środa, 31 lipca 2013

Rozdział 24

         Lena


     Marco przybliżył się w moją stronę jeszcze bardziej. Złapał moją twarz w swoje silne, ciepłe dłonie i uniósł ją ku górze, bym mogła swobodnie patrzeć w jego oczy. Emanowało od niego takim ciepłem, pozytywną energią... Jak zawsze. Uśmiechnięty, pełen życia, zadowolony, radosny i dowcipny Marco... Po chwili takiego wpatrywania się w siebie nawzajem, lewy pomocnik Borussi Dortmund przybliżył swoje usta jeszcze bliżej moich, tak jakby chciał mnie pocałować. W ostatniej chwili jednak odwróciłam głowę i na całe szczęście do niczego między nami nie doszło. 
-Marco, ja nie mogę... 
-Kochasz go? Nadal go kochasz...-wyszeptał. 
-Zakochałam się w nim już podczas naszego pierwszego spotkania, kiedy uratował mnie przed upadkiem na mokre kafelki na basenie...-uśmiechnęłam się sama do siebie-...i kiedy mnie zdradził... Tylko z początku czułam wstręt i nienawiść, jednak z czasem wszystko się unormowało. Wmawiałam sobie, że już go nie kocham ale to była tylko wymówka. Nigdy nie przestałam go kochać. Przepraszam...-rozpłakałam się na dobre. Nie byłam w stanie dalej ranić uroczego blondyna. Po prostu odwróciłam się i chciałam jak najszybciej się stąd ulotnić. 
-Lena poczekaj!!-usłyszałam krzyk za plecami, po czym poczułam dłoń chłopaka na swoim ramieniu, która delikatnie obróciła mnie tak, abym patrzyła w oczy piłkarza.-Nie odchodź tak bez słowa...
-Ja po prostu... Nienawidzę ranić ludzi na których mi zależy...
-Wiem... Rozumiem. Lencia, znam Cię. Chodź Tu...-wzruszył ramionami i przyciągnął mnie w swoją stronę. Jego ręce oplotły moje ciało a ja wtuliłam się w jego tors. To był taki nasz przyjacielski uścisk. Tak zawsze się przytulaliśmy i nawet lubiliśmy to robić.-Kocham Cię i chcę Twojego szczęścia, a skoro będziesz szczęśliwa z Robertem to ja również będę szczęśliwy.-wyszeptał i pogłaskał moje włosy.
-Nie udawaj, wiem, że to Cię boli...
-Nie boli Lenuś!-zaśmiał się, choć sama nie wiem czy to nie miało być po prostu ukrycie swoich prawdziwych uczuć-Nie myśl tak...
-Chciałabym żebyśmy byli przyjaciółmi...-odsunęłam się od niego-Chciałabym, żeby było tak jak dotychczas. 
-Dla Ciebie wszystko...-odparł-Chodź, odprowadzę Cię do domu, bo już się ściemnia.-Nie protestowałam. Naprawdę, niebo już powoli zmieniało swoją barwę na tę nocną, a księżyc powoli wschodził. Powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę mojego i Klaudii domu, gdzie dotarliśmy już po 20 minutach. Nie odeszliśmy za daleko, bo tylko do pobliskiego parku, więc w sumie nie szliśmy długo. Przez prawie całą drogę powrotną, żadne z nas się nie odzywało. Było jakoś... inaczej. Dziwnie. Wiem, że kocham Roberta, ale Marco? Marco był i jest dla mnie jednym z najlepszych przyjaciół. Jest jak brat, ale nie wiem czy czuję do niego coś więcej. On był kiedy go potrzebowałam. Pojawił się, zakochał jeszcze bardziej, liczył na coś więcej  i teraz na dodatek dostał ode mnie kosza. Za co? Czuję się jakbym go wykorzystała. W końcu, był na każde moje zawołanie. Kiedy tylko go potrzebowałam on się zjawiał, a w końcowym rezultacie mówię mu, że wciąż kocham Roberta. Ślicznie Gilbert, ślicznie! Nikt nie umie tak ranić ludzi jak ta głupia Lena z małego miasta. Co ja do niego czuję? 
-No to jesteśmy...-usłyszałam cichy głos blondyna.-Będę leciał...To... Cześć.-kiedy Marco zaczął odchodzić wpatrywałam się w jego szczupłą sylwetkę. Jeszcze kilka miesięcy temu przychodził tu, a dziś patrzę na to jak odchodzi? O nie... Nie mogę go ot tak, po prostu stracić!
-Marco zaczekaj!-podbiegłam do niego-Nie róbmy sobie tego. Kocham Roberta i Ciebie też, ale nie wiem czy jako kogoś innego, czy jako przyjaciela, lub brata. Nie wiem co czuję. Teraz jestem z Lewym i...
-Spokojnie. Ja nie poddaję się tak łatwo.-puścił mi oczko-Przez ten czas zadowolę się przyjaźnią... Ale jeśli Lewy jeszcze raz Cię skrzywdzi to wtedy już nie odpuszczę. Nie poddam się nigdy. Będę czekał tyle ile będzie trzeba...-podszedł bliżej, pocałował mnie, ale w policzek, wymamrotał krótkie "Do zobaczenia" i odszedł, pozostawiając mnie samą ze swoimi myślami i mętlikiem w głowie. 

















Kochany Pamiętniku!
     
     Ludzie przychodzącą i odchodzą a my musimy iść dalej. Ja jestem w kropce. Nie potrafię się ustatkować. Niby mam już te 20 lat, a nie potrafię ustabilizować się w swoich uczuciach. Od 7 dni nie wychodziłam z domu. Nie spotykałam się z Robertem ani Marco. Cały czas znajdowałam jakiś pretekst, by pozostać w domu, pod ciepłym kocem, z kubkiem gorącej herbaty i w towarzystwie Klaudii. Mimo, że od tego całego zdarzenia z pomocnikiem Borussi Dortmund minął już trochę więcej niż miesiąc, waham się co do swoich uczuć. Co czuję? Chciałabym, żeby wszystko było prostsze. Poznałam Roberta 4 lipca. Wtedy moje życie totalnie się odmieniło. Pokochałam go. Tak... Zakochałam się w nim na zabój. Od pierwszego wejrzenia. Co dziwne, nigdy nie wierzyłam w takową miłość. Niestety moje życie obróciło się o 360 stopni, kiedy dowiedziałam się, że najlepszy przyjaciel mojego ukochanego czuje do mnie coś więcej niż tylko przyjaźń. I cóż mam począć? Zawsze jakoś radziłam sobie z problemami, ale przez to wszystko nie jestem w stanie racjonalnie myśleć. Może powinnam wybrać Roberta, bo kocham go od tak dawna. Bo sprawia, że się uśmiecham, jest wiecznie wesoły i dzięki niemu potrafię wstać rano z łóżka i cieszyć się nowym dniem... A może Marco? Może powinnam w końcu, pierwszy raz w życiu zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę, bo młody blondyn zakochał się we mnie? Bo potrafi mnie zrozumieć, pogadać i pocieszyć? A może wcale nie muszę się zastanawiać? Może najlepszą opcją byłoby odpuszczenie sobie obojgu. Wyjechać gdzieś i zacząć nowe życie, z nowymi ludźmi. Nie wiem... Wszystko stało się trudniejsze. Co powinnam zrobić? Kogo wybrać? 







     Odłożyłam długopis na biurko, a notes w aksamitnym obiciu zamknęłam i jak zwykle schowałam na dnie szafy. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 4:58 nad ranem. Nie potrafię spać przez to wszystko co dzieje się wokół mnie. Mam problemy ze snem, a w dzień gubię koncentrację. Nie jestem w stanie racjonalnie myśleć. Ciągle przesiaduję w domu i miewam przytłaczające samopoczucie, które po jakimś czasie zamienia się w wulkan energii. Nie potrafiłam już ponownie zasnąć. Myśli wirowały mi po głowie. Wstałam i od razu udałam się na dół. Jak codziennie. To stało się takie monotonne... Codzienne pobudki z rana, śniadania w kuchni, kilka słów zamienionych z przyjaciółką i wyjście na uczelnie. Nic ciekawego. Chłopaki całe dnie spędzają na Signal Iduna Park i trenują. Mamy już początek maja. Nie długo koniec sezonu, roku studenckiego i początek wakacji. Powinnam się cieszyć, że niebawem będę mogła pospać sobie do późna, co wręcz uwielbiałam robić, że nie będę musiała siedzieć nocami w książkach i pisać artykułów na wykłady u profesora Millera, a ja? Co robię? Zamiast wyczekiwać wolnych dni, to przesiaduję przybita w domu. Brawo za inteligencję Lena! Mniejsza o to! Dziś pogoda dopisywała. Ponownie można było już o tak wczesnej porze dostrzec na termometrach prawie 18 stopni Celsjusza. W kuchni zaparzyłam sobie herbatę, bo kawy to już nawet nie pamiętam kiedy piłam. Jakoś ostatnio wcale mi ona nie smakuje, choć jeszcze z miesiąc temu piłam ją nałogowo. Z kubkiem wypełnionym wrzątkiem, pobiegłam z powrotem na górę i odpaliłam swoje laptopa. Wyczekując zalogowania i całego procesu uruchamiania Windowsa, postanowiłam wybrać jakieś ciuchy, w których dziś udam się na uczelnię. Wybrałam coś typowego dla mnie. Morelowe, cienkie spodnie 7/8, biały top, koralowy żakiet i postanowiłam ubrać jeszcze dziś moje beżowe szpilki, w których dawno ostatnio nie chodziłam. Wszystkie ubrania położyłam na zaścielonym już łóżku i podeszłam do biurka, siadając na obrotowym krześle, upijając łyk herbaty i otwierając przeglądarkę internetową. Oczywiście pierwsze co zrobiłam to zalogowałam się na Facebooka. Cóż ja mogłam innego robić, nie? Nałogowo przeglądam tę witrynę. W sumie nic ciekawego się na tym świecie nie działo. Ludzi prawie w ogóle na czacie nie było, a nikt nic ciekawego na tablicy nie udostępnił. Twierdziłam tak dopóki nie otrzymałam wiadomości od Angeli, z którą najczęściej siedzę na wykładach. Moja blond włosa koleżanka poinformowała mnie, że do końca tego roku nasza grupa ma zajęcia na 8:00, czasem 9:00 rano, ale za to kończy troszkę wcześniej. Naprawdę dobiła mnie ta wiadomość! Kolejne ujemne punkty do dobrego samopoczucia! Ach.. jakież to nudne ja mam życie, nie sądzicie? Nic się nie dzieje... Sprawdziłam jeszcze pocztę, na którą nie przyszło nic po za reklamami jakiś marketów, nie wiem... Od razu coś takiego ląduje u mnie w koszu. Włączyłam jeszcze Skype i tam w końcu coś się działo, no a przynajmniej był ktoś dostępny. Mianowicie rzecz jasna, mowa o moim ukochanym chłopaku. Od razu gdy zobaczył mnie dostępną zadzwonił, a ja odebrałam. 
-Dzień Dobry słońce! Co Ty tak wcześnie tu robisz!?-zdziwił się. 
-Jak to co? Wybieram się niedługo na uczelnię. Lepsze pytanie to co Ty tu robisz?
-A nie mogłem spać. Jakoś tak...
-Mhm, rozumiem co czujesz...-uśmiechnęłam się.
-A gdzie masz Klaudię?-spytał
-Śpi.-odparłam zrezygnowana-Ona ma dopiero na 14 zajęcia, więc może sobie pospać. Mi niestety nie było to dane.-westchnęłam-Ok, Ty sobie nawijaj, a ja będę się ubierać.-bez skrupułów zdjęłam bluzkę od pidżam i byłam w samym staniku przed cieszącym się Lewandowskim.-Co Cię tak bawi, skarbie?-zakładałam właśnie biały top, kiedy Lewy nie krył swojego zażenowania. 
-Wtedy było lepiej!-zaśmiał się-W ogóle bardzo dawno u mnie nie byłaś...
-Tak, tak, wiem. Skarbie nie mam czasu w ogóle. Pół dnia siedzę na uczelni, po zajęciach jadę zrobić jakieś zakupy, potem siedzę w książkach do wieczora, piszę artykuły i załatwiam inne duperele na studia. Takie to życie studentki... 
-A Ty znajdujesz w ogóle czas na jedzenie?-uśmiechnął się, a ja byłam właśnie na etapie rozczesywania swoich długich włosów. 
-Szczerze? Zjem coś przelotnie. Zazwyczaj to 'coś' jest w postaci kanapki, albo jogurtu, czy nawet płatków na mleku. Ani ja, ani Klaudia nie mamy czasu ani sił na przyrządzanie obiadków. Bywa, że upichcimy coś na kolacje, ale to rzadko się już zdarza.
-Wiesz, że powinnaś jeść 5 posiłków dziennie?
-Wiem skarbie, ale ja po prostu nie mam na to czasu, zrozum. 
-Słońce, to Ty zawsze trujesz mi dupę, że mam dbać o formę i zdrowo się odżywiać, a ja widzę, że sama o siebie zadbać nie umiesz. Chyba muszę wziąć sprawy w swoje ręce-puścił mi oczko. 
-Oj daj spokój, przecież w anoreksję nie wpadnę!-zaśmiałam się-Po za tym ja nawet nie schudłam. Ba.. Wydaje mi się, że nawet przytyłam, nie sądzisz?
-Nie! Głupoty pleciesz kochanie!-wypuściłam głośno powietrze z płuc i kiwnęłam przecząco głową. 
-Szpilki czy balerinki?
-A w czym Ci wygodniej?
-A w czym Ci się bardziej podobam?
-W takim razie, zdecydowanie szpilki!-puścił mi oczko-Ej a może przyjadę dziś po Ciebie i pojedziemy potem do mnie? Od tak dawna u mnie nie byłaś. Musimy nadrobić zaległości-uśmiechnął się szeroko i zrobił ten charakterystyczny ruch brwiami.
-Masz szczęście, że rozmawiamy przez Skype, bo właśnie dostałbyś czymś po łbie, zboczeńcu!-zaśmiałam się i spojrzałam na napastnika Dortmundu.
-Ej no ale Lencia. Tak na serio mówię. Nie jedź dziś samochodem. Ja Cię zabiorę z uczelni.
-No w sumie... Dawno się nie widzieliśmy...-westchnęłam i zabrałam się za pakowanie torby na zeszyty i inne pierdółki.
-Czyli jesteśmy umówieni, tak?
-Tak, tak. Ok, Robciu, ja się zbieram bo w takim razie muszę dojść na przystanek tramwajowy.
-Dobrze, bądź ostrożna!
-Obiecuję! Papa! -posłałam mu buziaka, po czum rozłączyłam się i zamknęłam laptopa. Wyciągnęłam swoje beżowe szpilki z szafy i nałożyłam je na nogi, po czym ostrożnie zeszłam po krętych schodach i wpadłam do kuchni. Urwałam karteczkę samoprzylepną, napisałam na niej wiadomość dla Klaudii, w której poinformowałam ją, że ma dziś samochód do własnej dyspozycji, gdyż spędzam dziś popołudnie z moim ukochanym. Gdy już umiejscowiłam ją na lodówce, zarzuciłam torbę na ramię, wzięłam klucze z korytarza i wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi.















     Wszystkie wykłady zakończyły się o godzinie 15, a ja wyszłam dziś z uczelni akurat w bardzo dobrym humorze, gdyż okazało się, że za poprzedni artykuł, który pisałam dla profesora Millera, został najwyżej oceniony i tak spodobał się wykładowcy, że postanowił pogadać ze swoim przyjacielem, który jest redaktorem naczelnym jednej z Dortmundzkich gazet, żeby umieścić ten artykuł w najbliższym miesięczniku! Wspaniała wiadomość! Może kiedyś dostanę tam staż, kto wie co przyniesie nam los. Pełna pozytywnej energii wyszłam przed gmach uczelni i kierowałam się w stronę parkingu. Zanim zdążyłam dojść na miejsce ktoś zatrzymał mnie i zakrył mi oczy, po czym pocałował moją szyję. Tak! Po tym już wiedziałam, że to z pewnością Robert! Odwróciłam się i przywitałam go namiętnym pocałunkiem w usta.
-Jak było?-uśmiechnął się.
-Bardzo dobrze! Mój artykuł tak spodobał się profesorowi, że może nawet wydadzą go w miesięczniku jakiegoś Dortmundzkiego brukowca!-zaśmiałam się.
-Gratulacje, więc mamy dziś co świętować!-po raz kolejny dziś poruszył swoimi brwiami.
-No nie wiem..-odruchowo przegryzłam dolną wargę.
-Oj, chodźmy już bo zaraz nie wytrzymam! Zbyt pociągasz ludzi!
-Haha, Lewandowski i jego brak umiejętności panowania nad sobą.-zaśmiałam się i wsiadłam do auta mojego chłopaka. Zasiedliśmy wygodnie, zapieliśmy pasy i ruszyliśmy w drogę. Oczywiście Robert, jak to on, pasjonat szybkiej jazdy musiał akurat jechać w miarę szybko. W ogóle jakby nie zwracał uwagi na licznik.-Chcesz nas zabić? Zwolnij trochę...
-No już, już... Zwalniam, skarbie.-akurat dojechaliśmy do skrzyżowania, gdzie mieliśmy czerwone światło, więc mój luby skorzystał z okazji i namiętnie zaczął całować mnie, a ja rzecz jasna oddawałam wszystkie pocałunki. Po jakiejś minucie stania w korku, ktoś upomniał nas trąbiąc głośno na nas, bo my byliśmy tak zajęci sobą, że zupełnie zapomnieliśmy, że stoimy na światłach i przed chwilą zapaliło nam się zielone światło. Niebawem po minięciu skrzyżowania dojechaliśmy na miejsce, tj. pod dom Roberta. Wysiadłam z auta i od razu zostałam poprowadzona w stronę drzwi, które mój ukochany otworzył jednym przekręceniem kluczy. Lewy przepuścił mnie w drzwiach, jak przystało na dżentelmena, którym napastnik był. Weszliśmy do przedpokoju, gdzie brunet złapał mnie za rękę i poprowadził do jadalni. Kiedy weszliśmy do owego pomieszczenia, moim oczom ukazał się widok na przepyszny obiad, świece i niesamowicie elegancko przystrojony stół. Napastnik podszedł do mnie i położył swoje dłonie na moich ramionach.
-Mówiłaś, że nie masz czasu na spożywanie posiłków, więc przyrządziłem dziś nam romantyczny OBIAD przy świecach, coś dla odmiany. Siadaj skarbie!-odsunął mi krzesło i zanim zasiadł na przeciwko mnie, złożył delikatny pocałunek na moim bladym policzku.
-Wiesz, że jesteś wielki?-uśmiechnęłam się.
-Wiem, wiem!-zajęliśmy się spożywaniem posiłku, ale oczywiście nie obyło się bez śmiechów i żartów. Opowiadaliśmy sobie jak tam nam mijają dni, aż w końcu coś mną tknęło i zrobiło mi się nadzwyczaj niedobrze. Złapałam się za brzuch i popiłam wodą i na szczęście to dziwne uczucie minęło.
-Wszystko ok?-zapytał zatroskany Lewandowski.
-Tak, tak. Już ok.-uśmiechnęłam się i dokończyłam spożywać posiłek, który szybko po tym zniknął z mojego talerza. Wypiłam do końca wodę mineralną i wstałam od stołu. Lewy poszedł na chwilę do łazienki, a ja zabrałam się za sprzątanie po obiedzie. Wstawiłam wszystkie naczynia do zmywarki i podeszłam do zlewu, by umyć ręce. Niespodziewanie poczułam czyjeś, no właściwie to Roberta dłonie na moich biodrach, a potem jego usta na mojej szyi. Zaśmiałam się pod nosem, gdy poczułam jego język i delikatne łaskotanie.
-Wiesz jak Ty mnie pociągasz?-jednym ruchem odwrócił mnie w swoją stronę i wpił się w moje usta tak zachłannie jak prawie nigdy. Zarzuciłam swoje ręce za jego szyję i dalej namiętnie się z nim całowałam. Czułam jego oddech i nieskazitelny zapach perfum. Po chwili Lewy wziął mnie na ręce i posadził na blacie kuchennym. Ściągnął ze mnie marynarkę, po czym zabrał się za moją bluzkę. Gdy byłam już w samym staniku to ja ściągnęłam jego t-shirt i rzuciłam gdzieś przed siebie. Jego dłonie jeździły po moich plecach, a moje nogi oplotły jego pas. Poczułam jak unoszę się do góry i zaraz byłam już przybita do ściany. To nie byliśmy my. To był inny Robert i inna Lena. Teraz byliśmy tak spragnieni siebie jak nigdy. Pożądaliśmy siebie nawzajem. Szybko przenieśliśmy się do sypialni mojego ukochanego gdzie prędko wylądowaliśmy na łóżku, gdzie po długich czułościach Robert przeszedł do rzeczy i to o czym marzył od samego rana.

















-Chcesz coś do picia?-spytał kiedy bawił się kosmykami moich włosów.
-Może wody...-uśmiechnęłam się w jego stronę. Wtedy Robert wyszedł z łóżka i powędrował w samych bokserkach na dół po szklankę wody specjalnie dla mnie. Miałam wtedy chwilę dla siebie, dlatego szybko ubrałam swoją bieliznę i po kliku minutowym czekaniu na mojego ukochanego znudziło mi się wyczekiwanie na niego w sypialni, dlatego wzięłam jego koszulę w kratę, która leżała na krześle i nałożyłam ją na siebie. Tak właśnie ubrana zeszłam na dół i weszłam do kuchni. Zastałam tam Roberta rozmawiającego przez telefon. Przechwyciłam od niego tę szklankę wody, która jak się domyślam była dla mnie i szybko opróżniłam jej zawartość. Kiedy Lewy się rozłączył wtuliłam się w jego nagi tors i kątem oka spoglądałam na jego uśmiechniętą twarz.
-Powinnaś tak częściej chodzić.-stwierdził.
-Dla kogo?-zaśmiałam się.
-Jak to dla kogo? Dla mnie oczywiście!-znów zajął się zabawą moimi ciemnymi włosami, ale to było nawet przyjemne.
-Kto dzwonił?-zmieniłam temat.
-Kucharski.-na to nazwisko od razu odsunęłam się od Lewandowskiego i spojrzałam na niego pytająco-Transfer.-odparł, a mnie zamurowało. Robert nie wspominał o żadnym transferze, czy przenosinach do innego klubu.
-Jak to? O czym Ty mówisz?
-E tam, nie ważne! Nie rozmawiajmy teraz o tym.-próbował mnie pocałować ale ja odsunęłam się i spojrzałam na niego.
-A kiedy masz zamiar o tym pogadać?-wyszłam z kuchni i weszłam po schodach, po czym do sypialni. Lewy kroczył tuż za mną. Ja zdjęłam z siebie jego koszulkę i zaczęłam ubierać się w swoje ubrania, które zabrałam z krzesła w kuchni.
-Co Ty robisz?
-Ubieram się, nie widzisz?
-Lena, błagam! O co Ci chodzi?
-O co mi chodzi? O co Tobie chodzi Lewandowski? Kiedy miałeś zamiar oznajmić mi, że masz chęć przeniesienia się do innego klubu?
-Jeszcze nigdzie nie idę i klubu nie zmieniam.
-"Jeszcze"!-zaakcentowałam jego słowo.
-Oj, chodź, wyjaśnię Ci!-pociągnął mnie za rękę do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie. Założyłam nogę na nogę i odłożyłam koralową marynarkę na oparcie kanapy.
-No więc?
-No więc, tak.. Posłuchaj. Cezary zaproponował zmianę klubu. Powiedział, że powinienem odejść pod koniec tego sezonu, żeby podtrzymać swoją wartość no i oczywiście od nowego roku móc rozwijać się sportowo. No i rozmawiał ze mną długo i rozmawiał już z zarządcami Borussi jak i Bayernu i...
-CO!? BAYERNU!? CZY JA DOBRZE SŁYSZE?! CHCESZ SIĘ PRZENIEŚĆ DO BAYERNU MONACHIUM?!-nie pozwoliłam mu dokończyć. Kiedy tylko usłyszałam nazwę tego klubu, od razu odruchowo wcięłam się w jego monolog i z wrażenia, aż wstałam z miejsca. Ba! Ja wręcz poderwałam się z miejsca.
-Lenuś uspokój się! Jeszcze nic nie jest postanowione!-bronił się-Nie chciałem Ci mówić teraz...
-No słusznie!! Może gdybym nie spytała się dziś kto dzwonił to wcale byś mi nie powiedział!-zaśmiałam się ironicznie-Myślałam, że jesteśmy parą...
-No bo jesteśmy!-skwitował brunet.
-Myślałam, że partnerzy mówią sobie wszystko! No i nie pomijają tak istotnych spraw jak ta!!
-Lenuś proszę Cię wyluzuj, przecież chciałem Ci powiedzieć..
-TAK CHCIAŁEŚ! CHCIAŁEŚ MNIE CHYBA POSTAWIĆ PRZED FAKTEM DOKONANYM! BRAWO ZA INTELIGENCJE LEWANDOWSKI!
Wkurzona złapałam za marynarkę, założyłam ją i udałam się w stronę drzwi frontowych. W korytarzu założyłam swoje szpilki i zabrałam torebkę, która wisiała na jednym z wieszaków. Robert usiłował mnie jeszcze zatrzymać ale na daremno mu to było, bo i tak uparłam się przy swoim i naprawdę wkurzyłam się na niego.
-Zachciało Ci się transferów! Boże, chcesz być jak Mario czy co?! Z resztą, nieważne!-rzuciłam przed wyjściem.
-Poczekaj, nie wkurzaj się za byle co!
-ZA BYLE CO, POWIADASZ?! JEZU, MYŚLAŁAM, ŻE JESTEŚ INNY...-skwitowałam i udałam się w stronę drzwi, ale zanim zdążyłam dotknąć klamki, napastnik pociągnął mnie za ramię i przyciągnął do siebie.-PUŚĆ MNIE!-wyrwałam się z jego uścisku i wyszłam z jego mieszkania, pełna nerwów.















    Jak to moje szczęście, oczywiście natrafiłam na odjeżdżający już tramwaj niedaleko domu Roberta i byłam zmuszona wracać na piechotę w swoich szpilkach. No tak! Zachciało się Lenie przypodobać bardziej Lewandowskiemu to teraz ma! Szlak by to trafił. Te buty zawsze były dla mnie wygodne, ale nie na tak długą metę, jak dziś. Boże, myślałam, że nigdy nie dojdę z powrotem do swojego mieszkania. Ze względu na późną już dosyć porę, bo było krótko po 20, omackiem i po cichutku przemknęłam przez frontowe drzwi naszego domu. Pomyślałam, że Klaudia mogła paść na wyrko zmęczona po harówce na uczelni i od razu zasnęła, więc postanowiłam nie robić większego hałasu. Zdjęłam szpilki w korytarzu i od razu odetchnęłam z ulgą. Z przedpokoju powędrowałam w stronę kuchni, by napić się czegoś zimniejszego. Kiedy nalewałam sobie wody do szklanki usłyszałam głos mojej przyjaciółki, która ewidentnie z kimś rozmawiała. I to przez telefon, bo nie było słychać żadnego innego głosu. A z kim Laudia prowadziła taką zaciętą konwersację? Oczywiście z Wojtusiem, który pewnie znów zatęsknił za swoją ukochaną. Boże, u nich w związku to taka sielanka... Zero kłótni, łez. Cały czas tylko miłość i miłość. Kto by się spodziewał tego po takim towarzyskim Szczęsnym, który nigdy nie żałował sobie panienek na imprezach. No cóż. Widocznie zakochał się po uszy.
-Nie, jeszcze jej nie powiedziałam...-podsłuchałam akurat ten fragment ich rozmowy telefonicznej. Może to nie ładnie, ale zainteresowało mnie to, co przed chwilą wymamrotała Dębkowska-...Jeszcze jej powiem, spokojnie Wojtuś!... Mhmm, wiem. Wiem ale... Boję się jak zareaguje.-ciągnęła żwawo-...Wojtek, dobrze o tym wiem. Przecież i tak prędzej czy później się dowie. Nie da się pozostawić w tajemnicy faktu, że niedługo przeprowadzam się do Londynu...-zamarłam-Ok, papa! Buziaki skarbie!... Ja też Cię kocham!-ah, no więc ślicznie! Kolejna ważna dla mnie osoba zawiodła moją egzystencję. Może ona z tym Lewym to w ogóle nie mieli zamiaru mi powiedzieć o tak istotnych rzeczach. Wkurzyłam się i wparowałam do naszego salonu, gdzie na kanapie zastałam zdziwioną brunetkę, która na mój widok wytrzeszczyła oczy i patrzyła na mnie jak na ducha
-Hej Klauduś, chcesz mi coś powiedzieć, może?-zaczęłam. Byłam nieźle wkurzona. Najpierw Lewy i jego transfer, teraz to...
-Lena! Hej. Coś się stało?-próbowała zmienić temat.
-Coś się stało? Tak. Najpierw Lewy nieźle trzymał w sekrecie fakt, że ma zamiar odejść do stolicy Bawarii, to teraz moja najlepsza przyjaciółka zataja wiadomość, że wyprowadza się do swojego chłopaka do Londynu!-nie wiem co się ze mną działo. Byłam tak nieźle poddenerwowana, że aż podniosłam swój ton głosu-Wiesz co? Wszystko byłoby OK-zaakcentowałam ostatnie słowo-gdybyście mi o tym powiedzieli a nie okłamywali przez cały czas! Zmówiliście się czy co?-uspokoiłam się na chwile, wzięłam oddech, zamknęłam na chwile oczy i powstrzymałam łzy, po czym po prostu złapałam za telefon i wybiegłam z domu. Wiedziałam dobrze gdzie się udam. Po drodze wykręciłam numer do Marco, ale mój stan konta nie pozwalał mi na wykonanie tego połączenia. Zaklęłam cichutko pod nosem i tym razem już w wygodnych Vansach pomaszerowałam na ulicę przy której usytuowany był dom mojego przyjaciela i chyba nawet jedynej osoby, która jeszcze mnie dziś dobitnie nie zirytowała i przede wszystkim NIE OSZUKAŁA! Na szczęście do niego miałam blisko, więc wydaje mi się, że po chwili byłam już pod jego domem. Mizernie podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Nie czekałam długo. Lewy pomocnik Borussi Dortmund nie ukrywał swojego zdziwienia kiedy mnie zobaczył. Nic nawet nie mówił. Od razu wiedział, że coś jest nie tak, więc od razu mnie do siebie przytulił. Tak. Zdecydowanie to tego potrzebowałam! Marco to mój przyjaciel. To osoba do której mogę zawsze się zwrócić gdy mam problem. Nigdy jeszcze się na nim nie zawiodłam. Nawet teraz. Przyszłam do niego tak bez zapowiedzi a on zaprosił mnie do środka i dobrze wie, że coś się stało. Weszliśmy do salonu i od razu zasiedliśmy na przestronnej, skórzanej kanapie.
-Co się stało?!-w końcu zadał to pytanie. Nie mieliśmy przed sobą tajemnic, więc w sumie bez żadnych skrupułów zaczęłam opowiadać mu o całym dzisiejszym dniu.
-No więc...-oparłam swój łokieć o oparcie i podtrzymując dłonią twarz kontynuowałam-Zaczęło się od tego, że Lewy zaproponował mi wspólne popołudnie. Dawno się nie widzieliśmy, więc się zgodziłam. Na uczelni dobrze mi poszło i cieszyłam się dopóki nie dowiedziałam się o fakcie, że Kucharski namawia Roberta do transferu do Bayernu Monachium. Nikt mi nie mówił o jego planach, a myślałam, że skoro jestem jego dziewczyną to...Ach, z resztą...-westchnęłam-Ale to nie koniec! Wkurzona i silnie zmęczona wróciłam do domu, gdzie w dość nieładny sposób podsłuchałam rozmowę Klaudii z Wojtkiem i dowiedziałam się, że moja przyjaciółka wyprowadza się w najbliższym czasie do Szczęsnego do Londynu. PIĘKNIE, po prostu!!-wypuściłam powietrze z płuc i podniosłam głowę.
-Lencia... Tak mi przykro. Ale rozmawiałaś z nimi o tym?
-Co prawda, z Lewym to trochę się kłóciłam, ale nie pozwoliłam mu wyjaśniać, a Klaudii to w ogóle nie dopuściłam do głosu...
-No właśnie... Wiedziałem, że pewnie nie dasz im nic wytłumaczyć. Może usłyszałaś tylko jakąś część rozmów. Może wcale nie jest tak jak myślisz. Musisz z nimi pogadać. I z Robertem i z Klaudią. Nie ma innego, racjonalnego wyjścia z tej całej sytuacji.-skwitował.
-Może i masz rację, ale nie chcę z nimi dziś rozmawiać!-kiwnęłam przecząco głową-No i... Przepraszam, że tak Cię naszłam. Musiałam komuś powiedzieć, a nogi same poniosły mnie do Ciebie...-spojrzałam na niego przepraszająco i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Nie ma sprawy! Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przychodzić!-on również się uśmiechnął w moją stronę-Chodź, upichcimy coś, na pewno jesteś głodna.
-No w sumie...-zaśmiałam się
-Właśnie miałem przyrządzać spaghetti. Co Ty na to?
-Och, jasne! Pomogę Ci!-wstałam ochoczo z sofy i powędrowałam za blondynem do kuchni.
-Ok, więc Ty pokrój tamte pomidory, a ja zajmę się podsmażaniem mięsa.-podał mi deskę do krojenia, nóż i założył mi śnieżnobiały fartuch, którego na koniec zawiązał  mi w pasie.
-Tylko nie zapomnij ugotować makaronu-puściłam do niego oczko i zajęłam się za przydzieloną mi czynność. Szybko się z tym uwinęłam, więc sprawdziłam w jakim stanie jest makaron. Uznałam, że gdzieś za  minut będzie gotowy, więc skoro Marco przygotowywał jeszcze mięso, postanowiłam nakryć do stołu. Wyjęłam sztućce, serwetki, wyjęłam szklanki i talerze. Kiedy skończyłam wszystko ustawiać na stole w jadalni mój towarzysz przyniósł właśnie wielką michę makaronu i sos, który sam przygotował. Kiedy nałożył nam kolacji na talerze, oboje zasiedliśmy na przeciw siebie i zaczęliśmy konsumować owe danie, którego naprawdę szybko zniknęło z naszych talerzy. A tak pro po! Nie ma to jak mieć dwa nieco romantyczne dania jednego dnia i to z dwiema różnymi osobami! Naprawdę!!
-Ok, Lencia ja pojadę do sklepu kupić jakieś wino. Jedziesz ze mną?
-Nie, nie jedź sam. Ja posprzątam po kolacji-posłałam w jego stronę sympatyczny uśmiech i wstałam od stołu.
-W porządku, więc wracam za kilka minut, bo zajadę do tego sklepiku za rogiem.
-Będę czekać! Pa!-pożegnałam blondyna i powróciłam do jadalni. Zabrałam się za znoszenie wszystkiego do kuchni. Kiedy wstawiałam talerze i kubki do zmywarki poczułam się nagle bardzo słabo. Złapałam się za głowę, tłukąc przy tym  jedną ze szklanek. Poczułam się niesamowicie okropnie. Nagle coś ścisnęło mnie w brzuchu, a ja poczułam jak z nosa ciurkiem wydobywa się krew. Nie musiałam martwić się długo, bo po chwili poczułam jak uderzam całym ciałem o zimne kafelki w kuchni i nagle po prostu zasypiam....




__________________________

Dzień Dobry kochane! Czy u was też takie wielkie upały? Wczoraj troszkę popadało a dziś znów gorąc. Co do tego rozdziału to jedna wielka NUDA! Jestem niezadowolona z siebie. Czuję, że to mega marny rozdział i prawie nic się w nim nie działo. Przepraszam was za to, że pewnie nieźle się męczyłyście czytając to coś, no o ile w ogóle chciało wam się czytać ;) Ok, nie zanudzam dłużej. Buziaki kochane! ;* 













     

środa, 24 lipca 2013

Rozdział 23

Lena


      Obudziło mnie delikatne łaskotanie po nagich ramionach. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się, unosząc przy tym głowę i spoglądając na radosnego Lewandowskiego, jakiego dawno nie widziałam. Był szczęśliwy. Można było to wyczytać z jego uśmiechu, spojrzenia, ust i całego wyrazu twarzy. Cały czas się uśmiechał i głaskał moje prawie ramię. Po chwili pocałował mnie w czoło i położył swoją brodę na mojej głowie. Lewy był w pozycji pół siedzącej a ja przytulona do jego torsu. Zaczęłam jeździć palcem po jego umięśnionej klacie, delikatnie się uśmiechając i co chwile cichutko chichocząc. 
-Jak się spało?-spytał, przerywając tę ciszę między nami. 
-Dobrze. Szczególnie, że z Tobą.-uniosłam swoje kąciki ust do góry. Zaraz po tym mój wzrok też skupił się na twarzy mojego lubego.
-Dawno nie spędziliśmy tak wspaniałej, wspólnej nocy, wiesz?-teraz jego ręka powędrowała wyżej, gładząc obecnie moje ciemne włosy, które po wczorajszej nocy są lekko potargane. 
-Wiem... Zobacz ile czasu musiało minąć, żebyśmy znów mogli się do siebie przytulić i poczuć nawzajem swoje ciepło... Tęskniłam za tym. 
-Zdecydowanie za dużo czasu....-zaśmiał się, ale po chwili spoważniał-Lenuś, wiesz... Chyba powinienem Ci wyjaśnić to wszy...
-Nie. Nie rozmawiajmy o tym i nawet nie wracajmy do tego, w porządku?-usiadłam na łóżku 'po turecku' i skupiłam swój wzrok na opartego o ramę łóżka napastnika Borussi Dortmund.-Wybaczyłam Ci minionej nocy i zapomniałam o tym. Tak jakby tego nie było... Jakby to się nigdy nie zdarzyło i naprawdę, nie musisz mi nic tłumaczyć. Wiem jaka jest Wiktoria. Lubi się zgrywać i mścić na ludziach... Ale nie dajmy jej tej satysfakcji, że zniszczyła nasz związek. Niech dowie się, że mamy się dobrze i nadal jesteśmy razem. 
-Znałaś ją?-przymrużył lekko oczy i zmarszczył czoło, po czym podrapał się po głowie.
 -Tak. Chodziłyśmy razem do jednej szkoły. 
-W Polsce?
-No tak... 
-I ona przyjechała tu, do Dortmundu, za Tobą, żeby się zemścić? Nie rozumiem... Zrobiłaś coś jej? Ty niegrzeczna byłaś. Z resztą nadal jesteś...-zażartował i zaśmiał się, za co dostał ode mnie poduszką w twarz. 
-Nie sugeruj nic więcej-zaśmiałam się sama i pomachałam mu palcem przed nosem-Nasze relacje nie są warte wzmianki. Po prostu Wiktoria jest taka i lubi być mściwa. Od zawsze taka była i się nie zmieniła. Myśli, że zniszczyła mnie i moją psychikę, ale jak się dowie, że znów jesteśmy razem to za pewne nieźle się wkurzy!-uśmiechnęłam się. 
-To może zrobię nam zdjęcie telefonem i wrzucę je na mój oficjalny profil na facebooku. Ona pewnie zobaczy ten post i będzie zła na samą siebie. Co Ty na taką zemstę z naszej strony?-uniósł dwa razy brwi i oboje zachichotaliśmy.
-W porządku.. Dawno nie robiliśmy sobie zdjęć z "rąsi" jak to mówi Wojtuś-puściłam do niego oczko. 
-No to chodź się połóż. Weź głowę na mój tors, zamknij oczy i udawaj, że śpisz, ale uśmiechnij się, żeby wiedziała, że miewasz się dobrze, no a ja nam pstryknę zdjęcie!-zakomunikował, a ja zrobiłam tak jak mi nakazał. Po kilku próbach, fotka autorstwa samego Lewandowskiego była już gotowa, wrzucona na laptop i zaraz też wylądowała na tablicy na oficjalnym fanpage'u Roberta, jak i na jego prywatnym koncie. Obie ilustrację szybko zdobyły sporo "lajków" i cieszyły się sporą popularnością. 
-Już widzę jej minę, jak zobaczy to zdjęcie...-potarłam o siebie dłonie szyderczo się uśmiechając. 
-Podła Ty...-zażartował Lewy i przysiadł się bliżej mnie.
-Idę pod prysznic. Już późno.-oświadczyłam. 
-Chodźmy razem!
-O nie, nie kochany. Co za dużo czułości to nie zdrowo!-puściłam w jego stronę oczko-Trzeba trochę dystansu zachować, nie? 
-Nie...-stwierdził, po czym wstał z łóżka, wziął mnie na ręce, pocałował namiętnie w usta i powoli zaczął wędrować ze mną na rękach w stronę łazienki. 
-Robert nie, słyszysz? Nie!-mówiłam pomiędzy pocałunkami w śmiechu. 
-W moim słowniku nie ma czegoś takiego jak "nie", więc wybacz mi, ale jesteś na mnie skazana.-oderwaliśmy się na chwile od siebie i przez jakiś czas patrzyliśmy w swoje oczy.-Dobra idziemy dalej!-kiedy doszliśmy do łazienki, Lewy posadził mnie na jednej z szafek przy zlewie i namiętnie całował, a ja oplotłam swoje nogi wokół jego pasa. Nie byłam w stanie przerwać tych naszych 'porannych' czułości. Za długo go nie było przy mnie i strasznie chciałam się teraz nim nacieszyć. I chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie, ale niestety nasze pocałunki w łazience przerwał dzwonek do drzwi. 
-Akurat teraz?!-zirytował się mój ukochany. 
-Idź otwórz, ja jestem w samej bieliźnie. 
-Jasne, jasne...-udał się w stronę drzwi i w prawdzie już za nie wyszedł, ale cofnął się jeszcze i tylko wychylił głowę-Tylko nie ubieraj się jeszcze, bo zaraz tu wracam SAM, a teraz idę przepędzić naszego gościa-po raz kolejny puścił oczko w moją stronę i tym razem usłyszałam jego kroki schodzące na dół, po schodach. Zeskoczyłam z blatu szafki, kiedy usłyszałam znajomy mi głos. Nałożyłam na siebie tylko koszulkę Lewego i podreptałam na dół. Kiedy wchodziłam do kuchni, z której dobiegały wszystkie głosy, spostrzegłam, że tym 'gościem' jest nie kto inny jak moja przyjaciółka i tym samym współlokatorka, Klaudia! No tak, tylko ją mogło tu przysłać o takiej porze. Widocznie wiedziała gdzie mnie szukać. 
-Klaudia! Hej!-przytuliłam się do niej i pocałowałam w policzek na powitanie. 
-No i co? Ładnie to tak nie wracać na noc do domu, co? I to na dodatek nie informując mnie o niczym?
-Oj, jestem dużą dziewczynką, nic bym sobie nie zrobiła, przecież.-upiłam właśnie łyk kawy z filiżanki, którą dokładnie przed chwilą podał mi Robert. 
-No Ty może byś sobie nic nie zrobiła, ale ktoś Tobie to mógłby...-zaśmiała się cicho. 
-Nie pozwoliłbym jej komuś zgwałcił, spokojnie!-wtrącił się Lewy-Lena była u mnie calutką noc i nic jej nie jest. Cała i zdrowa wróci jeszcze dziś do domu.-usprawiedliwił mnie. 
-Trzeba było chociaż smsa wysłać,  a tak to całą noc nie przespałam, bo czekałam na Pannę Gilbert!
-Nie było kiedy...-zaśmiał się Lewy, po czym dostał ode mnie po raz drugi już dziś w głowę. Klaudia też zachichotała i spojrzała na nas. 
-Czyli już wszystko jasne, ok...-popatrzyła na mnie, po czym przeniosła swój wzrok na Lewego.-Czyli można już wam pogratulować powrotu do siebie?
-Chyba można....-przekręciłam swoją głowę w prawo i mogłam teraz patrzeć w głęboko błękitne oczy Roberta. 
-No jasne, że można!-cmoknął mnie w usta. 
-Ok, zakochańce ja się zwijam, bo jadę na uczelnię. 
-Przecież masz wolne...-zdziwiłam się. 
-No teoretycznie tak... Ale muszę załatwić kilka spraw. Wyjaśnię Ci potem, ok? 
-Ok, ok! Leć, bo się spóźnisz! Pa!-pocałowałam ją w policzek i mocno przytuliłam, szepcząc jeszcze do ucha cichutkie "dziękuję" i w odpowiedzi dostałam duży uśmiech na jej twarzy. Po chwili ciemnowłosej nie było już w mieszkaniu Roberta, a my znów pozostaliśmy sami. 
-To co kończymy to co zaczęliśmy?-mój chłopak (świetnie to brzmi, nie?! :D) podszedł do mnie i złożył na moich ustach subtelny pocałunek. 
-Może, może...-zadziornie się uśmiechnęłam i zarzuciłam swoje ręce na jego szyję, po czym ruszyliśmy z powrotem do łazienki, pod prysznic. 



















-Któregoś dnia, zamieszkamy razem...-zaczął Lewandowski, który właśnie popijał moje ulubione czerwone wino, a ja siedziałam oparta o bok kanapy z zarzuconymi nogami na kolanach Lewego, powoli konsumowałam napój procentowy, spoglądając na Roberta, który właśnie rozpoczynał swój długi monolog.-Jak poproszę Cię o rękę, to wprowadzisz się do mnie do tego wielkiego, pustego obecnie domu, a po jakimś czasie zdecydujemy się na powiększenie naszej rodziny i zrobimy sobie gromadkę dzieci. Będziemy grać całą rodziną w piłkę nożną, albo będziemy tańczyć... I grać w gry planszowe! Latem Ty będziesz siadała w ogrodzie, albo na werandzie i korzystała ze słońca, a ja z naszym dzieckiem będę grał w piłkę, albo skakał na trampolinie, którą kiedyś kupimy, oczywiście! A zimą? Zimą będziemy siedzieć przy kominku i uczyć nasze dziecko chodzić, mówić, liczyć i wszystkie inne rzeczy a na starość, jak już nie będę piłkarzem to może nawet przeprowadzimy się wszyscy razem do USA, bo Ty zawsze chciałaś tam mieszkać...-upił kolejny łyk wina tak jak i ja i uśmiechnął się do mnie, a ja cały czas wpatrzona byłam w niego i analizowałam wszystko co przed chwilką mi powiedział. Nigdy nie sądziłam, że właśnie on może mieć takie plany. Co prawda, wspominał już przedtem o dzieciach i rodzinie ale to zawsze było tylko pobłażliwym tematem i nie braliśmy tego na serio, a dziś? Dziś wieczorem powiedział to wszystko z takim przekonaniem i wiarą, że to się wydarzy, że sama się zdziwiłam i nie mogłam uwierzyć, że właśnie rozmawiamy na ten temat. 
-Skarbie, ja nawet w ciąży nie jestem a Ty już wysnuwasz tutaj naszą wspólną przyszłość-zaśmiałam się.
-Wiesz... Zawsze można te dzieci zrobić...-uśmiechnął się szyderczo, po czym zaczął głaskać moje kolano. 
-O nie, nie kochanie! Na trzeci raz już się nie zgodzę! Kiedy indziej-upiłam łyk wina. 
-Zostaniesz na noc?-w tym momencie spojrzałam na zegarek i nie sądziłam, że czas może tak naprawdę szybko lecieć. Była już 18 wieczorem 
-Nie, nie. Zaraz zadzwonię po taksówkę, bo już chyba pora na mnie. Klaudia mnie praktycznie cały dzień nie widziała, a nie chcę zostawiać jej samej z tym wszystkim, chyba rozumiesz...-uśmiechnęłam się. 
-Rozumiem, rozumiem. Luz. Odwiózłbym Cię, ale jako, że wypiliśmy trochę wina to moją rekompensatą będzie zapłata za taksówkę pod sam dom!
-Nie trzeba skarbie, poradzę sobie!-wstałam z kanapy i wykręciłam telefon po taksówkę. Uprzejma kobieta poinformowała mnie, że za jakieś 10 minut takowy pojazd po mnie przyjedzie, więc poszłam na górę przebrać się w swoją sukienkę, bo calutki dzień paradowałam w koszulce Roberta i swoich krótkich spodenkach, które nie wiem jakim cudem, ale były u niego w domu. Po chwili namiętności na kanapie w salonie usłyszeliśmy klakson na podwórzu i musieliśmy przerwać nasze 'całowanie'. 
-Lecę kochanie!-pocałowałam go jeszcze na pożegnanie, ale przy wyjściu pożegnaliśmy się w taki sam sposób jeszcze dwa, może trzy razy, zanim opuściłam jego mieszkanie. 




















      Cichutko, omackiem przemknęłam przez próg naszego domu. Weszłam do kuchni i zobaczyłam na stole wielkiego arbuza, za którego oczywiście od razu konsumowanie się zabrałam. Uwielbiałam od dziecka ten owoc, więc pożarłam go praktycznie w całości ;). Kiedy weszłam do salonu zobaczyłam siedzącą na kanapie Klaudię, która wypełniała jakieś papiery. Siedziała w szarym dresie, artystycznie rozwalonym koku i okularach w ciemnych oprawkach, które zakładała zawsze wieczorami do czytania książek, albo wypełniania jakiś dokumentów. Wyglądała tak jak dawniej, kiedy chodziłyśmy jeszcze do liceum i nocowałyśmy u siebie. Zawsze tak wyglądały nasze wieczory, podczas których spędzałyśmy czas ucząc się do klasówki z biologii albo egzaminu końcowego z historii. 
-Co Ty wyrabiasz o tej porze?-zaśmiałam się i prawie, ze wskoczyłam na kanapę, bo położyłam się tak, że moja głowa spoczywała na brzuchu Klaudii. 
-Wypełniam formularze i takie tam. Nic ciekawego...-westchnęła. 
-Miałaś mi coś powiedzieć, prawda? 
-Nie teraz...-wymigała się-...już późno i nie warto teraz o tym gadać, ok? 
-Ok, ok, ale obiecaj, że mi powiesz bo nie chcę cały czas się martwić! 
-No jasne! Wiesz, że prędzej czy później, ale Ty i tak dowiesz się wszystkiego-uśmiechnęła się w moją stronę.-A jak z Robertem? 
-Dobrze. Naprawdę dobrze. W końcu czuję się taka pełna... Taka szczęśliwa, wiesz? Cieszę się, że znów jesteśmy razem.-wypuściłam głośno powietrze z płuc. 
-Nie chcę psuć sielanki, ale Marco tu był.-od razu po tych słowach poderwałam się i usiadłam na sofie. Wtedy właśnie przypomniało mi się, że wczoraj Marco nieźle się upił i przy tym wyznał mi miłość, ale kto wie czy To nie była po prostu jakaś głupota, którą odstawił przez nadmiar alkoholu w jego organizmie. 
-Co mówił?
-Że wpadnie wieczorem, więc może tu być lada chwila. 
-Idę się przebrać.-zakomunikowałam i poleciałam do swojego pokoju, wyjmując z szafy byle jakie ubrania i szybko zmieniając swój ubiór cały czas myślałam o tym wszystkim co wydarzyło się wczorajszej nocy w klubie. Muszę mu powiedzieć przecież, że jestem z Robertem i w ogóle wyjaśnić te wszystkie słowa, które mi powiedział. Ubrałam się i zeszłam na dół, a tam właśnie w korytarzu stał wysoki blondyn. 
-Możemy pogadać? 
-Jasne. Przejdziemy się?-spytałam. 
-To idźcie, tylko wróćcie o przystępnej godzinie, żebym nie musiała się martwić, ok?-odezwała się Klaudia, która stała oparta o framugę drzwi. 
-Na chwilę Ci ją porwę, chodźmy.-skwitował piłkarz i wyszliśmy na dwór. Udaliśmy się do parku. Mimo późnej już w sumie godziny, na dworze było ciepło i o dziwo nadal jasno, w sumie to już początek kwietnia, więc... 
-Więc, co chciałeś mi powiedzieć?-przerwałam panującą między nami ciszę. 
-O tym co Ci powiedziałem na imprezie klubowej.-spuścił na chwilkę wzrok, ale po chwili znów na mnie popatrzył. Złapał mnie za rękę i zatrzymał. Staliśmy na przeciw siebie i patrzyliśmy sobie w oczy.-Pamiętam co Ci powiedziałem. Wyznałem Ci miłość po pijaku... Mało efektywne, ale w tamtej chwili nie myślałem trzeźwo, choć... szczerze.-no to pięknie... Zarumieniłam się, ale i poddenerwowałam-Naprawdę się zakochałem, ale kiedy byłaś z Robertem to nie chciałem nic psuć między wami i tym bardziej próbowałem zapomnieć o tym uczuciu, który do Ciebie żywię, ale kiedy się rozstaliście... Wtedy się oboje do siebie zbliżyliśmy. Przez te 3-4 miesiące wszystko się nasiliło. I naprawdę Cię kocham... Kocham jak się uśmiechasz, jak się złościsz i śmiejesz. Kocham Twój wzrok i dotyk... Chciałbym być dla Ciebie kimś więcej niż tylko przyjacielem....-popatrzyłam na niego i nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Teraz sama nie wiem co czuję. Czy kocham go? 



__________________________

Ok, kłopoty ciąg dalszy! :) Taki sobie ten rozdział, no ale nagle straciłam wenę i nie wiem jak długo jeszcze pociągnę to opowiadanie. Jednego dnia myślę, że nie mam już na niego pomysłu, ale kolejnego już mam 100 pomysłów na minutę. Zobaczymy ile jeszcze do końca, ale podejrzewam, że już niedługo będziemy kończyć :(. Oczywiście będzie kolejne opowiadanie, bo nie wyobrażam sobie dziś życia bez pisania! To taki mój nałóg. I może nie robię tego najlepiej, ale wciągnęłam się w to strasznie. A mam (wydaje mi się) ciekawy pomysł na nowego bloga o Lewym ;) Dobra, nie zanudzam dalej. Jeszcze tylko jedno pytanko! Wolicie, żeby Lena była z Marco czy Lewym, bo po napisaniu tej końcówki to się sama zaczęłam wahać (; ! Buziaki kochane ;* 

środa, 17 lipca 2013

Rozdział 22

Lena


       Do domu wparowałam ze łzami w oczach. Znów nie potrafiłam zamienić z Robertem ani słowa. Wydusiłam z siebie takie okropne, ciężkie brzmienie. Zdania, które wypowiedziałam musiały go urazić. Poczuł się ciężko i źle... Na pewno. Zraniłam go. Tym razem ja. Ale przecież to nie to samo, prawda? To nie jest zdrada. Ona boli bardziej... Zdjęłam buty, powiesiłam kurtkę na wieszak i spojrzałam w lustro. To nie ta sama Lena, która tu przyjechała. Ta jest inna. Złamana... Pusta. Pusta w środku. Nie wiem czemu... Nie mogłam przestać czuć jakiejś wewnętrznej pustki. Oczy nie były tak samo lśniące jak kiedyś, a uśmiech od dawna nie jest szczery. Tak jakby ktoś wyrwał z tego życia jakąś część mnie, która była niezbędna do funkcjonowania... Robert? Odwróciłam wzrok i pobiegłam na górę. Wparowałam do swojego pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Rzuciłam się na łóżko, schowałam twarz w poduszkę i zaczęłam zalewać ją moimi okropnymi, ciężkimi łzami. Żałowałam tego? Tego co mu powiedziałam jakieś trzydzieści minut temu? Nawet mnie zabolały te słowa... Za ostro go potraktowałam... 
-Lenka...-drzwi otworzyły się a zza nich wychyliła się filigranowa, ciemnowłosa istotka z ręką cieplutkiego kakao w ręku. Odwróciłam się w jej stronę i wymusiłam z siebie jakiś blady uśmiech-Co się stało?-przysiadła na skraju mojego łóżka i podała mi kubek gorącego napoju, który uwielbiałyśmy razem popijać od lat. Od kiedy pamiętam, wieczorami razem siadałyśmy z gorącą czekoladą bądź kakao i rozmawiałyśmy o naszym życiu-Rozmawiałaś z Robertem? 
-Nie wiem już co mam robić...-westchnęłam pociągając przy tym nosem-Dziś rano... Chciałam wszystko naprawić. Porozmawiać z Robertem i spróbować wysłuchać jego wyjaśnień, ale...-przerwałam-Dziś go zobaczyłam i... Nie byłam w stanie! Powiedziałam mu tyle okrutnych słów i odeszłam. Po prostu ominęłam go i poszłam dalej! Jakby był kimś niewidzialnym!
-Jakby był powietrzem bez którego nie potrafisz żyć...-spojrzałam na nią moimi zaszklonymi oczami. Zdziwiłam się. Zaskoczyły mnie te słowa...-Kochasz go. Nadal go kochasz, skarbie! Kiedy to zrozumiesz? 
-Nie wiem... Nie wiem co czuję! Klaudia to nie jest proste, bo... 
-Bo w Twoim życiu zagościł też i Marco?-uśmiechnęła się i popiła czekoladowy napój-Jeśli chcesz znać moje zdanie, to chyba wiesz... Od początku kibicuję Tobie i Robertowi-puściła mi oczko-...ale jeśli chodzi o Twoje szczęście, z naciskiem na TWOJE-zaakcentowała ostatnie słowo i pomachała mi palcem wskazującym przed nosem-to jestem Team Lena-wzruszyła ramionami. 
-Ale Marco... On jest moim przyjacielem. Chyba tylko przyjacielem...-westchnęłam. 
-Kochanie, nie rób sobie problemów. Musisz myśleć tylko o jednym z nich, bo dobrze wiesz, że nie można bawić się obydwoma. Obaj nie są Ci obojętni, bo widać to. Dlatego powinnaś ustatkować się ze swoimi uczuciami do nich już teraz, bo potem będzie już tylko trudniej.-jej kąciki znów uniosły się ku górze. Swoją dłonią pogłaskała mnie jeszcze po ramieniu, po czym mocno przytuliła dodając jakiś słów otuchy. 




















        Obudziłam się na krańcu mojego dość sporego łóżka. Odwróciłam się i ujrzałam na drugiej połowie (a tak właściwie to na 3/4 łóżka) rozwaloną Dębkowską, która smacznie sobie pochrapywała w moim łóżeczku. Zasnęłyśmy wczoraj u mnie. Rozmawiałyśmy o chłopakach, problemach, żartowałyśmy ze związków, oglądałyśmy jakieś romansidła, popijając kolejne to kubki z kakao. Klaudia opowiadała nawet o swoim kolorowym związku ze Szczęsnym, dobijając tym trochę moją egzystencję, no ale. Wysłucham jej paplania zawsze o każdej porze dnia i nocy. Zaspana, spojrzałam na telefon. Nacisnęłam środkowy przycisk i ujrzałam kolorowy wyświetlacz, moją tapetę a na środku godzinę. Zegar wskazywał już 11:57. Znów spałam o wiele za długo! Zwlekłam się z łóżka, ale za nim to zrobiłam walnęłam moją przyjaciółkę poduszką w twarz, mówiąc, że jest już strasznie późno i ma się zbierać. Cieszmy się! Gilbertowej wrócił humorek! Bo nie powiem. Poprawiło mi się trochę samopoczucie po wspaniałej, typowo 'babskiej' nocce. Mizernym krokiem zeszłam po schodach i jak to zawsze z rana, udałam się do kuchni. Uruchomiłam nasz ciśnieniowy ekspres do kawy i od razu wypełniłam filiżankę ciemną kawą, która powinna postawić mnie na nogi i poprowadzić jakiś prąd do mojego ciała, bo jak na razie każda kontrolka w mojej głowie alarmowała o jeszcze jakieś '5 minut' dłuższego snu. Usiadłam na wysokim krzesełku barowym i czekając na Dębkowską upijałam kolejne to łyki mojej ulubionej kawuni. Zdążyłam wypić ją do połowy kiedy w przejściu stanęła młoda studentka, która jest moją tutejszą współlokatorką.
-Ty się lepiej zabierz za przygotowanie śniadania a nie tylko te kawy pijesz! Od miesięcy chyba żyjesz tylko na tym napoju, dziewczyno!
-Daj spokój, to tylko kawa...-spojrzałam na nią spode łba i dalej konsumowałam moje 'śniadanie'. 
-To byłaby "tylko kawa", gdybyś piła ją w normalnych ilościach a nie jak kawoholiczka! Brawa dla mnie, właśnie wymyśliłam nowe słowo!-zaśmiała się i wyrwała mi filiżankę z ręki, po czym sama zaczęła ją pić. 
-No tak, Ty możesz...-westchnęłam.
-Ja mam rozum i umiem pić z umiarem!-uśmiechnęła się-... Kawę oczywiście! A teraz zabieraj dupę w troki i zabieraj się za rozgrzewanie patelni, bo zaraz usmażymy pyszną jajecznicę z jajek od Pani Harriet (Nasza starsza sąsiadka, która raz na jakiś czas podrzuca nam takie właśnie opakowania jajek bez GMO, jak to ona zawsze powtarza :) ).
-Już, już. Ale Ty nie myśl, że będziesz się obijać. Masz kroić paprykę, cebulę i wstawiać wodę na herbatkę malinową!-pomachałam jej palcem przed nosem i zabrałam się za wykonywanie wszystkich czynności związanych z przygotowaniem porannego posiłku. Wbijałam właśnie jajka na patelnię, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. -Kogo tu przysłało o tak wczesnej porze?-zdziwiłam się. 
-W sumie to nie wczesnej, bo jakby tak szanowna panna Gilbert nie wiedziała to jest jakoś po 12!
-Pójdę otworzyć.-oznajmiłam i ruszyłam w stronę drzwi w samej luźnej koszulce i króciutkich szortach. Wyglądałam pewnie jak siedem nieszczęść. W roztarganym kucyku, bez makijażu i w mojej ulubionej pidżamie. Otworzyłam szybko drzwi i ujrzałam w nich.... Marco! 
-Reus, co Ty tu robisz?!-zdziwiona odwzajemniłam uścisk blondyna, który od razu kiedy tylko mnie zobaczył przytulił się do mnie na powitanie. Zawsze tak robiliśmy od kiedy się do siebie zbliżyliśmy. 
-Zaraz Ci wszystko wyjaśnię, ale najpierw...-wyjął zza siebie bukiet tulipanów, tak jak kiedyś przynosił mi Lewy... Dobra nie myślmy o nim! 
-Jej, Marco! Nie musiałeś!-przechwyciłam od niego kwiaty i powąchałam je. Obłędny zapach... Jak zawsze z resztą tych kwiatów!-Wejdź-zaprosiłam go do środka, po czym poprowadziłam do kuchni, w której ciepło przywitała go ciemnowłosa. 
-O Marco! Trafiłeś właśnie na śniadanie!-zaśmiała się Klaudia i pocałowała się z nim w policzek na przywitanie. Ta dwójka też się bardzo lubiła. Często gadaliśmy wspólnie we trójkę. 
-Hej, hej Klauduś. 
-Napijesz się czegoś?-zwróciłam swój wzrok na piłkarza, który właśnie siadał na wysokim krześle i oparł się ręką o blat kuchenny. 
-Nie, nie, dzięki Lencia, ale ja tylko na chwilkę.-odchrząknął i spojrzał na mnie-Usiądziesz?-od razu przysiadłam się do niego i skupiłam się na nim. 
-Słucham? 
-Nasi kochani szefowie tj. wszyscy "Ważni" w Borussi w tym trener Klopp, zorganizowali obowiązkową potańcówkę. Coś jak bankiet, wiesz...-zmarszczył czoło i gestykulując kontynuował-I chciałem się Ciebie spytać czy nie poszłabyś tam ze mną? 
-Jej Marco... Dzięki, ale nie wiem czy ja tam będę pasowała...-westchnęłam. 
-Oj, no zgódź się Lenka!!-krzyknęła Klaudia i zaśmiała się pod nosem. 
-Dobrze gada!-poparł ją Marco.
-No dobrze, przyjmuję zaproszenie i z chęcią Ci potowarzyszę-uśmiechnęłam się w stronę blondyna-No ale jak mam się ubrać? Sukienka, tak? 
-Nieważne co założysz i tak będziesz wyglądać ślicznie!-skwitował i wstał z miejsca-Dobra skarby, lecę na trening! Przyjadę po Ciebie o 18:00!-pocałował mnie w policzek i potem to samo uczynił żegnając się z Klaudią. 
-Hoho, Lencia! Musimy Cię dziś odpicować!-zaśmiała się ciemnowłosa, nakładając gotową już jajecznicę na talerze.
-Bez przesady!
-Ale słyszałaś co Ci powiedział na koniec? To był ewidentnie tekst na podryw i koniec kropka! 
-Przesadzasz skarbie!-zaśmiałam się. 
-Dobra, jedz już bo mi schudniesz w końcu, albo w jakąś anoreksję popadniesz! 
-Daj spok....
-Jedz!-niemalże krzyknęła i zabrała się za konsumowanie posiłku. 



















          Po śniadaniu, albo śniadanio-obiedzie, Klaudia wyciągnęła mnie do centrum handlowego kupić jakąś sukienkę na dzisiejszy wieczór. Chodziłyśmy sporo czasu i dopiero przy płaceniu za zakupy zrozumiałam, że obecność piłkarzy jest obowiązkowa, co oznacza, że będzie na niej również Lewandowski. Szczerze? Cieszę się i boję. Nie wiem jak zareaguje na mój widok z Marco. Mam nadzieje, że nie pomyśli, że my... Znaczy, że ja i Marco... Ach, no!! Koniec myślenia o Lewym, AMEN! Wróciłyśmy do domu koło 15:00, więc pierwsze co się stało po zajściu do domu to oczywiście zaciągnięcie mnie przez Klaudię do niej do pokoju i posadzenie na taboreciku przed lustrem i toaletką. Przyjaciółka zajęła się układaniem mi włosów, potem robieniu makijażu i na koniec jeszcze ubraniu sukienki. W końcowym efekcie wyglądałam jak nie ja. Zdziwiłam się, że właśnie tak może wyglądać ta Lena, która nie lubi być w centrum uwagi i jest mega nieśmiałą osobą. A jednak! Klaudia czyni cuda! Punkt 18:00 do drzwi zadzwonił dzwonek. Ciemnowłosa poszła otworzyć a ja jeszcze poprawiałam rzęsy i pakowałam do końca moją kopertówkę na górze. Kiedy schodziłam schodami na parter czułam wzrok blondyna na całym ciele. 
-Jezu, Lena...-przerwał-Zaniemówiłem....Wyglądasz... Cudownie! Idealnie!
-Daj spokój!-zaśmiałam się i podeszłam do blondyna. Złapałam się za jego ramię i wyszliśmy z domu. Zasiedliśmy wygodnie w aucie i ruszyliśmy w stronę klubu w którym miała odbyć się dzisiejsza impreza klubowa. Na miejscu byliśmy już po 20 minutach. Po drodze słuchaliśmy i nawet śpiewaliśmy piosenki, które leciały w radio. Oczywiście na dworze już czekało pełno reporterów, którzy uczepili się akurat nas i cały czas robili zdjęcia nam. Czemu akurat nam? Boże, już widzę te nagłówki na jutrzejszych gazetach! "Była Lewandowskiego zabawia się z jego przyjacielem!"... Lepiej nawet o tym nie myśleć... Kiedy przebrnęliśmy już przez tłumy dziennikarzy, weszliśmy pewnym krokiem do klubu i zajęliśmy swoje miejsce przy długim, wielkim stole w rogu pubu. Los tak chciał, że centralnie naprzeciw mnie siedział Lewandowski. Spojrzał na mnie w pewnym momencie i wtedy i ja zwróciłam swój wzrok na niego. Posłałam mu lekki uśmiech i poczułam jak się rumienię dlatego od razu się odwróciłam. 
-Chodź zatańczymy!-krzyknął Reus, bo muzyka była naprawdę głośna. Już prawie wszyscy Dortmundczycy byli na parkiecie, więc zgodziłam się i powędrowałam z Marco gdzieś na środek i zaczęliśmy razem tańczyć. Potem odbił mnie Mario, kolejno potem jeszcze Mats, Roman, Kubuś, Piszczek i inni. Chyba zdążyłam już potańczyć z każdym po za Lewym. W sumie nie wiem czy tego chciałam, więc nie byłam jakoś specjalnie zawiedziona. Marco i inni (prawie wszyscy) zdążyli  już się trochę upić. Kurde, Deja Vu, normalnie! Koło 1 w nocy zobaczyłam, że Reus jest już zalany i w sumie już tylko Mats, Lewy i ja byliśmy w miarę trzeźwi. Ja nawet nie tknęłam alkoholu, bo wiedziałam, że trzeba będzie odwieźć Marco, więc... A Mats? Pewnie też pomyślał o znajomych i robieniu za szofera. A Lewandowski? Lewandowski wypił i w samotności siedział przy stole. W pewnym momencie zdobyłam się na odwagę i chciałam z nim pogadać. Szłam w jego kierunku i nagle za ramię złapał mnie Marco, który pociągnął na parkiet... Ponownie. Nieźle się upił, bo robił rzeczy, których na trzeźwo nigdy by nie zrobił. Wszystko było dobrze do póki nie zaczął blefować... Chyba... 
-Marco, jesteś pijany! Odwiozę Cię już! 
-Nie, czekaj, Lencia!!
-Ale Ty się ledwo trzymasz na nogach!-krzyknęłam.
-Poczekaj! Muszę Ci coś powiedzieć! 
-Słucham!
-Chcę żebyś wiedziała, że... Kurde Lenka ja Cię kocham, no!! Naprawdę nie widzisz tego? Szaleję za Tobą! Jarasz mnie... I chcę żebyś była moja! Żebym mógł Cię całować i się z Tobą kochać. Chcę się przy Tobie budzić i zasypiać! Kurde, kocham Cię!!-wykrzyczał. 
-Marco, jesteś pijany... 
-Och, błagam Cię! 
-Usiądź, pójdę po torebkę i Cię odwiozę, bo nawet zacząłeś wypowiadać głupstwa... 
-Tak jest mamusiu...-udałam się w stronę stołu. Kurde, co ja mam myśleć o tym? Blefował! Na pewno! Przecież był i z resztą nadal jest pod wpływem alkoholu, więc nie mógł mówić prawdy. Chyba... 
-Lena!-odwróciłam się i ujrzałam Matsa, który biegł w moją stronę. 
-Co jest? 
-Widziałem jak gadasz z Marco.... On jest nieźle wstawiony. Nie dasz rady go zaprowadzić i wsadzić do samochodu w tym stanie. Może ja to zrobię? Nie piłem.-zaproponował. 
-A mógłbyś? Byłabym wdzięczna...-westchnęłam. 
-Jasne, tylko wtedy Ty musisz podwieźć osobę, którą ja miałem zawieźć do domu, ok? Lewy nie jest na tyle pijany i w miarę trzeźwy, więc... 
-Lewy?!-krzyknęłam. 
-To dla Twojego dobra Lencia!-westchnęłam, pokręciłam głową i udałam się w stronę Roberta, oznajmić mu, że jednak to ja go odwiozę do domu. Podeszłam do niego i znów nie wiedziałam jak, w jaki sposób się do niego odzywać. 
-Chodź, odwiozę Cię.-krzyknęłam mu do ucha. 
-Ale, Mats...-urwał. 
-Odwozi Reusa. Chłopak się trochę spił. Chodź już!-wyszliśmy razem z klubu i wsiedliśmy do samochodu. Usiadłam za kółkiem, zapięłam pasy i odjechałam. Cała droga była w sztywnej atmosferze. Oboje nie wiedzieliśmy jak zacząć rozmowy.
-Lena...-zaczął-Ty i Marco...Wy...?
-Nie-odpowiedziałam szybko i oschle. Po pięciu minutach byliśmy już pod domem Lewandowskiego. Zaparkowałam, wyłączyłam przyciskiem radio i spojrzałam w stronę bruneta. Dziś widziałam w nim kogoś innego. Nie tego Roberta, którego widziałam od momentu kiedy zdradził mnie z Wiktorią. Ujrzałam w nim tego Roberta, którego poznałam w sanatorium. Tego, z którym żartowałam, śmiałam się, uczyłam, przeżywałam trudne chwile, płakałam, spacerowałam, ćwiczyłam... Tego, w którym się zakochałam. Nawet nie zorientowałam się, że w samochodzie siedzę już sama, bo Lewy przed chwilą wyszedł, rzucając tylko krótkie "To cześć!". Szybko odpięłam pasy, otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz, zamykając głośno drzwiczki samochodowe.
-Robert poczekaj!-krzyknęłam w jego stronę, a ten zatrzymał się i odwrócił swoją głowę w moją stronę. Przez późną porę i ciemność nie mogłam dostrzec jego pięknych, błękitnych tęczówek, którymi zawsze byłam, jestem i pewnie będę zauroczona. Przełknęłam głośno ślinę i kontynuowałam-Nie obchodzi mnie to, dlaczego obściskiwałeś się z Wiktorią. Mam to gdzieś. Nie potrafię bez Ciebie żyć. Cały czas boli mnie to, że nie jest między nami tak jak było. Że nie mogę się do Ciebie przytulić, że nie mogę Cię pocałować... Kocham Cię Robert! Nigdy nie przestałam Cię kochać!-ostatnie słowa wypowiadałam już ze łzami w oczach. Udało się... Powiedziałam mu to co cały czas chciałam mu powiedzieć. Przełamałam się. Po długiej chwili ciszy Lewandowski podszedł dynamicznym krokiem w moją stronę i chwycił moją twarz w swoje dłonie. W dłonie, który były ciepłe. Znów poczułam jego dotyk... Pocałował mnie. Tak namiętnie, jak nigdy. Oddawałam mu kolejne pocałunki, aż w końcu pociągnęłam go w stronę drzwi do jego domu. Nadal się całując weszliśmy do mieszkania. Obijaliśmy się o ściany wnętrza i ledwo co weszliśmy po schodach do sypialni. Kiedy już tam dotarliśmy Lewy wziął mnie na ręce i delikatnie opadł ze mną na kiedyś to nasze łóżko. Wpił się w moje usta z wielką zachłannością. Zabrał się za rozpinanie suwaka mojej błękitnej sukienki, a ja za odpinanie guzików w jego koszuli. Kiedy już pozbyłam się jego góry delikatnie pocałowałam jego tors. Moja sukienka właśnie przed chwilą wylądowała gdzieś na podłodze, a Robert miał wtedy otwartą drogę do obsypywania mojego ciała pocałunkami. Dosłownie... Zaczął od szyi, po czym schodził coraz niżej i niżej. Ja pozbyłam się jego spodni i teraz był już tylko w samych bokserkach. Pocałowałam go subtelnie w usta i spojrzałam w jego oczy.
-Brakowało mi Ciebie...-szepnął, a ja już nic z siebie nie wydusiłam, tylko pozwoliłam mu na dalsze działanie w tym kierunku.



_____________________________
Kochane wróciłam! W ramach rekompensaty za to, że w poprzednim tygodniu nic nie dodałam to ten dzisiejszy jest troszkę dłuższy i myślę, że szczęśliwy! Lena powiedziała Robertowi, że nadal go kocha ale od razu mówię, że Marco jeszcze się nie podda! 
    Słuchajcie, tak sobie ostatnio myślałam i chyba powoli zbliżamy się do końca tego opowiadania. Nie można go przecież ciągnąć w nieskończoność, nieprawdaż?
PS. Zaraz zabieram się za nadrabianie i komentowanie u was opowiadań, bo w niedzielę wróciłam z Warszawy i muszę ogarnąć jeszcze wasze blogi! Więc, proszę o cierpliwość!  
Buziaki kochane! ;* 

środa, 3 lipca 2013

Rozdział 21

            Lena



3 miesiące później... 


     Nigdy nie wiedziałam, że tak dalej potoczy się moje życie... Kto by pomyślał? Ja i Lewy? Cały czas myślę o tym co się między nami wydarzyło. To co razem przeżyliśmy... Nasze wspólne śniadania i kolacje, wylegiwanie się do późna w cieplutkim łóżku, wszystkie romantyczne noce, zakupy, oglądanie filmów, planowanie wspólnej przyszłości, dużego domu z gromadką dzieci i psem mojej ulubionej rasy... To wszystko sprawiało, że do moich oczu automatycznie napływały łzy. Nie wiem. Kocham go dalej czy nie? Tyle razem przeżyliśmy i tyle jeszcze było przed nami i jedna głupia, zarozumiała suka (za przeproszeniem) musiała to zniszczyć? Wszystko musiało runąć? Nawet nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek zdołamy to odbudować. Nie rozmawialiśmy praktycznie wcale przez te 3 miesiące, które minęło od zdrady Roberta. On cały czas natarczywie próbował się do mnie dodzwonić na telefon komórkowi jak i stacjonarny. Ba... Nie raz przychodził do nas do domu i prosił, żebym z nim porozmawiała, żebym go wysłuchała ale na szczęście mam tą kochaną osóbkę Klaudię, która potrafiła mnie uratować przed widokiem mojego byłego (a może i nie...) ukochanego. Na szczęście w moim życiu pojawił się też Marco. Tak, ten blondyn, na którego nigdy nie zwracałam uwagi dziś jest moim przyjacielem. Świetnie się dogadujemy. To on mnie wspierał od początku sami wiecie czego. Zbliżyliśmy się do siebie bardzo. Nigdy nie przypuszczałam, że będzie mi on aż tak bliski. Tak właściwie to nawet dziś mieliśmy się spotkać. Obiecałam mu, że pójdę z nim na trening Borussi. Z początku odmawiałam i usiłowałam przekonać go, że to zły pomysł ze względu na to, że będzie tam również Lewandowski, ale w końcowym efekcie dałam się namówić blondynowi i dziś o 13 miał on po mnie przyjechać i wspólnie mieliśmy udać się na trening pszczółek, a po jego zakończeniu miałam pomóc Marco w malowaniu jego sypialni, bo od kilku dni panuje u niego wielki remont a Mario, który we wszystkim mu pomagał musiał pilnie załatwić jakieś sprawy po za miastem, dlatego to ja byłam jego ostatnią deską ratunku. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 11:30. No to znów sobie pospałam i ponownie zostawiłam wszystko na głowie mojej kochanej przyjaciółki. Poderwałam się na równe nogi i od razu udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic i ubrałam się. Wysuszyłam włosy i pozostawiłam je rozpuszczone, proste. Zbiegłam na dół i wbiegłam szybko do kuchni. Na krzesełku barowym przy blacie siedziała już moja ciemnowłosa przyjaciółka, która czytała jakiegoś niemieckiego brukowca. Przywitałam ją buziakiem w policzek i ukradłam jej jedną kanapkę z talerza, po czym upiłam jej jeszcze kilka łyków cieplutkiej herbaty malinowej. 
-Trzeba było wstać wcześniej i sobie samemu zrobić śniadanko, skarbie!-zaśmiała się. 
-A może tak "Dzień Dobry Lena! Jak się spało kochana?"-popatrzyłam na nią i na moje twarzy pojawił się uśmiech-A tak w ogóle to bardzo dobre Ci wyszły te kanapki!-pochwaliłam ją. 
-Oj dobra, już dobra, przestań bo nie mogę się na Ciebie gniewać a powinnam!-pomachała mi palcem przed nosem i wróciła do czytania jakiegoś magazynu plotkarskiego. Znudzona ciszą panującą od kilku minut zabrałam jej gazetę z rąk i przeczytałam nagłówek. 
-"Lewandowski partei in den Club und ertrinkt Kummer in Alkohol (tj. Lewandowski imprezuje w klubie i zatapia smutki w alkoholu)!"-zrobiłam duże oczy widząc zdjęcia pijanego Lewego, który zabawia się w najlepsze w znanych, dobrych klubach w których kiedyś bywaliśmy razem. 
-Minęły już prawie cztery miesiące od waszego rozstania a oni nadal o was piszą...-westchnęła Klaudia konsumując kolejną kanapkę z pomidorem. 
-Nie mają o czym pisać.-rzuciłam i wyszłam czym prędzej z kuchni i udając się do swojego pokoju. Kiedy już do niego wpadłam rzuciłam się na łóżko i przez pewien czas leżałam w bez ruchu, aż w końcu poderwałam się, usiadłam po turecku i wyjęłam z szufladki w szafce nocnej zdjęcie... Spojrzałam na nas... Tacy szczęśliwi, zakochani... Rozpłakałam się. Jak mogliśmy to wszystko zepsuć? To co nas łączyło tak po prostu zburzyliśmy... Przyjechałam palcem po zdjęciu i kiedy wszystkie wspomnienia wróciły zaczęłam szlochać ponownie. 
-Nie płacz...-podeszła i przytuliła mnie Klaudia, która właśnie wpadła do pokoju. Usiadła przede mną i objęła mnie-Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? 
-Nic nie będzie dobrze... Zepsuliśmy wszystko...To moja wina!-krzyknęłam. 
-To nie Twoja win...
-To wszystko moja wina! To nie dlatego, że obściskiwał się z Wiktorią i to nie dlatego, że w moim życiu pojawił się Marco... To wszystko przeze mnie! To ja go nie wysłuchałam!
-Nie mów tak! Jesteś wspaniałą osobą i pamiętaj o tym. Pogadajcie.
-Nie, nie, nie... Nie dam rady. Nie wybaczyłam mu. Może i go kocham. Może nawet bardzo go kocham, ale nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy...-nasze uściski przerwał dzwonek do drzwi-Boże, to pewnie Marco!-zaczęłam ocierać łzy i doprowadzać się do porządku. 
-Ty leć się ogarnij a ja go przytrzymam na dole-ciemnowłosa posłała mi uśmiech i wstała z łóżka, zbliżając się powoli do drzwi-I nie płakaj już!-krzyknęła z korytarza, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Ogarnęłam się i po 10 minutach byłam już na dole. 
-Gotowa?-spojrzał na mnie blondyn. 
-Tak, tak. Możemy jechać!















     Na Signal Iduna Park dojechaliśmy po jakiś 15-20 minutach. Marco, jak to Marco-otworzył mi drzwi i prowadził przez labirynt korytarzy. Nie wiem jak oni (tj. piłkarze, trenerzy i personel) wszyscy dają radę zapamiętać drogę na murawę i z powrotem. Nie jestem wstanie tego pojąć. Po krótkim krążeniu po kompleksie wyszliśmy przez duże drzwi na murawę (piłkarz zdążył już zajść po drodze do szatni i się przebrać), na której byli już chyba wszyscy. Rozejrzałam się i zwróciłam swój wzrok na wysokiego blondyna. 
-Idę na trybuny-oznajmiłam. 
-Trafisz?-uniósł swoje brwi i chyba udawał zdziwionego. 
-To było dobitnie śmieszne.-udałam podirytowaną-Trafię. 
-Nie ruszaj się stamtąd. Po zakończeniu treningu i przebraniu się pójdę tam po Ciebie, bo inaczej to mi się zgubisz-zaśmiał się. 
-Będę czekać!-na pożegnanie dostałam od niego buziaka w policzek. Kiedy się odwróciłam spostrzegłam, że Lewandowski nam się dziwnie przygląda. Był taki nieobecny ale i z drugiej strony czuć od niego było kipiącą złością. Zawsze krzyżował ręce na piersi kiedy go coś irytowało. Musiał być na coś wściekły. "Na coś"?! Boże, co ja mówię, przecież wiadomo, że chodziło o to cmoknięcie! Przeszłam obok wszystkich i pomachałam jeszcze ręką na pożegnanie, po czym udałam się do wyznaczonego sektora i zajęłam miejsce z numerem 9. Boże, czemu akurat tu usiadłam?! Nie czekałam długo na rozpoczęcie ćwiczeń. Na początek chłopcy biegali 4 okrążenia wokół boiska, po czym zaczęli się rozciągać. To była moja ulubiona część rozgrzewki dlatego też przyglądałam się chłopakom podczas ich zajęcia. Nie wiem czemu, ale spojrzałam się na Roberta i przypomniałam sobie jak kiedyś wspólnie się rozciągaliśmy. On pomagał mi pogłębiać szpagat albo wykonać piruety, a potem zakończyło się to czułymi pocałunkami z jego strony. Oprzytomniałam i zorientowałam się, że chłopcy właśnie zostali podzieleni na dwie drużyny i mieli rozegrać mini mecz. W jednym teamie znajdował się Robert, Kuba, Kevin, Ilkay, Hummels i Langerak a w przeciwnej Marco, Piszczu, Weidenfeller, Schmelzer, Subotić i Scheiber. Po kilku pierwszych minutach Robert trafił pierwszego gola dla swojej drużyny i z uśmiechem spojrzał na mnie. Ja szybko zgubiłam jego wzrok i powróciłam do śledzenia tego spotkania. Drużyna z Lewym prowadziła 1-0, aż w końcu doszło do starcia pomiędzy Lewandowskim i Marco. Robert sfaulował swojego dobrego znajomego i coś wykrzyczał mu w twarz. Sędzia (tj. trener Klopp) tego spotkania zakończył po tej "sprzeczce" mecz i chłopcy udali się do szatni przebrać. Ja czekałam na Marco, który zjawił się w ekspresowym tempie. Wyszliśmy ze stadionu i udaliśmy się do jego posiadłości.

















-Wiesz, że jesteś zmuszony pożyczyć mi jakąś bluzkę na przebranie, bo zapomniałam swojej. Mam tylko dresy.-uśmiechnęłam się w stronę blondyna, który właśnie wchodził do salonu i rzucał swoją torbę treningową w kąt pomieszczenia. 
-Jasne, poczekaj chwilkę!-puścił mi oczko i poleciał szybko schodami na górę. Wrócił po kilku minutach z koszulką meczową w ręce-Masz tą-podał mi ją i sam zdjął swoją koszulkę i zamierzał się chyba przebrać na moich oczach. Niezręczna sytuacja ale przyznać mu trzeba, że tę klatę to ma boską! 
-To koszulka meczowa...-pokazałam mu-Nie szkoda Ci, że się ubrudzi czy coś? 
-Coś Ty! Mam takich setki, jak nie tysiące-ponownie puścił mi oczko i przybliżył się do mnie kilka kroków. Staliśmy na tyle blisko, że czułam jego równomierny oddech i zapach powalających perfum. Zrobił kolejne kilka kroków i niemalże nasze ciała się dotykały. On bez koszulki, a ja bez żadnych pomysłów jak się zachować. W pewnym momencie jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej. Stałam jak wryta. Nie wiedziałam co mam zrobić. Patrzyłam się w jego błękitno-lazurowe oczy i nawet nie drgnęłam. 
-Pójdę się przebrać...-rzuciłam i ominęłam blondyna szybkim ruchem, kierując się prosto do łazienki. Jezu, jaka ja jestem głupia! Pozwoliłam mu prawie się pocałować... A co by było gdybym się nie powstrzymała?! Może nawet skończylibyśmy w łóżku, Jezu! 
        Przebrałam się i wróciłam z powrotem do salonu już przebrana. W siwych szortach i koszulce Marco. No nieźle Lena! Jeszcze nie dawno paradowałaś porankami w koszulce z "Lewandowski" na plecach, a dziś malujesz pokój z jedenastką. Brawo!
-Ładnie Ci w tej koszulce! Pierwszy raz widzę Cię tak na sportowo ubraną. Zawsze tak ładnie i elegancko...
-Wiesz chyba nie będę malować pokoju w sukience i szpilkach-uśmiechnęłam się na co blondyn poderwał się z kanapy, chwycił mnie za rękę i pociągnął do swojej sypialni. Na środku stały wszystkie meble (tj. duże, dwuosobowe łózko, dwie etażerki i komoda) przykryte jakąś niebieskawą folią. Pod oknem stała drabina, pędzle i wielkie wiadro farby. Zabrałam się za malowanie wszystkich kątów i krawędzi w pokoju, bo wiedziałam, że do tego to się piłkarz nie nadaję, bo cierpliwy to Reus nie jest. Sporo rozmawialiśmy podczas tych czynności. Kiedy skończyłam swoje zadanie dynamicznie odwróciłam się i zupełnie przez przypadek maznęłam przyjaciela pędzlem po policzku i szyi. 
-No wiesz co!-zaśmiał się i zamoczył rękę w wiadrze z wrzosową mazią i odbił swoją dłoń na moim udzie a potem jeszcze przejechał ręką tak, że całe kolano miałam koloru jasnofioletowego.
-Marco! Przepraszam! Nie wiedziałam, że stoisz za mną!
-Jasne, jasne!-zaśmiał się i tym razem przejechał pędzlem po mojej ręce i koszulce, którą miałam na sobie. 
-Dobra, jak chcesz się bawić to w porządku!-chwyciłam za przyrząd malarski i maznęłam towarzysza po bluzce. On nie był mi długo wdzięczny i chwycił za kubek, stojący na parapecie, wypełnił go farbą i wylał mi na włosy. Ja zamoczyłam ręce w tej cieczy i zaczęłam mazać go całego. Nieźle się bawiliśmy przy tym. Jak dzieci... 
-Okej Lencia, trzeba się wykąpać teraz.-zaśmiał się. 
-To idź!-wzruszyłam ramionami i po chwili zostałam przerzucona przez ramię Marco, który powędrował ze mną do łazienki na górze, odkręcił wodę w wannie i potem wrzucił mnie do niej i sam przyłączył się do kąpieli. Tak... Nie ma to jak kąpiel w ubraniach! 







Robert


     Nie mogłem znieść widoku Leny z Marco. Jezu, byłem o nią zazdrosny? Wiem, że nie jesteśmy razem, ale nie mogłem na nich patrzeć. Tacy szczęśliwi. Jak kiedyś my. Po treningu umówiłem się z Kubą, który miał do mnie wpaść wieczorem. Pograć w fifę, pogadać, napić się czegoś i pewnie też dopilnować, żebym nie poszedł znowu do jakiegoś klubu i narąbał się w trzy dupy. Nienawidzę imprezować w samotności ale to jedyny sposób by nie myśleć o Lenie. Poszedłem na górę do sypialni i otworzyłem szafę, w której pozostawiłem swoją torbę treningową. Ukucnąłem i z najniższej półki wyciągnąłem bluzkę mojej byłej ukochanej. Nie zabrała jej wtedy, trzy miesiące temu. Musiała ją przeoczyć albo o niej zapomnieć i dzięki temu dziś to jedyny sposób, żeby poczuć jej zapach. Na samą myśl o tym, że wszystko spieprzyłem chce mi się rzucać wszystkim dookoła. Nienawidzę siebie za to! Jak mogłem dopuścić do czegoś takiego?! 
-To bluzka Leny...-usłyszałem głos należący do Kuby. Odwróciłem się i ujrzałem opierającego się o framugę drzwi Błaszczykowskiego-Ty nadal ją kochasz, stary... 
-Kocham ją jak nikogo innego...
-To walcz o nią! Czuj coś, nie poddawaj się, rób cokolwiek Robert, bo jeśli nie stracisz ją na zawsze... 
-Przecież widziałeś ją dziś z Marco...-powiedziałem łamiącym się głosem. Kuba wycofał się z pokoju i udał się na dół do salonu a ja szedłem zaraz za nim. 
-To co, że widzieliśmy ją z Marco. Oni są tylko przyjaciółmi! Lewy musisz się o nią postarać jeśli znów chcesz z nią być. 
-Skąd Ty to wszystko wiesz?!-spytałem zdziwiony. 
-Lena przyjaźni się z Agatą.-oznajmił. 
-Agata mówiła Ci coś!? 
-Tyle, że Lena jest załamana ale udaje, że jest ok. Skrzywdziłeś ją ale ona nadal coś do Ciebie czuje. Nie zapomniała o Tobie. Zbyt bardzo Cię kocha. 
-To po jakiego chuja Marco do niej zarywa? Przecież widzę jak on na nią patrzy!!-zdenerwowałem się. 
-Lewy, oni są przyjaciółmi, słyszysz? PRZYJACIÓŁMI!-powtórzył ostatnie słowo i ostro je zaakcentował. 
-My też byliśmy przyjaciółmi zanim zakochaliśmy się w sobie na zabój...-odparłem smutno. 
       

















     Gadaliśmy jeszcze razem z Kubą, potem pograliśmy w nogę na Playstation i Błaszczykowski oznajmił, że musi się zwijać, bo obiecał swojej żonie, że wróci o przestępnej godzinie. Koło 19:30 nie było go już u mnie.  Głód się nasilał, więc udałem się do kuchni i otworzyłem lodówkę z nadzieją, że znajdę tam coś z czego będę w stanie przygotować coś do jedzenia. Oczywiście niczego nie znalazłem, więc po prostu przekąsiłem jakieś jabłko i postanowiłem, że sobie pobiegam. Zawsze to robiłem kiedy chciałem jakoś odreagować stres, smutek czy problemy. Przebrałem się, założyłem swoje reeboki i nawet nie brałem MP3. Po prostu wybiegłem z domu i pobiegłem w stronę parku. Biegałem trochę, aż w końcu dobiegłem na jakieś osiedle. Okrążyłem je dwa razy i postanowiłem, że udam się już prosto do domu. Kiedy ponownie znalazłem się w parku zobaczyłem znajomą mi sylwetkę. Szczupła postura ciała, długie ciemne włosy, króciutkie szorty i jasna bluzka. No i te buty... Tak, to była Lena! Na 100 procent, byłem pewien, że to ona. Przystanąłem kiedy zobaczyłem, że dziewczyna biegnie w moją stronę i zupełnie nie patrzy przed siebie. W pewnym momencie wpadła na mnie i właśnie wtedy podniosła głowę. Znów miałem okazję spojrzeć w jej piękne oczy. Była taka zaskoczona jak mnie zobaczyła. 
-Przepraszam...-szepnęła po długim milczeniu i odwróciła się. Miała zamiar biec w drugą stronę ale ja złapałem ją za nadgarstek i w ostatniej chwili zatrzymałem. Odwróciłem ją w moją stronę i przyciągnąłem do siebie. 
-Musimy to robić skarbie?-zacząłem-Musimy się tak zachowywać? Porozmawiajmy... Wyjaśnimy sobie wszystko... Nie bądźmy jak dzieci... 
-Wiesz co ja o tym wszystkim myślę?-przełknęła ślinę i głęboko westchnęła. Wyrwała swoją rękę z mojego uścisku i stanęła przede mną-Myślę, że przechodzisz przez 6 stopni rozstania... Najpierw myślisz, że najgorsze to złamane serce, ale to co Cię zabije jest drugim etapem. A trzeci? Gdy Twój świat łamie się w pół. I czwarty... Gdy myślisz, że już Ci lepiej. Piąty, gdy zobaczysz ją z kimś innym i szósty jest gdy przyznasz, że może jednak trochę spieprzyłeś...-w jej oczach pojawiły się łzy a mnie totalnie zamurowało. Stałem jak posąg. Ona wykorzystała moment i przeszła obok mnie zapłakana, po czym pobiegła dalej w swoją stronę. 




_________________________

Kolejna smutna końcówka! Wybaczcie, że Lena nie chce go wysłuchać ale taki ma już charakter. Obiecuję, że już niebawem coś ruszy do przodu w ich relacjach! 
Dobra w końcu jeszcze podziękuję wszystkim, którzy odwiedzają i komentują tego bloga! Jest was coraz więcej kochane i jestem pod wrażeniem! Ostatnio nawet łezka mi poleciała jak zobaczyłam na liczniku 19 tys. wejść! Jesteście wspaniałe! Wszystkie! Nigdy się nie spodziewałam, że ktoś będzie chciał czytać te moje marne rozdziału a tu proszę! Kocham was moje kochane! ♥ 
Teraz jeszcze jedna sprawa. Kolejny rozdział jeśli mi się uda dodam w tę sobotę, gdyż w niedzielę wyjeżdżam do siostry do Warszawy i nie będzie mnie prawdopodobnie przez tydzień, więc nie dodam w środę. Gdy wrócę to nadrobię wszystko u was, więc nie bądźcie złe jeśli nie skomentuję u was nowych rozdziałów, czy coś :)! Buziaki kochane ;*