niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 34

Lena

     Odprowadziłam tylko wzrokiem Caroline i zdążyłam jeszcze zobaczyć jak wsiada do autobusu 516, po czym odjeżdża. Westchnęłam tylko i z uśmiechem na ustach podeszłam do swojego auta. Głupia byłam, że nie zaproponowałam jej podwózki. Nie pomyślałam o tym. Ta dziewczyna nieźle potrafi zagadać. Jest mega pozytywna i mega rozgadana! Kto wie? Może nawet znajdę sobie tutaj jakąś przyjaciółkę! Podeszłam do samochodu i zaczęłam grzebać w torbie swoich, a tak właściwie to Roberta kluczy do jego czarnego Opla, którego sobie dzisiaj pożyczyłam bez jego wiedzy. Lubił ten samochód, ale sądzę, że nie będzie miał nic przeciwko jak sobie go na dziś "pożyczę". Z resztą, Robcio nie musi nic wiedzieć! Aj, mniejsza z tym! Kiedy w końcu odnalazłam te całe klucze i otworzyłam sobie drzwi, to zasiadłam wygodnie na miejscu kierowcy i wszystkie swoje rzeczy położyłam na fotelu obok. Włożyłam kluczyki do stacyjki i przekręciłam je, po czym usłyszałam warknięcie silnika. Jednym ruchem włączyłam sobie radio i zaczęłam wycofywać. W miarę sprawnie mi to poszło, więc po chwili byłam już na drodze główniej i jechałam w stronę domu. Przypomniało mi się, że lodówka jest prawie pusta, więc gwałtownie na rondzie zjechałam drugim zjazdem, a nie trzecim i kierowałam się do mojego ulubionego hipermarketu. Po jakiś pięciu-dziesięciu minutach jazdy, dotarłam do dotychczasowego celu i po trochę dłuższych poszukiwaniach wolnego miejsca parkingowego, zaparkowałam przy samym wyjeździe. Skąd tu tyle ludzi się dziś wzięło?! Dookoła ludzie 'latali' z wózkami i pakowali zakupy do swoich bagażników. Normalnie czułam się jakby rozdawali tam darmowe ekspresy do kawy, ale gdyby tak było to i ja byłabym w tłumie tych ludzi i sama pchała się po owe, darmowe urządzenie, choć nie mogę pić kawy, no ale.... Poszłam po wózek i kiedy już włożyłam w nią monetę, powędrowałam prosto do wejścia. Przepchnęłam się i przy samym wejściu wisiał wielki plakat z informacją, iż ze względu na to, że za cztery dni sklep będzie zamknięty, gdyż będzie przeprowadzany remont udoskonalający (o ile jest takie słowo...) i wszystko jest -50% taniej, bo muszą wyprzedać prawie wszystko co mają, także wybierając owoce czułam się jak przekupka na targu, bo jakieś starsze babki usilnie przepychały się i brały do ręki wszystko co tylko mogły. Nie zważały nawet na to, że gdzieś tam depczą po sześcioletnim dziecku, albo przepychają z łokcia kobiety w ciąży, i tak. W tym mnie!! Odeszłam stamtąd po spakowaniu do woreczka jakiś kilku jabłek i gruszek. Także więc powędrowałam potem po jogurty, orzechy, budynie, bułki, serki, chleb i kiedy już finalnie uznałam, że mam chyba wszystko co jest mi potrzebne, udałam się do kasy. Po staniu w długaśnej kolejce (tak na moje oko, to jakieś 10-20 metrowej) przyszło czas na zapłatę, a rachunek wynosił dokładnie 108,47 euro... Ach, zaszalałam. Nie pamiętam nawet kiedy ostatnio zrobiłam zakupy za taką cenę. Przeważnie to Robert z Nurim albo Marco jeździł do supermarketu i to oni zazwyczaj robili zakupy i nie wiedziałam ile wydają, więc dziś przekonałam się, że trzeba jednak uważać na to co ładuje się do kosza, nawet jeśli wszystko jest przecenione o połowę ceny.

   
     Wyszłam z budynku i podeszłam z pełnym koszem do samochodu. Otworzyłam sprawnie bagażnik i zaczęłam pakować wszystko do siatek, po czym całą żywność zamknęłam w pojemnym bagażniku i udałam się odprowadzić z powrotem wózek. Szybko się z tym uwinęłam, więc mimo sporej ilości ludzi na parkingu, po chwili wyjeżdżałam już stąd i kierowałam się z powrotem do domu. Jechałam po ulicach Dortmundu podśpiewując sobie piosenkę, której tytuł jest mi nieznany, choć tekst piosenki, nie wiadomo skąd znałam na pamięć. Minęłam pierwsze skrzyżowanie, drugie, trzecie, po chwili rondo i... stanęłam w korku... Och, jak ja nienawidzę tego, że o tej porze często ulice Dortmundu są zakorkowane na amen, a na dodatek ta pogoda wcale nie zachęcała do życia. Wcisnęłam klakson kilka razy i zaczęłam rzucać jakimiś polskimi przekleństwami pod nosem, aż w końcu zamiast nacisnąć pedał hamulca nacisnęłam pedał gazu!!! I stuknęłam w samochód przede mną! No to piękne Gilbert, masz za swoje!!! Wysiadłam z auta i ruszyłam przed siebie, by zobaczyć co z moim samochodem (tak, nie bardzo interesowało mnie to co stało się z autem przede mną). Och, nie wyglądało to za dobrze!
-Kurwa, co to miało być?!-wkurzył się facet, który właśnie wyszedł ze srebrnego mercedesa. Ubrany był w czarny garnitur i wyglądał na typowego, młodego biznesmena.-Co Pani wyprawia?!
-Stoję w korku, nie widać?! Jak Pan, jak tamten z tyłu i jak każdy wokół!!
-Ma Pani w ogóle prawo jazdy?!!
-Mam, może Panu pokazać?! KURWA, źle to wygląda....-powiedziałam po polsku.
-Zjedzie Pani na pobocze i wtedy się będziemy mogli kłócić, a nie tak na środku.-wsiadł z powrotem do auta a ja tylko przewróciłam oczami i krzycząc, że "nie będzie mi Pan mówił co mam robić", zjechałam na pobocze.
-Dobra, teraz jedno zasadnicze pytanie. Jak można było stuknąć w kogoś, kiedy stała Pani w korku, bo nie rozumiem tego!-ponownie wysiadł z pojazdu i już tym razem trochę spokojniej podszedł i zaczął oglądać "zniszczoną dupę samochodu".
-Proszę Pana! To była PANA wina-nacisnęłam na przed ostatnie słowo-Stał pan za blisko mnie!! I jeśli ma Pan coś komuś zarzucać to tylko i wyłącznie sobie!-schyliłam się i dotknęłam rejestracji, która po chwili... odpadła... No pięknie Lena!-JA PIERDOLE.... Jak Robert się dowie to mnie zabije!!-znów dodałam po polsku.
-Może Pani mówić w jednym języku?! Nie jesteśmy w domu, jakby Pani zauważyła...
-Och, kurwa, przepraszam bardzo!-westchnęłam i wyjęłam telefon z torebki, która leżała cały czas na miejscu pasażera.-Będzie Pan dzwonił po policję, żeby mnie sobie spisali czy czego Pan oczekuje?
-Hmm, tak właściwie to i tak czy siak się Pani stąd nie ruszy-uśmiechnął się cwaniacko i podszedł bardzo blisko mnie. Kurde, już gdzieś widziałam tę facjatę, tylko gdzie....
-Jak to?!-przeszedł obok mnie i ukucnął przy mojej oponie.
-Tak właściwie.. To ma Pani przebitą oponę i zaraz odpadnie Pani zderzak, więc daleko Pani nie zajedzie-westchnął i uniósł głowę w górę, by móc spojrzeć na moją zdenerwowaną twarz.-No i na dodatek odpadła Pani rejestracja, więc nigdzie Pani nie pojedzie. Hmm.. Oboje jesteśmy w kropce!-stwierdził wstając powoli do pionu.-Tak właściwie to będę zaraz dzwonił by dobra, znana mi firma zabrała mój samochód do warsztatu, więc będę dobry i zaproponuję-przełknął ślinę i spojrzał mi w oczy-Zechce Pani skorzystać z tych usług? Wyjdzie taniej za przewóz do firmy... Wie Pani...-uśmiechnął się pewny swoich słów. Ja tylko wywróciłam teatralnie oczami i uniosłam je do góry. Teraz złość zamieniła się bardziej w uczucie wstydu i lekki strach przed tym co powie Robert na to, że zniszczyłam mu przód jego ulubionego auta...
-W porządku... Skorzystam z chęcią...-odparłam i ruszyłam ramionami. Facet wyjął wtedy z kieszeni telefon i wykręcił jakiś numer, po czym nie spuszczając ze mnie wzroku przyłożył komórkę do ucha i wykonywał właśnie rozmowę. Ja krążyłam w kółko zdenerwowana i nie spostrzegłam nawet, że mężczyzna skończył już rozmawiać i nachalnie mi się przypatruje.-I co?!-podeszłam w jego stronę, oczekując odpowiedzi.
-Odholują nas. Zaraz będą.-i miał rację. Cała ta firma, czy Bóg wie co to takiego było, przyjechała naprawdę szybko i po chwili już siedziałam w swoim samochodzie i jacyś mężczyźni tłumaczyli mi jak mam się zachowywać kiedy to oni będą ciągnąć mój samochód.


     Krążyłam przed wejściem do tego całego centrum mechanicznego, czy jak to się tam nazywa. Nie znam się na tym, więc tak w sumie kij mnie to obchodzi... Nie wiem co tu jeszcze robiłam... Chyba czekałam na to, aż powiedzą mi co z autem i ile potrwa jego naprawa. No i jeszcze tego tajemniczego gościa.. O Boże...
-Czemu tak chodzisz? Usiądź.-poklepał ręką miejsce na ławce obok siebie.
-Nie dzięki, nie lubię siedzieć w miejscu....
-Co się tak denerwujesz? Ciesz się, że przynajmniej przestało padać!-pokazał palcem w górę i uśmiechnął się... Tak.. tak, zabójczo, wręcz no!!
-Jezu, przestań! Daj mi pomyśleć!!-skarciłam go i wyjęłam telefon. Chciałam otworzyć zakładkę "Kontakty" ale jakiś starszy, grubszy, pół łysy facet wyszedł z warsztatu i przerwał nasze 'rozmowy'.
-Dzień Dobry. Od razu powiem, że dziś Państwo nie dostaniecie swoich samochodów. Naprawa potrwa ok. 3 dni, więc samochód zdamy Państwu w niedzielę po południu, wtedy będzie można go odebrać.
-Nie da się wcześniej?!-jęknęłam
-Przykro mi, ale mamy masę innych samochodów, które musimy zreperować.-westchnął-Wracam do pracy, do widzenia...
-Oj, chyba Ci się nie podoba ten termin...-'młody biznesmen' odezwał się i wstał z ławki.
-Och, zapłacę za tę naprawę tylko już się ode mnie odczep!!-byłam tak zła, że samo to, że on tu był mnie wkurzało a przecież nawet nie znałam jego imienia...
-Nie chcę żebyś mi oddawała tych pieniędzy... Za to możesz mnie zaprosić na kawę w ramach przeprosin za ten incydent.-puścił mi oczko. Kurwa, co to miało być?!
-Nawet Cię nie znam....-pokręciłam głową.
-Max Winckler, miło mi...-złapał moją dłoń i delikatnie ją musnął...
-Emmm...-zamyśliłam się chwilę-Diana Kuczmańska....-palnęłam pierwsze co mi przyszło na myśl. Boże! DIANA?! OMG.....
-Miło Cię poznać Diano...
-Wybacz, Max, ale muszę jak najszybciej dotrzeć do domu.
-Podwieźć Cię? Mój znajomy zaraz po mnie podjedzie.
-Nie, pisałam już do koleżanki, dzięki.
-I tak czy siak, będę czekał na zaproszenie na kawę. Do zobaczenia!-musnął mój policzek, kiedy jakieś czarne auto podjechało tutaj, po czym po prostu odszedł zostawiając mnie tu samą... Kompletnie oszołomioną tym co zrobił i on i ja....


     Usiadłam na ławce. Wyjęłam z torebki telefon i włączyłam swoją listę kontaktów. Zaczęłam przeszukiwać kontakty w poszukiwaniu osoby, która mogłaby załatwić mi podwózkę do domu, gdyż gdy tylko popatrzyłam w górę od razu w oczy rzucały się ciemne chmury, z których zaraz może lunąć deszcz, a nie mogę się przeziębić. Dobra... Przesuwałam palcem po ekranie.. Roman, Marco, Robcio, Mats, Kuba, Piszczu, Kevin, Nuri, Mitch-odpadają, cała rodzinka we Freiburgu... Cathy-nie ma prawa jazdy, Riri-wyjechała do rodziny, Jenny-nie ma w Dortmundzie..., Mario-w Monachium... Szlag! Czemu akurat teraz? Ugh.... Szukałam dalej, aż w końcu zatrzymałam się na Caroline. Hmm, dopiero się poznałyśmy, wymieniłyśmy się numerami, a ona coś krzyczała, że jedzie odebrać samochód z warsztatu... Może ona mogłaby mnie podwieźć? Dobra, co szkodzi? zadzwonię! Wcisnęłam zieloną słuchawkę i po trzech sygnałach usłyszałam głos sympatycznej blondynki.
-Caroline? Emmm, hej! Tu Lena.-zaczęłam niepewnie.
-Hejcia! Coś się stało?
-Nie... Choć w sumie! Tak! Słuchaj, głupio mi trochę się o to Ciebie pytać, bo dopiero co się poznałyśmy, ale mam taki tyci problem...-podrapałam się po głowie i zmarszczyłam nos.
-Oj, mów!!-piekliła się, ale raczej w tym pozytywnym sensie.
-Bo chodzi o to... oj, długa historia-zaśmiałam się-ale chciałabym spytać... No bo dziś krzyczałaś, że musisz odebrać samochód z warsztatu, no i chciałam spytać czy może mogłabyś mnie podrzucić do domu, bo miałam taką... małą stłuczkę...
-Hahaha! Naprawdę?! Jasne, że Cię podrzucę, musisz mi to opowiedzieć! Powiedz tylko gdzie jesteś!!
-Evinger Straße.... W jakimś warsztacie, Bóg wie co to jest!-zaśmiałam się.
-Och, chyba wiem, gdzie jesteś. Nie ruszaj się stamtąd, ok?
-Ok, do zobaczenia!
-Papa!-przesłała mi jeszcze buziaki i się rozłączyła a ja rozsiadłam się wygodnie na ławce i wypuściłam głośno powietrze z płuc


      Siedziałam totalnie zamyślona i nawet nie zauważyłam, że na podjeździe pojawił się nieduża czerwona Toyota Yaris, a z niej wysiadła moja blond włosa znajoma z pracy. Oczywiście uśmiechnięta tak samo jak kilka godzin wcześniej. Jej piękne blond fale rozwiewał silny i porywczy wiatr, który wiał od kilku minut naprawdę silnie. Wstałam i podeszłam do dziewczyny, a ta od razu kazała mi wsiąść do środka, więc nie protestowałam tylko szybko zajęłam miejsce pasażera.
-Dobra Panno Gilbert, coś Ty zrobiła?!-dziewczyna po chwili powagi wybuchła śmiechem i odpaliła samochód, po czym zaczęła wyjeżdżać na drogę główną.
-O Jezu, nie pytaj...-zaśmiałam się-Zamiast nacisnąć hamulec, wcisnęłam z impetem pedał gazu i stuknęłam w jakiegoś gościa...-zagryzłam dolną wargę i spojrzałam na nią.
-Co?! Żartujesz? Haha, masz prawo jazdy?!
-Słyszę to już drugi raz dzisiaj! Mam, mam.... Nie wiem jak to się stało ale pomyliłam pedały...
-Gdzie mieszkasz?-spytała skręcając na skrzyżowaniu.
-Stockumer Straße, niedaleko stadionu.
-Wiem, wiem! Fajną masz okolicę!-uśmiechnęła się.


     Jechałyśmy już od jakieś 20 minut. Cóż, korki o tej porze w Dortmundzie są gwarantowane! No i na dodatek musimy przedostać się z północnego Dortmundu na południowy, więc trochę to czasu zajmuje. Bardzo dobrze nam się rozmawiało. O dziwo! Nigdy nie nawiązuje tak szybko kontaktu z ludźmi a tu proszę! Rozmawiamy ze sobą jakbyśmy znały się od dawna i ani mi, ani jej to nie przeszkadza. Może w końcu znajdę sobie jakąś dobrą przyjaciółkę! Mam nadzieję, bo od kiedy Klaudia mieszka z Wojtkiem w Londynie, to praktycznie spędzam tylko czas z chłopakami, a uważam, że przyda mi się teraz odrobina damskiego towarzystwa.
-Dobra, jesteśmy moja droga!-zakomunikowała moja nowa znajoma, kiedy podjechała pod dom Lewandowskiego.
-Jejciu, Caroline, wiszę Ci przysługę!! Dziękuję!
-Och, daj spokój! Nic takiego! Kiedyś jak będę Cię o coś prosiła to wierzę, że też mi ruszysz na ratunek!-zaśmiała się.
-Masz to jak w banku! A może wejdziesz do środka?
-Nie, nie! Muszę załatwić kilka spraw jeszcze, więc może kiedy indziej-posłała mi uśmiech-Podjechać jutro po Ciebie przed pracą?
-Nie, dzięki! Mam jeszcze swój samochód!
-Czyli.... rozwaliłaś nie swój?
-Mojego chłopaka, ale to dłuuga historia...
-Oj, pewnie nie będzie on zadowolony.
-Może mi wybaczy...-zachichotałam i chciałam już zamykać drzwi, kiedy blondynka gwałtownie krzyknęła.
-EJ! NIE ZAPOMNIJ ZAKUPÓW Z BAGAŻNIKA!!!
-Dzięki!-posłałam jej buziaka i kiedy już uporałam się z wyjęciem reklamówek, pożegnałam się, podziękowałam raz jeszcze i udałam się w końcu, po długim ciężkim dniu, do domu...



      Przeszłam przez próg mieszkania i w końcu głęboko odetchnęłam. W końcu w domu! Weszłam do kuchni i od razu po postawieniu zakupów na blacie kuchennym, spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 17:48. Zaczęłam rozpakowywać wszystkie produkty, które zakupiłam wcześniej w sklepie i zdałam sobie sprawę, że od długiego czasu nic nie jadłam, więc chyba pora na jakąś pożywną kolację. Przyniosłam z góry laptopa Roberta i kiedy tylko się uruchomił wpisałam w wyszukiwarkę jakiś ciekawy pomysł na szybką kolację. Tak, jestem leniwa i nie chciało mi się spędzać dużo czasu w kuchni, przygotowując sobie coś do jedzenia. Postawiłam w końcu na makaron z jakimś tam sosem i kawałkami piersi z kurczaka. W sumie, nie wiem czy to zdrowe, ale na pewno się tym najem nie tylko ja, ale i moje kochane, nienarodzone dziecko. Zabrałam się za przygotowywanie posiłku, kiedy usłyszałam, że ktoś dzwoni do mnie Skype. No tak! Zapomniałam, że od razu przy logowaniu się na konto, automatycznie włącza się ten komunikator, a jako, że nie miałam zbytniej ochoty na rozmowy z kimkolwiek to niechętnie podeszłam do laptopa, odłożyłam swój "e-przepis" (tak, sama to wymyśliłam) na tzw. 'półkę' i zobaczyłam, że dobija się do mnie mój ukochany napastnik. Westchnęłam i po chwili odebrałam. Włączyłam kamerkę i czekałam, aż zobaczę Roberta. Oczywiście ten siedział w towarzystwie Reusa i oboje leżeli sobie wygodnie na zapewne miękkim, hotelowym łóżku, oboje tak niechlujnie rozczochrani, ale to bardzo dodawało im seksapilu, haha! Tak! Podobało mi się od zawsze to gdy Lewandowski chodził po domu rozczochrany. No, ludzie, czy on nie wygląda wtedy uroczo?!
-Dobry wieczór kochanie!-przywitał się ze mną czule Marco.
-Ej, ej, "Rojsu" ty się tak nie zapędzaj!-zaśmiał się Lewy.
-Witam, was moi kochani!-nawet nie miałam czasu, żeby znów na nich spojrzeć. Szybko wstawiłam makaron i zabrałam się za smażenie mięsa.
-Co pichcisz?-odezwał się brunet.
-Kolację... W prawdzie nie wiem jak to się nazywa, znalazłam w internecie! Mniejsza o to! Robert... Muszę Ci się do czegoś przyznać... I nie będziesz zadowolony chyba...-przygryzłam dolną wargę i tym razem spojrzałam na chłopaków. Oboje patrzyli na mnie z wielkim zaciekawieniem. Kurde no! Gilbert, przyznajesz się teraz albo nigdy!
-Co żeś zrobiła?!
-Bo ja.... Pożyczyłam dziś Twojego czarnego Opla, nie? I jak wracałam to pomyliłam pedały i zamiast hamulca wcisnęłam gaz no i uderzyłam w samochód przede mną...-powiedziałam wszystko na jednym tchu i zmrużyłam oczy, by nie patrzeć na tę "radość" mojego ukochanego. Jedynie usłyszałam po chwili śmiechy, co chyba dobrze zwiastowało, nie? Albo nie.... Nie wiem!
-Hahaha, Lenuś!!-zaczął lewy pomocnik BVB-Pomyliłaś pedały?! Hahahha!!!-pękał ze śmiechu normalnie!
-Ej, to nie śmieszne!!-skarciłam go i sama się zaśmiałam.
-Skarbie, czy Ty aby na pewno masz prawo jazdy?!
-Robciu, wiesz, że jesteś dziś trzecią osobą, która mi to mówi?
-O Boże.... A co na to wszystko właściciel samochodu, w którego wjechałaś od tyłu...-Marco spojrzał na Roberta i oboje unieśli dwa razy, teatralnie brwi i się śmiali. Jak zwykle mieli myśli +18, no a co! Cali oni!
-O Jezu! Brudne myśli macie, wiecie?!-sprawdziłam makaron i odwróciłam wzrok na piłkarzy-No więc... O dziwo nie był zły... Ale mówił, że muszę go zaprosić na kawę w ramach przeprosin i mu to jakoś wynagrodzić... Wgl, wiecie, że przedstawiłam mu się jako jakaś Diana Kuczmańska, czy coś?! I tak pewnie mnie nigdy nie spotka...-poruszyłam ramionami i zabrałam się za pilnowanie mojej dzisiejszej kolacji.
-Och, kochanie.... Jeśli komuś coś będziesz wynagradzać to mi... Stłuczone auto... Jak wrócę...-znów wiadomo co miał na myśli pan Lewandowski!


________________________
Tak, tak, tak, wiem! Nie zachwyca! I bardzo przepraszam za to powyżej... Ale jakoś, totalnie nie miałam pomysłu na ten rozdział. Jeszcze nie wyjaśniłam wam kim jest ten chłopak, którym zachwyca się Caroline, ale już w następnym na pewno się dowiecie, obiecuję!
No a wgl, pewnie oglądałyście mecz w piątek! Robert hat-trick!!! Jejejej!! Brawo! 
Dobra, ja nie przedłużam, bo właśnie za chwilkę lecę na salę i będę ćwiczyć układy (znów!). 
Jeśli chodzi o wasze blogi, to proszę o chwilę cierpliwości! Mam nadzieje, że dzisiaj jak ogarnę lekcje, nauczę się na chemię i wrócę z tańców to nadrobię wasze wszystkie rozdziały! Proszę o chwilę czasu! 
Buziaki, ściskam♥ 



11 komentarzy:

  1. Rozdział jest świetny, genialnie piszesz. Lena hahah pomyliła pedały mistrz. Czekam na kolejny i pozdrawiam, a w wolnej chwili zapraszam do siebie na :
    http://robert-paulina-love.blogspot.com/
    Buziaki :-**

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha ha ! :-D
    Wiedziałam<3 Wiedziałam że Lena zmajstruje coś z autem Lewego :-P Od samego początku kladlas duży nacisk na to, że zabiera Opla Roberta... Hihi ale numer :-P Nieźle go załatwiła ;-) mam też takie dziwne podejrzenia ( ale nie wiem czy trafne), że ten chłopak w którego ,dupe' Lenka przywalila to ten na którego się patrzyła Caro... Pfff.... Ale chyba raczej nie.. Wiem... Ale to tylko takie moje dziwne domysły xd. Najlepsza była reakcja chłopaków jak się o wszystkim dowiedzieli. Heheheh.. Ale mi się śmiać chce :-* Mam nadzieję że jak ja kiedyś zasiade kółkiem nie będę miała problemów z rozróżnieniem pedałów :-P. Zabawna sytuacja. Ty wiesz jak poprawić człowiekowi humor <3 Hihi ;-) ;-)
    Dobra mysia. Ja już kończę :-*
    Pozdrawiam cię serdecznie i życzę mega weny, i zdrowia!!! Pochwał się. Jak tam z kolanami ?? Lepiej troszkę?? ;-)
    BUZIAKI MAJA <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko!
    Dawno mnie tu nie było!
    Przepraszam!!!!
    Ale już nadrobiłam robaczku:**
    Znając życie tez bym coś z oplem wywinęła haha:D
    Rozdział jest świetny nie ma co tu dużo gadać o tym!
    Buziaczki:**
    http://pamietnikzdortmundu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hhahahhaa, o matko leżę! Hhahahahhahahahahah! Uwielbiam! Kurde, to opowiadanie jest cudowne. Ma w sobie to coś.. Nawet jak Ty to mówisz ,,w rozdziałach, które Ci się nie podobają", a one są naprawdę dobre. Hhahahaha, jejku! Lena jest cudowna. Lewy też, no bo jaka propozycja na przeprosiny, hahahaha. Jeju, uwielbiam to opowiadanie i Ty o tym dobrze wiesz, więc nie ma co sie za bardzo rozpisywać, bo Ty wszystko wiesz! Hhahahaha! Czekam na następny! :* ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. ZANIEDBAŁAM SWOJEGO BLOGA I TEGO. OPOWIADANIE JEST TAK ZAJEBISTE, ŻE CZASAMI MAM WRAŻENIE, CZY TY ABY NIE JESTES JAKĄŚ UKRYTĄ LENĄ-PISARKĄ <3
    MAM TAKIE DZIWNIE PRZECZUCIE, ŻE SEKSWONY PAN MŁODY BIZNESMEN ZWANY MAXEM COŚ POCZUŁ DO GILBERTOWEJ. MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE DA SIĘ ONA OMOTAĆ, MA PRZECIEŻ ROBCIA :D BOŻE TEN DIALOG Z "WJECHANIEM W TYŁ" MYŚLAŁAM, ŻE PADNĘ. ŚMIAŁAM SIE JAK GŁUPIA, TO BYŁO CHOLERNIE ŚMIESZNE :D
    HAHAHAHA <3
    OBIECUJĘ BYĆ TERAZ U CB NA BIERZĄCO, INFORMUJ MNIE JAK MOŻESZ W SPAMIE KOCHANA :* A W WOLNEJ CHWILI ZAJRZYJ DO MNIE MYSIA :* BUŹKA :)))

    PS. MASZ MOŻE GG? CHĘTNIE BYM Z TB POPISAŁA <3 POZDRAWIAM GORĄCO, SOGNANTE

    OdpowiedzUsuń
  6. Od soboty przeczytałam twoje całe opowiadanie (wszystkie rozdziały). Jest świetne. Trzyma w napięciu i wgl :) Bardzo mi się podoba i oczywiście czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejusiu!! :D ale supeer! Jest zajebisty! :* masz niezwykły talent :D!!! Boże cały czas się śmieje z tego pedała. Jak można pomylić pedał chamulca z gazu!?!!!!!!!!?!?!?! :D hahahahahahahaha :P poozdrawiam życzę weny :* Gabi :*!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny:* Kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekamy na kolejny, ten był świetny!

    OdpowiedzUsuń
  10. Słonko, od 3 listopada minął już prawie miesiąc, a nowego rozdziału nadal nie widać, ahahah! ♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem i bardzo przepraszam za tak długą nieobecność! Wyjaśnię wszystko jutro, gdyż jutro pojawi się rozdział!

      Usuń