Lena
Marco przybliżył się w moją stronę jeszcze bardziej. Złapał moją twarz w swoje silne, ciepłe dłonie i uniósł ją ku górze, bym mogła swobodnie patrzeć w jego oczy. Emanowało od niego takim ciepłem, pozytywną energią... Jak zawsze. Uśmiechnięty, pełen życia, zadowolony, radosny i dowcipny Marco... Po chwili takiego wpatrywania się w siebie nawzajem, lewy pomocnik Borussi Dortmund przybliżył swoje usta jeszcze bliżej moich, tak jakby chciał mnie pocałować. W ostatniej chwili jednak odwróciłam głowę i na całe szczęście do niczego między nami nie doszło.
-Marco, ja nie mogę...
-Kochasz go? Nadal go kochasz...-wyszeptał.
-Zakochałam się w nim już podczas naszego pierwszego spotkania, kiedy uratował mnie przed upadkiem na mokre kafelki na basenie...-uśmiechnęłam się sama do siebie-...i kiedy mnie zdradził... Tylko z początku czułam wstręt i nienawiść, jednak z czasem wszystko się unormowało. Wmawiałam sobie, że już go nie kocham ale to była tylko wymówka. Nigdy nie przestałam go kochać. Przepraszam...-rozpłakałam się na dobre. Nie byłam w stanie dalej ranić uroczego blondyna. Po prostu odwróciłam się i chciałam jak najszybciej się stąd ulotnić.
-Lena poczekaj!!-usłyszałam krzyk za plecami, po czym poczułam dłoń chłopaka na swoim ramieniu, która delikatnie obróciła mnie tak, abym patrzyła w oczy piłkarza.-Nie odchodź tak bez słowa...
-Ja po prostu... Nienawidzę ranić ludzi na których mi zależy...
-Wiem... Rozumiem. Lencia, znam Cię. Chodź Tu...-wzruszył ramionami i przyciągnął mnie w swoją stronę. Jego ręce oplotły moje ciało a ja wtuliłam się w jego tors. To był taki nasz przyjacielski uścisk. Tak zawsze się przytulaliśmy i nawet lubiliśmy to robić.-Kocham Cię i chcę Twojego szczęścia, a skoro będziesz szczęśliwa z Robertem to ja również będę szczęśliwy.-wyszeptał i pogłaskał moje włosy.
-Nie udawaj, wiem, że to Cię boli...
-Nie boli Lenuś!-zaśmiał się, choć sama nie wiem czy to nie miało być po prostu ukrycie swoich prawdziwych uczuć-Nie myśl tak...
-Chciałabym żebyśmy byli przyjaciółmi...-odsunęłam się od niego-Chciałabym, żeby było tak jak dotychczas.
-Dla Ciebie wszystko...-odparł-Chodź, odprowadzę Cię do domu, bo już się ściemnia.-Nie protestowałam. Naprawdę, niebo już powoli zmieniało swoją barwę na tę nocną, a księżyc powoli wschodził. Powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę mojego i Klaudii domu, gdzie dotarliśmy już po 20 minutach. Nie odeszliśmy za daleko, bo tylko do pobliskiego parku, więc w sumie nie szliśmy długo. Przez prawie całą drogę powrotną, żadne z nas się nie odzywało. Było jakoś... inaczej. Dziwnie. Wiem, że kocham Roberta, ale Marco? Marco był i jest dla mnie jednym z najlepszych przyjaciół. Jest jak brat, ale nie wiem czy czuję do niego coś więcej. On był kiedy go potrzebowałam. Pojawił się, zakochał jeszcze bardziej, liczył na coś więcej i teraz na dodatek dostał ode mnie kosza. Za co? Czuję się jakbym go wykorzystała. W końcu, był na każde moje zawołanie. Kiedy tylko go potrzebowałam on się zjawiał, a w końcowym rezultacie mówię mu, że wciąż kocham Roberta. Ślicznie Gilbert, ślicznie! Nikt nie umie tak ranić ludzi jak ta głupia Lena z małego miasta. Co ja do niego czuję?
-No to jesteśmy...-usłyszałam cichy głos blondyna.-Będę leciał...To... Cześć.-kiedy Marco zaczął odchodzić wpatrywałam się w jego szczupłą sylwetkę. Jeszcze kilka miesięcy temu przychodził tu, a dziś patrzę na to jak odchodzi? O nie... Nie mogę go ot tak, po prostu stracić!
-Marco zaczekaj!-podbiegłam do niego-Nie róbmy sobie tego. Kocham Roberta i Ciebie też, ale nie wiem czy jako kogoś innego, czy jako przyjaciela, lub brata. Nie wiem co czuję. Teraz jestem z Lewym i...
-Spokojnie. Ja nie poddaję się tak łatwo.-puścił mi oczko-Przez ten czas zadowolę się przyjaźnią... Ale jeśli Lewy jeszcze raz Cię skrzywdzi to wtedy już nie odpuszczę. Nie poddam się nigdy. Będę czekał tyle ile będzie trzeba...-podszedł bliżej, pocałował mnie, ale w policzek, wymamrotał krótkie "Do zobaczenia" i odszedł, pozostawiając mnie samą ze swoimi myślami i mętlikiem w głowie.
Kochany Pamiętniku!
Ludzie przychodzącą i odchodzą a my musimy iść dalej. Ja jestem w kropce. Nie potrafię się ustatkować. Niby mam już te 20 lat, a nie potrafię ustabilizować się w swoich uczuciach. Od 7 dni nie wychodziłam z domu. Nie spotykałam się z Robertem ani Marco. Cały czas znajdowałam jakiś pretekst, by pozostać w domu, pod ciepłym kocem, z kubkiem gorącej herbaty i w towarzystwie Klaudii. Mimo, że od tego całego zdarzenia z pomocnikiem Borussi Dortmund minął już trochę więcej niż miesiąc, waham się co do swoich uczuć. Co czuję? Chciałabym, żeby wszystko było prostsze. Poznałam Roberta 4 lipca. Wtedy moje życie totalnie się odmieniło. Pokochałam go. Tak... Zakochałam się w nim na zabój. Od pierwszego wejrzenia. Co dziwne, nigdy nie wierzyłam w takową miłość. Niestety moje życie obróciło się o 360 stopni, kiedy dowiedziałam się, że najlepszy przyjaciel mojego ukochanego czuje do mnie coś więcej niż tylko przyjaźń. I cóż mam począć? Zawsze jakoś radziłam sobie z problemami, ale przez to wszystko nie jestem w stanie racjonalnie myśleć. Może powinnam wybrać Roberta, bo kocham go od tak dawna. Bo sprawia, że się uśmiecham, jest wiecznie wesoły i dzięki niemu potrafię wstać rano z łóżka i cieszyć się nowym dniem... A może Marco? Może powinnam w końcu, pierwszy raz w życiu zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę, bo młody blondyn zakochał się we mnie? Bo potrafi mnie zrozumieć, pogadać i pocieszyć? A może wcale nie muszę się zastanawiać? Może najlepszą opcją byłoby odpuszczenie sobie obojgu. Wyjechać gdzieś i zacząć nowe życie, z nowymi ludźmi. Nie wiem... Wszystko stało się trudniejsze. Co powinnam zrobić? Kogo wybrać?
Odłożyłam długopis na biurko, a notes w aksamitnym obiciu zamknęłam i jak zwykle schowałam na dnie szafy. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 4:58 nad ranem. Nie potrafię spać przez to wszystko co dzieje się wokół mnie. Mam problemy ze snem, a w dzień gubię koncentrację. Nie jestem w stanie racjonalnie myśleć. Ciągle przesiaduję w domu i miewam przytłaczające samopoczucie, które po jakimś czasie zamienia się w wulkan energii. Nie potrafiłam już ponownie zasnąć. Myśli wirowały mi po głowie. Wstałam i od razu udałam się na dół. Jak codziennie. To stało się takie monotonne... Codzienne pobudki z rana, śniadania w kuchni, kilka słów zamienionych z przyjaciółką i wyjście na uczelnie. Nic ciekawego. Chłopaki całe dnie spędzają na Signal Iduna Park i trenują. Mamy już początek maja. Nie długo koniec sezonu, roku studenckiego i początek wakacji. Powinnam się cieszyć, że niebawem będę mogła pospać sobie do późna, co wręcz uwielbiałam robić, że nie będę musiała siedzieć nocami w książkach i pisać artykułów na wykłady u profesora Millera, a ja? Co robię? Zamiast wyczekiwać wolnych dni, to przesiaduję przybita w domu. Brawo za inteligencję Lena! Mniejsza o to! Dziś pogoda dopisywała. Ponownie można było już o tak wczesnej porze dostrzec na termometrach prawie 18 stopni Celsjusza. W kuchni zaparzyłam sobie herbatę, bo kawy to już nawet nie pamiętam kiedy piłam. Jakoś ostatnio wcale mi ona nie smakuje, choć jeszcze z miesiąc temu piłam ją nałogowo. Z kubkiem wypełnionym wrzątkiem, pobiegłam z powrotem na górę i odpaliłam swoje laptopa. Wyczekując zalogowania i całego procesu uruchamiania Windowsa, postanowiłam wybrać jakieś ciuchy, w których dziś udam się na uczelnię. Wybrałam coś typowego dla mnie. Morelowe, cienkie spodnie 7/8, biały top, koralowy żakiet i postanowiłam ubrać jeszcze dziś moje beżowe szpilki, w których dawno ostatnio nie chodziłam. Wszystkie ubrania położyłam na zaścielonym już łóżku i podeszłam do biurka, siadając na obrotowym krześle, upijając łyk herbaty i otwierając przeglądarkę internetową. Oczywiście pierwsze co zrobiłam to zalogowałam się na Facebooka. Cóż ja mogłam innego robić, nie? Nałogowo przeglądam tę witrynę. W sumie nic ciekawego się na tym świecie nie działo. Ludzi prawie w ogóle na czacie nie było, a nikt nic ciekawego na tablicy nie udostępnił. Twierdziłam tak dopóki nie otrzymałam wiadomości od Angeli, z którą najczęściej siedzę na wykładach. Moja blond włosa koleżanka poinformowała mnie, że do końca tego roku nasza grupa ma zajęcia na 8:00, czasem 9:00 rano, ale za to kończy troszkę wcześniej. Naprawdę dobiła mnie ta wiadomość! Kolejne ujemne punkty do dobrego samopoczucia! Ach.. jakież to nudne ja mam życie, nie sądzicie? Nic się nie dzieje... Sprawdziłam jeszcze pocztę, na którą nie przyszło nic po za reklamami jakiś marketów, nie wiem... Od razu coś takiego ląduje u mnie w koszu. Włączyłam jeszcze Skype i tam w końcu coś się działo, no a przynajmniej był ktoś dostępny. Mianowicie rzecz jasna, mowa o moim ukochanym chłopaku. Od razu gdy zobaczył mnie dostępną zadzwonił, a ja odebrałam.
-Dzień Dobry słońce! Co Ty tak wcześnie tu robisz!?-zdziwił się.
-Jak to co? Wybieram się niedługo na uczelnię. Lepsze pytanie to co Ty tu robisz?
-A nie mogłem spać. Jakoś tak...
-Mhm, rozumiem co czujesz...-uśmiechnęłam się.
-A gdzie masz Klaudię?-spytał
-Śpi.-odparłam zrezygnowana-Ona ma dopiero na 14 zajęcia, więc może sobie pospać. Mi niestety nie było to dane.-westchnęłam-Ok, Ty sobie nawijaj, a ja będę się ubierać.-bez skrupułów zdjęłam bluzkę od pidżam i byłam w samym staniku przed cieszącym się Lewandowskim.-Co Cię tak bawi, skarbie?-zakładałam właśnie biały top, kiedy Lewy nie krył swojego zażenowania.
-Wtedy było lepiej!-zaśmiał się-W ogóle bardzo dawno u mnie nie byłaś...
-Tak, tak, wiem. Skarbie nie mam czasu w ogóle. Pół dnia siedzę na uczelni, po zajęciach jadę zrobić jakieś zakupy, potem siedzę w książkach do wieczora, piszę artykuły i załatwiam inne duperele na studia. Takie to życie studentki...
-A Ty znajdujesz w ogóle czas na jedzenie?-uśmiechnął się, a ja byłam właśnie na etapie rozczesywania swoich długich włosów.
-Szczerze? Zjem coś przelotnie. Zazwyczaj to 'coś' jest w postaci kanapki, albo jogurtu, czy nawet płatków na mleku. Ani ja, ani Klaudia nie mamy czasu ani sił na przyrządzanie obiadków. Bywa, że upichcimy coś na kolacje, ale to rzadko się już zdarza.
-Wiesz, że powinnaś jeść 5 posiłków dziennie?
-Wiem skarbie, ale ja po prostu nie mam na to czasu, zrozum.
-Słońce, to Ty zawsze trujesz mi dupę, że mam dbać o formę i zdrowo się odżywiać, a ja widzę, że sama o siebie zadbać nie umiesz. Chyba muszę wziąć sprawy w swoje ręce-puścił mi oczko.
-Oj daj spokój, przecież w anoreksję nie wpadnę!-zaśmiałam się-Po za tym ja nawet nie schudłam. Ba.. Wydaje mi się, że nawet przytyłam, nie sądzisz?
-Nie! Głupoty pleciesz kochanie!-wypuściłam głośno powietrze z płuc i kiwnęłam przecząco głową.
-Szpilki czy balerinki?
-A w czym Ci wygodniej?
-A w czym Ci się bardziej podobam?
-W takim razie, zdecydowanie szpilki!-puścił mi oczko-Ej a może przyjadę dziś po Ciebie i pojedziemy potem do mnie? Od tak dawna u mnie nie byłaś. Musimy nadrobić zaległości-uśmiechnął się szeroko i zrobił ten charakterystyczny ruch brwiami.
-Masz szczęście, że rozmawiamy przez Skype, bo właśnie dostałbyś czymś po łbie, zboczeńcu!-zaśmiałam się i spojrzałam na napastnika Dortmundu.
-Ej no ale Lencia. Tak na serio mówię. Nie jedź dziś samochodem. Ja Cię zabiorę z uczelni.
-No w sumie... Dawno się nie widzieliśmy...-westchnęłam i zabrałam się za pakowanie torby na zeszyty i inne pierdółki.
-Czyli jesteśmy umówieni, tak?
-Tak, tak. Ok, Robciu, ja się zbieram bo w takim razie muszę dojść na przystanek tramwajowy.
-Dobrze, bądź ostrożna!
-Obiecuję! Papa! -posłałam mu buziaka, po czum rozłączyłam się i zamknęłam laptopa. Wyciągnęłam swoje beżowe szpilki z szafy i nałożyłam je na nogi, po czym ostrożnie zeszłam po krętych schodach i wpadłam do kuchni. Urwałam karteczkę samoprzylepną, napisałam na niej wiadomość dla Klaudii, w której poinformowałam ją, że ma dziś samochód do własnej dyspozycji, gdyż spędzam dziś popołudnie z moim ukochanym. Gdy już umiejscowiłam ją na lodówce, zarzuciłam torbę na ramię, wzięłam klucze z korytarza i wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi.
Wszystkie wykłady zakończyły się o godzinie 15, a ja wyszłam dziś z uczelni akurat w bardzo dobrym humorze, gdyż okazało się, że za poprzedni artykuł, który pisałam dla profesora Millera, został najwyżej oceniony i tak spodobał się wykładowcy, że postanowił pogadać ze swoim przyjacielem, który jest redaktorem naczelnym jednej z Dortmundzkich gazet, żeby umieścić ten artykuł w najbliższym miesięczniku! Wspaniała wiadomość! Może kiedyś dostanę tam staż, kto wie co przyniesie nam los. Pełna pozytywnej energii wyszłam przed gmach uczelni i kierowałam się w stronę parkingu. Zanim zdążyłam dojść na miejsce ktoś zatrzymał mnie i zakrył mi oczy, po czym pocałował moją szyję. Tak! Po tym już wiedziałam, że to z pewnością Robert! Odwróciłam się i przywitałam go namiętnym pocałunkiem w usta.
-Jak było?-uśmiechnął się.
-Bardzo dobrze! Mój artykuł tak spodobał się profesorowi, że może nawet wydadzą go w miesięczniku jakiegoś Dortmundzkiego brukowca!-zaśmiałam się.
-Gratulacje, więc mamy dziś co świętować!-po raz kolejny dziś poruszył swoimi brwiami.
-No nie wiem..-odruchowo przegryzłam dolną wargę.
-Oj, chodźmy już bo zaraz nie wytrzymam! Zbyt pociągasz ludzi!
-Haha, Lewandowski i jego brak umiejętności panowania nad sobą.-zaśmiałam się i wsiadłam do auta mojego chłopaka. Zasiedliśmy wygodnie, zapieliśmy pasy i ruszyliśmy w drogę. Oczywiście Robert, jak to on, pasjonat szybkiej jazdy musiał akurat jechać w miarę szybko. W ogóle jakby nie zwracał uwagi na licznik.-Chcesz nas zabić? Zwolnij trochę...
-No już, już... Zwalniam, skarbie.-akurat dojechaliśmy do skrzyżowania, gdzie mieliśmy czerwone światło, więc mój luby skorzystał z okazji i namiętnie zaczął całować mnie, a ja rzecz jasna oddawałam wszystkie pocałunki. Po jakiejś minucie stania w korku, ktoś upomniał nas trąbiąc głośno na nas, bo my byliśmy tak zajęci sobą, że zupełnie zapomnieliśmy, że stoimy na światłach i przed chwilą zapaliło nam się zielone światło. Niebawem po minięciu skrzyżowania dojechaliśmy na miejsce, tj. pod dom Roberta. Wysiadłam z auta i od razu zostałam poprowadzona w stronę drzwi, które mój ukochany otworzył jednym przekręceniem kluczy. Lewy przepuścił mnie w drzwiach, jak przystało na dżentelmena, którym napastnik był. Weszliśmy do przedpokoju, gdzie brunet złapał mnie za rękę i poprowadził do jadalni. Kiedy weszliśmy do owego pomieszczenia, moim oczom ukazał się widok na przepyszny obiad, świece i niesamowicie elegancko przystrojony stół. Napastnik podszedł do mnie i położył swoje dłonie na moich ramionach.
-Mówiłaś, że nie masz czasu na spożywanie posiłków, więc przyrządziłem dziś nam romantyczny OBIAD przy świecach, coś dla odmiany. Siadaj skarbie!-odsunął mi krzesło i zanim zasiadł na przeciwko mnie, złożył delikatny pocałunek na moim bladym policzku.
-Wiesz, że jesteś wielki?-uśmiechnęłam się.
-Wiem, wiem!-zajęliśmy się spożywaniem posiłku, ale oczywiście nie obyło się bez śmiechów i żartów. Opowiadaliśmy sobie jak tam nam mijają dni, aż w końcu coś mną tknęło i zrobiło mi się nadzwyczaj niedobrze. Złapałam się za brzuch i popiłam wodą i na szczęście to dziwne uczucie minęło.
-Wszystko ok?-zapytał zatroskany Lewandowski.
-Tak, tak. Już ok.-uśmiechnęłam się i dokończyłam spożywać posiłek, który szybko po tym zniknął z mojego talerza. Wypiłam do końca wodę mineralną i wstałam od stołu. Lewy poszedł na chwilę do łazienki, a ja zabrałam się za sprzątanie po obiedzie. Wstawiłam wszystkie naczynia do zmywarki i podeszłam do zlewu, by umyć ręce. Niespodziewanie poczułam czyjeś, no właściwie to Roberta dłonie na moich biodrach, a potem jego usta na mojej szyi. Zaśmiałam się pod nosem, gdy poczułam jego język i delikatne łaskotanie.
-Wiesz jak Ty mnie pociągasz?-jednym ruchem odwrócił mnie w swoją stronę i wpił się w moje usta tak zachłannie jak prawie nigdy. Zarzuciłam swoje ręce za jego szyję i dalej namiętnie się z nim całowałam. Czułam jego oddech i nieskazitelny zapach perfum. Po chwili Lewy wziął mnie na ręce i posadził na blacie kuchennym. Ściągnął ze mnie marynarkę, po czym zabrał się za moją bluzkę. Gdy byłam już w samym staniku to ja ściągnęłam jego t-shirt i rzuciłam gdzieś przed siebie. Jego dłonie jeździły po moich plecach, a moje nogi oplotły jego pas. Poczułam jak unoszę się do góry i zaraz byłam już przybita do ściany. To nie byliśmy my. To był inny Robert i inna Lena. Teraz byliśmy tak spragnieni siebie jak nigdy. Pożądaliśmy siebie nawzajem. Szybko przenieśliśmy się do sypialni mojego ukochanego gdzie prędko wylądowaliśmy na łóżku, gdzie po długich czułościach Robert przeszedł do rzeczy i to o czym marzył od samego rana.
-Chcesz coś do picia?-spytał kiedy bawił się kosmykami moich włosów.
-Może wody...-uśmiechnęłam się w jego stronę. Wtedy Robert wyszedł z łóżka i powędrował w samych bokserkach na dół po szklankę wody specjalnie dla mnie. Miałam wtedy chwilę dla siebie, dlatego szybko ubrałam swoją bieliznę i po kliku minutowym czekaniu na mojego ukochanego znudziło mi się wyczekiwanie na niego w sypialni, dlatego wzięłam jego koszulę w kratę, która leżała na krześle i nałożyłam ją na siebie. Tak właśnie ubrana zeszłam na dół i weszłam do kuchni. Zastałam tam Roberta rozmawiającego przez telefon. Przechwyciłam od niego tę szklankę wody, która jak się domyślam była dla mnie i szybko opróżniłam jej zawartość. Kiedy Lewy się rozłączył wtuliłam się w jego nagi tors i kątem oka spoglądałam na jego uśmiechniętą twarz.
-Powinnaś tak częściej chodzić.-stwierdził.
-Dla kogo?-zaśmiałam się.
-Jak to dla kogo? Dla mnie oczywiście!-znów zajął się zabawą moimi ciemnymi włosami, ale to było nawet przyjemne.
-Kto dzwonił?-zmieniłam temat.
-Kucharski.-na to nazwisko od razu odsunęłam się od Lewandowskiego i spojrzałam na niego pytająco-Transfer.-odparł, a mnie zamurowało. Robert nie wspominał o żadnym transferze, czy przenosinach do innego klubu.
-Jak to? O czym Ty mówisz?
-E tam, nie ważne! Nie rozmawiajmy teraz o tym.-próbował mnie pocałować ale ja odsunęłam się i spojrzałam na niego.
-A kiedy masz zamiar o tym pogadać?-wyszłam z kuchni i weszłam po schodach, po czym do sypialni. Lewy kroczył tuż za mną. Ja zdjęłam z siebie jego koszulkę i zaczęłam ubierać się w swoje ubrania, które zabrałam z krzesła w kuchni.
-Co Ty robisz?
-Ubieram się, nie widzisz?
-Lena, błagam! O co Ci chodzi?
-O co mi chodzi? O co Tobie chodzi Lewandowski? Kiedy miałeś zamiar oznajmić mi, że masz chęć przeniesienia się do innego klubu?
-Jeszcze nigdzie nie idę i klubu nie zmieniam.
-"Jeszcze"!-zaakcentowałam jego słowo.
-Oj, chodź, wyjaśnię Ci!-pociągnął mnie za rękę do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie. Założyłam nogę na nogę i odłożyłam koralową marynarkę na oparcie kanapy.
-No więc?
-No więc, tak.. Posłuchaj. Cezary zaproponował zmianę klubu. Powiedział, że powinienem odejść pod koniec tego sezonu, żeby podtrzymać swoją wartość no i oczywiście od nowego roku móc rozwijać się sportowo. No i rozmawiał ze mną długo i rozmawiał już z zarządcami Borussi jak i Bayernu i...
-CO!? BAYERNU!? CZY JA DOBRZE SŁYSZE?! CHCESZ SIĘ PRZENIEŚĆ DO BAYERNU MONACHIUM?!-nie pozwoliłam mu dokończyć. Kiedy tylko usłyszałam nazwę tego klubu, od razu odruchowo wcięłam się w jego monolog i z wrażenia, aż wstałam z miejsca. Ba! Ja wręcz poderwałam się z miejsca.
-Lenuś uspokój się! Jeszcze nic nie jest postanowione!-bronił się-Nie chciałem Ci mówić teraz...
-No słusznie!! Może gdybym nie spytała się dziś kto dzwonił to wcale byś mi nie powiedział!-zaśmiałam się ironicznie-Myślałam, że jesteśmy parą...
-No bo jesteśmy!-skwitował brunet.
-Myślałam, że partnerzy mówią sobie wszystko! No i nie pomijają tak istotnych spraw jak ta!!
-Lenuś proszę Cię wyluzuj, przecież chciałem Ci powiedzieć..
-TAK CHCIAŁEŚ! CHCIAŁEŚ MNIE CHYBA POSTAWIĆ PRZED FAKTEM DOKONANYM! BRAWO ZA INTELIGENCJE LEWANDOWSKI!
Wkurzona złapałam za marynarkę, założyłam ją i udałam się w stronę drzwi frontowych. W korytarzu założyłam swoje szpilki i zabrałam torebkę, która wisiała na jednym z wieszaków. Robert usiłował mnie jeszcze zatrzymać ale na daremno mu to było, bo i tak uparłam się przy swoim i naprawdę wkurzyłam się na niego.
-Zachciało Ci się transferów! Boże, chcesz być jak Mario czy co?! Z resztą, nieważne!-rzuciłam przed wyjściem.
-Poczekaj, nie wkurzaj się za byle co!
-ZA BYLE CO, POWIADASZ?! JEZU, MYŚLAŁAM, ŻE JESTEŚ INNY...-skwitowałam i udałam się w stronę drzwi, ale zanim zdążyłam dotknąć klamki, napastnik pociągnął mnie za ramię i przyciągnął do siebie.-PUŚĆ MNIE!-wyrwałam się z jego uścisku i wyszłam z jego mieszkania, pełna nerwów.
Jak to moje szczęście, oczywiście natrafiłam na odjeżdżający już tramwaj niedaleko domu Roberta i byłam zmuszona wracać na piechotę w swoich szpilkach. No tak! Zachciało się Lenie przypodobać bardziej Lewandowskiemu to teraz ma! Szlak by to trafił. Te buty zawsze były dla mnie wygodne, ale nie na tak długą metę, jak dziś. Boże, myślałam, że nigdy nie dojdę z powrotem do swojego mieszkania. Ze względu na późną już dosyć porę, bo było krótko po 20, omackiem i po cichutku przemknęłam przez frontowe drzwi naszego domu. Pomyślałam, że Klaudia mogła paść na wyrko zmęczona po harówce na uczelni i od razu zasnęła, więc postanowiłam nie robić większego hałasu. Zdjęłam szpilki w korytarzu i od razu odetchnęłam z ulgą. Z przedpokoju powędrowałam w stronę kuchni, by napić się czegoś zimniejszego. Kiedy nalewałam sobie wody do szklanki usłyszałam głos mojej przyjaciółki, która ewidentnie z kimś rozmawiała. I to przez telefon, bo nie było słychać żadnego innego głosu. A z kim Laudia prowadziła taką zaciętą konwersację? Oczywiście z Wojtusiem, który pewnie znów zatęsknił za swoją ukochaną. Boże, u nich w związku to taka sielanka... Zero kłótni, łez. Cały czas tylko miłość i miłość. Kto by się spodziewał tego po takim towarzyskim Szczęsnym, który nigdy nie żałował sobie panienek na imprezach. No cóż. Widocznie zakochał się po uszy.
-Nie, jeszcze jej nie powiedziałam...-podsłuchałam akurat ten fragment ich rozmowy telefonicznej. Może to nie ładnie, ale zainteresowało mnie to, co przed chwilą wymamrotała Dębkowska-...Jeszcze jej powiem, spokojnie Wojtuś!... Mhmm, wiem. Wiem ale... Boję się jak zareaguje.-ciągnęła żwawo-...Wojtek, dobrze o tym wiem. Przecież i tak prędzej czy później się dowie. Nie da się pozostawić w tajemnicy faktu, że niedługo przeprowadzam się do Londynu...-zamarłam-Ok, papa! Buziaki skarbie!... Ja też Cię kocham!-ah, no więc ślicznie! Kolejna ważna dla mnie osoba zawiodła moją egzystencję. Może ona z tym Lewym to w ogóle nie mieli zamiaru mi powiedzieć o tak istotnych rzeczach. Wkurzyłam się i wparowałam do naszego salonu, gdzie na kanapie zastałam zdziwioną brunetkę, która na mój widok wytrzeszczyła oczy i patrzyła na mnie jak na ducha
-Hej Klauduś, chcesz mi coś powiedzieć, może?-zaczęłam. Byłam nieźle wkurzona. Najpierw Lewy i jego transfer, teraz to...
-Lena! Hej. Coś się stało?-próbowała zmienić temat.
-Coś się stało? Tak. Najpierw Lewy nieźle trzymał w sekrecie fakt, że ma zamiar odejść do stolicy Bawarii, to teraz moja najlepsza przyjaciółka zataja wiadomość, że wyprowadza się do swojego chłopaka do Londynu!-nie wiem co się ze mną działo. Byłam tak nieźle poddenerwowana, że aż podniosłam swój ton głosu-Wiesz co? Wszystko byłoby OK-zaakcentowałam ostatnie słowo-gdybyście mi o tym powiedzieli a nie okłamywali przez cały czas! Zmówiliście się czy co?-uspokoiłam się na chwile, wzięłam oddech, zamknęłam na chwile oczy i powstrzymałam łzy, po czym po prostu złapałam za telefon i wybiegłam z domu. Wiedziałam dobrze gdzie się udam. Po drodze wykręciłam numer do Marco, ale mój stan konta nie pozwalał mi na wykonanie tego połączenia. Zaklęłam cichutko pod nosem i tym razem już w wygodnych Vansach pomaszerowałam na ulicę przy której usytuowany był dom mojego przyjaciela i chyba nawet jedynej osoby, która jeszcze mnie dziś dobitnie nie zirytowała i przede wszystkim NIE OSZUKAŁA! Na szczęście do niego miałam blisko, więc wydaje mi się, że po chwili byłam już pod jego domem. Mizernie podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Nie czekałam długo. Lewy pomocnik Borussi Dortmund nie ukrywał swojego zdziwienia kiedy mnie zobaczył. Nic nawet nie mówił. Od razu wiedział, że coś jest nie tak, więc od razu mnie do siebie przytulił. Tak. Zdecydowanie to tego potrzebowałam! Marco to mój przyjaciel. To osoba do której mogę zawsze się zwrócić gdy mam problem. Nigdy jeszcze się na nim nie zawiodłam. Nawet teraz. Przyszłam do niego tak bez zapowiedzi a on zaprosił mnie do środka i dobrze wie, że coś się stało. Weszliśmy do salonu i od razu zasiedliśmy na przestronnej, skórzanej kanapie.
-Co się stało?!-w końcu zadał to pytanie. Nie mieliśmy przed sobą tajemnic, więc w sumie bez żadnych skrupułów zaczęłam opowiadać mu o całym dzisiejszym dniu.
-No więc...-oparłam swój łokieć o oparcie i podtrzymując dłonią twarz kontynuowałam-Zaczęło się od tego, że Lewy zaproponował mi wspólne popołudnie. Dawno się nie widzieliśmy, więc się zgodziłam. Na uczelni dobrze mi poszło i cieszyłam się dopóki nie dowiedziałam się o fakcie, że Kucharski namawia Roberta do transferu do Bayernu Monachium. Nikt mi nie mówił o jego planach, a myślałam, że skoro jestem jego dziewczyną to...Ach, z resztą...-westchnęłam-Ale to nie koniec! Wkurzona i silnie zmęczona wróciłam do domu, gdzie w dość nieładny sposób podsłuchałam rozmowę Klaudii z Wojtkiem i dowiedziałam się, że moja przyjaciółka wyprowadza się w najbliższym czasie do Szczęsnego do Londynu. PIĘKNIE, po prostu!!-wypuściłam powietrze z płuc i podniosłam głowę.
-Lencia... Tak mi przykro. Ale rozmawiałaś z nimi o tym?
-Co prawda, z Lewym to trochę się kłóciłam, ale nie pozwoliłam mu wyjaśniać, a Klaudii to w ogóle nie dopuściłam do głosu...
-No właśnie... Wiedziałem, że pewnie nie dasz im nic wytłumaczyć. Może usłyszałaś tylko jakąś część rozmów. Może wcale nie jest tak jak myślisz. Musisz z nimi pogadać. I z Robertem i z Klaudią. Nie ma innego, racjonalnego wyjścia z tej całej sytuacji.-skwitował.
-Może i masz rację, ale nie chcę z nimi dziś rozmawiać!-kiwnęłam przecząco głową-No i... Przepraszam, że tak Cię naszłam. Musiałam komuś powiedzieć, a nogi same poniosły mnie do Ciebie...-spojrzałam na niego przepraszająco i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Nie ma sprawy! Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przychodzić!-on również się uśmiechnął w moją stronę-Chodź, upichcimy coś, na pewno jesteś głodna.
-No w sumie...-zaśmiałam się
-Właśnie miałem przyrządzać spaghetti. Co Ty na to?
-Och, jasne! Pomogę Ci!-wstałam ochoczo z sofy i powędrowałam za blondynem do kuchni.
-Ok, więc Ty pokrój tamte pomidory, a ja zajmę się podsmażaniem mięsa.-podał mi deskę do krojenia, nóż i założył mi śnieżnobiały fartuch, którego na koniec zawiązał mi w pasie.
-Tylko nie zapomnij ugotować makaronu-puściłam do niego oczko i zajęłam się za przydzieloną mi czynność. Szybko się z tym uwinęłam, więc sprawdziłam w jakim stanie jest makaron. Uznałam, że gdzieś za minut będzie gotowy, więc skoro Marco przygotowywał jeszcze mięso, postanowiłam nakryć do stołu. Wyjęłam sztućce, serwetki, wyjęłam szklanki i talerze. Kiedy skończyłam wszystko ustawiać na stole w jadalni mój towarzysz przyniósł właśnie wielką michę makaronu i sos, który sam przygotował. Kiedy nałożył nam kolacji na talerze, oboje zasiedliśmy na przeciw siebie i zaczęliśmy konsumować owe danie, którego naprawdę szybko zniknęło z naszych talerzy. A tak pro po! Nie ma to jak mieć dwa nieco romantyczne dania jednego dnia i to z dwiema różnymi osobami! Naprawdę!!
-Ok, Lencia ja pojadę do sklepu kupić jakieś wino. Jedziesz ze mną?
-Nie, nie jedź sam. Ja posprzątam po kolacji-posłałam w jego stronę sympatyczny uśmiech i wstałam od stołu.
-W porządku, więc wracam za kilka minut, bo zajadę do tego sklepiku za rogiem.
-Będę czekać! Pa!-pożegnałam blondyna i powróciłam do jadalni. Zabrałam się za znoszenie wszystkiego do kuchni. Kiedy wstawiałam talerze i kubki do zmywarki poczułam się nagle bardzo słabo. Złapałam się za głowę, tłukąc przy tym jedną ze szklanek. Poczułam się niesamowicie okropnie. Nagle coś ścisnęło mnie w brzuchu, a ja poczułam jak z nosa ciurkiem wydobywa się krew. Nie musiałam martwić się długo, bo po chwili poczułam jak uderzam całym ciałem o zimne kafelki w kuchni i nagle po prostu zasypiam....
__________________________
Dzień Dobry kochane! Czy u was też takie wielkie upały? Wczoraj troszkę popadało a dziś znów gorąc. Co do tego rozdziału to jedna wielka NUDA! Jestem niezadowolona z siebie. Czuję, że to mega marny rozdział i prawie nic się w nim nie działo. Przepraszam was za to, że pewnie nieźle się męczyłyście czytając to coś, no o ile w ogóle chciało wam się czytać ;) Ok, nie zanudzam dłużej. Buziaki kochane! ;*
-A w czym Ci wygodniej?
-A w czym Ci się bardziej podobam?
-W takim razie, zdecydowanie szpilki!-puścił mi oczko-Ej a może przyjadę dziś po Ciebie i pojedziemy potem do mnie? Od tak dawna u mnie nie byłaś. Musimy nadrobić zaległości-uśmiechnął się szeroko i zrobił ten charakterystyczny ruch brwiami.
-Masz szczęście, że rozmawiamy przez Skype, bo właśnie dostałbyś czymś po łbie, zboczeńcu!-zaśmiałam się i spojrzałam na napastnika Dortmundu.
-Ej no ale Lencia. Tak na serio mówię. Nie jedź dziś samochodem. Ja Cię zabiorę z uczelni.
-No w sumie... Dawno się nie widzieliśmy...-westchnęłam i zabrałam się za pakowanie torby na zeszyty i inne pierdółki.
-Czyli jesteśmy umówieni, tak?
-Tak, tak. Ok, Robciu, ja się zbieram bo w takim razie muszę dojść na przystanek tramwajowy.
-Dobrze, bądź ostrożna!
-Obiecuję! Papa! -posłałam mu buziaka, po czum rozłączyłam się i zamknęłam laptopa. Wyciągnęłam swoje beżowe szpilki z szafy i nałożyłam je na nogi, po czym ostrożnie zeszłam po krętych schodach i wpadłam do kuchni. Urwałam karteczkę samoprzylepną, napisałam na niej wiadomość dla Klaudii, w której poinformowałam ją, że ma dziś samochód do własnej dyspozycji, gdyż spędzam dziś popołudnie z moim ukochanym. Gdy już umiejscowiłam ją na lodówce, zarzuciłam torbę na ramię, wzięłam klucze z korytarza i wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi.
Wszystkie wykłady zakończyły się o godzinie 15, a ja wyszłam dziś z uczelni akurat w bardzo dobrym humorze, gdyż okazało się, że za poprzedni artykuł, który pisałam dla profesora Millera, został najwyżej oceniony i tak spodobał się wykładowcy, że postanowił pogadać ze swoim przyjacielem, który jest redaktorem naczelnym jednej z Dortmundzkich gazet, żeby umieścić ten artykuł w najbliższym miesięczniku! Wspaniała wiadomość! Może kiedyś dostanę tam staż, kto wie co przyniesie nam los. Pełna pozytywnej energii wyszłam przed gmach uczelni i kierowałam się w stronę parkingu. Zanim zdążyłam dojść na miejsce ktoś zatrzymał mnie i zakrył mi oczy, po czym pocałował moją szyję. Tak! Po tym już wiedziałam, że to z pewnością Robert! Odwróciłam się i przywitałam go namiętnym pocałunkiem w usta.
-Jak było?-uśmiechnął się.
-Bardzo dobrze! Mój artykuł tak spodobał się profesorowi, że może nawet wydadzą go w miesięczniku jakiegoś Dortmundzkiego brukowca!-zaśmiałam się.
-Gratulacje, więc mamy dziś co świętować!-po raz kolejny dziś poruszył swoimi brwiami.
-No nie wiem..-odruchowo przegryzłam dolną wargę.
-Oj, chodźmy już bo zaraz nie wytrzymam! Zbyt pociągasz ludzi!
-Haha, Lewandowski i jego brak umiejętności panowania nad sobą.-zaśmiałam się i wsiadłam do auta mojego chłopaka. Zasiedliśmy wygodnie, zapieliśmy pasy i ruszyliśmy w drogę. Oczywiście Robert, jak to on, pasjonat szybkiej jazdy musiał akurat jechać w miarę szybko. W ogóle jakby nie zwracał uwagi na licznik.-Chcesz nas zabić? Zwolnij trochę...
-No już, już... Zwalniam, skarbie.-akurat dojechaliśmy do skrzyżowania, gdzie mieliśmy czerwone światło, więc mój luby skorzystał z okazji i namiętnie zaczął całować mnie, a ja rzecz jasna oddawałam wszystkie pocałunki. Po jakiejś minucie stania w korku, ktoś upomniał nas trąbiąc głośno na nas, bo my byliśmy tak zajęci sobą, że zupełnie zapomnieliśmy, że stoimy na światłach i przed chwilą zapaliło nam się zielone światło. Niebawem po minięciu skrzyżowania dojechaliśmy na miejsce, tj. pod dom Roberta. Wysiadłam z auta i od razu zostałam poprowadzona w stronę drzwi, które mój ukochany otworzył jednym przekręceniem kluczy. Lewy przepuścił mnie w drzwiach, jak przystało na dżentelmena, którym napastnik był. Weszliśmy do przedpokoju, gdzie brunet złapał mnie za rękę i poprowadził do jadalni. Kiedy weszliśmy do owego pomieszczenia, moim oczom ukazał się widok na przepyszny obiad, świece i niesamowicie elegancko przystrojony stół. Napastnik podszedł do mnie i położył swoje dłonie na moich ramionach.
-Mówiłaś, że nie masz czasu na spożywanie posiłków, więc przyrządziłem dziś nam romantyczny OBIAD przy świecach, coś dla odmiany. Siadaj skarbie!-odsunął mi krzesło i zanim zasiadł na przeciwko mnie, złożył delikatny pocałunek na moim bladym policzku.
-Wiesz, że jesteś wielki?-uśmiechnęłam się.
-Wiem, wiem!-zajęliśmy się spożywaniem posiłku, ale oczywiście nie obyło się bez śmiechów i żartów. Opowiadaliśmy sobie jak tam nam mijają dni, aż w końcu coś mną tknęło i zrobiło mi się nadzwyczaj niedobrze. Złapałam się za brzuch i popiłam wodą i na szczęście to dziwne uczucie minęło.
-Wszystko ok?-zapytał zatroskany Lewandowski.
-Tak, tak. Już ok.-uśmiechnęłam się i dokończyłam spożywać posiłek, który szybko po tym zniknął z mojego talerza. Wypiłam do końca wodę mineralną i wstałam od stołu. Lewy poszedł na chwilę do łazienki, a ja zabrałam się za sprzątanie po obiedzie. Wstawiłam wszystkie naczynia do zmywarki i podeszłam do zlewu, by umyć ręce. Niespodziewanie poczułam czyjeś, no właściwie to Roberta dłonie na moich biodrach, a potem jego usta na mojej szyi. Zaśmiałam się pod nosem, gdy poczułam jego język i delikatne łaskotanie.
-Wiesz jak Ty mnie pociągasz?-jednym ruchem odwrócił mnie w swoją stronę i wpił się w moje usta tak zachłannie jak prawie nigdy. Zarzuciłam swoje ręce za jego szyję i dalej namiętnie się z nim całowałam. Czułam jego oddech i nieskazitelny zapach perfum. Po chwili Lewy wziął mnie na ręce i posadził na blacie kuchennym. Ściągnął ze mnie marynarkę, po czym zabrał się za moją bluzkę. Gdy byłam już w samym staniku to ja ściągnęłam jego t-shirt i rzuciłam gdzieś przed siebie. Jego dłonie jeździły po moich plecach, a moje nogi oplotły jego pas. Poczułam jak unoszę się do góry i zaraz byłam już przybita do ściany. To nie byliśmy my. To był inny Robert i inna Lena. Teraz byliśmy tak spragnieni siebie jak nigdy. Pożądaliśmy siebie nawzajem. Szybko przenieśliśmy się do sypialni mojego ukochanego gdzie prędko wylądowaliśmy na łóżku, gdzie po długich czułościach Robert przeszedł do rzeczy i to o czym marzył od samego rana.
-Chcesz coś do picia?-spytał kiedy bawił się kosmykami moich włosów.
-Może wody...-uśmiechnęłam się w jego stronę. Wtedy Robert wyszedł z łóżka i powędrował w samych bokserkach na dół po szklankę wody specjalnie dla mnie. Miałam wtedy chwilę dla siebie, dlatego szybko ubrałam swoją bieliznę i po kliku minutowym czekaniu na mojego ukochanego znudziło mi się wyczekiwanie na niego w sypialni, dlatego wzięłam jego koszulę w kratę, która leżała na krześle i nałożyłam ją na siebie. Tak właśnie ubrana zeszłam na dół i weszłam do kuchni. Zastałam tam Roberta rozmawiającego przez telefon. Przechwyciłam od niego tę szklankę wody, która jak się domyślam była dla mnie i szybko opróżniłam jej zawartość. Kiedy Lewy się rozłączył wtuliłam się w jego nagi tors i kątem oka spoglądałam na jego uśmiechniętą twarz.
-Powinnaś tak częściej chodzić.-stwierdził.
-Dla kogo?-zaśmiałam się.
-Jak to dla kogo? Dla mnie oczywiście!-znów zajął się zabawą moimi ciemnymi włosami, ale to było nawet przyjemne.
-Kto dzwonił?-zmieniłam temat.
-Kucharski.-na to nazwisko od razu odsunęłam się od Lewandowskiego i spojrzałam na niego pytająco-Transfer.-odparł, a mnie zamurowało. Robert nie wspominał o żadnym transferze, czy przenosinach do innego klubu.
-Jak to? O czym Ty mówisz?
-E tam, nie ważne! Nie rozmawiajmy teraz o tym.-próbował mnie pocałować ale ja odsunęłam się i spojrzałam na niego.
-A kiedy masz zamiar o tym pogadać?-wyszłam z kuchni i weszłam po schodach, po czym do sypialni. Lewy kroczył tuż za mną. Ja zdjęłam z siebie jego koszulkę i zaczęłam ubierać się w swoje ubrania, które zabrałam z krzesła w kuchni.
-Co Ty robisz?
-Ubieram się, nie widzisz?
-Lena, błagam! O co Ci chodzi?
-O co mi chodzi? O co Tobie chodzi Lewandowski? Kiedy miałeś zamiar oznajmić mi, że masz chęć przeniesienia się do innego klubu?
-Jeszcze nigdzie nie idę i klubu nie zmieniam.
-"Jeszcze"!-zaakcentowałam jego słowo.
-Oj, chodź, wyjaśnię Ci!-pociągnął mnie za rękę do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie. Założyłam nogę na nogę i odłożyłam koralową marynarkę na oparcie kanapy.
-No więc?
-No więc, tak.. Posłuchaj. Cezary zaproponował zmianę klubu. Powiedział, że powinienem odejść pod koniec tego sezonu, żeby podtrzymać swoją wartość no i oczywiście od nowego roku móc rozwijać się sportowo. No i rozmawiał ze mną długo i rozmawiał już z zarządcami Borussi jak i Bayernu i...
-CO!? BAYERNU!? CZY JA DOBRZE SŁYSZE?! CHCESZ SIĘ PRZENIEŚĆ DO BAYERNU MONACHIUM?!-nie pozwoliłam mu dokończyć. Kiedy tylko usłyszałam nazwę tego klubu, od razu odruchowo wcięłam się w jego monolog i z wrażenia, aż wstałam z miejsca. Ba! Ja wręcz poderwałam się z miejsca.
-Lenuś uspokój się! Jeszcze nic nie jest postanowione!-bronił się-Nie chciałem Ci mówić teraz...
-No słusznie!! Może gdybym nie spytała się dziś kto dzwonił to wcale byś mi nie powiedział!-zaśmiałam się ironicznie-Myślałam, że jesteśmy parą...
-No bo jesteśmy!-skwitował brunet.
-Myślałam, że partnerzy mówią sobie wszystko! No i nie pomijają tak istotnych spraw jak ta!!
-Lenuś proszę Cię wyluzuj, przecież chciałem Ci powiedzieć..
-TAK CHCIAŁEŚ! CHCIAŁEŚ MNIE CHYBA POSTAWIĆ PRZED FAKTEM DOKONANYM! BRAWO ZA INTELIGENCJE LEWANDOWSKI!
Wkurzona złapałam za marynarkę, założyłam ją i udałam się w stronę drzwi frontowych. W korytarzu założyłam swoje szpilki i zabrałam torebkę, która wisiała na jednym z wieszaków. Robert usiłował mnie jeszcze zatrzymać ale na daremno mu to było, bo i tak uparłam się przy swoim i naprawdę wkurzyłam się na niego.
-Zachciało Ci się transferów! Boże, chcesz być jak Mario czy co?! Z resztą, nieważne!-rzuciłam przed wyjściem.
-Poczekaj, nie wkurzaj się za byle co!
-ZA BYLE CO, POWIADASZ?! JEZU, MYŚLAŁAM, ŻE JESTEŚ INNY...-skwitowałam i udałam się w stronę drzwi, ale zanim zdążyłam dotknąć klamki, napastnik pociągnął mnie za ramię i przyciągnął do siebie.-PUŚĆ MNIE!-wyrwałam się z jego uścisku i wyszłam z jego mieszkania, pełna nerwów.
Jak to moje szczęście, oczywiście natrafiłam na odjeżdżający już tramwaj niedaleko domu Roberta i byłam zmuszona wracać na piechotę w swoich szpilkach. No tak! Zachciało się Lenie przypodobać bardziej Lewandowskiemu to teraz ma! Szlak by to trafił. Te buty zawsze były dla mnie wygodne, ale nie na tak długą metę, jak dziś. Boże, myślałam, że nigdy nie dojdę z powrotem do swojego mieszkania. Ze względu na późną już dosyć porę, bo było krótko po 20, omackiem i po cichutku przemknęłam przez frontowe drzwi naszego domu. Pomyślałam, że Klaudia mogła paść na wyrko zmęczona po harówce na uczelni i od razu zasnęła, więc postanowiłam nie robić większego hałasu. Zdjęłam szpilki w korytarzu i od razu odetchnęłam z ulgą. Z przedpokoju powędrowałam w stronę kuchni, by napić się czegoś zimniejszego. Kiedy nalewałam sobie wody do szklanki usłyszałam głos mojej przyjaciółki, która ewidentnie z kimś rozmawiała. I to przez telefon, bo nie było słychać żadnego innego głosu. A z kim Laudia prowadziła taką zaciętą konwersację? Oczywiście z Wojtusiem, który pewnie znów zatęsknił za swoją ukochaną. Boże, u nich w związku to taka sielanka... Zero kłótni, łez. Cały czas tylko miłość i miłość. Kto by się spodziewał tego po takim towarzyskim Szczęsnym, który nigdy nie żałował sobie panienek na imprezach. No cóż. Widocznie zakochał się po uszy.
-Nie, jeszcze jej nie powiedziałam...-podsłuchałam akurat ten fragment ich rozmowy telefonicznej. Może to nie ładnie, ale zainteresowało mnie to, co przed chwilą wymamrotała Dębkowska-...Jeszcze jej powiem, spokojnie Wojtuś!... Mhmm, wiem. Wiem ale... Boję się jak zareaguje.-ciągnęła żwawo-...Wojtek, dobrze o tym wiem. Przecież i tak prędzej czy później się dowie. Nie da się pozostawić w tajemnicy faktu, że niedługo przeprowadzam się do Londynu...-zamarłam-Ok, papa! Buziaki skarbie!... Ja też Cię kocham!-ah, no więc ślicznie! Kolejna ważna dla mnie osoba zawiodła moją egzystencję. Może ona z tym Lewym to w ogóle nie mieli zamiaru mi powiedzieć o tak istotnych rzeczach. Wkurzyłam się i wparowałam do naszego salonu, gdzie na kanapie zastałam zdziwioną brunetkę, która na mój widok wytrzeszczyła oczy i patrzyła na mnie jak na ducha
-Hej Klauduś, chcesz mi coś powiedzieć, może?-zaczęłam. Byłam nieźle wkurzona. Najpierw Lewy i jego transfer, teraz to...
-Lena! Hej. Coś się stało?-próbowała zmienić temat.
-Coś się stało? Tak. Najpierw Lewy nieźle trzymał w sekrecie fakt, że ma zamiar odejść do stolicy Bawarii, to teraz moja najlepsza przyjaciółka zataja wiadomość, że wyprowadza się do swojego chłopaka do Londynu!-nie wiem co się ze mną działo. Byłam tak nieźle poddenerwowana, że aż podniosłam swój ton głosu-Wiesz co? Wszystko byłoby OK-zaakcentowałam ostatnie słowo-gdybyście mi o tym powiedzieli a nie okłamywali przez cały czas! Zmówiliście się czy co?-uspokoiłam się na chwile, wzięłam oddech, zamknęłam na chwile oczy i powstrzymałam łzy, po czym po prostu złapałam za telefon i wybiegłam z domu. Wiedziałam dobrze gdzie się udam. Po drodze wykręciłam numer do Marco, ale mój stan konta nie pozwalał mi na wykonanie tego połączenia. Zaklęłam cichutko pod nosem i tym razem już w wygodnych Vansach pomaszerowałam na ulicę przy której usytuowany był dom mojego przyjaciela i chyba nawet jedynej osoby, która jeszcze mnie dziś dobitnie nie zirytowała i przede wszystkim NIE OSZUKAŁA! Na szczęście do niego miałam blisko, więc wydaje mi się, że po chwili byłam już pod jego domem. Mizernie podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Nie czekałam długo. Lewy pomocnik Borussi Dortmund nie ukrywał swojego zdziwienia kiedy mnie zobaczył. Nic nawet nie mówił. Od razu wiedział, że coś jest nie tak, więc od razu mnie do siebie przytulił. Tak. Zdecydowanie to tego potrzebowałam! Marco to mój przyjaciel. To osoba do której mogę zawsze się zwrócić gdy mam problem. Nigdy jeszcze się na nim nie zawiodłam. Nawet teraz. Przyszłam do niego tak bez zapowiedzi a on zaprosił mnie do środka i dobrze wie, że coś się stało. Weszliśmy do salonu i od razu zasiedliśmy na przestronnej, skórzanej kanapie.
-Co się stało?!-w końcu zadał to pytanie. Nie mieliśmy przed sobą tajemnic, więc w sumie bez żadnych skrupułów zaczęłam opowiadać mu o całym dzisiejszym dniu.
-No więc...-oparłam swój łokieć o oparcie i podtrzymując dłonią twarz kontynuowałam-Zaczęło się od tego, że Lewy zaproponował mi wspólne popołudnie. Dawno się nie widzieliśmy, więc się zgodziłam. Na uczelni dobrze mi poszło i cieszyłam się dopóki nie dowiedziałam się o fakcie, że Kucharski namawia Roberta do transferu do Bayernu Monachium. Nikt mi nie mówił o jego planach, a myślałam, że skoro jestem jego dziewczyną to...Ach, z resztą...-westchnęłam-Ale to nie koniec! Wkurzona i silnie zmęczona wróciłam do domu, gdzie w dość nieładny sposób podsłuchałam rozmowę Klaudii z Wojtkiem i dowiedziałam się, że moja przyjaciółka wyprowadza się w najbliższym czasie do Szczęsnego do Londynu. PIĘKNIE, po prostu!!-wypuściłam powietrze z płuc i podniosłam głowę.
-Lencia... Tak mi przykro. Ale rozmawiałaś z nimi o tym?
-Co prawda, z Lewym to trochę się kłóciłam, ale nie pozwoliłam mu wyjaśniać, a Klaudii to w ogóle nie dopuściłam do głosu...
-No właśnie... Wiedziałem, że pewnie nie dasz im nic wytłumaczyć. Może usłyszałaś tylko jakąś część rozmów. Może wcale nie jest tak jak myślisz. Musisz z nimi pogadać. I z Robertem i z Klaudią. Nie ma innego, racjonalnego wyjścia z tej całej sytuacji.-skwitował.
-Może i masz rację, ale nie chcę z nimi dziś rozmawiać!-kiwnęłam przecząco głową-No i... Przepraszam, że tak Cię naszłam. Musiałam komuś powiedzieć, a nogi same poniosły mnie do Ciebie...-spojrzałam na niego przepraszająco i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Nie ma sprawy! Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przychodzić!-on również się uśmiechnął w moją stronę-Chodź, upichcimy coś, na pewno jesteś głodna.
-No w sumie...-zaśmiałam się
-Właśnie miałem przyrządzać spaghetti. Co Ty na to?
-Och, jasne! Pomogę Ci!-wstałam ochoczo z sofy i powędrowałam za blondynem do kuchni.
-Ok, więc Ty pokrój tamte pomidory, a ja zajmę się podsmażaniem mięsa.-podał mi deskę do krojenia, nóż i założył mi śnieżnobiały fartuch, którego na koniec zawiązał mi w pasie.
-Tylko nie zapomnij ugotować makaronu-puściłam do niego oczko i zajęłam się za przydzieloną mi czynność. Szybko się z tym uwinęłam, więc sprawdziłam w jakim stanie jest makaron. Uznałam, że gdzieś za minut będzie gotowy, więc skoro Marco przygotowywał jeszcze mięso, postanowiłam nakryć do stołu. Wyjęłam sztućce, serwetki, wyjęłam szklanki i talerze. Kiedy skończyłam wszystko ustawiać na stole w jadalni mój towarzysz przyniósł właśnie wielką michę makaronu i sos, który sam przygotował. Kiedy nałożył nam kolacji na talerze, oboje zasiedliśmy na przeciw siebie i zaczęliśmy konsumować owe danie, którego naprawdę szybko zniknęło z naszych talerzy. A tak pro po! Nie ma to jak mieć dwa nieco romantyczne dania jednego dnia i to z dwiema różnymi osobami! Naprawdę!!
-Ok, Lencia ja pojadę do sklepu kupić jakieś wino. Jedziesz ze mną?
-Nie, nie jedź sam. Ja posprzątam po kolacji-posłałam w jego stronę sympatyczny uśmiech i wstałam od stołu.
-W porządku, więc wracam za kilka minut, bo zajadę do tego sklepiku za rogiem.
-Będę czekać! Pa!-pożegnałam blondyna i powróciłam do jadalni. Zabrałam się za znoszenie wszystkiego do kuchni. Kiedy wstawiałam talerze i kubki do zmywarki poczułam się nagle bardzo słabo. Złapałam się za głowę, tłukąc przy tym jedną ze szklanek. Poczułam się niesamowicie okropnie. Nagle coś ścisnęło mnie w brzuchu, a ja poczułam jak z nosa ciurkiem wydobywa się krew. Nie musiałam martwić się długo, bo po chwili poczułam jak uderzam całym ciałem o zimne kafelki w kuchni i nagle po prostu zasypiam....
__________________________
Dzień Dobry kochane! Czy u was też takie wielkie upały? Wczoraj troszkę popadało a dziś znów gorąc. Co do tego rozdziału to jedna wielka NUDA! Jestem niezadowolona z siebie. Czuję, że to mega marny rozdział i prawie nic się w nim nie działo. Przepraszam was za to, że pewnie nieźle się męczyłyście czytając to coś, no o ile w ogóle chciało wam się czytać ;) Ok, nie zanudzam dłużej. Buziaki kochane! ;*