Narracja trzecioosobowa
Przepłniało ją niesamowite szczęście. Czuła się tak błogo jak jeszcze nigdy w swoim dość krótkim, bo zaledwie dwudziestojedno letnim życiu. Uśmiechnięta od ucha do ucha przechadzała się po tłocznych ulicach Dortmundu, gdzie czuła się jak ryba w wodzie. Pamiętała, że kiedy tu przyjeżdżała czuła się obco, chciała wracać na ojczyznę. Wiadomo, że język niemiecki to główna bariera porozumiewania się z tutejszymi ludźmi. Jednak wieloletnia nauka niemieckiego w podstawówce, gimnazjum i liceum opłaciła się i opanowanie mowy niemieckiej nie zabrało jej dużo czasu. Z resztą życie przy kimś takim jak Robert Lewandowski to dodatkowe plusy. Bardzo chętnie udzielał jej 'prywatnych lekcji' kiedy tylko tego potrzebowała. Dziś, nie może zrozumieć jakim cudem mogła odrzucać to co do niego czuła i wręcz nie może pojąć tego, że przez jakiś okres czasu wmawiała sobie, że to tylko przyjaźń i nic więcej z ich znajomości nie wyniknie. Dziś nie wyobraża sobie bez niego życia. Robert od kilku dni jest we Freiburgu gdzie ćwiczy z drużyną i przygotowuje się na następny mecz ligowy, a jego narzeczona dumnie rozpoczęła praktyki w jednym z dortmundzkich brukowców. Tak, warto dodać, że pod nieobecność swojego ukochanego zdążyła już poznać nową znajomą, rozbić jeden z ulubionych samochodów Roberta i podać się za jakąś dziewczynę byleby tylko uniknąć dodatkowych spotkań z przystojnym mężczyzną, który był właścicielem auta, w którego Lena niefortunnie uderzyła. Na szczęście już zapomniała o całym zdarzeniu. Jest zbyt zajęta by myśleć o tak na pozór ważnej, ale w porównaniu z jej innymi 'problemami', błahej rzeczy. Musi pędzić na spotkanie z dyrektorem pobliskiego teatru, przeprowadzić z nim obszerny wywiad, gdyż właśnie Teatr Narodowy w Dortmundzie obchodzi za tydzień swoje półwiecze. Ponadto jeszcze dziś musi złożyć zebrane materiały do swojego tymczasowego biura i do godziny 19 napisać z Caroline przyzwoity artykuł i zanieść go do prezesa Wincklera. Stary biznesmen jest tak w kółko zabiegany, że Gilbert nie miała jeszcze nawet szansy zobaczyć go na własne oczy. Słyszała tylko jaki o on jest, a nie jest od swojej rozgadanej 'współpracowniczki'. Chcąc nie chcąc musi, a właściwie to obie z Care muszą przyłożyć się do swojego zadania, gdyż młoda dziennikarka dziś właśnie zostanie poddana surowej próbie. To jej 'być a nie być' KIMŚ w tej firmie. Nie można ukryć, że zależy jej by praca ich autorstwa, która opublikowana zostanie w przyszłym tygodniu, budziła zachwyt nie tylko w oczach Wincklera ale przede wszystkim by zaciekawiła czytelników. Nie liczy na wielki sukces, ale trzyma kciuki za to by jej lenistwo nie przezywciężyło pracowitości, którą w sobie ma.
Jak torpeda wysiadła z windy na ósmym piętrze i gdy tylko przewinęła się przez tłok ludzi i nadmiar korytarzy, zrobiła wielkie wejście do 'swojego' biura. Rzuciła torbę i teczkę ze wszystkimi materiałami na biurko, a swoje odzienie powiesiła na drewnianym wieszaku. Urocza blondynka, która siedziała z nosem w komputerze, nawet nie patrząc na Lenę, przywitała ją ciepłymi słowami i kiedy znalazła chwilę na oderwanie się od jej teraźniejszego zajęcia i spojrzała na świeżo upieczoną, ciężarną narzeczoną Lewandowskiego, cicho zaśmiała się pod nosem. No tak, pewnie widok roztrzepanej brunetki, której długie, poranne układanie włosów poszło w niepamięć przez panującą na zewnątrz wichurę musiało wyglądać choćby w niskim stopniu zabawnie. El-bo tak skracała jej imię Caroline-westchnęła i przewróciła ironicznie oczami. Trzeba przyznać, że zuchwały dyrektor Thiel, który generalnie miał młodą dziennikarkę głęboko w nosie, a wręcz irytował się jej obecnością i ilością zadawnych pytań (choć, wcale nie było ich jakoś specjalnie dużo), na pewno nie podtrzymał passę dobrego humoru Leny. Dziewczyna obudziła się z uśmiechem na ustach, ale niestety po wizycie w teatrze jej samopoczucie obróciło się o 360 stopni. Była wręcz przybita tym co ma. Miała nadzieje, że wróci z masą cennych informacji, szybko upora się z artykułem i wraz z blond koleżanką zabłyśnie w oczach kolegów i koleżanek z pracy, ale niestety wszystko szło nie po jej myśli.
-Generalnie jesteśmy w czarnej dupie Caroline...-westchnęła i odłożywszy laptopa na bok, wstała ze swojego miejsca i podeszła do elektrycznego czajnika, który stał na kuchennym blacie. Ach, tak! Szef zaopatrzył je w takie luksusy, że nawet miały 'tutaj', u siebie własny, nieduży aneks kuchenny. Cóż, przynajmniej to dobre...
-Oj, nie przesadzaj. Wybrniemy jakoś! Pokaż najpierw co żeś zebrała!-blondynka dobrała się do stanowiska swojej koleżanki i od razu zajrzała do teczki młodej panny Gilbert. Wyjęła z niej wszystkie zgromadzone przez nią materiały i rozłożyła je na biurku. Westchnęła ciężko i spojrzała na koleżankę-Tego jest mnóstwo! Czemu się przejmujesz?!
-Bo wiesz, może i tego jest dużo, ale nie mamy nic konkretnego! NIC! Dzisiaj na tym wywiadzie 'dyrektorzyna' tak się gdzieś spieszył, że niechętnie w ogóle ze mną rozmawiał. Nic się nie dowiedziałam od niego praktycznie. No, a przynajmniej nic sensownego.
-Oh, daj spokój! Poszperamy w internecie, wykorzystamy fragmenty tej rozmowy z Thielem i po sprawie. Uda się!-w tym momencie wysoka brunetka odwróciła się z kubkiem ciepłej herbaty w ręku. Spojrzała pusto w okno i aż przeszły ją ciarki kiedy zobaczyła, że na dworze pogoda wcale nie zachwyca, a wręcz odrzuca i idealnie pasuje do obecnego nastroju Leny.
-Dobra, puszczaj mnie, bierzemy się do roboty.-Dziewczyna wygoniła ze swojego miejsca swoją współpracowniczkę i sama zajęła miejsce na obrotowym krześle. Odłożyła kubek z jej tymczasową ulubioną herbatą z opuncją figową i niechętnie odpaliła służbowego laptopa. Jak na złość oczywiście, sprzęt nie miał żadnej ochoty się odpalić i pomóc dziewczynom w pracy.
-Kurwa, co za chujostwo!-zaklnęła po polsku. Caroline spojrzała tylko na nią z pytającym spojrzeniem. Nie dostała odpowiedzi ale po minie Leny domyśliła się, że te słowa nie oznaczają nic pięknego. Wzruszyła ramionami i ponownie zaszyła się w świecie wirtualnym, wykonując swoje dzisiejsze zadanie.
Zegar wskazywał już godzinę 17. Od kilku godzin praca u dziewczyn w biurze wręcz płonie. Cały czas się coś dzieje. Kto by przypuszczał, że napisanie artykułu może być tak bardzo pochłaniające?! Nigdy wcześniej obie nie myślały, że to tak ciężka praca. Wiadomo, że dziennikarz musi mieć wiedzę ogólną, umieć się wypowiedzieć na prawie każdy temat... No i tego akurat były świadome ale, że pisanie do gazety zabiera tak wiele czasu? Nie, tego na pewno się nie spodziewały. Zwałszcza, że obie pisały swoje amatorskie teksty, które potem lądowały w gazetce szkolnej. Jednak to w ogóle nie to samo!
Lena piła już chyba swoją trzecią herbatę i nadal było jej zimno. Wiadomo... Za oknem taka pogoda to mogli by pomyśleć o ogrzaniu pomieszczenia. W sumie może to robili, ale za pewne tak leciutko, że ciężko było to odczuć. Cóż, na pewno nie mogła zwalić na to, że ubrała się niestosowanie do pogody. Była ubrana w siwe jeansy, swoje ulubione botki z ćwiekami, czarny t-shirt i jej nowy, gruby sweter. Wzięła głęboki oddech i wypuściła głośno powietrze z płuc. Oprała swoje już obolałe plecy na oparciu krzesła i w końcu odciągnęła wzrok od ekranu komputera. Niestety ale lenistwo już brało górę. Miała po prostu ochotę rzucić to wszystko i wrócić do ciepłego domu, przebrać się w wygodne dresy i luźny t-shirt, owinąć się polarowym kocem i zasiąść przed telewizor, oglądając sportowe relacje. Od dziecka kochała tak robić. Pamięta, że jako mała dziewczynka, biegająca w dwóch kucyczkach powtarzała tacie, że "sport jest nudny i głupi" a w głębi serca kochała go oglądać! Bo kiedyś było tak, że kiedy dziewczyny interesują się sportem to chłopczyce. Dobrze pamięta jak wmawiała rówieśnikom, że piłka nożna to najnudniejszy sport świata, a kiedy tylko jej kochany tata oglądał mecz, siadała przy nim i emocjonowała się razem z nim. Oczywiście nigdy nie obywało się bez przekomarzania. Kiedy tata kibicował Holandii, to Lena kibicowała drużynie przeciwniej, żeby zrobić tacie na złość. Dopiero potem, kiedy już dorosła... Ach, znaczy się, kiedy była już w późniejszej podstawówce odszedł od niej ten nawyk. Lubi wspominać te czasy kiedy nie liczyło się nic po za piłką nożną. Kochała to uczucie kiedy przekraczała próg domu po całym dniu męczarni w szkole, rzucała w kąt swój ciężki plecak i zaszywała się w pokoju, zakładała koszulkę jej ukochanej drużyny i wieczorami oglądała mecz Borussii. Już wtedy marzyła by chociaż raz w życiu zasiąść na trybunach Signal Iduna Park, a dziś? Dziś jest to jej 'drugi dom'. No tak jakby...
-Boże, Lena! Wiesz co?! Robert Lewandowski oświadczył się swojej dziewczynie?! O kurde!-brunetka podniosła swój zdziwony wzrok na koleżankę i dopiero doszło do niej, że blondynka nie ma zielonego pojęcia, że mówi właśnie o Lenie, siedzącej na przeciwko niej... Postanowiła to pociągnąć.
-Naprawdę?!
-Tak, kurde, jakie cacko jej kupił!!! Musiał wydać tyle kasy na ten pierścionek! Boże nie przeżyję, on jest piękny!
-Lewandowski?!
-O pierścionku mówię!! Znamy się krótko, ale chyba nietrudno zauważyć, że jakoś niespecjalnie przepadam za piłką nożną i piłkarzami!-westchnęła-Dobra idę obczaić tę jego narzeczoną...-Gilbert podniosła swoją dupę z krzesła i podeszła do stanowiska Caroline, po czym stanęła nad nią, opierając się jedną ręką o biurko koleżanki. Obserwowała jak Care wpisuje w popularne "grafika google" hasło "narzeczona Lewandowskiego" i wciska enter. Sądziła, że Caroline nie można nazwać pospolitą blondynką, ale po tym jak młoda dziewczyna włączyła jedno ze zdjęć, które znajdowało się w internecie i przyglądając się mu, nie rozpoznała swojej ciemnowłosej znajomej, zaczynała wątpić w swoje wierzenia. W końcu Kastner wyświetliła jedno zdjęcie zrobione naprawdę z bliska, więc łatwo można było rozpoznać na nim Lenę, spacerującą z Lewym po ulicach Dortmundu. Dopiero wtedy ją olśniło. Brunetka wpadła w stan nieopanowanego śmiechu i kiedy patrzyła na zdziwioną, a wręcz zszokowaną minę koleżanki nie mogła powstrzymać swoich emocji.
-CO?! Jak to?! Ty... i Lewandowski?! JAK?!
-Naprawdę sie nie domyśliłaś?! Wiesz ja rozumiem, że zbieżność imion jest przypadkowa ale nazwiska? No i na dodatek przed chwilą oglądałaś moje zdjęcie i się nie domyśliłaś? Naprawdę?
-Nie! Nie wierzę no! Czemu nic nie mówiłaś?!
-A co, miałam od razu na wejściu przedstawić się: "Hej jestem Lena Gilbert, narzeczona Roberta Lewandowskiego"? Nie lubię kiedy ludzie patrzą na mnie i widzą tylko i wyłącznie partnerkę Lewego.-blondynka spojrzała wciąż z tym samym zdziwieniem na koleżankę i pokręciła z niedowierzaniem głową.-Dobra Caroline, chodź, skończmy ten artykuł bo nie mogę już patrzeć na te miliony literek latających mi przed oczami...
Po półtorej godziny dalszej roboty dziewczyny w końcu uporały się ze swoim zadaniem i Lena mogła zanieść artykuł do biura. Dobra, musiała sobie przyznać, że denerwowała się chyba bardziej niż kiedy pierwszy raz kilka dni temu przyszła do biura. Nie była pewna tego artykułu. To chyba dlatego, że po rozmowie z dyrektorem teatru była bardziej zniechęcona niż zmotywowana do pisania. Wstała z miejsca i chwyciła ostatnie kartki papieru, wychodzące właśnie z drukarki. Caroline posłała jej jeszcze przed wyjściem przyjazny uśmiech i pokazała, że trzyma kciuki za ich pracę. Lena opuściła więc pomieszczenie, w którym się znajdowała i udała się prosto do biura szefa, który dziś akurat był w pracy. Przeszła przez 'labirynt korytarzy' i stanęła przed dużymi, machoniowymi drzwiami. Zacisnęła zęby i zapukała do drzwi. Kiedy tylko usłyszała słowo 'proszę' bez zastanowienia nacisnęła klamkę i przeszła przez próg. Hmm, Winckler wyglądał porządnie. 'Wysoki starzec' jak nazywała go Care wcale nie był taki stary. Na jej oko miał z 50 lat i trzymał się dobrze. Miał czarne włosy z objawieniem gdzieniegdzie siwych pasemek, ale cóż... To naturalne w jego wieku... chyba... Mniejsza o to. Ubrany był w czarny garnitur. Prezentował się naprawdę elgancko. "Współczuję mu, jeśli musi tak chodzić codziennie!"-pomyślała przyszła dziennikarka i z uśmiechem na twarzy podeszła do biurka, przy którym stał jej szef.
-Dzień Dobry Leno!-przywitał się i zaproponował jej by usiadła ale ona odmówiła mówiąc, że woli postać-Z czym do mnie przychodzisz?
-Skończyłyśmy z Caroline artykuł dotyczący Teatru Narodowego.
-Jaką Caroline?-zmarszczył brwi.
-Kastner
-Ach tak! Wybacz mi, zapomniałem!-podrapał się po głowie i zaczął grzebać w jakiś skoroszytach-Widzisz, mam tyle pracy i już zapominam swoich pracowników!-zaśmiał się. Dobra, wydawał się mega sympatyczny.
-Nic nie szkodzi, rozumiem Pana! Sama czasem nie wiem jak się nazywam!-uśmiechnęła się.
-Dobrze, więc mów co ma...-nagle urwał i spojrzał na drzwi, które właśnie się otwierały. Jakież było zdziwienie Leny, kiedy w progu zobaczyła.... MAX'A! Tak, tego Max'a Wincklera, z którym miała dwa dni temu stłuczkę!-O witaj, Max!
-Dzień dobry ojcze!-spojrzał się na szefa całej tej korporacji, a potem zwrócił swój wzrok na stojącą, obok zdziwioną Lenę. Ona nie mogła w to uwierzyć! No to ładnie! Zniszczyła samochód synowi swojego pracodawcy i na dodatek przedstawiła się nie swoim imieniem! Zaraz wszystko się wyda!
-Max, poznaj Lenę. Panna Gilbert zaczęła w tym roku u nas praktyki.
-Cóż za piekne imię...-znów się na nią spojrzał! Ale nie tak normalnie! Tak jak spojrzał się na nią kilka dni temu przed warsztatem samochodowym. Brunetka nie mogła tego opisać... on po prostu... Nie wiem czy to dobre słowa, ale patrzył się na nią tak jakby chciał ja uwieść.-Max-wyciągnął swoją dłoń i kiedy narzeczona Roberta Lewandowskiego podała mu swoją dłoń, którą delikatnie musnął, po czym udał, że widzą się po raz pierwszy. Dziewczyna chciała odetchnąć z ulgą, ale nie mogła tego zrobić. Kto do licha wie, czy Max tego nie zrobił specjalnie! Bo niby czemu miał ją kryć? Oszukała go!
-No więc Lena, wróćmy... Co dla mnie masz?-pięćdziesięciolatek uśmiechnął się i zwrócił do Leny.
-Z Caroline opracowałyśmy artykuł o Teatrze Narodowym. Za tydzień obchodzi swoje pięćdziesięciolecie.
-Dziękuję wam! Przejrzę to jeszcze dziś wieczorem, obiecuję! A teraz jesteście już wolne i możecie wracać do domu!-uścisnął dłoń swojej stażystki i w taki oto sposób pożegnał się z nią-Max, odprowadź Lenę!-rzucił kiedy dziewczyna była już przy drzwiach. Jego syn wcale się nie przeciwstawiał! Otworzył i przepuścił brunetkę w drzwiach, ale kiedy wyszli z pomieszczenia, w którym się dotychczas znajdowali atmosfera między nimi gwałtownie się zmieniła.
-O co Ci chodzi?!-wrzasnęła szeptem... Tak, taki paradoks...
-Ale o czym mówisz... Diano...-dodał ostatnie słowo a w Gilbert się aż zagotowało. Ok, to jej wina, że przedstawiła się wtedy mu nie swoim imieniem, ale nie rozumie dlaczego to ukrywał przed swoim ojcem. Nie wierzy w to, że Max zrobił to dobroczynnie. Nie znała go w ogóle, ale młody Winckler wyglądał na szarmanckiego faceta, który dba tylko i wyłącznie o swoje dobro.
-Przestań, ok?! Nie rozumiem co Ty odpierdzielasz do jasnej cholery! Czemu nie powiedziałeś swojemu ojcu, że Cię oszukałam?! I.. że rozbiłam Twój samochód, na pewno miałabym do końca mojego stażu przejechane u niego.
-Nie denerwuj się tak, moja droga.-przejechał palcem po jej policzku, na co ona wzdrygnęła leciutko. Przeszedł ją zimny dreszcz emocji. Nie wiedziała co on knuje. Na chwilę zapomniała się i pozwoliła na to by położył swoją dłoń na jej policzku. Kiedy tylko się opamiętała od razu zdjęła jego rękę ze swojej bladej twarzy i po prostu wyminęła go w bardzo arogancki sposób, po czym jak najszybciej wróciła do pokoju, w którym czekała na nią młoda Kastner. Lena wparowała do pomieszczenia niczym odpalona torpeda i równie szybko zamknęła za sobą drzwi, opierając się o nie.
-Coś się stało?-spytała (znów) zdziwiona Care.
-Nie... Chodźmy już-podsumowała brunetka, która szybko uporała się z założeniem ciepłego płaszczyku i eleganckiego komina. Zgarnęła jeszcze z biura swoją teczkę i torebkę i obie koleżanki wyszły z biura, zamykając za sobą drzwi na klucz. Będąc już na zewnątrz, pożegnały się przyjacielskim uściskiem i odeszły do swoich samochodów.
Tym razem Lena jechała nadzwyczajnie ostrożnie i na szczęście dojechała cała i zdrowa do domu. Dziś już sobota, więc jutro ma wolne, może się wyspać. Ale pierwsze o czym pomyślała kiedy wróciła do domu, był Robert. Nie gadała z nim od wczoraj, dziś nawet nie zadzwonił, nie napisał sms'a. Nawet nie wie jak skończył się mecz. Miała wielkie nadzieje, że był remis, bo kochała Borussię nad życie ale miłość do jej drugiego rodzinnego miasta pozostawiała równie silną więź z tamtejszym klubem. Kiedy tylko rzuciła swoje rzeczy gdzieś w kąt przedpokoju, zdjęła buty i rozebrała się z kurtki i szala, chwyciła za telefon komórkowy i wykręciła numer do swojego narzeczonego. Uśmiechnęła się do ekranu kiedy zobaczyła zdjęcie swojego uśmiechniętego partnera. Przyłożyła Iphone'a do ucha i czekała, aż usłyszy jego głos. Taki delikatny, kojący.. Głos, który potrafi ją uspokoić. To dziwne ale tak jest. Kocha słuchać Roberta. Nie ważne jak złe rzeczy by się działy, kiedy usłyszałaby Lewego, od razu stałaby się spokojniejsza, bardziej zrównoważona... I dlatego jej humor od razu poprawił się kiedy piłkarz odebrał połączenie. Przywitał ją czułymi słowami "Cześć słonko", które sprawiły, że Lena czuła się jak w niebie. Brakowało tylko go. Żeby mogła go dotknąć, poczuć...
-Jak mecz?-ziewnęła i przeciągnęła się.-Po tej radości w tle, wnioskuję, że pokonaliście mój Freiburg...
-Wspaniale! Rozgromiliśmy ich, Lenuś! Wygraliśmy aż 5-1!
-Jakoś, o dziwo niechętnie to mówię, ale gratulacje.-wymamrotała.
-A jak u Ciebie kotek? Jak praca i tak dalej?
-Nie słodź!-zaśmiała się-W porządku-postanowiła nie mówić mu o całym Max'ie. Uznała, że to nic takiego i nie warto mówić o tym Robertowi.
-Napisałyście ten artykuł?
-Tak, tak! W trudach ale tak! Sto razy bardziej wolałabym pisać o czymś związanym ze sportem, no ale cóż... Taka praca...-westchnęła.-No a wy? Wracacie już?
-Tak, jedziemy już. Wyjechaliśmy z godzinę albo półtora temu. Jak nie będzie korków to będziemy w Dortmundzie tak na około... 23!
-Przyjadę po Ciebie!
-Nie, no co Ty, wrócę taksówką!
-Nie, wolę mieć pewność, że dojedziesz do domu bezpiecznie, kto wie co tym taksówkarzom teraz po głowie chodzi...-zaśmiała się.
-W porządku i z tą taksówką! Przypomnę Ci te słowa, kiedy nie będziesz chciała żebym po Ciebie przyjechał... Gdziekolwiek!
_____________________
Moje kochane!!
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM!! Nie było mnie tu ponad miesiąc. Zaniedbałam komentowanie! Bardzo was przepraszam. Oczywiście czytam wasze opowiadania cały czas. Jestem ze wszystkim na bieżąco, po prostu moja dyspozycja czasowa sięga zera i nie mam totalnie czasu, żeby napisać sensowny komentarz. W każdym razie. Chodzi tu w dużym stopniu o szkołę. Nauczyciele wymagają coraz więcej i więcej. Oczekują wspaniałych efektów i ciężkiej pracy ale chyba nie myślą o tym, że uczniowie mają też życie prywatne, osobiste z tysiącami problemów i nie zawsze są w nastroju by usiąść z książką i najzwyczajniej w świecie się pouczyć. Ja, dziewczyna, która od podstawówki zdawała z średnią ponad 5,0, dziś nie ma totalnej smykałki na to jak wkuć cały materiał, a jego uwierzcie, jest ogrom!
Drugim powodem dlaczego tak dawno mnie nie było są kolana. Przez ostatnie dwa, trzy tygodnie myślę tylko o nich. Chodzi o to, że w sobotę 16 listopada miałam turniej taneczny i dzień przed jechałam z dorosłymi koleżankami do Olsztyna do fizjoterapeuty, który naklejał nam tejpy (plastry, z resztą możecie poszukać w internecie na ten temat jeśli was to interesuje). Kiedy zobaczył moje kolana wybałuszył oczy i powiedział, że są w strasznym stanie i koniecznie powinnam chodzić do niego na rehabilitacje. Wzięłam to sobie do serca i umówiłam się do specjalisty, który cóż... nie jest tani, bo wziął od nas sporo kasy (przynajmniej dla mnie to dużo). Czekałam na wizytę i dopiero w czwartek byłam u niego. Zbadał mnie dokładnie, zrobił prześwietlenie i usg no i wyszło... Potwierdziła się choroba chondromalacja, ale to nie wszystko. Jakby tego było mało mam początki dysplazji kolan, czyli, że rzepki uciekają mi do środka. Nie jest ciekawie. Muszę leczyć to za pomocą rehabilitacji no i na czas ćwiczeń koniecznie nie mogę tańczyć, biegać, grać w nogę ani ogólnie uprawiać sportu. Dwa miesiące co najmniej. Jeśli nie pomoże to, to będzie konieczna operacja.. Uff, wydusiłam to z siebie. Przepraszam, wiem, że to mało interesujące, ale po prostu miałam taką potrzebę.
No więc podsumowując przepraszam, że nie było mnie taki czas. Teraz czekają mnie rehabilitacje i myślę, że będę dodawała rozdział regularnie. Raz na tydzień bądź raz na dwa tygodnie.
I jest jeszcze jedno.
Kochane, jest taka akcja. Z koleżanką organizujemy taki projekt. Polega on na tym, że fanatycy Borussii Dortmund przesyłają nam swoje zdjęcia z karteczką z charakterystycznymi słowami "Echte Liebe', czy w koszulce klubowej, bądź wysyłają zdjęcie swojej kolekcji plakatów na ścianie itd.... (Inwencję Twórczą Pozostawiamy kibicom :) ). Mamy już naprawdę sporo chętnych no i dlatego zachęcam też was moje kochane! Może weźmiecie udział! Zdjęcia można wysyłać na adres Julki: julka200011@o2.pl do 23 grudnia! Liczymy na was Borussen! ♥
BUZIAKI MOCNE!! ♥
PS. Zabieram się już za komentowanie waszych blogów!
-No więc Lena, wróćmy... Co dla mnie masz?-pięćdziesięciolatek uśmiechnął się i zwrócił do Leny.
-Z Caroline opracowałyśmy artykuł o Teatrze Narodowym. Za tydzień obchodzi swoje pięćdziesięciolecie.
-Dziękuję wam! Przejrzę to jeszcze dziś wieczorem, obiecuję! A teraz jesteście już wolne i możecie wracać do domu!-uścisnął dłoń swojej stażystki i w taki oto sposób pożegnał się z nią-Max, odprowadź Lenę!-rzucił kiedy dziewczyna była już przy drzwiach. Jego syn wcale się nie przeciwstawiał! Otworzył i przepuścił brunetkę w drzwiach, ale kiedy wyszli z pomieszczenia, w którym się dotychczas znajdowali atmosfera między nimi gwałtownie się zmieniła.
-O co Ci chodzi?!-wrzasnęła szeptem... Tak, taki paradoks...
-Ale o czym mówisz... Diano...-dodał ostatnie słowo a w Gilbert się aż zagotowało. Ok, to jej wina, że przedstawiła się wtedy mu nie swoim imieniem, ale nie rozumie dlaczego to ukrywał przed swoim ojcem. Nie wierzy w to, że Max zrobił to dobroczynnie. Nie znała go w ogóle, ale młody Winckler wyglądał na szarmanckiego faceta, który dba tylko i wyłącznie o swoje dobro.
-Przestań, ok?! Nie rozumiem co Ty odpierdzielasz do jasnej cholery! Czemu nie powiedziałeś swojemu ojcu, że Cię oszukałam?! I.. że rozbiłam Twój samochód, na pewno miałabym do końca mojego stażu przejechane u niego.
-Nie denerwuj się tak, moja droga.-przejechał palcem po jej policzku, na co ona wzdrygnęła leciutko. Przeszedł ją zimny dreszcz emocji. Nie wiedziała co on knuje. Na chwilę zapomniała się i pozwoliła na to by położył swoją dłoń na jej policzku. Kiedy tylko się opamiętała od razu zdjęła jego rękę ze swojej bladej twarzy i po prostu wyminęła go w bardzo arogancki sposób, po czym jak najszybciej wróciła do pokoju, w którym czekała na nią młoda Kastner. Lena wparowała do pomieszczenia niczym odpalona torpeda i równie szybko zamknęła za sobą drzwi, opierając się o nie.
-Coś się stało?-spytała (znów) zdziwiona Care.
-Nie... Chodźmy już-podsumowała brunetka, która szybko uporała się z założeniem ciepłego płaszczyku i eleganckiego komina. Zgarnęła jeszcze z biura swoją teczkę i torebkę i obie koleżanki wyszły z biura, zamykając za sobą drzwi na klucz. Będąc już na zewnątrz, pożegnały się przyjacielskim uściskiem i odeszły do swoich samochodów.
Tym razem Lena jechała nadzwyczajnie ostrożnie i na szczęście dojechała cała i zdrowa do domu. Dziś już sobota, więc jutro ma wolne, może się wyspać. Ale pierwsze o czym pomyślała kiedy wróciła do domu, był Robert. Nie gadała z nim od wczoraj, dziś nawet nie zadzwonił, nie napisał sms'a. Nawet nie wie jak skończył się mecz. Miała wielkie nadzieje, że był remis, bo kochała Borussię nad życie ale miłość do jej drugiego rodzinnego miasta pozostawiała równie silną więź z tamtejszym klubem. Kiedy tylko rzuciła swoje rzeczy gdzieś w kąt przedpokoju, zdjęła buty i rozebrała się z kurtki i szala, chwyciła za telefon komórkowy i wykręciła numer do swojego narzeczonego. Uśmiechnęła się do ekranu kiedy zobaczyła zdjęcie swojego uśmiechniętego partnera. Przyłożyła Iphone'a do ucha i czekała, aż usłyszy jego głos. Taki delikatny, kojący.. Głos, który potrafi ją uspokoić. To dziwne ale tak jest. Kocha słuchać Roberta. Nie ważne jak złe rzeczy by się działy, kiedy usłyszałaby Lewego, od razu stałaby się spokojniejsza, bardziej zrównoważona... I dlatego jej humor od razu poprawił się kiedy piłkarz odebrał połączenie. Przywitał ją czułymi słowami "Cześć słonko", które sprawiły, że Lena czuła się jak w niebie. Brakowało tylko go. Żeby mogła go dotknąć, poczuć...
-Jak mecz?-ziewnęła i przeciągnęła się.-Po tej radości w tle, wnioskuję, że pokonaliście mój Freiburg...
-Wspaniale! Rozgromiliśmy ich, Lenuś! Wygraliśmy aż 5-1!
-Jakoś, o dziwo niechętnie to mówię, ale gratulacje.-wymamrotała.
-A jak u Ciebie kotek? Jak praca i tak dalej?
-Nie słodź!-zaśmiała się-W porządku-postanowiła nie mówić mu o całym Max'ie. Uznała, że to nic takiego i nie warto mówić o tym Robertowi.
-Napisałyście ten artykuł?
-Tak, tak! W trudach ale tak! Sto razy bardziej wolałabym pisać o czymś związanym ze sportem, no ale cóż... Taka praca...-westchnęła.-No a wy? Wracacie już?
-Tak, jedziemy już. Wyjechaliśmy z godzinę albo półtora temu. Jak nie będzie korków to będziemy w Dortmundzie tak na około... 23!
-Przyjadę po Ciebie!
-Nie, no co Ty, wrócę taksówką!
-Nie, wolę mieć pewność, że dojedziesz do domu bezpiecznie, kto wie co tym taksówkarzom teraz po głowie chodzi...-zaśmiała się.
-W porządku i z tą taksówką! Przypomnę Ci te słowa, kiedy nie będziesz chciała żebym po Ciebie przyjechał... Gdziekolwiek!
_____________________
Moje kochane!!
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM!! Nie było mnie tu ponad miesiąc. Zaniedbałam komentowanie! Bardzo was przepraszam. Oczywiście czytam wasze opowiadania cały czas. Jestem ze wszystkim na bieżąco, po prostu moja dyspozycja czasowa sięga zera i nie mam totalnie czasu, żeby napisać sensowny komentarz. W każdym razie. Chodzi tu w dużym stopniu o szkołę. Nauczyciele wymagają coraz więcej i więcej. Oczekują wspaniałych efektów i ciężkiej pracy ale chyba nie myślą o tym, że uczniowie mają też życie prywatne, osobiste z tysiącami problemów i nie zawsze są w nastroju by usiąść z książką i najzwyczajniej w świecie się pouczyć. Ja, dziewczyna, która od podstawówki zdawała z średnią ponad 5,0, dziś nie ma totalnej smykałki na to jak wkuć cały materiał, a jego uwierzcie, jest ogrom!
Drugim powodem dlaczego tak dawno mnie nie było są kolana. Przez ostatnie dwa, trzy tygodnie myślę tylko o nich. Chodzi o to, że w sobotę 16 listopada miałam turniej taneczny i dzień przed jechałam z dorosłymi koleżankami do Olsztyna do fizjoterapeuty, który naklejał nam tejpy (plastry, z resztą możecie poszukać w internecie na ten temat jeśli was to interesuje). Kiedy zobaczył moje kolana wybałuszył oczy i powiedział, że są w strasznym stanie i koniecznie powinnam chodzić do niego na rehabilitacje. Wzięłam to sobie do serca i umówiłam się do specjalisty, który cóż... nie jest tani, bo wziął od nas sporo kasy (przynajmniej dla mnie to dużo). Czekałam na wizytę i dopiero w czwartek byłam u niego. Zbadał mnie dokładnie, zrobił prześwietlenie i usg no i wyszło... Potwierdziła się choroba chondromalacja, ale to nie wszystko. Jakby tego było mało mam początki dysplazji kolan, czyli, że rzepki uciekają mi do środka. Nie jest ciekawie. Muszę leczyć to za pomocą rehabilitacji no i na czas ćwiczeń koniecznie nie mogę tańczyć, biegać, grać w nogę ani ogólnie uprawiać sportu. Dwa miesiące co najmniej. Jeśli nie pomoże to, to będzie konieczna operacja.. Uff, wydusiłam to z siebie. Przepraszam, wiem, że to mało interesujące, ale po prostu miałam taką potrzebę.
No więc podsumowując przepraszam, że nie było mnie taki czas. Teraz czekają mnie rehabilitacje i myślę, że będę dodawała rozdział regularnie. Raz na tydzień bądź raz na dwa tygodnie.
I jest jeszcze jedno.
Kochane, jest taka akcja. Z koleżanką organizujemy taki projekt. Polega on na tym, że fanatycy Borussii Dortmund przesyłają nam swoje zdjęcia z karteczką z charakterystycznymi słowami "Echte Liebe', czy w koszulce klubowej, bądź wysyłają zdjęcie swojej kolekcji plakatów na ścianie itd.... (Inwencję Twórczą Pozostawiamy kibicom :) ). Mamy już naprawdę sporo chętnych no i dlatego zachęcam też was moje kochane! Może weźmiecie udział! Zdjęcia można wysyłać na adres Julki: julka200011@o2.pl do 23 grudnia! Liczymy na was Borussen! ♥
BUZIAKI MOCNE!! ♥
PS. Zabieram się już za komentowanie waszych blogów!
Myślałam, że przestałaś pisać to opowiadanie, na szczęście się pomyliłam ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam twojego bloga, świetny rozdział <3
mam nadzieję, że z twoimi kolanami będzie dobrze, głowa do góry i Don't worry be happy ;)!
Warto było czekać :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że rehabilitacja pomoże i operacja nie będzie konieczna.
Rozdział świetny, czekam na kolejny i zapraszam
pomimowszystkokocham.blogspot.com
Nominowałam Cię do LIEBSTER BLOG AWARD :)
Usuńszczegóły u mnie na blogu :
pomimowszystkokocham.blogspot.com
Boże jak ja kocham to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńWiesz że przez chwile myślałam że go zakończyłaś?
Na szczęście nie.Czekam na kolejny...
Wznowiłam mój stary blog,jesli chcesz to zajrzyj
http://wsrodkuserc.blogspot.com/
Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się cieszę, że wróciłaś ! Aaaa, nie mogłam się doczekać ! I to akurat, kiedy ja też planuję ogłosić swój powrót, cudownie ! Kocham, kocham, kocham, ale to już wiesz ! Znowu będę mogła czytać moje ulubione opowiadanie < 3 Ciekawe, co kombinuje Max, ewidentnie leci na Lenę, mam nadzieję, że nie popsuje jej związku z Robertem, nie może, tym bardziej teraz, kiedy tak świetnie się u nich układa :D Caroline hah, słodka z niej dziewczyna, rozwaliło mnie to, że nie wiedziała kim jest jej koleżanka z pracy. Swoją drogą ciekawa jestem czy i jak rozwiniesz jej wątek. Tyle się dzieje, kurde, zazdroszczę Ci tylu świetnych pomysłów, naprawdę, chciałabym mieć taką wyobraźnię. Dodawaj coś jak najszybciej, bo nie mogę się doczekać ! Mam nadzieję, że ze zdrowiem wszystko będzie w porządku. Trzymaj się i witam z powrotem ! Ściskam mega cieplutko i pozdrawiam : *
OdpowiedzUsuńWróciłaś !!! Jak ja się cieszę ! Matko, no jak ja się cieszę ! Już się bałam, że nie przeczytam już żadnego rozdziału Twojego autorstwa. Ale doskonale Cię ruzmiem. Ehh, ta szkoła. Ale mniejsza z tym. Rozdział... cudowny <3 Nie wiem jak Ty to robisz, ale piszesz tak wspaniale, że odbiera mi mowę. Każdy rozdział, to przejście przez wszystkie stany emocjonalne.
OdpowiedzUsuńJa tu się jednak troszeczkę obawiam o związek Lenki i Roberta. Ten cały Max wydaje mi się nieco podejrzany. Te jego zaloty, oczka, i wgl. Niech on się trzyma z daleka od Leny ! A Caroline. Co za wyjatkowy charakter i osobowość ! Pocieszna osoba :)
Nie wiem co jeszcze mogę napisać. A tak poza tym zastanwiam się co z Marco ? Bo tak było małe zamieszanie z nim i Lenką, a teraz taka cisza troszkę. I się tak zastanawiam czy coś się jeszcze rozwinie, jakiś wątek, czy coś ;D
Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na więcej,
Patrycja
ps. a u Ciebie na pewno wszystko się ułoży. A Ty poradzisz sobie z wszelkimi przeciwnościami losu. Trzymam za Ciebie mocno kciuki by wszystko było dobrze ! ;*
Witaj kochana!
OdpowiedzUsuńCieszę się niesamowici że znów jesteś z nami :-* Zacznę wypowiedź od twojego zdrowia, bo ono jest mega ważne! <3 Musisz o siebie dbać i jeżeli masz taką możliwość i wiesz że taka rehabilitacja ci pomoże to jedz nawet na drugi koniec Polski :-* <3 Nie rezygnuj z marzeń.. Ogranicz tylko trochę wszystko. Musisz robić to co kochasz z umiarem ;-) nie zapominaj o tym :-* Dla mnie jesteś wspaniałą pisarka i fajna dziewczyna, która zasługuje na pełnię szczęścia :-*
Wiem, że z pewnością jest tak, że to co piszesz chciałabyś by stało się naprawdę :-D Ja to czuje i ja to wiem, że ty utożsamiasz się w jakiś sposób z Lena ;-) Musisz być w pełni zdrowa by pisać takie cuda <3 Dlatego rób wszystko by było dobrze :-* <3 Dodam coś od siebie i japowiem ci, że ze mną też nie jest najlepiej. Mam hipoglikemie.. Ale w porównaniu do twojej, moja choroba to pikus ;-)
Teraz napisze to co powinno się znaleźć w komentarzu.
Coś czuje że synuś szefa troszeczkę namiesza w życiu Lewandowskich :-P. Mam nadzieję że Roberto szybko wróci i nie pozwoli rozwalic siebie małżeństwa :-* A Lena jest taka cudowna :-* Już się nie mogę doczekać kiedy urodzi im się dziecko ;-) to będzie coś cudownego :-* mam nadzieję że opiszesz wszystko z detalami :-P
I to zaskoczenie Caro gdy sie dowiedziała o Lence i Lewym.. Hahahahhahaah.. Strasznie się przy tym usmialam. :-*
Dobra. To ja już kończę i czekam na kolejny twój wspaniały rozdział :-* <3
Caluję, sciskam , pozdrawiam Maja ;-) :-* :-*
Ps: przepraszam za błędy.. Ale takie rzeczy tworzy mój słownik w telefonie xd
Uuuuuuu, wielki powrót Leny! Nooo! Nareszcie! Hhahahhahaha! Tak dawno Cię nie było, tak dawno nic nie dodawałaś, no ale jestem w stanie Ci to wybaczyć, bo tym rozdziałem chyba nadrobiłaś wszystko! WSZYYYSTKOOO! Wiesz, że Cię uwielbiam i wiesz, że kocham ten blog, więc chyba nie mam nic więcej do napisania, oprócz CZEKAM NA WIĘCEJ! ♥♥♥
OdpowiedzUsuń24 years old Software Engineer III Leeland Portch, hailing from Levis enjoys watching movies like Only Yesterday (Omohide poro poro) and Lockpicking. Took a trip to Rock-Hewn Churches of Ivanovo and drives a Ferrari 250 GT California LWB Competizione Spyder. przydatne tresci
OdpowiedzUsuń