądać! Bo kiedyś było tak, że kiedy dziewczyny interesują się sportem to chłopczyce. Dobrze pamięta jak wmawiała rówieśnikom, że piłka nożna to najnudniejszy sport świata, a kiedy tylko jej kochany tata oglądał mecz, siadała przy nim i emocjonowała się razem z nim. Oczywiście nigdy nie obywało się bez przekomarzania. Kiedy tata kibicował Holandii, to Lena kibicowała drużynie przeciwniej, żeby zrobić tacie na złość. Dopiero potem, kiedy już dorosła... Ach, znaczy się, kiedy była już w późniejszej podstawówce odszedł od niej ten nawyk. Lubi wspominać te czasy kiedy nie liczyło się nic po za piłką nożną. Kochała to uczucie kiedy przekraczała próg domu po całym dniu męczarni w szkole, rzucała w kąt swój ciężki plecak i zaszywała się w pokoju, zakładała koszulkę jej ukochanej drużyny i wieczorami oglądała mecz Borussii. Już wtedy marzyła by chociaż raz w życiu zasiąść na trybunach Signal Iduna Park, a dziś? Dziś jest to jej 'drugi dom'. No tak jakby... 
-Boże, Lena! Wiesz co?! Robert Lewandowski oświadczył się swojej dziewczynie?! O kurde!-brunetka podniosła swój zdziwony wzrok na koleżankę i dopiero doszło do niej, że blondynka nie ma zielonego pojęcia, że mówi właśnie o Lenie, siedzącej na przeciwko niej... Postanowiła to pociągnąć.
-Naprawdę?!
-Tak, kurde, jakie cacko jej kupił!!! Musiał wydać tyle kasy na ten pierścionek! Boże nie przeżyję, on jest piękny! 
-Lewandowski?!
-O pierścionku mówię!! Znamy się krótko, ale chyba nietrudno zauważyć, że jakoś niespecjalnie przepadam za piłką nożną i piłkarzami!-westchnęła-Dobra idę obczaić tę jego narzeczoną...-Gilbert podniosła swoją dupę z krzesła i podeszła do stanowiska Caroline, po czym stanęła nad nią, opierając się jedną ręką o biurko koleżanki. Obserwowała jak Care wpisuje w popularne "grafika google" hasło "narzeczona Lewandowskiego" i wciska enter. Sądziła, że Caroline nie można nazwać pospolitą blondynką, ale po tym jak młoda dziewczyna włączyła jedno ze zdjęć, które znajdowało się w internecie i przyglądając się mu, nie rozpoznała swojej ciemnowłosej znajomej, zaczynała wątpić w swoje wierzenia. W końcu Kastner wyświetliła jedno zdjęcie zrobione naprawdę z bliska, więc łatwo można było rozpoznać na nim Lenę, spacerującą z Lewym po ulicach Dortmundu. Dopiero wtedy ją olśniło. Brunetka wpadła w stan nieopanowanego śmiechu i kiedy patrzyła na zdziwioną, a wręcz zszokowaną minę koleżanki nie mogła powstrzymać swoich emocji. 
-CO?! Jak to?! Ty... i Lewandowski?! JAK?! 
-Naprawdę sie nie domyśliłaś?! Wiesz ja rozumiem, że zbieżność imion jest przypadkowa ale nazwiska? No i na dodatek przed chwilą oglądałaś moje zdjęcie i się nie domyśliłaś? Naprawdę? 
-Nie! Nie wierzę no! Czemu nic nie mówiłaś?! 
-A co, miałam od razu na wejściu przedstawić się: "Hej jestem Lena Gilbert, narzeczona Roberta Lewandowskiego"?  Nie lubię kiedy ludzie patrzą na mnie i widzą tylko i wyłącznie partnerkę Lewego.-blondynka spojrzała wciąż z tym samym zdziwieniem na koleżankę i pokręciła z niedowierzaniem głową.-Dobra Caroline, chodź, skończmy ten artykuł bo nie mogę już patrzeć na te miliony literek latających mi przed oczami... 

    Po półtorej godziny dalszej roboty dziewczyny w końcu uporały się ze swoim zadaniem i Lena mogła zanieść artykuł do biura. Dobra, musiała sobie przyznać, że denerwowała się chyba bardziej niż kiedy pierwszy raz kilka dni temu przyszła do biura. Nie była pewna tego artykułu. To chyba dlatego, że po rozmowie z dyrektorem teatru była bardziej zniechęcona niż zmotywowana do pisania. Wstała z miejsca i chwyciła ostatnie kartki papieru, wychodzące właśnie z drukarki. Caroline posłała jej jeszcze przed wyjściem przyjazny uśmiech i pokazała, że trzyma kciuki za ich pracę. Lena opuściła więc pomieszczenie, w którym się znajdowała i udała się prosto do biura szefa, który dziś akurat był w pracy. Przeszła przez 'labirynt korytarzy' i stanęła przed dużymi, machoniowymi drzwiami. Zacisnęła zęby i zapukała do drzwi. Kiedy tylko usłyszała słowo 'proszę' bez zastanowienia nacisnęła klamkę i przeszła przez próg. Hmm, Winckler wyglądał porządnie. 'Wysoki starzec' jak nazywała go Care wcale nie był taki stary. Na jej oko miał z 50 lat i trzymał się dobrze. Miał czarne włosy z objawieniem gdzieniegdzie siwych pasemek, ale cóż... To naturalne w jego wieku... chyba... Mniejsza o to. Ubrany był w czarny garnitur. Prezentował się naprawdę elgancko. "Współczuję mu, jeśli musi tak chodzić codziennie!"-pomyślała przyszła dziennikarka i z uśmiechem na twarzy podeszła do biurka, przy którym stał jej szef. 
-Dzień Dobry Leno!-przywitał się i zaproponował jej by usiadła ale ona odmówiła mówiąc, że woli postać-Z czym do mnie przychodzisz? 
-Skończyłyśmy z Caroline artykuł dotyczący Teatru Narodowego.
-Jaką Caroline?-zmarszczył brwi. 
-Kastner
-Ach tak! Wybacz mi, zapomniałem!-podrapał się po głowie i zaczął grzebać w jakiś skoroszytach-Widzisz, mam tyle pracy i już zapominam swoich pracowników!-zaśmiał się. Dobra, wydawał się mega sympatyczny. 
-Nic nie szkodzi, rozumiem Pana! Sama czasem nie wiem jak się nazywam!-uśmiechnęła się. 
-Dobrze, więc mów co ma...-nagle urwał i spojrzał na drzwi, które właśnie się otwierały. Jakież było zdziwienie Leny, kiedy w progu zobaczyła.... MAX'A! Tak, tego Max'a Wincklera, z którym miała dwa dni temu stłuczkę!-O witaj, Max! 
-Dzień dobry ojcze!-spojrzał się na szefa całej tej korporacji, a potem zwrócił swój wzrok na stojącą, obok zdziwioną Lenę. Ona nie mogła w to uwierzyć! No to ładnie! Zniszczyła samochód synowi swojego pracodawcy i na dodatek przedstawiła się nie swoim imieniem! Zaraz wszystko się wyda! 
-Max, poznaj Lenę. Panna Gilbert zaczęła w tym roku u nas praktyki. 
-Cóż za piekne imię...-znów się na nią spojrzał! Ale nie tak normalnie! Tak jak spojrzał się na nią kilka dni temu przed warsztatem samochodowym. Brunetka nie mogła tego opisać... on po prostu... Nie wiem czy to dobre słowa, ale patrzył się na nią tak jakby chciał ja uwieść.-Max-wyciągnął swoją dłoń i kiedy narzeczona Roberta Lewandowskiego podała mu swoją dłoń, którą delikatnie musnął, po czym udał, że widzą się po raz pierwszy. Dziewczyna chciała odetchnąć z ulgą, ale nie mogła tego zrobić. Kto do licha wie, czy Max tego nie zrobił specjalnie! Bo niby czemu miał ją kryć? Oszukała go!
-No więc Lena, wróćmy... Co dla mnie masz?-pięćdziesięciolatek uśmiechnął się i zwrócił do Leny.
-Z Caroline opracowałyśmy artykuł o Teatrze Narodowym. Za tydzień obchodzi swoje pięćdziesięciolecie.
-Dziękuję wam! Przejrzę to jeszcze dziś wieczorem, obiecuję! A teraz jesteście już wolne i możecie wracać do domu!-uścisnął dłoń swojej stażystki i w taki oto sposób pożegnał się z nią-Max, odprowadź Lenę!-rzucił kiedy dziewczyna była już przy drzwiach. Jego syn wcale się nie przeciwstawiał! Otworzył i przepuścił brunetkę w drzwiach, ale kiedy wyszli z pomieszczenia, w którym się dotychczas znajdowali atmosfera między nimi gwałtownie się zmieniła.
-O co Ci chodzi?!-wrzasnęła szeptem... Tak, taki paradoks...
-Ale o czym mówisz... Diano...-dodał ostatnie słowo a w Gilbert się aż zagotowało. Ok, to jej wina, że przedstawiła się wtedy mu nie swoim imieniem, ale nie rozumie dlaczego to ukrywał przed swoim ojcem. Nie wierzy w to, że Max zrobił to dobroczynnie. Nie znała go w ogóle, ale młody Winckler wyglądał na szarmanckiego faceta, który dba tylko i wyłącznie o swoje dobro.
-Przestań, ok?! Nie rozumiem co Ty odpierdzielasz do jasnej cholery! Czemu nie powiedziałeś swojemu ojcu, że Cię oszukałam?! I.. że rozbiłam Twój samochód, na pewno miałabym do końca mojego stażu przejechane u niego.
-Nie denerwuj się tak, moja droga.-przejechał palcem po jej policzku, na co ona wzdrygnęła leciutko. Przeszedł ją zimny dreszcz emocji. Nie wiedziała co on knuje. Na chwilę zapomniała się i pozwoliła na to by położył swoją dłoń na jej policzku. Kiedy tylko się opamiętała od razu zdjęła jego rękę ze swojej bladej twarzy i po prostu wyminęła go w bardzo arogancki sposób, po czym jak najszybciej wróciła do pokoju, w którym czekała na nią młoda Kastner. Lena wparowała do pomieszczenia niczym odpalona torpeda i równie szybko zamknęła za sobą drzwi, opierając się o nie.
-Coś się stało?-spytała (znów) zdziwiona Care.
-Nie... Chodźmy już-podsumowała brunetka, która szybko uporała się z założeniem ciepłego płaszczyku i eleganckiego komina. Zgarnęła jeszcze z biura swoją teczkę i torebkę i obie koleżanki wyszły z biura, zamykając za sobą drzwi na klucz. Będąc już na zewnątrz, pożegnały się przyjacielskim uściskiem i odeszły do swoich samochodów.





    Tym razem Lena jechała nadzwyczajnie ostrożnie i na szczęście dojechała cała i zdrowa do domu. Dziś już sobota, więc jutro ma wolne, może się wyspać. Ale pierwsze o czym pomyślała kiedy wróciła do domu, był Robert. Nie gadała z nim od wczoraj, dziś nawet nie zadzwonił, nie napisał sms'a. Nawet nie wie jak skończył się mecz. Miała wielkie nadzieje, że był remis, bo kochała Borussię nad życie ale miłość do jej drugiego rodzinnego miasta pozostawiała równie silną więź z tamtejszym klubem. Kiedy tylko rzuciła swoje rzeczy gdzieś w kąt przedpokoju, zdjęła buty i rozebrała się z kurtki i szala, chwyciła za telefon komórkowy i wykręciła numer do swojego narzeczonego. Uśmiechnęła się do ekranu kiedy zobaczyła zdjęcie swojego uśmiechniętego partnera. Przyłożyła Iphone'a do ucha i czekała, aż usłyszy jego głos. Taki delikatny, kojący.. Głos, który potrafi ją uspokoić. To dziwne ale tak jest. Kocha słuchać Roberta. Nie ważne jak złe rzeczy by się działy, kiedy usłyszałaby Lewego, od razu stałaby się spokojniejsza, bardziej zrównoważona... I dlatego jej humor od razu poprawił się kiedy piłkarz odebrał połączenie. Przywitał ją czułymi słowami "Cześć słonko", które sprawiły, że Lena czuła się jak w niebie. Brakowało tylko go. Żeby mogła go dotknąć, poczuć...
-Jak mecz?-ziewnęła i przeciągnęła się.-Po tej radości w tle, wnioskuję, że pokonaliście mój Freiburg...
-Wspaniale! Rozgromiliśmy ich, Lenuś! Wygraliśmy aż 5-1!
-Jakoś, o dziwo niechętnie to mówię, ale gratulacje.-wymamrotała.
-A jak u Ciebie kotek? Jak praca i tak dalej?
-Nie słodź!-zaśmiała się-W porządku-postanowiła nie mówić mu o całym Max'ie. Uznała, że to nic takiego i nie warto mówić o tym Robertowi.
-Napisałyście ten artykuł?
-Tak, tak! W trudach ale tak! Sto razy bardziej wolałabym pisać o czymś związanym ze sportem, no ale cóż... Taka praca...-westchnęła.-No a wy? Wracacie już?
-Tak, jedziemy już. Wyjechaliśmy z godzinę albo półtora temu. Jak nie będzie korków to będziemy w Dortmundzie tak na około... 23!
-Przyjadę po Ciebie!
-Nie, no co Ty, wrócę taksówką!
-Nie, wolę mieć pewność, że dojedziesz do domu bezpiecznie, kto wie co tym taksówkarzom teraz po głowie chodzi...-zaśmiała się.
-W porządku i z tą taksówką! Przypomnę Ci te słowa, kiedy nie będziesz chciała żebym po Ciebie przyjechał... Gdziekolwiek!

_____________________
Moje kochane!! 
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM!! Nie było mnie tu ponad miesiąc. Zaniedbałam komentowanie! Bardzo was przepraszam. Oczywiście czytam wasze opowiadania cały czas. Jestem ze wszystkim na bieżąco, po prostu moja dyspozycja czasowa sięga zera i nie mam totalnie czasu, żeby napisać sensowny komentarz. W każdym razie. Chodzi tu w dużym stopniu o szkołę. Nauczyciele wymagają coraz więcej i więcej. Oczekują wspaniałych efektów i ciężkiej pracy ale chyba nie myślą o tym, że uczniowie mają też życie prywatne, osobiste z tysiącami problemów i nie zawsze są w nastroju by usiąść z książką i najzwyczajniej w świecie się pouczyć. Ja, dziewczyna, która od podstawówki zdawała z średnią ponad 5,0, dziś nie ma totalnej smykałki na to jak wkuć cały materiał, a jego uwierzcie, jest ogrom! 
Drugim powodem dlaczego tak dawno mnie nie było są kolana. Przez ostatnie dwa, trzy tygodnie myślę tylko o nich. Chodzi o to, że w sobotę 16 listopada miałam turniej taneczny i dzień przed jechałam z dorosłymi koleżankami do Olsztyna do fizjoterapeuty, który naklejał nam tejpy (plastry, z resztą możecie poszukać w internecie na ten temat jeśli was to interesuje). Kiedy zobaczył moje kolana wybałuszył oczy i powiedział, że są w strasznym stanie i koniecznie powinnam chodzić do niego na rehabilitacje. Wzięłam to sobie do serca i umówiłam się do specjalisty, który cóż... nie jest tani, bo wziął od nas sporo kasy (przynajmniej dla mnie to dużo). Czekałam na wizytę i dopiero w czwartek byłam u niego. Zbadał mnie dokładnie, zrobił prześwietlenie i usg no i wyszło... Potwierdziła się choroba chondromalacja, ale to nie wszystko. Jakby tego było mało mam początki dysplazji kolan, czyli, że rzepki uciekają mi do środka.  Nie jest ciekawie. Muszę leczyć to za pomocą rehabilitacji no i na czas ćwiczeń koniecznie nie mogę tańczyć, biegać, grać w nogę ani ogólnie uprawiać sportu. Dwa miesiące co najmniej. Jeśli nie pomoże to, to będzie konieczna operacja.. Uff, wydusiłam to z siebie. Przepraszam, wiem, że to mało interesujące, ale po prostu miałam taką potrzebę. 
No więc podsumowując przepraszam, że nie było mnie taki czas. Teraz czekają mnie rehabilitacje i myślę, że będę dodawała rozdział regularnie. Raz na tydzień bądź raz na dwa tygodnie. 

I jest jeszcze jedno. 
Kochane, jest taka akcja. Z koleżanką organizujemy taki projekt. Polega on na tym, że fanatycy Borussii Dortmund przesyłają nam swoje zdjęcia z karteczką z charakterystycznymi słowami "Echte Liebe', czy w koszulce klubowej, bądź wysyłają zdjęcie swojej kolekcji plakatów na ścianie itd.... (Inwencję Twórczą Pozostawiamy kibicom :) ). Mamy już naprawdę sporo chętnych no i dlatego zachęcam też was moje kochane! Może weźmiecie udział! Zdjęcia można wysyłać na adres Julki:  julka200011@o2.pl   do 23 grudnia! Liczymy na was Borussen! ♥ 

BUZIAKI MOCNE!! ♥ 

PS. Zabieram się już za komentowanie waszych blogów!


niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 34

Lena

     Odprowadziłam tylko wzrokiem Caroline i zdążyłam jeszcze zobaczyć jak wsiada do autobusu 516, po czym odjeżdża. Westchnęłam tylko i z uśmiechem na ustach podeszłam do swojego auta. Głupia byłam, że nie zaproponowałam jej podwózki. Nie pomyślałam o tym. Ta dziewczyna nieźle potrafi zagadać. Jest mega pozytywna i mega rozgadana! Kto wie? Może nawet znajdę sobie tutaj jakąś przyjaciółkę! Podeszłam do samochodu i zaczęłam grzebać w torbie swoich, a tak właściwie to Roberta kluczy do jego czarnego Opla, którego sobie dzisiaj pożyczyłam bez jego wiedzy. Lubił ten samochód, ale sądzę, że nie będzie miał nic przeciwko jak sobie go na dziś "pożyczę". Z resztą, Robcio nie musi nic wiedzieć! Aj, mniejsza z tym! Kiedy w końcu odnalazłam te całe klucze i otworzyłam sobie drzwi, to zasiadłam wygodnie na miejscu kierowcy i wszystkie swoje rzeczy położyłam na fotelu obok. Włożyłam kluczyki do stacyjki i przekręciłam je, po czym usłyszałam warknięcie silnika. Jednym ruchem włączyłam sobie radio i zaczęłam wycofywać. W miarę sprawnie mi to poszło, więc po chwili byłam już na drodze główniej i jechałam w stronę domu. Przypomniało mi się, że lodówka jest prawie pusta, więc gwałtownie na rondzie zjechałam drugim zjazdem, a nie trzecim i kierowałam się do mojego ulubionego hipermarketu. Po jakiś pięciu-dziesięciu minutach jazdy, dotarłam do dotychczasowego celu i po trochę dłuższych poszukiwaniach wolnego miejsca parkingowego, zaparkowałam przy samym wyjeździe. Skąd tu tyle ludzi się dziś wzięło?! Dookoła ludzie 'latali' z wózkami i pakowali zakupy do swoich bagażników. Normalnie czułam się jakby rozdawali tam darmowe ekspresy do kawy, ale gdyby tak było to i ja byłabym w tłumie tych ludzi i sama pchała się po owe, darmowe urządzenie, choć nie mogę pić kawy, no ale.... Poszłam po wózek i kiedy już włożyłam w nią monetę, powędrowałam prosto do wejścia. Przepchnęłam się i przy samym wejściu wisiał wielki plakat z informacją, iż ze względu na to, że za cztery dni sklep będzie zamknięty, gdyż będzie przeprowadzany remont udoskonalający (o ile jest takie słowo...) i wszystko jest -50% taniej, bo muszą wyprzedać prawie wszystko co mają, także wybierając owoce czułam się jak przekupka na targu, bo jakieś starsze babki usilnie przepychały się i brały do ręki wszystko co tylko mogły. Nie zważały nawet na to, że gdzieś tam depczą po sześcioletnim dziecku, albo przepychają z łokcia kobiety w ciąży, i tak. W tym mnie!! Odeszłam stamtąd po spakowaniu do woreczka jakiś kilku jabłek i gruszek. Także więc powędrowałam potem po jogurty, orzechy, budynie, bułki, serki, chleb i kiedy już finalnie uznałam, że mam chyba wszystko co jest mi potrzebne, udałam się do kasy. Po staniu w długaśnej kolejce (tak na moje oko, to jakieś 10-20 metrowej) przyszło czas na zapłatę, a rachunek wynosił dokładnie 108,47 euro... Ach, zaszalałam. Nie pamiętam nawet kiedy ostatnio zrobiłam zakupy za taką cenę. Przeważnie to Robert z Nurim albo Marco jeździł do supermarketu i to oni zazwyczaj robili zakupy i nie wiedziałam ile wydają, więc dziś przekonałam się, że trzeba jednak uważać na to co ładuje się do kosza, nawet jeśli wszystko jest przecenione o połowę ceny.

   
     Wyszłam z budynku i podeszłam z pełnym koszem do samochodu. Otworzyłam sprawnie bagażnik i zaczęłam pakować wszystko do siatek, po czym całą żywność zamknęłam w pojemnym bagażniku i udałam się odprowadzić z powrotem wózek. Szybko się z tym uwinęłam, więc mimo sporej ilości ludzi na parkingu, po chwili wyjeżdżałam już stąd i kierowałam się z powrotem do domu. Jechałam po ulicach Dortmundu podśpiewując sobie piosenkę, której tytuł jest mi nieznany, choć tekst piosenki, nie wiadomo skąd znałam na pamięć. Minęłam pierwsze skrzyżowanie, drugie, trzecie, po chwili rondo i... stanęłam w korku... Och, jak ja nienawidzę tego, że o tej porze często ulice Dortmundu są zakorkowane na amen, a na dodatek ta pogoda wcale nie zachęcała do życia. Wcisnęłam klakson kilka razy i zaczęłam rzucać jakimiś polskimi przekleństwami pod nosem, aż w końcu zamiast nacisnąć pedał hamulca nacisnęłam pedał gazu!!! I stuknęłam w samochód przede mną! No to piękne Gilbert, masz za swoje!!! Wysiadłam z auta i ruszyłam przed siebie, by zobaczyć co z moim samochodem (tak, nie bardzo interesowało mnie to co stało się z autem przede mną). Och, nie wyglądało to za dobrze!
-Kurwa, co to miało być?!-wkurzył się facet, który właśnie wyszedł ze srebrnego mercedesa. Ubrany był w czarny garnitur i wyglądał na typowego, młodego biznesmena.-Co Pani wyprawia?!
-Stoję w korku, nie widać?! Jak Pan, jak tamten z tyłu i jak każdy wokół!!
-Ma Pani w ogóle prawo jazdy?!!
-Mam, może Panu pokazać?! KURWA, źle to wygląda....-powiedziałam po polsku.
-Zjedzie Pani na pobocze i wtedy się będziemy mogli kłócić, a nie tak na środku.-wsiadł z powrotem do auta a ja tylko przewróciłam oczami i krzycząc, że "nie będzie mi Pan mówił co mam robić", zjechałam na pobocze.
-Dobra, teraz jedno zasadnicze pytanie. Jak można było stuknąć w kogoś, kiedy stała Pani w korku, bo nie rozumiem tego!-ponownie wysiadł z pojazdu i już tym razem trochę spokojniej podszedł i zaczął oglądać "zniszczoną dupę samochodu".
-Proszę Pana! To była PANA wina-nacisnęłam na przed ostatnie słowo-Stał pan za blisko mnie!! I jeśli ma Pan coś komuś zarzucać to tylko i wyłącznie sobie!-schyliłam się i dotknęłam rejestracji, która po chwili... odpadła... No pięknie Lena!-JA PIERDOLE.... Jak Robert się dowie to mnie zabije!!-znów dodałam po polsku.
-Może Pani mówić w jednym języku?! Nie jesteśmy w domu, jakby Pani zauważyła...
-Och, kurwa, przepraszam bardzo!-westchnęłam i wyjęłam telefon z torebki, która leżała cały czas na miejscu pasażera.-Będzie Pan dzwonił po policję, żeby mnie sobie spisali czy czego Pan oczekuje?
-Hmm, tak właściwie to i tak czy siak się Pani stąd nie ruszy-uśmiechnął się cwaniacko i podszedł bardzo blisko mnie. Kurde, już gdzieś widziałam tę facjatę, tylko gdzie....
-Jak to?!-przeszedł obok mnie i ukucnął przy mojej oponie.
-Tak właściwie.. To ma Pani przebitą oponę i zaraz odpadnie Pani zderzak, więc daleko Pani nie zajedzie-westchnął i uniósł głowę w górę, by móc spojrzeć na moją zdenerwowaną twarz.-No i na dodatek odpadła Pani rejestracja, więc nigdzie Pani nie pojedzie. Hmm.. Oboje jesteśmy w kropce!-stwierdził wstając powoli do pionu.-Tak właściwie to będę zaraz dzwonił by dobra, znana mi firma zabrała mój samochód do warsztatu, więc będę dobry i zaproponuję-przełknął ślinę i spojrzał mi w oczy-Zechce Pani skorzystać z tych usług? Wyjdzie taniej za przewóz do firmy... Wie Pani...-uśmiechnął się pewny swoich słów. Ja tylko wywróciłam teatralnie oczami i uniosłam je do góry. Teraz złość zamieniła się bardziej w uczucie wstydu i lekki strach przed tym co powie Robert na to, że zniszczyłam mu przód jego ulubionego auta...
-W porządku... Skorzystam z chęcią...-odparłam i ruszyłam ramionami. Facet wyjął wtedy z kieszeni telefon i wykręcił jakiś numer, po czym nie spuszczając ze mnie wzroku przyłożył komórkę do ucha i wykonywał właśnie rozmowę. Ja krążyłam w kółko zdenerwowana i nie spostrzegłam nawet, że mężczyzna skończył już rozmawiać i nachalnie mi się przypatruje.-I co?!-podeszłam w jego stronę, oczekując odpowiedzi.
-Odholują nas. Zaraz będą.-i miał rację. Cała ta firma, czy Bóg wie co to takiego było, przyjechała naprawdę szybko i po chwili już siedziałam w swoim samochodzie i jacyś mężczyźni tłumaczyli mi jak mam się zachowywać kiedy to oni będą ciągnąć mój samochód.


     Krążyłam przed wejściem do tego całego centrum mechanicznego, czy jak to się tam nazywa. Nie znam się na tym, więc tak w sumie kij mnie to obchodzi... Nie wiem co tu jeszcze robiłam... Chyba czekałam na to, aż powiedzą mi co z autem i ile potrwa jego naprawa. No i jeszcze tego tajemniczego gościa.. O Boże...
-Czemu tak chodzisz? Usiądź.-poklepał ręką miejsce na ławce obok siebie.
-Nie dzięki, nie lubię siedzieć w miejscu....
-Co się tak denerwujesz? Ciesz się, że przynajmniej przestało padać!-pokazał palcem w górę i uśmiechnął się... Tak.. tak, zabójczo, wręcz no!!
-Jezu, przestań! Daj mi pomyśleć!!-skarciłam go i wyjęłam telefon. Chciałam otworzyć zakładkę "Kontakty" ale jakiś starszy, grubszy, pół łysy facet wyszedł z warsztatu i przerwał nasze 'rozmowy'.
-Dzień Dobry. Od razu powiem, że dziś Państwo nie dostaniecie swoich samochodów. Naprawa potrwa ok. 3 dni, więc samochód zdamy Państwu w niedzielę po południu, wtedy będzie można go odebrać.
-Nie da się wcześniej?!-jęknęłam
-Przykro mi, ale mamy masę innych samochodów, które musimy zreperować.-westchnął-Wracam do pracy, do widzenia...
-Oj, chyba Ci się nie podoba ten termin...-'młody biznesmen' odezwał się i wstał z ławki.
-Och, zapłacę za tę naprawę tylko już się ode mnie odczep!!-byłam tak zła, że samo to, że on tu był mnie wkurzało a przecież nawet nie znałam jego imienia...
-Nie chcę żebyś mi oddawała tych pieniędzy... Za to możesz mnie zaprosić na kawę w ramach przeprosin za ten incydent.-puścił mi oczko. Kurwa, co to miało być?!
-Nawet Cię nie znam....-pokręciłam głową.
-Max Winckler, miło mi...-złapał moją dłoń i delikatnie ją musnął...
-Emmm...-zamyśliłam się chwilę-Diana Kuczmańska....-palnęłam pierwsze co mi przyszło na myśl. Boże! DIANA?! OMG.....
-Miło Cię poznać Diano...
-Wybacz, Max, ale muszę jak najszybciej dotrzeć do domu.
-Podwieźć Cię? Mój znajomy zaraz po mnie podjedzie.
-Nie, pisałam już do koleżanki, dzięki.
-I tak czy siak, będę czekał na zaproszenie na kawę. Do zobaczenia!-musnął mój policzek, kiedy jakieś czarne auto podjechało tutaj, po czym po prostu odszedł zostawiając mnie tu samą... Kompletnie oszołomioną tym co zrobił i on i ja....


     Usiadłam na ławce. Wyjęłam z torebki telefon i włączyłam swoją listę kontaktów. Zaczęłam przeszukiwać kontakty w poszukiwaniu osoby, która mogłaby załatwić mi podwózkę do domu, gdyż gdy tylko popatrzyłam w górę od razu w oczy rzucały się ciemne chmury, z których zaraz może lunąć deszcz, a nie mogę się przeziębić. Dobra... Przesuwałam palcem po ekranie.. Roman, Marco, Robcio, Mats, Kuba, Piszczu, Kevin, Nuri, Mitch-odpadają, cała rodzinka we Freiburgu... Cathy-nie ma prawa jazdy, Riri-wyjechała do rodziny, Jenny-nie ma w Dortmundzie..., Mario-w Monachium... Szlag! Czemu akurat teraz? Ugh.... Szukałam dalej, aż w końcu zatrzymałam się na Caroline. Hmm, dopiero się poznałyśmy, wymieniłyśmy się numerami, a ona coś krzyczała, że jedzie odebrać samochód z warsztatu... Może ona mogłaby mnie podwieźć? Dobra, co szkodzi? zadzwonię! Wcisnęłam zieloną słuchawkę i po trzech sygnałach usłyszałam głos sympatycznej blondynki.
-Caroline? Emmm, hej! Tu Lena.-zaczęłam niepewnie.
-Hejcia! Coś się stało?
-Nie... Choć w sumie! Tak! Słuchaj, głupio mi trochę się o to Ciebie pytać, bo dopiero co się poznałyśmy, ale mam taki tyci problem...-podrapałam się po głowie i zmarszczyłam nos.
-Oj, mów!!-piekliła się, ale raczej w tym pozytywnym sensie.
-Bo chodzi o to... oj, długa historia-zaśmiałam się-ale chciałabym spytać... No bo dziś krzyczałaś, że musisz odebrać samochód z warsztatu, no i chciałam spytać czy może mogłabyś mnie podrzucić do domu, bo miałam taką... małą stłuczkę...
-Hahaha! Naprawdę?! Jasne, że Cię podrzucę, musisz mi to opowiedzieć! Powiedz tylko gdzie jesteś!!
-Evinger Straße.... W jakimś warsztacie, Bóg wie co to jest!-zaśmiałam się.
-Och, chyba wiem, gdzie jesteś. Nie ruszaj się stamtąd, ok?
-Ok, do zobaczenia!
-Papa!-przesłała mi jeszcze buziaki i się rozłączyła a ja rozsiadłam się wygodnie na ławce i wypuściłam głośno powietrze z płuc


      Siedziałam totalnie zamyślona i nawet nie zauważyłam, że na podjeździe pojawił się nieduża czerwona Toyota Yaris, a z niej wysiadła moja blond włosa znajoma z pracy. Oczywiście uśmiechnięta tak samo jak kilka godzin wcześniej. Jej piękne blond fale rozwiewał silny i porywczy wiatr, który wiał od kilku minut naprawdę silnie. Wstałam i podeszłam do dziewczyny, a ta od razu kazała mi wsiąść do środka, więc nie protestowałam tylko szybko zajęłam miejsce pasażera.
-Dobra Panno Gilbert, coś Ty zrobiła?!-dziewczyna po chwili powagi wybuchła śmiechem i odpaliła samochód, po czym zaczęła wyjeżdżać na drogę główną.
-O Jezu, nie pytaj...-zaśmiałam się-Zamiast nacisnąć hamulec, wcisnęłam z impetem pedał gazu i stuknęłam w jakiegoś gościa...-zagryzłam dolną wargę i spojrzałam na nią.
-Co?! Żartujesz? Haha, masz prawo jazdy?!
-Słyszę to już drugi raz dzisiaj! Mam, mam.... Nie wiem jak to się stało ale pomyliłam pedały...
-Gdzie mieszkasz?-spytała skręcając na skrzyżowaniu.
-Stockumer Straße, niedaleko stadionu.
-Wiem, wiem! Fajną masz okolicę!-uśmiechnęła się.


     Jechałyśmy już od jakieś 20 minut. Cóż, korki o tej porze w Dortmundzie są gwarantowane! No i na dodatek musimy przedostać się z północnego Dortmundu na południowy, więc trochę to czasu zajmuje. Bardzo dobrze nam się rozmawiało. O dziwo! Nigdy nie nawiązuje tak szybko kontaktu z ludźmi a tu proszę! Rozmawiamy ze sobą jakbyśmy znały się od dawna i ani mi, ani jej to nie przeszkadza. Może w końcu znajdę sobie jakąś dobrą przyjaciółkę! Mam nadzieję, bo od kiedy Klaudia mieszka z Wojtkiem w Londynie, to praktycznie spędzam tylko czas z chłopakami, a uważam, że przyda mi się teraz odrobina damskiego towarzystwa.
-Dobra, jesteśmy moja droga!-zakomunikowała moja nowa znajoma, kiedy podjechała pod dom Lewandowskiego.
-Jejciu, Caroline, wiszę Ci przysługę!! Dziękuję!
-Och, daj spokój! Nic takiego! Kiedyś jak będę Cię o coś prosiła to wierzę, że też mi ruszysz na ratunek!-zaśmiała się.
-Masz to jak w banku! A może wejdziesz do środka?
-Nie, nie! Muszę załatwić kilka spraw jeszcze, więc może kiedy indziej-posłała mi uśmiech-Podjechać jutro po Ciebie przed pracą?
-Nie, dzięki! Mam jeszcze swój samochód!
-Czyli.... rozwaliłaś nie swój?
-Mojego chłopaka, ale to dłuuga historia...
-Oj, pewnie nie będzie on zadowolony.
-Może mi wybaczy...-zachichotałam i chciałam już zamykać drzwi, kiedy blondynka gwałtownie krzyknęła.
-EJ! NIE ZAPOMNIJ ZAKUPÓW Z BAGAŻNIKA!!!
-Dzięki!-posłałam jej buziaka i kiedy już uporałam się z wyjęciem reklamówek, pożegnałam się, podziękowałam raz jeszcze i udałam się w końcu, po długim ciężkim dniu, do domu...



      Przeszłam przez próg mieszkania i w końcu głęboko odetchnęłam. W końcu w domu! Weszłam do kuchni i od razu po postawieniu zakupów na blacie kuchennym, spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 17:48. Zaczęłam rozpakowywać wszystkie produkty, które zakupiłam wcześniej w sklepie i zdałam sobie sprawę, że od długiego czasu nic nie jadłam, więc chyba pora na jakąś pożywną kolację. Przyniosłam z góry laptopa Roberta i kiedy tylko się uruchomił wpisałam w wyszukiwarkę jakiś ciekawy pomysł na szybką kolację. Tak, jestem leniwa i nie chciało mi się spędzać dużo czasu w kuchni, przygotowując sobie coś do jedzenia. Postawiłam w końcu na makaron z jakimś tam sosem i kawałkami piersi z kurczaka. W sumie, nie wiem czy to zdrowe, ale na pewno się tym najem nie tylko ja, ale i moje kochane, nienarodzone dziecko. Zabrałam się za przygotowywanie posiłku, kiedy usłyszałam, że ktoś dzwoni do mnie Skype. No tak! Zapomniałam, że od razu przy logowaniu się na konto, automatycznie włącza się ten komunikator, a jako, że nie miałam zbytniej ochoty na rozmowy z kimkolwiek to niechętnie podeszłam do laptopa, odłożyłam swój "e-przepis" (tak, sama to wymyśliłam) na tzw. 'półkę' i zobaczyłam, że dobija się do mnie mój ukochany napastnik. Westchnęłam i po chwili odebrałam. Włączyłam kamerkę i czekałam, aż zobaczę Roberta. Oczywiście ten siedział w towarzystwie Reusa i oboje leżeli sobie wygodnie na zapewne miękkim, hotelowym łóżku, oboje tak niechlujnie rozczochrani, ale to bardzo dodawało im seksapilu, haha! Tak! Podobało mi się od zawsze to gdy Lewandowski chodził po domu rozczochrany. No, ludzie, czy on nie wygląda wtedy uroczo?!
-Dobry wieczór kochanie!-przywitał się ze mną czule Marco.
-Ej, ej, "Rojsu" ty się tak nie zapędzaj!-zaśmiał się Lewy.
-Witam, was moi kochani!-nawet nie miałam czasu, żeby znów na nich spojrzeć. Szybko wstawiłam makaron i zabrałam się za smażenie mięsa.
-Co pichcisz?-odezwał się brunet.
-Kolację... W prawdzie nie wiem jak to się nazywa, znalazłam w internecie! Mniejsza o to! Robert... Muszę Ci się do czegoś przyznać... I nie będziesz zadowolony chyba...-przygryzłam dolną wargę i tym razem spojrzałam na chłopaków. Oboje patrzyli na mnie z wielkim zaciekawieniem. Kurde no! Gilbert, przyznajesz się teraz albo nigdy!
-Co żeś zrobiła?!
-Bo ja.... Pożyczyłam dziś Twojego czarnego Opla, nie? I jak wracałam to pomyliłam pedały i zamiast hamulca wcisnęłam gaz no i uderzyłam w samochód przede mną...-powiedziałam wszystko na jednym tchu i zmrużyłam oczy, by nie patrzeć na tę "radość" mojego ukochanego. Jedynie usłyszałam po chwili śmiechy, co chyba dobrze zwiastowało, nie? Albo nie.... Nie wiem!
-Hahaha, Lenuś!!-zaczął lewy pomocnik BVB-Pomyliłaś pedały?! Hahahha!!!-pękał ze śmiechu normalnie!
-Ej, to nie śmieszne!!-skarciłam go i sama się zaśmiałam.
-Skarbie, czy Ty aby na pewno masz prawo jazdy?!
-Robciu, wiesz, że jesteś dziś trzecią osobą, która mi to mówi?
-O Boże.... A co na to wszystko właściciel samochodu, w którego wjechałaś od tyłu...-Marco spojrzał na Roberta i oboje unieśli dwa razy, teatralnie brwi i się śmiali. Jak zwykle mieli myśli +18, no a co! Cali oni!
-O Jezu! Brudne myśli macie, wiecie?!-sprawdziłam makaron i odwróciłam wzrok na piłkarzy-No więc... O dziwo nie był zły... Ale mówił, że muszę go zaprosić na kawę w ramach przeprosin i mu to jakoś wynagrodzić... Wgl, wiecie, że przedstawiłam mu się jako jakaś Diana Kuczmańska, czy coś?! I tak pewnie mnie nigdy nie spotka...-poruszyłam ramionami i zabrałam się za pilnowanie mojej dzisiejszej kolacji.
-Och, kochanie.... Jeśli komuś coś będziesz wynagradzać to mi... Stłuczone auto... Jak wrócę...-znów wiadomo co miał na myśli pan Lewandowski!


________________________
Tak, tak, tak, wiem! Nie zachwyca! I bardzo przepraszam za to powyżej... Ale jakoś, totalnie nie miałam pomysłu na ten rozdział. Jeszcze nie wyjaśniłam wam kim jest ten chłopak, którym zachwyca się Caroline, ale już w następnym na pewno się dowiecie, obiecuję!
No a wgl, pewnie oglądałyście mecz w piątek! Robert hat-trick!!! Jejejej!! Brawo! 
Dobra, ja nie przedłużam, bo właśnie za chwilkę lecę na salę i będę ćwiczyć układy (znów!). 
Jeśli chodzi o wasze blogi, to proszę o chwilę cierpliwości! Mam nadzieje, że dzisiaj jak ogarnę lekcje, nauczę się na chemię i wrócę z tańców to nadrobię wasze wszystkie rozdziały! Proszę o chwilę czasu! 
Buziaki, ściskam♥ 



niedziela, 27 października 2013

Rozdział 33

Lena

     
     Dźwięk budzika rozległ się po sypialni równo o 6:05. Usłyszałam jedną z piosenek Joy Division i niemrawo uniosłam swoją rękę ku górze nawet nie otwierając oczu. "Na pamięć" przycisnęłam przycisk, który automatycznie włączył drzemkę i obróciłam się w lewo leżąc teraz na plecach. Odgarnęłam włosy z twarzy i otworzyłam oczy. Patrzyłam się przez jakiś czas, wręcz tępo w sufit i jedyną czynnością jaką robiłam było powolne, równomierne oddychanie. Rozłożyłam ręce na szerokość łóżka i głośno westchnęłam... Tak! Nie było Roberta! Cała moja żółto-czarna rodzinka wyjechała na przedwczesne treningi do Freiburga, gdyż grają tam mecz w sobotę, a dzisiaj mamy czwartek, więc... hm... Dlaczego? A no dlatego, że od ponad tygodnia w Dortmundzie panuje okropna pogoda. Cały czas albo pada, albo jest cholernie zimno. Moi rodzice na mazurach mają cieplej! Taka trochę 'londyńska pogoda' ale na poziomie hard. I na dodatek przez te ciągłe ulewy, Dortmundczykom zepsuła się jakaś instalacja na boisku treningowym i nie ma jak ćwiczyć a Signal Iduna Park ma małe remonty na kolejny mecz Bundesligi. Więc byli zmuszeni na wcześniejszy wyjazd. I w tym pewnie momencie, kiedy ja już muszę wyłazić spod cieplutkiej kołdry i szykować się na swój pierwszy, pracowity dzień praktyk Robert i reszta towarzystwa jeszcze sobie smacznie śpi w moim ciepłym Freiburgu.  No tak pewnie, nie wiecie o tym, że moja rodzina pochodzi ze stolicy Schwarzwaldu i ja osobiście znam Freiburg i jego okolice prawie tak dobrze jak rodzinne miasto. Bywałam tam praktycznie co roku jako dziecko,  bo babcia mieszka pod Freiburgiem. Dlatego też jestem związana z tym miastem emocjonalnie no i uwielbiam tamtejszy klub! Więc będzie ciężko mi oglądać sobotni mecz Bundesligi. Dobra! Koniec przemyśleń! Czas się szykować do pracy! Jej, w końcu zacznę pracować! I tak pewnie nie długo będę zmuszona iść na jakiś urlop ze względu na to, że w styczniu mam rodzić, więc wcale mi się to nie podoba, bo nie wiem czy nie przesuną mi się jakieś terminy zaliczeń i tak dalej, ale zdrowie dziecka najważniejsze, wiadome! Ale i tak postanowiłam, że jak już będę sobie siedzieć w domciu na zwolnieniu to będę pracować, ale wszystkie materiały będę opracowywała u siebie i wysyłała do firmy albo coś w tym stylu! Jakoś się musi ułożyć wszystko. 


    Kiedy budzik zadzwonił po raz drugi raz wiedziałam, że już teraz koniecznie muszę lecieć na dół, ubrać się, coś zjeść i załatwić wszystkie inne rzeczy, które stanowią moją codzienną, poranną rutynę. Mimo zimnej pogody na zewnątrz w mieszkaniu mamy bardzo cieplutko, dlatego też śpię sobie w zwykłych czarnych szortach i białej koszulce z napisem "I ♥ London!", którą przysłała mi ostatnio Klaudia. Podeszłam do lustra stojącego w rogu pokoju i podniosłam leciutko bluzkę do góry. Tak, zaokrąglałam się z dnia na dzień coraz bardziej. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i odwróciłam swoje ciało w prawo i uklęknęłam na parapecie obłożonym poduszkami, na którym często sobie siadałam, a jako, że był on na wysokości moich kolan, z łatwością przyszło mi odsłonięcie żaluzji, dzięki której po odsłonięciu wpadło troszkę światła. Jak na październik jest jeszcze w miarę jasno na dworze o tej godzinie, ale pogoda oczywiście nie zachwycała. Znów można było dostrzec latające pod wpływem wiatru kolorowe liście i poruszające się nieustannie korony drzew. Cóż... Nienawidzę zimna. Aż przeszły mnie dreszcze na ten widok za oknem. Wychodząc z sypialni złapałam jeszcze za moją niebieską bluzę jeszcze za czasów liceum, wiszącą na krześle i powoli wychodząc z pomieszczenia i idąc po schodach zakładam ją. Powoli udałam się do kuchni, a kiedy weszłam do pomieszczenia, pierwsze co zrobiłam to podeszłam do ściany, na której wisiał kalendarz. Przesunęłam 'to coś', czego nazwy nie znam na kolejny dzień i westchnęłam głęboko. Tak bardzo niczego mi się nie chciało, że szok. Pogoda nie napawała do dalszych działań, więc najchętniej zostałabym dzisiaj w łóżku z kubkiem gorącej herbaty. Niestety nie było takiej opcji, dlatego więc zabrałam się za przygotowanie jakiegoś dobrego, pożywnego śniadanka. Pierwsze co oczywiście zrobiłam to wstawienie wody na moją ulubioną herbatę malinową. Nie miałam ochoty na nic do jedzenia, dlatego po prostu zrobiłam sobie owsiankę.No. Na zdrowo, może się najem...

     Usiadłszy do stołu, zaczęłam konsumować swoje śniadanko i jednocześnie sprawdzając facebooka. Przeglądałam stronę główną i w sumie nic ciekawego nie znalazłam. Kilka zdjęć moich starych znajomych, z których dowiedziałam się, że np. Piotrek, wyjechał na studia do Irlandii! I jeszcze doszłam do tego Ewcia nie jest już z Radkiem... Ach, jak dużo się wydarzyło. Oczywiście jeszcze znalazłam na facebooku zdjęcie Wojtka z moją Klaudią. Szczęśliwi, zakochani, młodzi! Nic im chyba do szczęścia nie brakuje!

     Wróciłam na górę i sięgnęłam po wieszak, wiszący na rączce od mojej szafy, którą dziele z Robertem. Jako, że to mój pierwszy dzień pracy, postanowiłam, że ubiorę się jakoś 'formalnie', elegancko... Ubrałam się we wszystkie przygotowane wczoraj ciuchy i udałam się do łazienki, aby zrobić sobie naturalny makijaż. Nałożyłam podkład, machnęłam rzęsy masakrą i poprawiłam pudrem. Tak, bez żadnych wymysłów, normalnie i zwyczajnie. Uczesałam jeszcze tylko włosy i po długim zastanowieniu w końcu zostawiłam je rozpuszczone, luzem. Pryskałam się właśnie perfumami kiedy zadzwonił mój telefon. Odłożyłam fiolkę na półkę i udałam się do sypialni, gdzie na pościelonym łóżku leżał mój biały Iphone. Spojrzałam na ekran i ujrzałam zdjęcie mojego ukochanego, który jak zwykle najwidoczniej się nudził, bo znów zmienił mi w telefonie swoje zdjęcie kontaktowe. Teraz zamiast normalnej fotografii miałam Lewandowskiego, który robił tzw. "dzióbek". Super widok! Od razu mi się buźka uśmiechnęła.
-Robert?
-Nie, Duch Święty, witamy w niebie!-zaśmiał się.-Oczywiście, że ja, a kto inny!
-A co Ty tak wcześnie?! Myślałam, że korzystasz z poranka i jeszcze sobie drzemiesz.
-Spałem. Ale chłopcy zapewnili mi pobudkę 10 minut temu...
-Nawet nie pytam, w jaki sposób Cię wyrwali z tego snu!-uśmiechnęłam się sama do siebie i usiadłam na parapecie i obserwowałam jak jesienne liście wirują na wietrze, a ciemne chmury coraz bardziej przyćmiewają Dortmund.
-Słusznie! Jak tam kochanie? Jak się czujecie? I w ogóle! Jest stresik?
-Dobrze się mamy! I tęsknimy!-westchnęłam-Lekki jest, ale wiem, że dam radę.
-Och, ja też wiem, że dasz radę! Przyszła...Przyszła Pani redaktor naczelna Kickera!-oboje się zaśmialiśmy. Kochałam gdy mój ukochany był radosny i z wielką przyjemnością słuchałam jego chichotania.
-Dobra, dobra Lewandowski, nie przesadzaj!-przełknęłam ślinę-Jak przygotowania? I w ogóle jaką pogodę macie?
-Och, skarbie cały czas praktycznie spędzamy na boisku, ale jest ładnie, ciepło, słonecznie!
-Ughh, nienawidzę mikroklimatu! W Dortmundzie zaraz będzie padać, a ja muszę uciekać "DO PRACY"-zaakcentowałam z dumą ostatnie słowa.
-Dobra, nie przeszkadzam Ci! Kocham Cię!
-Papapa, skarbie! Też Cię kocham! Pozdrów moją rodzinkę, nie pomijając ojca Kloppa!-zaśmiałam się i po tym pożegnaniu rozłączyłam się i wyszłam z sypialni.


      Kurtka już założona, buty na nogach! Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze i głośno wypuściłam powietrze z płuc. Wzięłam torebkę, chwyciłam klucze do prawej ręki, a lewa za to zajęta była folderami z dokumentami. Otworzyłam drzwi, zamknęłam je i schowałam klucze do torby. Odwróciłam się i... i jeden wielki podmuch wiatru buchnął mi w twarz! Super, już na nic układanie włosów! Było niesamowicie zimno! Doszłam do garażu, otworzyłam go i dziś postanowiłam pojechać do pracy autem Roberta. Miałam swojego forda, ale chyba pokusa zrobienia dobrego, pierwszego wrażenia była silniejsza i weszłam do czarnego, wyższego Opla, położyłam torebkę i wszystkie teczki na miejsce pasażera, zapięłam pasy i przekręciłam kluczyki, dzięki czemu samochód odpalił. Pierwsze co zrobiłam, przed wyjazdem z garażu to oczywiście włączenie ogrzewania, bo po prostu było mi lodowato! Wycofałam szybko i zwinnie i ruszyłam w drogę do centrum Dortmundu. Włączyłam po drodze radio i słuchałam wiadomości na temat miasta, artystów, a nawet na temat wtorkowego meczu z Marsylią! No tak, chyba zapomniałam wspomnieć! Borussia przegrała pierwsze spotkanie z Neapolem, po czym we wtorek okazała się lepsza od Marsylii! A niebawem, za trzy tygodnie jakoś, gramy z Arsenalem na wyjeździe, więc zobaczę się z Dębkowską! Jee!!
     

     Leciała właśnie jakaś piosenka Biebera, której tekst jakimś cudownym sposobem znałam na pamięć i ją śpiewałam, kiedy wjechałam na parking pod dosyć dużym wieżowcem na Leopoldstraße. Wyszłam z samochodu, zabrałam swoją torebkę i inne potrzebne mi rzeczy i zamknęłam auto na klucz, po czym weszłam przez główne drzwi budynku i podeszłam do recepcji, skąd pokierowano mnie na 8 piętro. Oczywiście Lena jest leniwa i pojechała windą, no a co! Kiedy jechałam windą nie powiem, trochę się zaczęłam stresować, a kiedy drzwi od winy się otworzyły i musiałam z niej wysiąść, aż zamarłam. Tylu ludzi się kręciło wokół! Masakra! Przeszłam przez szklane drzwi i poczułam się bardzo dziwnie. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, że ktoś właśnie wszedł do pomieszczenia. Każdy był czymś zajęty, każdy miał coś do zrobienia i nie miał ochoty zawracać sobie głowy jakaś brunetką, która totalnie nie wiedziała co jest grane. Dopiero po jakimś czasie, stanęła przede mną jakaś wysoka blondynka, która nic nie mówiąc uśmiechnęła się bardzo szeroko w moją stronę.
-Hej! Caroline! Miło mi!-podała mi bardzo szybko rękę-Pewnie jesteś tu nowa, chodź, pokażę Ci Twoje stanowisko!-pociągnęła mnie za sobą i przebijając się przez kilka ludzi, w końcu dotarłyśmy do "celu". Otworzyła drzwi i kiedy przekroczyłam próg, znalazłam się w oddzielnym biurze.-Tu jest Twój kącik! Biurko, laptop, kosz na śmieci, tam jest nasza kserokopiarka, a tu-wskazała palcem na obiekt, który znajdował się za moimi plecami-Piękny widok na panoramę Dortmundu!-klasnęła w ręce i ponownie się wyszczerzyła. Nie potrafiłam odwzajemnić uśmiechu! Ta dziewczyna po prostu była tak bardzo pozytywna, że nie dało się być chyba przy niej smutnym.-No a tu jest moje biurko i moje stanowisko! No i co najlepsze dzielimy ten pokój razem!-ucieszyła się-Dobrze, że w końcu będę miała kogoś do towarzystwa! Bardzo się tu nudziłam od kiedy Simone odeszła.... No, a wierzę, że z Tobą....Em...-urwała nagle.
-Lena! Lena Gilbert!-dokończyłam za nią i uśmiech sam pojawił mi się na twarzy.
-No więc, Lena! Mam nadzieje, że będzie nam się miło razem pracowało! No nie stój tak! Siadaj już, a nie się męczysz!
-Oj tam!-postawiłam torebkę na narożnym biurku i westchnęłam.-No więc... Caroline! Co mam robić? Ty jesteś moim nowym "szefem"?
-Co?! Szefem?! Nie!! Skądże! Stary Winkler znów nie przyszedł do biura na czas, a wczoraj powiedział mi, że od jutra będę miała "współlokatorkę", no!-zaśmiała się.-A co masz robić? hmm... Czekaj, coś wspominali mi, że mamy nazbierać jakieś materiały wspólnie na temat rozwoju naszego teatru! No więc... NUDA!-blondynka przewróciła teatralnie oczami i wstała energicznie z miejsca-Kawy?
-Nie dziękuję, nie piję!
-Nie pijesz kawy?!-zdziwiła się-Pierwszy raz spotykam taką osobę, jej!
-Na ogół piję, ale kofeina może źle wpłynąć na rozwój dziecka, no-uśmiechnęłam się lekko i poklepałam po brzuchu.
-AA! O Jezu! Nie zauważyłam, że jesteś w ciąży! Gratulacje!-podeszła do mnie, przytuliła mnie i cmoknęła w policzek. Chyba jeszcze nigdy nie spotkałam tak otwartej osoby jak Caroline. Znam ją dopiero od jakiś dziesięciu minut, a ona już gada ze mną jakbyśmy znały się kilka lat! A jaka ona rozgadana! Przebija nawet Szczęsnęgo, a ten to dopiero ewenement!


      Spędziłam w firmie jakieś 6 godzin i szczerze? Nawet tego nie odczułam! Po pierwszym dniu w pracy można stwierdzić, że przy pannie Kastner nie da się pospolicie nudzić w pracy! Własnie pakowałyśmy swoje manatki i obie kończyłyśmy swój dzień pracy na dzisiaj. Wylogowałam się z komputera i włożyłam część zgromadzonych informacji do swojego błękitnego folderu i zaczęłam się ubierać.
-Ale masz śliczną kurtkę!-odezwała się nagle.
-Dziękuję! Twoja również!-uśmiechnęłam się i chwyciłam za klamkę od szklanych drzwi. Caroline ruszyła tuż za mną. Obie przepchnęłyśmy się przez resztę zapracowanych pracowników i wsiadłyśmy do windy. Nacisnęłam przycisk, który zawiózł nas prosto na parter. Kiedy wysiadałyśmy z windy minęłyśmy się w drzwiach z jakimś wysokim brunetem, na którego widok Care, aż zapomniała o całym świecie i wpatrywała się intensywnie w jego oczy. Odwróciłam się kiedy spostrzegłam, że blondynka w ogóle nie słucha tego co do niej mówię, a nawet nie idzie za mną. Okazało się, że ta stała cały czas przy windzie i odprowadzała przystojnego mężczyznę wzrokiem.
-Kastner! Tu Ziemia!-pomachałam jej ręką przed twarzą-Żyjesz?!
-Widziałaś go?! Boże, spojrzał się na mnie!! I na dodatek uśmiechnął!! O Boże, nie wierzę!!-pisnęła i ruszyła przed siebie do wyjścia, a ja wędrowałam tuż obok niej.
-Kto to taki?-spytałam, wychodząc z wieżowca.
-Och, Lena, to największe ciacho w całym Dortmundzie!!!-spojrzała na mnie-To syn.... O JEZU! Mój autobus!! Na razie Lena, pogadamy potem, ale muszę pędzić, bo muszę odebrać samochód z warsztatu, a autobus zaraz mi odjedzie! Do zobaczenia!-przytuliła mnie na pożegnanie i w biegu jeszcze zdążyła pomachać, a ja zorientowałam się, że przecież mogłam zaproponować jej podwózkę. No ale dobra! Mogę usprawiedliwić się tym, że Caroline nawet nie dawała mi dojść do słowa! Cóż, niezła z niej gaduła, ale za to jaka sympatyczna! Coś czuję, że praca tutaj, zapowiada się bardzo interesująco....


________________
Aloha! ♥ 
Udało mi się napisać dla was rozdział, jej! Cieszę się, choć jakość tego czegoś powyżej nie zachwyca, ale naprawdę ciężko z czasem. Niebawem, 16 listopada jadę na turniej taneczny i spędzam na sali 6 godzin tygodniowo, a od tego tygodnia będę zostawała jeszcze dłużej i przychodziła w dni, w których normalnie nie mam zajęć, ale muszę ćwiczyć, bo występuję w tym roku w dwóch grupach. W średniej i najstarszej, więc jest ogrom pracy, bo muszę opanować jeszcze jeden układ i dopracować pozostałe z warsztatów. Ponad to, jeszcze tańczę duet z przyjaciółką, więc roboty dwa razy tyle. No i jeszcze szkoła!
Ach, i pochwalę się jeszcze! Ostatnio pisałam próbny egzamin gimnazjalny na podstawowym i rozszerzonym i z podstawowego miała 95%, a z rozszerzonego 80%, więc jak na mnie to tak przeciętnie, ale jeszcze mam rok nauki! 
No i jeszcze kilka rzeczy dotyczących bloga! Będę starała się dodawać rozdziały CO TYDZIEŃ W NIEDZIELE, bo to jedyny dzień, w który nie mam zajęć, choć za tydzień muszę lecieć w niedzielę pół dnia przetańczyć z Freshem, dobra, nie ważne! 
No i jak widzicie pojawiła się nowa bohaterka!:) 
Dobra, nie zanudzam już! 


Ech, no widzicie... Cały folder materiałów na ten tydzień... Zapowiada się 7 dni harówki! 

Buziaki:* 



      

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 32

Rozdział dedykuję Mai! Dziękuję Ci bardzo za wszystko! 

WRZESIEŃ 2013,  3 MIESIĄCE PÓŹNIEJ

-I jak się czujesz skarbie?-odezwał się widząc jak jego ukochana wierci się w łóżku o 1 w nocy. 
-Nie wiem... Wszystko mnie boli...-jęknęła cicho i wytarła pot z czoła. Podparła się na łokciach i usiadła w pionie, opierając swoje barki na zimnej ścianie. Wzięła głęboki oddech i westchnęła głęboko, odwracając swój wzrok na zmartwionego Lewandowskiego, który przypatrywał się jej bardzo starannie. Kto wie, co takiego może się dziś przydarzyć, zważywszy na to, że Lena jest właśnie w 5 miesiącu ciąży. On też usiadł, pokręcił trochę głową i szybko wyszedł spod ciepłej kołdry, ubierając na siebie pierwsze lepsze ubrania, które wyciągnął z wielkiej szafy wbudowanej w północną ścianę ich domu. Tak, tak wiele się wydarzyło, że nawet nie wiecie o tym, że po bajkowych zaręczynach w Paryżu para wraz ze swoimi przyjaciółmi dojechali tym razem bardzo bezpiecznie do Kiszyniowa, gdzie zagrali mecz, który niestety zremisowali i niespodziewanie stracili  punkty, a po zgrupowaniu narzeczeni wrócili do Polski, gdzie spędzili wspaniałe chwile na Mazurach, w miejscu gdzie się spotkali oraz następnie gościli u mamy Roberta, która na wieść, że zostanie babcią, ucieszyła się jak nigdy nie więcej i nawet już zaczęła snuć plany jak będzie wyglądało wspólne wesele Leny i Roberta. Po wspaniałych wakacjach tylko we dwoje, oboje polecieli do Londynu, pomóc w przeprowadzce Klaudii, która obecnie opuściła Dortmund i studiuje w stolicy Anglii, mieszkając u boku swojego najukochańszego chłopaka. No a po finalnym powrocie do Dortmundu, przyszli rodzice postanowili zamieszkać razem i od jakiegoś miesiąca panna Gilbert mieszka u Lewandowskiego. 
-Połóż się. Ubiorę się i zabiorę Cię do szpitala!-powiedział kiedy był własnie w trakcie zakładania spodni. 
-Nie! Zwariowałeś!! Nigdzie nie jadę!!! Zaraz przejdzie...-uśmiechnęła się blado w jego kierunku, po czym wzięła łyka wody mineralnej, stojącej na białej etażerce obok łóżka. 
-Ty jak zwykle uparta!-krzyknął-Skąd wiesz, czy coś Ci się nie stanie?! Albo czy coś się nie dzieje z dzieckiem?!-rozłożył szeroko ręce i spojrzał na nią piorunującym wzrokiem. Emocje, w tym przede wszystkim złość, wzięła u niego górę. 
-Daj spokój! To są zwyczajne skurcze, czy coś takiego!! Uspokój się!
-Wkurzasz mnie w tym momencie, wiesz?! Zawsze musisz sama decydować w takich kwestiach?! To jest NASZE dziecko! Podkreślam "NASZE"! Też mam prawo o nim/niej decydować, a w tym momencie nie wiem czy wszystko z nim w porządku i wolałbym to sprawdzić!
-Robert, nie dramatyzuj no! To normalne w tym miesiącu, chyba, nie... Przynieś po prostu jakąś tabletkę przeciwbólową i zaraz już się wszystko unormuje, ok?-spojrzała tym razem na niego łagodnie, chcąc uspokoić trochę atmosferę. On ponownie pokiwał głową, zrzucił teatralnie ręce i mrucząc coś pod nosem zszedł na dół i po kilku minutach powrócił z szklanką wody i kilkoma tabletkami. Usiadł wygodnie na łóżku i podał swojej narzeczonej to o co ona go prosiła. Brunetka posłała mu wdzięczne spojrzenie i połknęła owe pigułki, mocno zaciskając przy tym oczy. Nienawidziła tego robić, bo zawsze się tego bała... To dziwne, ale taka właśnie ona była. Robert odgarnął opadające na jej bladą twarz, kosmyki ciemnych włosów i założył je za ucho ukochanej. Złapał jej twarz w swoje dłonie i delikatnie musnął jej usta. Naprawdę delikatnie... Tak jakby bał się, że coś jej zrobi.
-Przepraszam kochanie...-ucałował ją w czoło i powoli patrzył jak ta zasypia, aż w końcu oboje odlecieli w krainę Morfeusza. 




Obudziła go muzyka dochodząca z dołu. Na początku się zdziwił, ale kiedy spojrzał w swoją lewą stronę, nie dostrzegł tam swojej wybranki, tylko pogniecione prześcieradło, więc od razu skumał fakty i domyślił się, że Lena już krząta się po dole. Wyszedł z łóżka i spojrzał na zegarek stojący na szafce nocnej. Wskazywał on godzinę 9:16. No tak, ciąża ma swoje skutki uboczne, bo na przykład Lena-leniuch, która zawsze lubiła spać do późna, została znokautowana przez nową Lenę, która potrafi wstawać już nawet o 7 rano! Aczkolwiek został jej nawyk rozpoczynania dnia z radio, bądź muzyką, więc od rana w domu Lewandowskiego można było usłyszeć mocne brzmienia rockowe, albo po prostu jakieś popularne piosenki, które puszczane były w Dortmundzkim radio. Robert przeczesał ręką swoje niepoukładane włosy, czym jeszcze bardziej je rozczochrał i powoli schodził po schodach. Od razu kiedy tylko stanął w korytarzu i pokierował się do kuchni, zobaczył brunetkę, śmigającą bo pomieszczeniu w jego starej koszulce i króciutkich szortach. Uśmiechnął się na ten widok i podszedł do ukochanej, obejmując ją przy tym bardzo mocno. 
-I co? Mówiłam Ci, że te całe 'bóle' to były tylko chwilowe! Widzisz, już mam się dobrze i jestem pełna pozytywnej energii na dzisiejszy dzień!-uśmiechnęła się i cmoknęła go w nos.
-Cieszę się!
-No, więc na drugi raz nie dramatyzuj tak Panie Lewandowski!-zaśmiała się, marszcząc przy tym swój nos, co bardzo podobało się Robertowi i zawsze lubił patrzeć na tak szczęśliwą Lenę!-Zrobiłam Ci śniadanie chodź!-posadziła go przy stole i po chwili przyniosła mu talerz z kanapkami z serkiem topionym, sałatą, papryką i wszystkim co jeszcze sobie ktoś mógł wymarzyć. Nachyliła się nad nim i cmoknęła w policzek, po czym szepnęła mu cichutko do ucha.-Kawy?-uśmiechnęła się.
-Bardzo chętnie...-odprowadził ją wzrokiem i sam do siebie wyszczerzył się najbardziej jak potrafił. Cieszył się, że oni oboje są szczęśliwi i codziennie rano spotykają go takie przyjemności jak dzisiaj!-A Ty nie jesz?!-krzyknął z jadalni, która nie znajdowała się jakoś specjalnie daleko od kuchni, więc Lena mogła go swobodnie usłyszeć. 
-Jem, jem! Już idę!-po chwili wróciła z dwoma kubkami, z czego jeden postawiła przed Lewym, a drugi postawiła na przeciw ukochanego, siadając na krześle i łapiąc za kanapkę z jej ulubionym chlebem razowym, popijając przy tym malinową herbatkę. 
-Jak miło patrzeć na Ciebie, kiedy jesteś taka uśmiechnięta!
-Bo jestem szczęśliwa!-odparła i wypuściła głośno powietrze z płuc-Wiesz... Po tej całej akcji z lotem do Kiszyniowa zrozumiałam, że trzeba korzystać z każdego kolejnego dnia i cieszyć się, że się żyje! Dlatego jestem teraz pełna wigoru i pozytywnej energii i pragnę wykorzystać każdy kolejny dzień na maksimum swoich możliwości, żeby potem niczego nie żałować! A tak, a pro po! Od października zaczynam praktyki w tej gazecie, więc będziemy się już rzadziej widywali, więc zależy mi na tym, byśmy teraz spędzili razem jak najwięcej czasu!-zakończyła swoją wypowiedź promienistym uśmiechem i wzięła kolejny łyk ciepłego napoju.-O której masz dziś trening?
-Zaczynam o 16:30.
-A jak długo? 
-Dzisiaj dwie godziny, a co? Masz jakieś plany?-uśmiechnął się w jej stronę.
-Bo wiesz, myślałam, żebyśmy gdzieś dziś wyszli wieczorem! Dawno nigdzie razem nie byliśmy, ewentualnie na zakupach w supermarkecie-zaśmiała się, a on razem z nią.
-Dobry pomysł! Kino? 
-Bardzo chętnie!
-W takim razie, idę kupić nam bilety na jakiś seans.-wstał od stołu, złapał za talerz i pusty już kubek kawy i przed wyjściem z jadalni pocałował jeszcze Lenę, dziękując przy tym za śniadanie, po czym udał się po schodach, z powrotem na górę, by zamówić obiecane bilety do kina. 




    Lena

     Robert wyszedł kilka minut temu na swój trening, więc postanowiłam przeznaczyć te kilka godzin na siebie. Odpaliłam szybko laptopa i zalogowałam się na facebooka, gdzie czekała na mnie kilkanaście wiadomości od znajomych z Polski, którzy od jakiegoś czasu, naprawdę często do mnie piszą! Uśmiechnęłam się na widok wiadomości od Klaudii, która podesłała mi zdjęcie z ukończonego remontu i ogólnej przeprowadzki, gdyż Wojtek kupił większe mieszkanie, by każde z nich miało trochę więcej miejsca i tym samym Dębkowska, lecąc do Londynu, była przygotowana na nowe urządzanie wnętrza w ich nowym, wspólnym mieszkanku. My z Robertem byliśmy jeszcze u nich w starym domu Szczęsnego, gdyż przeprowadzali się w sumie oni jakieś kilka tygodni temu. Przyznać trzeba szczerze, ze całe mieszkanie jest bardzo w ich stylu, bo oni boje są pozytywnymi ludźmi, którzy na cały ten nasz świat patrzą przez różowe okulary! Rzecz jasna, już mamy z Robertem zaproszenie do nich i mają nadzieje, że wpadniemy jak najszybciej, no ale cóż. Właśnie rozpoczęła się bundesliga, więc i treningów Robert ma troszkę więcej, a Borussia na całe szczęście rozpoczęła bardzo dobrą passę, gdyż wygrali już cztery mecze z rzędu i w sobotę, czyli za trzy dni, grają kolejny mecz, który mam nadzieje, że wygrają! Z resztą! Co ja gadam?! Jestem pewna, że wygrają! 
       Po sprawdzeniu poczty, facebooka, Skype'a i innych portali społecznościowych, wyłączyłam laptopa i udałam się na górę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego na dzisiejszy wieczór. Podeszłam do szafy no i jakoś dziwnie, ale jak nigdy nie miałam żadnego problemu w co się ubrać! Miałam wizję, jak chciałabym dziś wyglądać, no i bardzo szybko wybrałam odpowiedni zestaw. Postawiłam na coś bardzo spokojnego i zwyczajnego no i uznałam, że nie będę się rzucała nikomu w oczy! No! Mając jeszcze chwile wolnego czasu obejrzałam coś w telewizji i ogarnęłam trochę salon i kuchnię. 



-Dzień Dobry! Wróciłem!!-usłyszałam Roberta, który żwawo krzyknął już owe słowa u progu mieszkania i rzucając swoją torbę treningową w przedpokoju, przywitał się ze mną chwytając mnie w mocne uściski.-Jak się moją moi kochani?-cmoknął mnie w usta i położył rękę na brzuchu, do którego zaczął coś gadać. Poczułam się trochę dziwnie i zaśmiała się, kręcąc przecząco głową, do tego co gadał Lewandowski.-Czemu nie poznamy płci dziecka już teraz? Byłoby mi łatwiej z nim/nią gadać.-puścił oczko i przeciągnął się idąc do salonu i kładąc się wygodnie na kanapie.
-Bo nie! A teraz won z tej kanapy, przed chwilą układałam te poduszki! Leć się przebierz, bo musimy zaraz wyjeżdżać leniuchu!-walnęłam go poduszką po dupie, co miało oznaczać, że ma się troszkę pospieszyć, no i podziałało!! 
-Już biegnę, biegnę, Pani pedantko!-dostałam całusa w policzek i zaraz już Robert zniknął mi z pola widzenia. 



Robert zaparkował swoje czarne auto na podziemnym parkingu tutejszego centrum handlowego i po tym jak pomógł mi wysiąść z auta, poprowadził mnie do windy. Weszliśmy do niej i Lewy wybrał ostatnie, drugie piętro, na którym znajdowało się kino. Winda ruszyła i kiedy dotarła do poziomu 0, gdzie wsiedli inni ludzie w drodze na pierwsze piętro... ZACIĘŁA SIĘ!! Boże, ona po prostu stanęła!! Ludzie zaczęli nerwowo spoglądać w dół i wokoło, gdyż cała była ona zbudowana ze szkła? Chyba... W każdym razie, widać było wszystko dookoła. Ja spojrzałam na Roberta, potem na jakąś kobietę, typową tzw. 'dziunię', która ewidentnie specjalnie wypinała swój szanowny tyłek w stronę mojego narzeczonego i po prostu wybuchłam śmiechem! Nawet nie robiło na mnie wrażenia to, że jakaś blondynka próbuje poderwać mi Roberta, ja po prostu się śmiałam!
-Lena? Wszystko ok?-spytał.
-Tak... Skarbie... Po prostu zobacz! Tylko nam przytrafiają się takie przygody! Haha! Czyż to nie zabawne?-położyłam swoją głowę na jego ramię i o dziwo wcale się nie stresowałam tym, że 'utknęliśmy w windzie'. 
-Dobrze przynajmniej, że się nie denerwujesz.....-spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem i sam się uśmiechnął.-Dobra, trzeba jakoś ogarnąć tę windę, tu pewnie jest jakieś wezwanie o pomoc czy coś...-podszedł do tych takich 'guziczków', no wiecie o co chodzi i powoli analizował każdy z nich, aż w końcu znalazł jakiś, dzięki któremu owe 'urządzenie' w cudowny sposób z powrotem ruszyło, lecz tym razem zamiast w górę to w dół! Ważne, że w ogóle ruszyło! No więc, wysiedliśmy z windy i Robert złapał mnie za rękę, po czym pokierowaliśmy się tym razem w stronę ruchomych schodów.
-Widzisz, jestem taka gruba i ciężka już, że nawet winda nie potrafi mnie 'uradzić', hahaha!-zażartowałam, co jakoś specjalnie Lewandowskiemu do gustu nie przypadło.-No dobra, dobra, już siedzę cicho!-zaśmiałam się i cmoknęłam go w policzek. 


Robert odebrał bilety, kupił jakiś duży zestaw kinowy, w co wchodził duży karmelowy popcorn i dwa duże kubki napoju. Mi oczywiście wybrał Nestea, a sobie wziął pepsi czy colę, nie rozróżniam tego, bo dla mnie oba te napoje smakują identycznie, więc wsio rybka! Usiedliśmy przy stoliku i czekaliśmy, aż w końcu wpuszczą nas na seans, ale zanim to się stało, to podeszło do nas kilka dzieciaków, które poprosiły o zdjęcie z Robertem, więc uznawszy, że to słodkie, nawet ja robiłam mu zdjęcia z tymi dzieciakami! Tak, ewidentnie Robertowi pasuje dziecko i nie mogę się już doczekać jak zobaczę go z jego własnym dzieckiem! 
-No, skarbie, a powiesz mi chociaż na co idziemy?-spojrzałam na niego pytająco. 
-Oj, zobaczysz! Od razu mówię tylko, że nie jest to horror, bo nie chcę żebyś się bała i w ogóle...
-O Jezu, Lewandowski!! Znowu dramatyzujesz!!-zaśmiałam się i jeszcze trochę z nim pożartowałam. 



_____________________________
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM!!! 
MOŻECIE MNIE TERAZ ZABIĆ, UGOTOWAĆ I POĆWIARTOWAĆ NA KAWAŁKI!!!   
Wiem, że od bardzo, bardzo dawna nie dodawałam rozdziału, ani nie komentowałam u was, ale naprawdę z moją dyspozycją czasową jest to bardzo trudne! Ja nawet nie zaglądałam na bloga od jakiegoś czasu, bo po prostu było go bardzo malutko! Dopiero dziś przeczytałam te zarzucenia od anonimowego autora, że nie wywiązuje się z obietnic i chcę za to bardzo przeprosić. Ostatnio moje życie przechodzi przez wielkie zawirowanie, mam mnóstwo problemów osobistych, do tego dochodzą problemy znajomych i oczywiście, ta okropna NAUKA! Och, świat byłby bez niej piękniejszy!!! Nawet nie wiecie ile czasu poświęcam na naukę, z czego potem i tak nie ma rezultatów, tak jak na przykład ostatnio było na biologii! Wkuwałam a i tak dostałam tylko i aż 3 z najgorszego dla mnie przedmiotu w szkole! Przepraszam raz jeszcze, naprawdę ciężko mi się teraz tłumaczyć dla was!! Wiem, że was zawiodłam ale mam nadzieje, że mnie zrozumiecie! 
Ok, teraz jeszcze jedno! Kolejny rozdział powinien (ale nie obiecuję, nie wiem jak będzie z czasem) w najbliższą sobotę. Trochę brakuje tego czasu jeszcze z powodu tego, że grupy taneczne w których tańczę, szykują się właśnie do turnieju ogólnopolskiego, więc mam ponad 6h tańca w tygodniu z chorymi kolanami, jest to cholernie trudne dla mnie! I nie, to nie jest powód do usprawiedliwienia! To tak tylko na marginesie!
PRZEPRASZAM RAZ JESZCZE!!
PS. Biorę się za komentowanie i ewentualne nadrabianie rozdziałów u was!! PROSZĘ O CIERPLIWOŚĆ, KOCHANE:*

Buziaki, Lena!!:* 








     

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 31

    Kilka dni później 

      Siedział nad nią całymi godzinami. Od dwóch dni tak jest. Śpi w hotelu, przychodzi z samego rana i już od 7 nad ranem stoi pod wielkimi drzwiami wejściowymi szpitala. Za każdym razem ma ze sobą bukiet jej ulubionych kwiatów. Kolorowe tulipany z dnia na dzień coraz bardziej zdobiły jej szpitalne 'cztery ściany'. Lena zawsze lubiła wszystko przyozdabiać kwiatami, dlatego on doskonale wiedział, że gdy niebawem się wybudzi będzie na jej twarzy gościł szeroki uśmiech z powodu, że nawet kiedy ona 'śpi', jej ukochany zadbał by sala, w której przebywała była żywsza. Choć, ona sama w sobie nigdy nie była pewną siebie osobą, a bardziej marionetką w czyiś rękach. Dopóki nie spostrzegła się co ludzie z nią robią, była osobą, która robiła wszystko co chcieli inni. Myślała, że to dobrze, bo dzięki temu będzie 'dobrą osobą'... Myliła się. Pewnego dnia zebrała się w sobie i powiedziała, że ma już tego dość. I zmieniła się. Nie była już zwykłą, nudną, małą dziewczyną, która pozwala, by inni traktowali ją jak chcą. Stała się silniejsza... Bardziej stanowcza. I mimo wszystko odnalazła się w świecie. Przeżyła w swoim małym mieście rodzinnym. Poznała mężczyznę swojego życia, wspaniałych, nowych przyjaciół... Zaczęła od nowa. I wyszło jej. Ona sama nie zawsze w to wierzyła. Spędzała tyle czasu, już w Dortmundzie na zastanawianiu się czy to aby na pewno nie sen? Czy to wszystko o czym marzyła jako cicha gimnazjalistka naprawdę obróciło się w prawdę? Czy naprawdę jest tu gdzie jest? Ma tych ludzi, których ma przy sobie? Czy to się dzieje naprawdę? 
        On... Zawsze pewny siebie, uśmiechnięty. Typ żartownisia, który lubi dobrze się bawić. Perfekcjonista, który spełnia swoje marzenia grając w piłkę, zdobywając trofea i rozwijając się pod względem piłkarskim. Wydawało się, że ma wszystko. Że ma pieniądze, przyjaciół, wspaniałą, uzdolnioną narzeczoną-karateczkę. Ale jak było naprawdę? Ania często wyjeżdżała. Ignorowała go, a on schodził na drugi plan. Liczyła się 'kariera', wyjazdy... Jak się później okazało wszystkie te wyjazdy nie był zawodowe... Latała do Polski do swojego kochanka, z którym spędzała cały swój wolny czas. Wykorzystywała Roberta finansowo, po czym kiedy on nakrył ją na zdradzie, wywijała się marnymi  tekstami, że to nie jej wina... Jak zawsze Anka.... Ale potem po Euro jego życie ruszyło do przodu. Wyjechał na wakacje, poznał kobietę swojego życia... Ona była przeciwieństwem Ani. Lena jest inna... Jest miła, dba o innych, szczera i zawsze stawia życie innych ponad wszystko. Pokochał ją od tzw. 'pierwszego spojrzenia'. Podobała mu się. Zaintrygowała mu. Była taka jak każda, ale jednak inna... Lubił to, że ma takie 'męskie' hobby. Że kocha sport i lubi się pomęczyć. Nie jest dziewczyną, która dostaje szału, kiedy ktoś zobaczy ją bez podkładu i pomalowanych rzęs... Zakochali się w sobie, mimo, że tak bardzo się różnili. Ona spokojna, a on wulkan pełen energii, zawsze mający milion pomysłów na minutę. Ale rozumieli się. Ona słuchała jego, on potrafił ją... Dopasowali się, razem wyglądali na szczęśliwych. No i byli tacy. Ich miłość była taka czysta... Wdzięczna. Nie musieli obściskiwać się publicznie by okazać sobie swoje uczucia, które do siebie żywili. A żywili wielkie... Wystarczył jeden gest, jedno spojrzenie i już wysyłali do siebie wzajemnie jasne sygnały w postaci dwóch tak zwyczajnych na pozór słów "Kocham Cię"... Dla nich były to dwa najpiękniejsze słowa na świecie. I mieli do nich wielki sentyment... 


    Spojrzał na nią kurczowo ściskając jej malutką dłoń. Ona poczuła to. W końcu usłyszała jak aparatura wydaje z siebie charakterystyczne 'pik', jak pielęgniarki krzątają się po korytarzu i to jak za oknem cichutko pośpiewują ptaszki. Aż w końcu zobaczyła go. Jej ukochanego Roberta, który siedział tu odkąd tylko szczęśliwie, a może i nieszczęśliwie wylądowali. Zmrużyła oczy kiedy promienie słoneczne uderzyły w jej rogówki, aczkolwiek momentalnie szybko się uśmiechnęła w jego stronę. Ścisnęła jego dłoń bardzo mocno, tak by poczuł, że ona już tu jest. Z powrotem. Czuła się dobrze. Szczęśliwie... Wiedziała, że wszystko się ułoży, że niebawem zostanie matką. Wiedziała to. Przeczuwałaby, gdyby podczas podróży, lądowania jej dziecku coś się stało. Od razu podniosła się na łokciach i usiadła, po czym zaraz wylądowała w jego ramionach. Pocałowała go. Tak inaczej. Tak mocno, namiętnie, ale zarazem subtelnie i czule. Przytulili się i trwali w uścisku długi czas, dopóki ich okazywania sobie miłości nie przerwała wchodząca, uśmiechnięta od ucha do ucha pielęgniarka. Spojrzała na dwójkę zakochanych i posłała w ich stronę wdzięczny uśmiech. Aż było jej głupio, że przerwała taką piękną chwilę dla tej dwójki. Byli tacy zapatrzeni w siebie... Nie potrafili przestać się uśmiechać i marzyli tylko o tym, by ponownie trwać w uścisku... 


    Dwa dni później

    Lena zdążyła już wyjść ze szpitala. Po wszystkich kontrolnych badaniach jej i dziecka, uznano, że nic jej dłużej nie trzyma, że już jest w porządku i może zacząć normalnie funkcjonować. Dziś jechała razem z Robertem do hotelu, w którym zatrzymał się młody piłkarz wraz ze swoimi przyjaciółmi. Już jutro muszą wyjechać na zgrupowanie przed meczem w Kiszyniowie, aczkolwiek tym razem wybrali podróż po lądzie. Będą musieli przejechać autobusem całe 2 433 kilometry i po około 27 godzinnej jeździe dotrą do stolicy Mołdawii, gdzie czeka już na nich reszta kadrowiczów wraz z trenerem Fornalikiem. Mimo, że mecz już za kilka dni, żadne z nich nie myśli o piłkarskim spotkaniu. Lewandowski zadbał o to by dziś, on wraz z ukochaną wykorzystali jeden dzień w Paryżu najbardziej jak tylko będą potrafili. Młoda panna Gilbert wchodząc do hotelowego pokoju od razu poleciała pod prysznic, jak to ona... Orzeźwiła się chłodną wodą i wykonała swoją codzienną rutynę twarzy. Umalowała się, wysmarowała swoje ciało balsamem i wyszła z łazienki cała świeża i pachnąca. Robert doskonale wiedział co jej kupić. Z racji tego, że nie mieli walizek ze sobą, na przyjście swojej ukochanej musiał coś przygotować. Wczoraj skoczył do pobliskiego centrum handlowego, kupił jej kilka zwykłych ubrań, które Lena w nadzwyczajny sposób potrafiła zamienić w oryginalny, pełen wdzięku outfit. Nie zapomniał też załatwić kilka jej ulubionych kosmetyków, nie pomijając podkładu, tuszu do rzęs, pudru i jej ulubionego, porzeczkowego masła do ciała z bodyshopu. Oczywiście brunetka po opuszczenia pomieszczenia, zdążyła jeszcze wykonać telefon do Klaudii. Rozmawiają ze sobą każdego dnia, odkąd Lena wybudziła się ze śpiączki. Nie potrafią się sobą nacieszyć, mimo, że jeszcze nawet się nie widziały. A nie mogą już doczekać się wspólnego spotkania... Potrzebują tego. Swojej obecności.


      Robert złapał swoją wybrankę za rękę i wyprowadził z przytulnego pokoju. Prowadził ją w stronę windy, którą zjechali do hallu, po czym radośnie i z wielkim uśmiechem na twarzy, spoglądając na siebie kątem oka wsiedli do paryskiej taksówki, która stała na zewnątrz. Pogoda dziś dokazywała pod każdym możliwym calem. Słońce raziło promieniami, a pełne kłębiaste chmury płynnie poruszały się po intensywnym błękicie nieba. Lena ubrana w pastelową spódnicę z wysokim stanem, która umiejętnie zakrywała już jej nieduży brzuszek i jasną bluzkę, wyglądała co chwile przez okno, przyglądając się zachwycającej panoramie Paryża. Robert wybrał hotel w centrum, więc wszystkie rzeczy, które chcieli zobaczyć mieli wręcz na wyciągnięcie ręki. Oczywiście wieżę Eiffla, pozostawili sobie na sam koniec, jako wisienkę na torcie. A zaczęli od Luwru. Kiedy tylko taksówkarz zawiózł ich na miejsce, oboje wysiedli z pojazdu pełni zachwytu. Pierwszy raz byli właśnie tu. Lena bywała we Francji, gdyż jej rodzina mieszka blisko granicy niemiecko-francuskiej, ale jeszcze nigdy nie udało jej się zwiedzić tego pięknego miasta, z którego często przychodziły do niej pocztówki. Wszyscy tu jeździli. Znajomi, rodzina, przyjaciele... Wszyscy tylko nie ona. I dziś ma okazję tu być. Może nie w tak pięknych okolicznościach jakby chciała, ale jest tu. W mieście zakochanych wraz z mężczyzną swojego życia.


        Dobijała już 18 godzina, a im jeszcze było mało. Najchętniej chyba wcale nie wjeżdżaliby z Paryża. Po całym dniu zwiedzania, przysiedli na pobliskiej ławeczce wraz z waniliowymi lodami włoskimi. Lena targała ze sobą rzeczy, które zdążyła kupić, zaczynając od zwyczajnych pamiątek dla siebie, rodziców, mamy Roberta, trenera Fornalika i oczywiście Klaudii, kończąc na kilku ubraniach od trochę bardziej znanych projektantów jak i mniej. Można powiedzieć, że zaszalała. Dawno nie była na tak wyczerpujących 'zakupach'. Ale mocnego kopa i powera dawała jej myśl, że jeszcze przed nią wspaniała wieża Eiffla. Od dziecka chciała ją zobaczyć i w końcu jej się to uda!
-Myślisz, że spodoba się Klaudii ta bluzka?-spytała przytulając się do swojego ukochanego.
-Na pewno, skarbie!
-Jeszcze kupimy jej miniaturkę wieży Eiffla! Tam gdzieś pewnie są jakieś stoiska z takimi pamiątkami, prawda?
-Tak, tak. Na pewno!-pocałował ją w czubek głowy-Cieszę się, że tu jesteś... Że tu oboje ze mną jesteście-uśmiechnął się i położył Lenie rękę na jej brzuchu-I nie mogę już się doczekać kiedy będę mógł was mieć przy sobie w Dortmundzie. Nie mogę się doczekać kiedy to maleństwo przyjdzie na świat i jak będę mógł wziąć je na ręce... Jak będę mógł je nosić, przytulać, kochać, wstawać w nocy kiedy będzie płakało... Naprawdę, nawet tego nie mogę się doczekać!-uśmiechnął się i złożył na ustach brunetki delikatny pocałunek.
-Kocham Cię! I chodźmy już do celu naszej dzisiejszej całej wędrówki. Nie mogę się doczekać jak zobaczę tą wielką kupę żelastwa!-zaśmiała się i wstała z mahoniowej ławki, łapiąc przy tym silną dłoń Roberta i ciągnąc go za sobą, zaczęła kierować się ku celu. Oboje złapali się za rękę i szli. Po prostu szli. Czas się dla nich nie liczył. Ludzie przechodzili koło nich, uśmiechając się w ich stronę i wdzięcznie patrząc... Oni w ogóle czuli się, jakby na całej starówce Paryżu, byli tylko oni. Zakochani, młodzi... Tylko to się liczyło. Tylko ich wzajemna obecność...


      Po około dziesięciominutowej wędrówce doszli do celu. Oboje spojrzeli przed siebie i oblecieli tę wspaniałą konstrukcję wzrokiem. Coś pięknego. Lena była zachwycona i jedyne co potrafiła zrobić to po postu otwarcie buzi z wrażenia. Robert przytulił ją bardzo mocno i pocałował w czoło. Tak jak ona zawsze lubiła... Biło od nich takim wielkim ciepłem... Zarażali pozytywizmem każdego kto przeszedł koło nich. W końcu, stojąc pod wieżą Eiffla Robert spojrzał na swoją ukochaną brunetkę, która była całym jego życiem złapał za ręce i zrobił się cały zakłopotany. Jak nie on!
-Wiesz... Niedługo minie rok od naszego pierwszego spotkania. I przez ten rok tak wiele się wydarzyło. Pokochałem Cię i na szczęście ze wzajemnością. Kocham patrzeć jak się uśmiechasz, jak cieszysz się, jak denerwujesz się i złościsz na mnie. Kiedy przychodzisz na mecze jestem taki dumny, że tam na trybunach siedzisz Ty i tak wiernie dopingujesz naszej drużynie, którą kochasz. Cieszę się, kiedy masz się dobrze, kiedy idzie Ci na studiach i zawsze popadam w jakieś obawy, kiedy Ty mówisz, że źle się czujesz... Boję się za każdym razem o Ciebie i kiedy tylko wyjeżdżam na zgrupowania, czy treningi to po prostu tęsknie za Tobą, tak cholernie mocno. Nie potrafię wytrzymać bez Ciebie kilku zwyczajnych dni, więc nie wyobrażam sobie swojego życia bez Twojej skromnej osoby! Zawsze kiedy jesteś smutna, albo masz jakiś problem ja przeżywam to z Tobą i serce mi się kraja, kiedy patrzę jak płaczesz, gdy coś się dzieje. I dlatego nienawidzę przegrywać, bo wiem, że po każdym przegranym meczu Ty zalewasz się łzami, gdy nikt nie patrzy. I kocham Cię! Kocham to jaka jesteś! To, że zawsze troszczysz się o innych, jesteś dobra, miła... I czasem denerwuję się kiedy przestajesz dbać o samą siebie, bo starasz się dbać jak najlepiej o Twoim bliskich! Ja po prostu nie potrafię bez Ciebie żyć, Lena! Kurde, ja dla Ciebie zrobię wszystko! Nawet jakbyś poprosiła mnie, żebym wyszedł na miasto w sukience to bym wyszedł!! Kocham Cię! Kocham Cię nad życie! I dlatego muszę spytać.-w tym momencie brunet wyjął z kieszeni czerwone pudełeczko w kształcie serca i uklęknął na kolano-Zostaniesz moją żoną?-w oczy młodej studentki zaszkliły się, a po chwili już łzy spływały po jej delikatnie zarumienionych policzkach. Nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa. Zakryła tylko swoją otwartą buzię dłonią i patrzyła w Roberta jak w obrazek. Kilka ludzi stało wokół nich i patrzyło na całe zdarzenie. Obserwowało każdy ruch młodej kobiety i z niecierpliwością wyczekiwali jej odpowiedzi.
-Ja... Nie wiem co powiedzieć...-szepnęła, jednak na tyle głośno, że zgromadzony 'tłum' ludzi usłyszał jej słowa.
-Jak to co?! Powiedz TAK!!-krzyknęła jakaś kobieta.
-No dalej! Tak!!-dodał ktoś jeszcze.
-...tak, tak! Robert, tak! Kocham Cię!!!-po chwili ciszy wzięła przykład z ludzi i sama krzyknęła to piękne 'tak', po czym kiedy jej narzeczony (pięknie to brzmi, nieprawdaż?!) nałożył jej pierścionek na palec, ona rzuciła mu się w ramiona, a on mocno ją uścisnął. Oboje czuli taką błogość. Zatracili się w sobie... Tak po prostu zapomnieli o tych wszystkich ludziach, którzy stali wokół nich i bili głośne brawa, a nawet pojedyncze osoby nagrywały całe to zdarzenie telefonem komórkowym. Żadne z nich nie przejmowało się tym czy ten filmik obiegnie cały świat... Mieli to gdzieś. Dla niego liczyło się tylko to, że ona się zgodziła, a dla niej ważne było to, że Robert jest tu przy niej...

     
Lena

   Nie wierzę chyba w to co się dzieje. Wydaje mi się jakbym cały czas była w tej śpiączce i się jeszcze nie obudziła. I szczerze mówiąc, cały czas boję się, że zaraz się obudzę i wszystko pryśnie, a to co dzieje się teraz jest tylko i wyłącznie snem na jawie. Jestem taka szczęśliwa. Jak nigdy! Oczywiście po powrocie do hotelu Szczęsny z Błaszczykowskim, którzy dzielą razem pokój obok naszego, przylecieli nam pogratulować, czyli, że wiedzieli o wszystkim już przed oświadczynami. Zawsze w snach marzyłam o tym, żeby ktoś mi się oświadczył przy zachodzie słońca, a tu dziś... No proszę! Nie tylko przy zachodzie słońca ale i w Paryżu! W Mieście Zakochanych!! To po prostu bajka... To co się tu dzieje.. Ja czuję się jakbym była księżniczką z jednej z baśni braci Grimm, która odnalazła swojego księcia na białym koniu... Ogarnia mnie taka błogość... Tak się cieszę! Robert poszedł nie dawno pod prysznic, więc ja postanowiłam skorzystać z chwili i zadzwonić na Skype do Klaudii (jeśli chodzi o pytanie, skąd mamy laptopa, to odpowiedź jest bardzo prosta. Jedyne co wynieśliśmy z samolotu był bagaż podręczny, a w naszym akurat znajdował się laptop! Szczęście w nieszczęściu!). Zalogowałam się i dostrzegłam kilka znajomych mi osób, zaczynając od znajomych z liceum, kończąc na chłopakach z Dortmundu. Oczywiście moje szczęście to moje szczęście! Dębkowskiej na Skype nie było, dlatego szybko złapałam za telefon Roberta i napisałam w swoim imieniu do niej smsa, z prośbą by weszła na owy komunikator, gdyż mam jej coś ważnego do powiedzenia. Ona już nie odpisała tylko po jakiś sześciu minutach pojawiła się na liście dostępnych osób. Nawet nie zdążyłam nacisnąć przycisku 'zadzwoń', tylko od razu pojawił mi się komunikat: "Klaudia dzwoni...". Szybko wcisnęłam zieloną słuchawkę i obie, aż pisnęłyśmy kiedy zobaczyłyśmy siebie nawzajem!
-Lenuś!!! Kochanie!!!! 
-Klaudia!! Jezu, jak ja się stęskniłam!!! 
-Jejciu, skarbie moje! Jak dobrze, że Cię widzę!-uśmiechnęła się szeroko i poprawiła swój kucyk. 
-Laudia, Ty nawet nie wiesz co się dzisiaj wydarzyło!!-w oczach pojawiły mi lekkie łzy. Nie wiem czemu, po prostu na samo wspomnienie o tym co się dziś wydarzyło i  to, że właśnie widzę moją przyjaciółkę jakoś mnie poruszyło psychicznie i prawie się rozkleiłam. 
-Ej, no Lencia nie rycz mi tam!!!-usłyszałam jej piskliwy głos i zaśmiałyśmy się obie.-Tak o wiele lepiej!! No... Kochanie, ja wiem wszystko!!
-Co?!-zamurowało mnie nagle!-Wiesz, że Robert mi się oświadczył?!-zrobiłam duże oczy i posłałam w jej stronę szczery uśmiech. 
-Tak Lenuś, co Ty myślałaś, że kto mu pomógł wybrać taki piękny pierścionek zaręczynowy!-zaśmiała się, a ja poczułam nagle czyjąś, no dobra nie czyjąś, wiadomo, że Roberta dłoń na moim ramieniu. Podniosłam głowę do góry, a on niespodziewanie cmoknął mnie w nos. 
-Dzięki Klauduś! Jestem Ci wdzięczny!-odezwał się mój ukochany. 
-Mówiłam Ci, że się jej spodoba!!-spoglądałam co chwile na brunetkę w ekranie laptopa i mojego narzeczonego z wielkim zdziwieniem. No proszę! Wszystko było ukartowane! Haha!!
-Jezu, kocham was!!-cmoknęłam Roberta w policzek i uśmiechnęłam się do Klaudii. 
-Jejuś, Lena jak Ty przyjedziesz do Dortmundu to już sobie nie mogę wyobrazić jak będziemy się mocno ściskać!!
-Z pewnością, kochanie!! 
-Ej, bo będę zazdrosny!-rzucił Lewandowski i podszedł do szafy szukając jakiś ubrań. No! Dopiero spostrzegłam, że jest on w samym ręczniku owiniętym w pasie. Uśmiechnęłam się znacząco i patrząc na wypiętego napastnika przegryzłam dolną wargę. Dobra, nie wiem czemu to zrobiłam, a zważywszy, że Klaudia jest tu ze mną, było to nie na miejscu. Otrzeźwiałam i chciałam coś powiedzieć, ale moja przyjaciółka bardzo szybko pożegnała się i życzyła mi powodzenia... Czyli, że skojarzyła fakty i obczaiła co jest na rzeczy, haha! No dobra! Za dobrze mnie zna, więc czasem mam wręcz wrażenie, że Dębkowska czyta mi w myślach.
-Pa...-powiedziałam już tylko do tapety w laptopie Roberta... No właśnie... Tapeta Roberta. Chyba go kiedyś zabiję za to! Ma ustawione moje w skąpej sukience! No serio?! Jeśli myślicie, że Lewandowski to naprawdę przyzwoity, grzeczny gość, to żyjecie w błędzie kochane!!
-Już nie gadacie?-wyprostował się nagle, trzymając w ręku jakąś koszulkę i ciemne bokserki.
-Nie...-odłożyłam laptopa na bok i wstałam szybkim ruchem z bardzo wygodnego łóżka. Będąc w samych koronkowych majtkach, jakiejś zwykłej koszulce i czarnym, satynowym szlafroczku, ledwo zasłaniającym tyłek, przykułam wzrok Lewego. Uśmiechnęłam się do niego i kiedy podeszłam zarzuciłam mu ręce na szyje i mocno go pocałowałam, po czym przygryzłam jeszcze jego dolną wargę. Z niezwykłą delikatnością moje ręce powędrowały na jego tors i delikatnie go 'masowały', po czym podążyły w kierunku jego ręki, z której zabrały bokserki i normalny, stary, wytarty t-shirt i zgniotły te dwie rzeczy, a następnie pomachały mu tym przed oczami.
-To chyba nie będzie Ci potrzebne....-uśmiechnęłam się szyderczo i spojrzałam głęboko w lekko zdziwione oczy mojego narzeczonego.
-Nie?!-przejął ode mnie wcześniej już trzymane 'ubrania' i rzucił je za siebie, po czym złapał za skrawki mojego szlafroku i przyciągnął jednym, zwinnym ruchem moje ciało do jego. Nasie ciała stykały się ze sobą, a oczy nie przestawały na siebie patrzeć. W końcu Lewandowski, jako osobnik, zawsze we wszystkim dominujący, przejął inicjatywę i zaczął całować mnie po twarzy, delikatnie muskając moje usta... Schodził coraz niżej, więc jego pocałunki przeniosły się teraz na moją szyję. Wydałam z siebie cichy dźwięk zadowolenia, co spodobało się brunetowi, którzy uznał to jako zielone światło do dalszych działań i począł całować mnie po dekolcie. Wplotłam swoje chude palce w jego ciemne włosy i poczułam, jak jego ręce wędrują na moje uda i unoszą moje ciało nad ziemię. Przeniósł mnie i wręcz rzucił na łóżko, a ja tylko podniosłam lekko głowę i dostrzegłam jak Robert uważnie rozwiązuje pasek od satynowego szlafroka, który po chwili już wędruje gdzieś w dalszy kąt pokoju, a zaraz po nim znajduje się moja, a tak właściwie to Roberta koszulka. Piłkarz położył swoje ręce na moich biodrach i delikatnie docisnął mnie do materaca, po czym przeniósł swoje pocałunki na mój szczupły brzuch, a jego ręce znalazły sobie miejsce i błądziły po wewnętrznych partiach moich ud. Mega rozpromieniona, pod wpływem nagłego podniecenia odchyliłam głowę do tyłu i cicho jęknęłam, po czym Robert zbliżył swoją głowę do mojej, złapał mnie w pasie i dynamicznym ruchem podniósł, więc teraz siedzieliśmy wyprostowani. Lewy przenosił swoje pocałunki z dekoltu wzwyż i powędrował 'do' mojego ucha.-Nie znałem Cię takiej...-szepnął i przegryzł delikatnie moje prawe ucho, co wyzwoliło u mnie delikatny uśmiech.
-Wiele jeszcze o mnie nie wiesz, Lewandowski...-tym razem to ja przejęłam pałeczkę i przewróciłam go na plecy, siadając przy tym na nim okrakiem. Całowałam jego tak mocno umięśniony tors, co chwile spoglądając wyżej, wpatrując się w wyraźną twarz i oczekując jego reakcji. Za każdym razem kiedy uśmiechał się szyderczo pod nosem kontynuowałam.
-O nie kochanie, tak nie będzie...-puścił mi oczko, złapał za tyłek i po prostu nie wiem jak ale znalazłam się pod jego ciężarem i już nie sprzeciwiałam się, tylko oddałam mu się całkowicie i spędziliśmy razem dzięki temu wspaniałą, cudowną, upojną noc, jakiej jeszcze chyba nigdy nie przeżyliśmy...


__________________________
Dzień Dobry!! 
Po pierwsze chce najmocniej przeprosić, że rozdział nie pojawił się w sobotę, ale pół tamtego dnia spędziłam w mieście, załatwiając sprawy klasowe, wróciłam na mecz Borussi (wspaniały mecz Borussi z moim Freiburgiem kochanym!), a wieczorem sprzątałam na jutrzejsze przyjęcie rodzinne, z okazji moich urodzin... To nic, że jeszcze ich nie obchodziłam i w ogóle nie chciałam takowej 'imprezy rodzinne', no ale rodzice podejmowali decyzję! W każdym razie w niedziele od rana trwały przygotowania, a potem do godziny 17-18, zajmowałam się dziećmi, biegającymi po moim domku, a jednak ogarnąć z trójkę małych dzieci, które chowały się po wszystkich 11 pokojach domu, to nie lada wyzwanie! No więc, wymęczona całym weekendem i wieczorną nauką do późna, nie dałam rady dodać rozdziału. No i jeszcze od poniedziałku harówka w samorządzie szkolnym, nauka do prac klasowych i przygotowywanie essayów.... Po prostu totalny natłok zajęć! Dobra, jeszcze raz przepraszam!
Kochane, rozdział najlepszy nie jest, ale jestem z niego w miarę zadowolona i to chyba przez tę ostatnią scenę! Tak, w końcu odważyłam się na lekkie rozwinięcie takich scen! :) Mam nadzieje, że wyszło to jako tako! :) No, a tak jako ciekawostkę, dodam, że to pierwotnie był epilog, ale jak przeczytałam komentarze to powiedziałam sobie"Nie, no, jeszcze to pociągnę troszeczkę!" No i jest 31 rozdział! 
Jeszcze troszke was pomęczę! Wczoraj Borussia wygrała 3-0!!! ♥ I dwa gole Roberta, jej!!! I Marco! Jejciu, jego bramka była nieco śmieszna, ale jakże niespodziewana, hoho! No to teraz czekamy na Arsenal!! 
PS. Następny rozdział pojawi się najprawdopodobniej w Poniedziałek, 7 października jako prezent ode mnie w moje urodziny! :) W weekend nie dam rady dodać, gdyż w sobotę jadę na zakładanie aparatu 'na zęby', no! (; A w niedzielę od samego rana mam cztery godziny warsztatów tanecznych z wicemistrzem świata!! Czyli, harówka się zapowiada! A i jeśli chodzi o kolana to naprawdę szkoda nawet wspominać! Lekarz, u którego byłam pierwszy raz we wtorek nic nie powiedział mi tylko wysłał na zabiegi i przepisał jakieś tabletki, dlatego niebawem wybieram się do Olsztyna do jakiegoś specjalisty! 
Dobra, nie zanudzam już! Pewnie i tak nikt tego nie przeczyta, haha!! BUZIAKI KOCHANE! ŚCISKAM ♥