niedziela, 27 października 2013

Rozdział 33

Lena

     
     Dźwięk budzika rozległ się po sypialni równo o 6:05. Usłyszałam jedną z piosenek Joy Division i niemrawo uniosłam swoją rękę ku górze nawet nie otwierając oczu. "Na pamięć" przycisnęłam przycisk, który automatycznie włączył drzemkę i obróciłam się w lewo leżąc teraz na plecach. Odgarnęłam włosy z twarzy i otworzyłam oczy. Patrzyłam się przez jakiś czas, wręcz tępo w sufit i jedyną czynnością jaką robiłam było powolne, równomierne oddychanie. Rozłożyłam ręce na szerokość łóżka i głośno westchnęłam... Tak! Nie było Roberta! Cała moja żółto-czarna rodzinka wyjechała na przedwczesne treningi do Freiburga, gdyż grają tam mecz w sobotę, a dzisiaj mamy czwartek, więc... hm... Dlaczego? A no dlatego, że od ponad tygodnia w Dortmundzie panuje okropna pogoda. Cały czas albo pada, albo jest cholernie zimno. Moi rodzice na mazurach mają cieplej! Taka trochę 'londyńska pogoda' ale na poziomie hard. I na dodatek przez te ciągłe ulewy, Dortmundczykom zepsuła się jakaś instalacja na boisku treningowym i nie ma jak ćwiczyć a Signal Iduna Park ma małe remonty na kolejny mecz Bundesligi. Więc byli zmuszeni na wcześniejszy wyjazd. I w tym pewnie momencie, kiedy ja już muszę wyłazić spod cieplutkiej kołdry i szykować się na swój pierwszy, pracowity dzień praktyk Robert i reszta towarzystwa jeszcze sobie smacznie śpi w moim ciepłym Freiburgu.  No tak pewnie, nie wiecie o tym, że moja rodzina pochodzi ze stolicy Schwarzwaldu i ja osobiście znam Freiburg i jego okolice prawie tak dobrze jak rodzinne miasto. Bywałam tam praktycznie co roku jako dziecko,  bo babcia mieszka pod Freiburgiem. Dlatego też jestem związana z tym miastem emocjonalnie no i uwielbiam tamtejszy klub! Więc będzie ciężko mi oglądać sobotni mecz Bundesligi. Dobra! Koniec przemyśleń! Czas się szykować do pracy! Jej, w końcu zacznę pracować! I tak pewnie nie długo będę zmuszona iść na jakiś urlop ze względu na to, że w styczniu mam rodzić, więc wcale mi się to nie podoba, bo nie wiem czy nie przesuną mi się jakieś terminy zaliczeń i tak dalej, ale zdrowie dziecka najważniejsze, wiadome! Ale i tak postanowiłam, że jak już będę sobie siedzieć w domciu na zwolnieniu to będę pracować, ale wszystkie materiały będę opracowywała u siebie i wysyłała do firmy albo coś w tym stylu! Jakoś się musi ułożyć wszystko. 


    Kiedy budzik zadzwonił po raz drugi raz wiedziałam, że już teraz koniecznie muszę lecieć na dół, ubrać się, coś zjeść i załatwić wszystkie inne rzeczy, które stanowią moją codzienną, poranną rutynę. Mimo zimnej pogody na zewnątrz w mieszkaniu mamy bardzo cieplutko, dlatego też śpię sobie w zwykłych czarnych szortach i białej koszulce z napisem "I ♥ London!", którą przysłała mi ostatnio Klaudia. Podeszłam do lustra stojącego w rogu pokoju i podniosłam leciutko bluzkę do góry. Tak, zaokrąglałam się z dnia na dzień coraz bardziej. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i odwróciłam swoje ciało w prawo i uklęknęłam na parapecie obłożonym poduszkami, na którym często sobie siadałam, a jako, że był on na wysokości moich kolan, z łatwością przyszło mi odsłonięcie żaluzji, dzięki której po odsłonięciu wpadło troszkę światła. Jak na październik jest jeszcze w miarę jasno na dworze o tej godzinie, ale pogoda oczywiście nie zachwycała. Znów można było dostrzec latające pod wpływem wiatru kolorowe liście i poruszające się nieustannie korony drzew. Cóż... Nienawidzę zimna. Aż przeszły mnie dreszcze na ten widok za oknem. Wychodząc z sypialni złapałam jeszcze za moją niebieską bluzę jeszcze za czasów liceum, wiszącą na krześle i powoli wychodząc z pomieszczenia i idąc po schodach zakładam ją. Powoli udałam się do kuchni, a kiedy weszłam do pomieszczenia, pierwsze co zrobiłam to podeszłam do ściany, na której wisiał kalendarz. Przesunęłam 'to coś', czego nazwy nie znam na kolejny dzień i westchnęłam głęboko. Tak bardzo niczego mi się nie chciało, że szok. Pogoda nie napawała do dalszych działań, więc najchętniej zostałabym dzisiaj w łóżku z kubkiem gorącej herbaty. Niestety nie było takiej opcji, dlatego więc zabrałam się za przygotowanie jakiegoś dobrego, pożywnego śniadanka. Pierwsze co oczywiście zrobiłam to wstawienie wody na moją ulubioną herbatę malinową. Nie miałam ochoty na nic do jedzenia, dlatego po prostu zrobiłam sobie owsiankę.No. Na zdrowo, może się najem...

     Usiadłszy do stołu, zaczęłam konsumować swoje śniadanko i jednocześnie sprawdzając facebooka. Przeglądałam stronę główną i w sumie nic ciekawego nie znalazłam. Kilka zdjęć moich starych znajomych, z których dowiedziałam się, że np. Piotrek, wyjechał na studia do Irlandii! I jeszcze doszłam do tego Ewcia nie jest już z Radkiem... Ach, jak dużo się wydarzyło. Oczywiście jeszcze znalazłam na facebooku zdjęcie Wojtka z moją Klaudią. Szczęśliwi, zakochani, młodzi! Nic im chyba do szczęścia nie brakuje!

     Wróciłam na górę i sięgnęłam po wieszak, wiszący na rączce od mojej szafy, którą dziele z Robertem. Jako, że to mój pierwszy dzień pracy, postanowiłam, że ubiorę się jakoś 'formalnie', elegancko... Ubrałam się we wszystkie przygotowane wczoraj ciuchy i udałam się do łazienki, aby zrobić sobie naturalny makijaż. Nałożyłam podkład, machnęłam rzęsy masakrą i poprawiłam pudrem. Tak, bez żadnych wymysłów, normalnie i zwyczajnie. Uczesałam jeszcze tylko włosy i po długim zastanowieniu w końcu zostawiłam je rozpuszczone, luzem. Pryskałam się właśnie perfumami kiedy zadzwonił mój telefon. Odłożyłam fiolkę na półkę i udałam się do sypialni, gdzie na pościelonym łóżku leżał mój biały Iphone. Spojrzałam na ekran i ujrzałam zdjęcie mojego ukochanego, który jak zwykle najwidoczniej się nudził, bo znów zmienił mi w telefonie swoje zdjęcie kontaktowe. Teraz zamiast normalnej fotografii miałam Lewandowskiego, który robił tzw. "dzióbek". Super widok! Od razu mi się buźka uśmiechnęła.
-Robert?
-Nie, Duch Święty, witamy w niebie!-zaśmiał się.-Oczywiście, że ja, a kto inny!
-A co Ty tak wcześnie?! Myślałam, że korzystasz z poranka i jeszcze sobie drzemiesz.
-Spałem. Ale chłopcy zapewnili mi pobudkę 10 minut temu...
-Nawet nie pytam, w jaki sposób Cię wyrwali z tego snu!-uśmiechnęłam się sama do siebie i usiadłam na parapecie i obserwowałam jak jesienne liście wirują na wietrze, a ciemne chmury coraz bardziej przyćmiewają Dortmund.
-Słusznie! Jak tam kochanie? Jak się czujecie? I w ogóle! Jest stresik?
-Dobrze się mamy! I tęsknimy!-westchnęłam-Lekki jest, ale wiem, że dam radę.
-Och, ja też wiem, że dasz radę! Przyszła...Przyszła Pani redaktor naczelna Kickera!-oboje się zaśmialiśmy. Kochałam gdy mój ukochany był radosny i z wielką przyjemnością słuchałam jego chichotania.
-Dobra, dobra Lewandowski, nie przesadzaj!-przełknęłam ślinę-Jak przygotowania? I w ogóle jaką pogodę macie?
-Och, skarbie cały czas praktycznie spędzamy na boisku, ale jest ładnie, ciepło, słonecznie!
-Ughh, nienawidzę mikroklimatu! W Dortmundzie zaraz będzie padać, a ja muszę uciekać "DO PRACY"-zaakcentowałam z dumą ostatnie słowa.
-Dobra, nie przeszkadzam Ci! Kocham Cię!
-Papapa, skarbie! Też Cię kocham! Pozdrów moją rodzinkę, nie pomijając ojca Kloppa!-zaśmiałam się i po tym pożegnaniu rozłączyłam się i wyszłam z sypialni.


      Kurtka już założona, buty na nogach! Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze i głośno wypuściłam powietrze z płuc. Wzięłam torebkę, chwyciłam klucze do prawej ręki, a lewa za to zajęta była folderami z dokumentami. Otworzyłam drzwi, zamknęłam je i schowałam klucze do torby. Odwróciłam się i... i jeden wielki podmuch wiatru buchnął mi w twarz! Super, już na nic układanie włosów! Było niesamowicie zimno! Doszłam do garażu, otworzyłam go i dziś postanowiłam pojechać do pracy autem Roberta. Miałam swojego forda, ale chyba pokusa zrobienia dobrego, pierwszego wrażenia była silniejsza i weszłam do czarnego, wyższego Opla, położyłam torebkę i wszystkie teczki na miejsce pasażera, zapięłam pasy i przekręciłam kluczyki, dzięki czemu samochód odpalił. Pierwsze co zrobiłam, przed wyjazdem z garażu to oczywiście włączenie ogrzewania, bo po prostu było mi lodowato! Wycofałam szybko i zwinnie i ruszyłam w drogę do centrum Dortmundu. Włączyłam po drodze radio i słuchałam wiadomości na temat miasta, artystów, a nawet na temat wtorkowego meczu z Marsylią! No tak, chyba zapomniałam wspomnieć! Borussia przegrała pierwsze spotkanie z Neapolem, po czym we wtorek okazała się lepsza od Marsylii! A niebawem, za trzy tygodnie jakoś, gramy z Arsenalem na wyjeździe, więc zobaczę się z Dębkowską! Jee!!
     

     Leciała właśnie jakaś piosenka Biebera, której tekst jakimś cudownym sposobem znałam na pamięć i ją śpiewałam, kiedy wjechałam na parking pod dosyć dużym wieżowcem na Leopoldstraße. Wyszłam z samochodu, zabrałam swoją torebkę i inne potrzebne mi rzeczy i zamknęłam auto na klucz, po czym weszłam przez główne drzwi budynku i podeszłam do recepcji, skąd pokierowano mnie na 8 piętro. Oczywiście Lena jest leniwa i pojechała windą, no a co! Kiedy jechałam windą nie powiem, trochę się zaczęłam stresować, a kiedy drzwi od winy się otworzyły i musiałam z niej wysiąść, aż zamarłam. Tylu ludzi się kręciło wokół! Masakra! Przeszłam przez szklane drzwi i poczułam się bardzo dziwnie. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, że ktoś właśnie wszedł do pomieszczenia. Każdy był czymś zajęty, każdy miał coś do zrobienia i nie miał ochoty zawracać sobie głowy jakaś brunetką, która totalnie nie wiedziała co jest grane. Dopiero po jakimś czasie, stanęła przede mną jakaś wysoka blondynka, która nic nie mówiąc uśmiechnęła się bardzo szeroko w moją stronę.
-Hej! Caroline! Miło mi!-podała mi bardzo szybko rękę-Pewnie jesteś tu nowa, chodź, pokażę Ci Twoje stanowisko!-pociągnęła mnie za sobą i przebijając się przez kilka ludzi, w końcu dotarłyśmy do "celu". Otworzyła drzwi i kiedy przekroczyłam próg, znalazłam się w oddzielnym biurze.-Tu jest Twój kącik! Biurko, laptop, kosz na śmieci, tam jest nasza kserokopiarka, a tu-wskazała palcem na obiekt, który znajdował się za moimi plecami-Piękny widok na panoramę Dortmundu!-klasnęła w ręce i ponownie się wyszczerzyła. Nie potrafiłam odwzajemnić uśmiechu! Ta dziewczyna po prostu była tak bardzo pozytywna, że nie dało się być chyba przy niej smutnym.-No a tu jest moje biurko i moje stanowisko! No i co najlepsze dzielimy ten pokój razem!-ucieszyła się-Dobrze, że w końcu będę miała kogoś do towarzystwa! Bardzo się tu nudziłam od kiedy Simone odeszła.... No, a wierzę, że z Tobą....Em...-urwała nagle.
-Lena! Lena Gilbert!-dokończyłam za nią i uśmiech sam pojawił mi się na twarzy.
-No więc, Lena! Mam nadzieje, że będzie nam się miło razem pracowało! No nie stój tak! Siadaj już, a nie się męczysz!
-Oj tam!-postawiłam torebkę na narożnym biurku i westchnęłam.-No więc... Caroline! Co mam robić? Ty jesteś moim nowym "szefem"?
-Co?! Szefem?! Nie!! Skądże! Stary Winkler znów nie przyszedł do biura na czas, a wczoraj powiedział mi, że od jutra będę miała "współlokatorkę", no!-zaśmiała się.-A co masz robić? hmm... Czekaj, coś wspominali mi, że mamy nazbierać jakieś materiały wspólnie na temat rozwoju naszego teatru! No więc... NUDA!-blondynka przewróciła teatralnie oczami i wstała energicznie z miejsca-Kawy?
-Nie dziękuję, nie piję!
-Nie pijesz kawy?!-zdziwiła się-Pierwszy raz spotykam taką osobę, jej!
-Na ogół piję, ale kofeina może źle wpłynąć na rozwój dziecka, no-uśmiechnęłam się lekko i poklepałam po brzuchu.
-AA! O Jezu! Nie zauważyłam, że jesteś w ciąży! Gratulacje!-podeszła do mnie, przytuliła mnie i cmoknęła w policzek. Chyba jeszcze nigdy nie spotkałam tak otwartej osoby jak Caroline. Znam ją dopiero od jakiś dziesięciu minut, a ona już gada ze mną jakbyśmy znały się kilka lat! A jaka ona rozgadana! Przebija nawet Szczęsnęgo, a ten to dopiero ewenement!


      Spędziłam w firmie jakieś 6 godzin i szczerze? Nawet tego nie odczułam! Po pierwszym dniu w pracy można stwierdzić, że przy pannie Kastner nie da się pospolicie nudzić w pracy! Własnie pakowałyśmy swoje manatki i obie kończyłyśmy swój dzień pracy na dzisiaj. Wylogowałam się z komputera i włożyłam część zgromadzonych informacji do swojego błękitnego folderu i zaczęłam się ubierać.
-Ale masz śliczną kurtkę!-odezwała się nagle.
-Dziękuję! Twoja również!-uśmiechnęłam się i chwyciłam za klamkę od szklanych drzwi. Caroline ruszyła tuż za mną. Obie przepchnęłyśmy się przez resztę zapracowanych pracowników i wsiadłyśmy do windy. Nacisnęłam przycisk, który zawiózł nas prosto na parter. Kiedy wysiadałyśmy z windy minęłyśmy się w drzwiach z jakimś wysokim brunetem, na którego widok Care, aż zapomniała o całym świecie i wpatrywała się intensywnie w jego oczy. Odwróciłam się kiedy spostrzegłam, że blondynka w ogóle nie słucha tego co do niej mówię, a nawet nie idzie za mną. Okazało się, że ta stała cały czas przy windzie i odprowadzała przystojnego mężczyznę wzrokiem.
-Kastner! Tu Ziemia!-pomachałam jej ręką przed twarzą-Żyjesz?!
-Widziałaś go?! Boże, spojrzał się na mnie!! I na dodatek uśmiechnął!! O Boże, nie wierzę!!-pisnęła i ruszyła przed siebie do wyjścia, a ja wędrowałam tuż obok niej.
-Kto to taki?-spytałam, wychodząc z wieżowca.
-Och, Lena, to największe ciacho w całym Dortmundzie!!!-spojrzała na mnie-To syn.... O JEZU! Mój autobus!! Na razie Lena, pogadamy potem, ale muszę pędzić, bo muszę odebrać samochód z warsztatu, a autobus zaraz mi odjedzie! Do zobaczenia!-przytuliła mnie na pożegnanie i w biegu jeszcze zdążyła pomachać, a ja zorientowałam się, że przecież mogłam zaproponować jej podwózkę. No ale dobra! Mogę usprawiedliwić się tym, że Caroline nawet nie dawała mi dojść do słowa! Cóż, niezła z niej gaduła, ale za to jaka sympatyczna! Coś czuję, że praca tutaj, zapowiada się bardzo interesująco....


________________
Aloha! ♥ 
Udało mi się napisać dla was rozdział, jej! Cieszę się, choć jakość tego czegoś powyżej nie zachwyca, ale naprawdę ciężko z czasem. Niebawem, 16 listopada jadę na turniej taneczny i spędzam na sali 6 godzin tygodniowo, a od tego tygodnia będę zostawała jeszcze dłużej i przychodziła w dni, w których normalnie nie mam zajęć, ale muszę ćwiczyć, bo występuję w tym roku w dwóch grupach. W średniej i najstarszej, więc jest ogrom pracy, bo muszę opanować jeszcze jeden układ i dopracować pozostałe z warsztatów. Ponad to, jeszcze tańczę duet z przyjaciółką, więc roboty dwa razy tyle. No i jeszcze szkoła!
Ach, i pochwalę się jeszcze! Ostatnio pisałam próbny egzamin gimnazjalny na podstawowym i rozszerzonym i z podstawowego miała 95%, a z rozszerzonego 80%, więc jak na mnie to tak przeciętnie, ale jeszcze mam rok nauki! 
No i jeszcze kilka rzeczy dotyczących bloga! Będę starała się dodawać rozdziały CO TYDZIEŃ W NIEDZIELE, bo to jedyny dzień, w który nie mam zajęć, choć za tydzień muszę lecieć w niedzielę pół dnia przetańczyć z Freshem, dobra, nie ważne! 
No i jak widzicie pojawiła się nowa bohaterka!:) 
Dobra, nie zanudzam już! 


Ech, no widzicie... Cały folder materiałów na ten tydzień... Zapowiada się 7 dni harówki! 

Buziaki:* 



      

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 32

Rozdział dedykuję Mai! Dziękuję Ci bardzo za wszystko! 

WRZESIEŃ 2013,  3 MIESIĄCE PÓŹNIEJ

-I jak się czujesz skarbie?-odezwał się widząc jak jego ukochana wierci się w łóżku o 1 w nocy. 
-Nie wiem... Wszystko mnie boli...-jęknęła cicho i wytarła pot z czoła. Podparła się na łokciach i usiadła w pionie, opierając swoje barki na zimnej ścianie. Wzięła głęboki oddech i westchnęła głęboko, odwracając swój wzrok na zmartwionego Lewandowskiego, który przypatrywał się jej bardzo starannie. Kto wie, co takiego może się dziś przydarzyć, zważywszy na to, że Lena jest właśnie w 5 miesiącu ciąży. On też usiadł, pokręcił trochę głową i szybko wyszedł spod ciepłej kołdry, ubierając na siebie pierwsze lepsze ubrania, które wyciągnął z wielkiej szafy wbudowanej w północną ścianę ich domu. Tak, tak wiele się wydarzyło, że nawet nie wiecie o tym, że po bajkowych zaręczynach w Paryżu para wraz ze swoimi przyjaciółmi dojechali tym razem bardzo bezpiecznie do Kiszyniowa, gdzie zagrali mecz, który niestety zremisowali i niespodziewanie stracili  punkty, a po zgrupowaniu narzeczeni wrócili do Polski, gdzie spędzili wspaniałe chwile na Mazurach, w miejscu gdzie się spotkali oraz następnie gościli u mamy Roberta, która na wieść, że zostanie babcią, ucieszyła się jak nigdy nie więcej i nawet już zaczęła snuć plany jak będzie wyglądało wspólne wesele Leny i Roberta. Po wspaniałych wakacjach tylko we dwoje, oboje polecieli do Londynu, pomóc w przeprowadzce Klaudii, która obecnie opuściła Dortmund i studiuje w stolicy Anglii, mieszkając u boku swojego najukochańszego chłopaka. No a po finalnym powrocie do Dortmundu, przyszli rodzice postanowili zamieszkać razem i od jakiegoś miesiąca panna Gilbert mieszka u Lewandowskiego. 
-Połóż się. Ubiorę się i zabiorę Cię do szpitala!-powiedział kiedy był własnie w trakcie zakładania spodni. 
-Nie! Zwariowałeś!! Nigdzie nie jadę!!! Zaraz przejdzie...-uśmiechnęła się blado w jego kierunku, po czym wzięła łyka wody mineralnej, stojącej na białej etażerce obok łóżka. 
-Ty jak zwykle uparta!-krzyknął-Skąd wiesz, czy coś Ci się nie stanie?! Albo czy coś się nie dzieje z dzieckiem?!-rozłożył szeroko ręce i spojrzał na nią piorunującym wzrokiem. Emocje, w tym przede wszystkim złość, wzięła u niego górę. 
-Daj spokój! To są zwyczajne skurcze, czy coś takiego!! Uspokój się!
-Wkurzasz mnie w tym momencie, wiesz?! Zawsze musisz sama decydować w takich kwestiach?! To jest NASZE dziecko! Podkreślam "NASZE"! Też mam prawo o nim/niej decydować, a w tym momencie nie wiem czy wszystko z nim w porządku i wolałbym to sprawdzić!
-Robert, nie dramatyzuj no! To normalne w tym miesiącu, chyba, nie... Przynieś po prostu jakąś tabletkę przeciwbólową i zaraz już się wszystko unormuje, ok?-spojrzała tym razem na niego łagodnie, chcąc uspokoić trochę atmosferę. On ponownie pokiwał głową, zrzucił teatralnie ręce i mrucząc coś pod nosem zszedł na dół i po kilku minutach powrócił z szklanką wody i kilkoma tabletkami. Usiadł wygodnie na łóżku i podał swojej narzeczonej to o co ona go prosiła. Brunetka posłała mu wdzięczne spojrzenie i połknęła owe pigułki, mocno zaciskając przy tym oczy. Nienawidziła tego robić, bo zawsze się tego bała... To dziwne, ale taka właśnie ona była. Robert odgarnął opadające na jej bladą twarz, kosmyki ciemnych włosów i założył je za ucho ukochanej. Złapał jej twarz w swoje dłonie i delikatnie musnął jej usta. Naprawdę delikatnie... Tak jakby bał się, że coś jej zrobi.
-Przepraszam kochanie...-ucałował ją w czoło i powoli patrzył jak ta zasypia, aż w końcu oboje odlecieli w krainę Morfeusza. 




Obudziła go muzyka dochodząca z dołu. Na początku się zdziwił, ale kiedy spojrzał w swoją lewą stronę, nie dostrzegł tam swojej wybranki, tylko pogniecione prześcieradło, więc od razu skumał fakty i domyślił się, że Lena już krząta się po dole. Wyszedł z łóżka i spojrzał na zegarek stojący na szafce nocnej. Wskazywał on godzinę 9:16. No tak, ciąża ma swoje skutki uboczne, bo na przykład Lena-leniuch, która zawsze lubiła spać do późna, została znokautowana przez nową Lenę, która potrafi wstawać już nawet o 7 rano! Aczkolwiek został jej nawyk rozpoczynania dnia z radio, bądź muzyką, więc od rana w domu Lewandowskiego można było usłyszeć mocne brzmienia rockowe, albo po prostu jakieś popularne piosenki, które puszczane były w Dortmundzkim radio. Robert przeczesał ręką swoje niepoukładane włosy, czym jeszcze bardziej je rozczochrał i powoli schodził po schodach. Od razu kiedy tylko stanął w korytarzu i pokierował się do kuchni, zobaczył brunetkę, śmigającą bo pomieszczeniu w jego starej koszulce i króciutkich szortach. Uśmiechnął się na ten widok i podszedł do ukochanej, obejmując ją przy tym bardzo mocno. 
-I co? Mówiłam Ci, że te całe 'bóle' to były tylko chwilowe! Widzisz, już mam się dobrze i jestem pełna pozytywnej energii na dzisiejszy dzień!-uśmiechnęła się i cmoknęła go w nos.
-Cieszę się!
-No, więc na drugi raz nie dramatyzuj tak Panie Lewandowski!-zaśmiała się, marszcząc przy tym swój nos, co bardzo podobało się Robertowi i zawsze lubił patrzeć na tak szczęśliwą Lenę!-Zrobiłam Ci śniadanie chodź!-posadziła go przy stole i po chwili przyniosła mu talerz z kanapkami z serkiem topionym, sałatą, papryką i wszystkim co jeszcze sobie ktoś mógł wymarzyć. Nachyliła się nad nim i cmoknęła w policzek, po czym szepnęła mu cichutko do ucha.-Kawy?-uśmiechnęła się.
-Bardzo chętnie...-odprowadził ją wzrokiem i sam do siebie wyszczerzył się najbardziej jak potrafił. Cieszył się, że oni oboje są szczęśliwi i codziennie rano spotykają go takie przyjemności jak dzisiaj!-A Ty nie jesz?!-krzyknął z jadalni, która nie znajdowała się jakoś specjalnie daleko od kuchni, więc Lena mogła go swobodnie usłyszeć. 
-Jem, jem! Już idę!-po chwili wróciła z dwoma kubkami, z czego jeden postawiła przed Lewym, a drugi postawiła na przeciw ukochanego, siadając na krześle i łapiąc za kanapkę z jej ulubionym chlebem razowym, popijając przy tym malinową herbatkę. 
-Jak miło patrzeć na Ciebie, kiedy jesteś taka uśmiechnięta!
-Bo jestem szczęśliwa!-odparła i wypuściła głośno powietrze z płuc-Wiesz... Po tej całej akcji z lotem do Kiszyniowa zrozumiałam, że trzeba korzystać z każdego kolejnego dnia i cieszyć się, że się żyje! Dlatego jestem teraz pełna wigoru i pozytywnej energii i pragnę wykorzystać każdy kolejny dzień na maksimum swoich możliwości, żeby potem niczego nie żałować! A tak, a pro po! Od października zaczynam praktyki w tej gazecie, więc będziemy się już rzadziej widywali, więc zależy mi na tym, byśmy teraz spędzili razem jak najwięcej czasu!-zakończyła swoją wypowiedź promienistym uśmiechem i wzięła kolejny łyk ciepłego napoju.-O której masz dziś trening?
-Zaczynam o 16:30.
-A jak długo? 
-Dzisiaj dwie godziny, a co? Masz jakieś plany?-uśmiechnął się w jej stronę.
-Bo wiesz, myślałam, żebyśmy gdzieś dziś wyszli wieczorem! Dawno nigdzie razem nie byliśmy, ewentualnie na zakupach w supermarkecie-zaśmiała się, a on razem z nią.
-Dobry pomysł! Kino? 
-Bardzo chętnie!
-W takim razie, idę kupić nam bilety na jakiś seans.-wstał od stołu, złapał za talerz i pusty już kubek kawy i przed wyjściem z jadalni pocałował jeszcze Lenę, dziękując przy tym za śniadanie, po czym udał się po schodach, z powrotem na górę, by zamówić obiecane bilety do kina. 




    Lena

     Robert wyszedł kilka minut temu na swój trening, więc postanowiłam przeznaczyć te kilka godzin na siebie. Odpaliłam szybko laptopa i zalogowałam się na facebooka, gdzie czekała na mnie kilkanaście wiadomości od znajomych z Polski, którzy od jakiegoś czasu, naprawdę często do mnie piszą! Uśmiechnęłam się na widok wiadomości od Klaudii, która podesłała mi zdjęcie z ukończonego remontu i ogólnej przeprowadzki, gdyż Wojtek kupił większe mieszkanie, by każde z nich miało trochę więcej miejsca i tym samym Dębkowska, lecąc do Londynu, była przygotowana na nowe urządzanie wnętrza w ich nowym, wspólnym mieszkanku. My z Robertem byliśmy jeszcze u nich w starym domu Szczęsnego, gdyż przeprowadzali się w sumie oni jakieś kilka tygodni temu. Przyznać trzeba szczerze, ze całe mieszkanie jest bardzo w ich stylu, bo oni boje są pozytywnymi ludźmi, którzy na cały ten nasz świat patrzą przez różowe okulary! Rzecz jasna, już mamy z Robertem zaproszenie do nich i mają nadzieje, że wpadniemy jak najszybciej, no ale cóż. Właśnie rozpoczęła się bundesliga, więc i treningów Robert ma troszkę więcej, a Borussia na całe szczęście rozpoczęła bardzo dobrą passę, gdyż wygrali już cztery mecze z rzędu i w sobotę, czyli za trzy dni, grają kolejny mecz, który mam nadzieje, że wygrają! Z resztą! Co ja gadam?! Jestem pewna, że wygrają! 
       Po sprawdzeniu poczty, facebooka, Skype'a i innych portali społecznościowych, wyłączyłam laptopa i udałam się na górę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego na dzisiejszy wieczór. Podeszłam do szafy no i jakoś dziwnie, ale jak nigdy nie miałam żadnego problemu w co się ubrać! Miałam wizję, jak chciałabym dziś wyglądać, no i bardzo szybko wybrałam odpowiedni zestaw. Postawiłam na coś bardzo spokojnego i zwyczajnego no i uznałam, że nie będę się rzucała nikomu w oczy! No! Mając jeszcze chwile wolnego czasu obejrzałam coś w telewizji i ogarnęłam trochę salon i kuchnię. 



-Dzień Dobry! Wróciłem!!-usłyszałam Roberta, który żwawo krzyknął już owe słowa u progu mieszkania i rzucając swoją torbę treningową w przedpokoju, przywitał się ze mną chwytając mnie w mocne uściski.-Jak się moją moi kochani?-cmoknął mnie w usta i położył rękę na brzuchu, do którego zaczął coś gadać. Poczułam się trochę dziwnie i zaśmiała się, kręcąc przecząco głową, do tego co gadał Lewandowski.-Czemu nie poznamy płci dziecka już teraz? Byłoby mi łatwiej z nim/nią gadać.-puścił oczko i przeciągnął się idąc do salonu i kładąc się wygodnie na kanapie.
-Bo nie! A teraz won z tej kanapy, przed chwilą układałam te poduszki! Leć się przebierz, bo musimy zaraz wyjeżdżać leniuchu!-walnęłam go poduszką po dupie, co miało oznaczać, że ma się troszkę pospieszyć, no i podziałało!! 
-Już biegnę, biegnę, Pani pedantko!-dostałam całusa w policzek i zaraz już Robert zniknął mi z pola widzenia. 



Robert zaparkował swoje czarne auto na podziemnym parkingu tutejszego centrum handlowego i po tym jak pomógł mi wysiąść z auta, poprowadził mnie do windy. Weszliśmy do niej i Lewy wybrał ostatnie, drugie piętro, na którym znajdowało się kino. Winda ruszyła i kiedy dotarła do poziomu 0, gdzie wsiedli inni ludzie w drodze na pierwsze piętro... ZACIĘŁA SIĘ!! Boże, ona po prostu stanęła!! Ludzie zaczęli nerwowo spoglądać w dół i wokoło, gdyż cała była ona zbudowana ze szkła? Chyba... W każdym razie, widać było wszystko dookoła. Ja spojrzałam na Roberta, potem na jakąś kobietę, typową tzw. 'dziunię', która ewidentnie specjalnie wypinała swój szanowny tyłek w stronę mojego narzeczonego i po prostu wybuchłam śmiechem! Nawet nie robiło na mnie wrażenia to, że jakaś blondynka próbuje poderwać mi Roberta, ja po prostu się śmiałam!
-Lena? Wszystko ok?-spytał.
-Tak... Skarbie... Po prostu zobacz! Tylko nam przytrafiają się takie przygody! Haha! Czyż to nie zabawne?-położyłam swoją głowę na jego ramię i o dziwo wcale się nie stresowałam tym, że 'utknęliśmy w windzie'. 
-Dobrze przynajmniej, że się nie denerwujesz.....-spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem i sam się uśmiechnął.-Dobra, trzeba jakoś ogarnąć tę windę, tu pewnie jest jakieś wezwanie o pomoc czy coś...-podszedł do tych takich 'guziczków', no wiecie o co chodzi i powoli analizował każdy z nich, aż w końcu znalazł jakiś, dzięki któremu owe 'urządzenie' w cudowny sposób z powrotem ruszyło, lecz tym razem zamiast w górę to w dół! Ważne, że w ogóle ruszyło! No więc, wysiedliśmy z windy i Robert złapał mnie za rękę, po czym pokierowaliśmy się tym razem w stronę ruchomych schodów.
-Widzisz, jestem taka gruba i ciężka już, że nawet winda nie potrafi mnie 'uradzić', hahaha!-zażartowałam, co jakoś specjalnie Lewandowskiemu do gustu nie przypadło.-No dobra, dobra, już siedzę cicho!-zaśmiałam się i cmoknęłam go w policzek. 


Robert odebrał bilety, kupił jakiś duży zestaw kinowy, w co wchodził duży karmelowy popcorn i dwa duże kubki napoju. Mi oczywiście wybrał Nestea, a sobie wziął pepsi czy colę, nie rozróżniam tego, bo dla mnie oba te napoje smakują identycznie, więc wsio rybka! Usiedliśmy przy stoliku i czekaliśmy, aż w końcu wpuszczą nas na seans, ale zanim to się stało, to podeszło do nas kilka dzieciaków, które poprosiły o zdjęcie z Robertem, więc uznawszy, że to słodkie, nawet ja robiłam mu zdjęcia z tymi dzieciakami! Tak, ewidentnie Robertowi pasuje dziecko i nie mogę się już doczekać jak zobaczę go z jego własnym dzieckiem! 
-No, skarbie, a powiesz mi chociaż na co idziemy?-spojrzałam na niego pytająco. 
-Oj, zobaczysz! Od razu mówię tylko, że nie jest to horror, bo nie chcę żebyś się bała i w ogóle...
-O Jezu, Lewandowski!! Znowu dramatyzujesz!!-zaśmiałam się i jeszcze trochę z nim pożartowałam. 



_____________________________
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM!!! 
MOŻECIE MNIE TERAZ ZABIĆ, UGOTOWAĆ I POĆWIARTOWAĆ NA KAWAŁKI!!!   
Wiem, że od bardzo, bardzo dawna nie dodawałam rozdziału, ani nie komentowałam u was, ale naprawdę z moją dyspozycją czasową jest to bardzo trudne! Ja nawet nie zaglądałam na bloga od jakiegoś czasu, bo po prostu było go bardzo malutko! Dopiero dziś przeczytałam te zarzucenia od anonimowego autora, że nie wywiązuje się z obietnic i chcę za to bardzo przeprosić. Ostatnio moje życie przechodzi przez wielkie zawirowanie, mam mnóstwo problemów osobistych, do tego dochodzą problemy znajomych i oczywiście, ta okropna NAUKA! Och, świat byłby bez niej piękniejszy!!! Nawet nie wiecie ile czasu poświęcam na naukę, z czego potem i tak nie ma rezultatów, tak jak na przykład ostatnio było na biologii! Wkuwałam a i tak dostałam tylko i aż 3 z najgorszego dla mnie przedmiotu w szkole! Przepraszam raz jeszcze, naprawdę ciężko mi się teraz tłumaczyć dla was!! Wiem, że was zawiodłam ale mam nadzieje, że mnie zrozumiecie! 
Ok, teraz jeszcze jedno! Kolejny rozdział powinien (ale nie obiecuję, nie wiem jak będzie z czasem) w najbliższą sobotę. Trochę brakuje tego czasu jeszcze z powodu tego, że grupy taneczne w których tańczę, szykują się właśnie do turnieju ogólnopolskiego, więc mam ponad 6h tańca w tygodniu z chorymi kolanami, jest to cholernie trudne dla mnie! I nie, to nie jest powód do usprawiedliwienia! To tak tylko na marginesie!
PRZEPRASZAM RAZ JESZCZE!!
PS. Biorę się za komentowanie i ewentualne nadrabianie rozdziałów u was!! PROSZĘ O CIERPLIWOŚĆ, KOCHANE:*

Buziaki, Lena!!:* 








     

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 31

    Kilka dni później 

      Siedział nad nią całymi godzinami. Od dwóch dni tak jest. Śpi w hotelu, przychodzi z samego rana i już od 7 nad ranem stoi pod wielkimi drzwiami wejściowymi szpitala. Za każdym razem ma ze sobą bukiet jej ulubionych kwiatów. Kolorowe tulipany z dnia na dzień coraz bardziej zdobiły jej szpitalne 'cztery ściany'. Lena zawsze lubiła wszystko przyozdabiać kwiatami, dlatego on doskonale wiedział, że gdy niebawem się wybudzi będzie na jej twarzy gościł szeroki uśmiech z powodu, że nawet kiedy ona 'śpi', jej ukochany zadbał by sala, w której przebywała była żywsza. Choć, ona sama w sobie nigdy nie była pewną siebie osobą, a bardziej marionetką w czyiś rękach. Dopóki nie spostrzegła się co ludzie z nią robią, była osobą, która robiła wszystko co chcieli inni. Myślała, że to dobrze, bo dzięki temu będzie 'dobrą osobą'... Myliła się. Pewnego dnia zebrała się w sobie i powiedziała, że ma już tego dość. I zmieniła się. Nie była już zwykłą, nudną, małą dziewczyną, która pozwala, by inni traktowali ją jak chcą. Stała się silniejsza... Bardziej stanowcza. I mimo wszystko odnalazła się w świecie. Przeżyła w swoim małym mieście rodzinnym. Poznała mężczyznę swojego życia, wspaniałych, nowych przyjaciół... Zaczęła od nowa. I wyszło jej. Ona sama nie zawsze w to wierzyła. Spędzała tyle czasu, już w Dortmundzie na zastanawianiu się czy to aby na pewno nie sen? Czy to wszystko o czym marzyła jako cicha gimnazjalistka naprawdę obróciło się w prawdę? Czy naprawdę jest tu gdzie jest? Ma tych ludzi, których ma przy sobie? Czy to się dzieje naprawdę? 
        On... Zawsze pewny siebie, uśmiechnięty. Typ żartownisia, który lubi dobrze się bawić. Perfekcjonista, który spełnia swoje marzenia grając w piłkę, zdobywając trofea i rozwijając się pod względem piłkarskim. Wydawało się, że ma wszystko. Że ma pieniądze, przyjaciół, wspaniałą, uzdolnioną narzeczoną-karateczkę. Ale jak było naprawdę? Ania często wyjeżdżała. Ignorowała go, a on schodził na drugi plan. Liczyła się 'kariera', wyjazdy... Jak się później okazało wszystkie te wyjazdy nie był zawodowe... Latała do Polski do swojego kochanka, z którym spędzała cały swój wolny czas. Wykorzystywała Roberta finansowo, po czym kiedy on nakrył ją na zdradzie, wywijała się marnymi  tekstami, że to nie jej wina... Jak zawsze Anka.... Ale potem po Euro jego życie ruszyło do przodu. Wyjechał na wakacje, poznał kobietę swojego życia... Ona była przeciwieństwem Ani. Lena jest inna... Jest miła, dba o innych, szczera i zawsze stawia życie innych ponad wszystko. Pokochał ją od tzw. 'pierwszego spojrzenia'. Podobała mu się. Zaintrygowała mu. Była taka jak każda, ale jednak inna... Lubił to, że ma takie 'męskie' hobby. Że kocha sport i lubi się pomęczyć. Nie jest dziewczyną, która dostaje szału, kiedy ktoś zobaczy ją bez podkładu i pomalowanych rzęs... Zakochali się w sobie, mimo, że tak bardzo się różnili. Ona spokojna, a on wulkan pełen energii, zawsze mający milion pomysłów na minutę. Ale rozumieli się. Ona słuchała jego, on potrafił ją... Dopasowali się, razem wyglądali na szczęśliwych. No i byli tacy. Ich miłość była taka czysta... Wdzięczna. Nie musieli obściskiwać się publicznie by okazać sobie swoje uczucia, które do siebie żywili. A żywili wielkie... Wystarczył jeden gest, jedno spojrzenie i już wysyłali do siebie wzajemnie jasne sygnały w postaci dwóch tak zwyczajnych na pozór słów "Kocham Cię"... Dla nich były to dwa najpiękniejsze słowa na świecie. I mieli do nich wielki sentyment... 


    Spojrzał na nią kurczowo ściskając jej malutką dłoń. Ona poczuła to. W końcu usłyszała jak aparatura wydaje z siebie charakterystyczne 'pik', jak pielęgniarki krzątają się po korytarzu i to jak za oknem cichutko pośpiewują ptaszki. Aż w końcu zobaczyła go. Jej ukochanego Roberta, który siedział tu odkąd tylko szczęśliwie, a może i nieszczęśliwie wylądowali. Zmrużyła oczy kiedy promienie słoneczne uderzyły w jej rogówki, aczkolwiek momentalnie szybko się uśmiechnęła w jego stronę. Ścisnęła jego dłoń bardzo mocno, tak by poczuł, że ona już tu jest. Z powrotem. Czuła się dobrze. Szczęśliwie... Wiedziała, że wszystko się ułoży, że niebawem zostanie matką. Wiedziała to. Przeczuwałaby, gdyby podczas podróży, lądowania jej dziecku coś się stało. Od razu podniosła się na łokciach i usiadła, po czym zaraz wylądowała w jego ramionach. Pocałowała go. Tak inaczej. Tak mocno, namiętnie, ale zarazem subtelnie i czule. Przytulili się i trwali w uścisku długi czas, dopóki ich okazywania sobie miłości nie przerwała wchodząca, uśmiechnięta od ucha do ucha pielęgniarka. Spojrzała na dwójkę zakochanych i posłała w ich stronę wdzięczny uśmiech. Aż było jej głupio, że przerwała taką piękną chwilę dla tej dwójki. Byli tacy zapatrzeni w siebie... Nie potrafili przestać się uśmiechać i marzyli tylko o tym, by ponownie trwać w uścisku... 


    Dwa dni później

    Lena zdążyła już wyjść ze szpitala. Po wszystkich kontrolnych badaniach jej i dziecka, uznano, że nic jej dłużej nie trzyma, że już jest w porządku i może zacząć normalnie funkcjonować. Dziś jechała razem z Robertem do hotelu, w którym zatrzymał się młody piłkarz wraz ze swoimi przyjaciółmi. Już jutro muszą wyjechać na zgrupowanie przed meczem w Kiszyniowie, aczkolwiek tym razem wybrali podróż po lądzie. Będą musieli przejechać autobusem całe 2 433 kilometry i po około 27 godzinnej jeździe dotrą do stolicy Mołdawii, gdzie czeka już na nich reszta kadrowiczów wraz z trenerem Fornalikiem. Mimo, że mecz już za kilka dni, żadne z nich nie myśli o piłkarskim spotkaniu. Lewandowski zadbał o to by dziś, on wraz z ukochaną wykorzystali jeden dzień w Paryżu najbardziej jak tylko będą potrafili. Młoda panna Gilbert wchodząc do hotelowego pokoju od razu poleciała pod prysznic, jak to ona... Orzeźwiła się chłodną wodą i wykonała swoją codzienną rutynę twarzy. Umalowała się, wysmarowała swoje ciało balsamem i wyszła z łazienki cała świeża i pachnąca. Robert doskonale wiedział co jej kupić. Z racji tego, że nie mieli walizek ze sobą, na przyjście swojej ukochanej musiał coś przygotować. Wczoraj skoczył do pobliskiego centrum handlowego, kupił jej kilka zwykłych ubrań, które Lena w nadzwyczajny sposób potrafiła zamienić w oryginalny, pełen wdzięku outfit. Nie zapomniał też załatwić kilka jej ulubionych kosmetyków, nie pomijając podkładu, tuszu do rzęs, pudru i jej ulubionego, porzeczkowego masła do ciała z bodyshopu. Oczywiście brunetka po opuszczenia pomieszczenia, zdążyła jeszcze wykonać telefon do Klaudii. Rozmawiają ze sobą każdego dnia, odkąd Lena wybudziła się ze śpiączki. Nie potrafią się sobą nacieszyć, mimo, że jeszcze nawet się nie widziały. A nie mogą już doczekać się wspólnego spotkania... Potrzebują tego. Swojej obecności.


      Robert złapał swoją wybrankę za rękę i wyprowadził z przytulnego pokoju. Prowadził ją w stronę windy, którą zjechali do hallu, po czym radośnie i z wielkim uśmiechem na twarzy, spoglądając na siebie kątem oka wsiedli do paryskiej taksówki, która stała na zewnątrz. Pogoda dziś dokazywała pod każdym możliwym calem. Słońce raziło promieniami, a pełne kłębiaste chmury płynnie poruszały się po intensywnym błękicie nieba. Lena ubrana w pastelową spódnicę z wysokim stanem, która umiejętnie zakrywała już jej nieduży brzuszek i jasną bluzkę, wyglądała co chwile przez okno, przyglądając się zachwycającej panoramie Paryża. Robert wybrał hotel w centrum, więc wszystkie rzeczy, które chcieli zobaczyć mieli wręcz na wyciągnięcie ręki. Oczywiście wieżę Eiffla, pozostawili sobie na sam koniec, jako wisienkę na torcie. A zaczęli od Luwru. Kiedy tylko taksówkarz zawiózł ich na miejsce, oboje wysiedli z pojazdu pełni zachwytu. Pierwszy raz byli właśnie tu. Lena bywała we Francji, gdyż jej rodzina mieszka blisko granicy niemiecko-francuskiej, ale jeszcze nigdy nie udało jej się zwiedzić tego pięknego miasta, z którego często przychodziły do niej pocztówki. Wszyscy tu jeździli. Znajomi, rodzina, przyjaciele... Wszyscy tylko nie ona. I dziś ma okazję tu być. Może nie w tak pięknych okolicznościach jakby chciała, ale jest tu. W mieście zakochanych wraz z mężczyzną swojego życia.


        Dobijała już 18 godzina, a im jeszcze było mało. Najchętniej chyba wcale nie wjeżdżaliby z Paryża. Po całym dniu zwiedzania, przysiedli na pobliskiej ławeczce wraz z waniliowymi lodami włoskimi. Lena targała ze sobą rzeczy, które zdążyła kupić, zaczynając od zwyczajnych pamiątek dla siebie, rodziców, mamy Roberta, trenera Fornalika i oczywiście Klaudii, kończąc na kilku ubraniach od trochę bardziej znanych projektantów jak i mniej. Można powiedzieć, że zaszalała. Dawno nie była na tak wyczerpujących 'zakupach'. Ale mocnego kopa i powera dawała jej myśl, że jeszcze przed nią wspaniała wieża Eiffla. Od dziecka chciała ją zobaczyć i w końcu jej się to uda!
-Myślisz, że spodoba się Klaudii ta bluzka?-spytała przytulając się do swojego ukochanego.
-Na pewno, skarbie!
-Jeszcze kupimy jej miniaturkę wieży Eiffla! Tam gdzieś pewnie są jakieś stoiska z takimi pamiątkami, prawda?
-Tak, tak. Na pewno!-pocałował ją w czubek głowy-Cieszę się, że tu jesteś... Że tu oboje ze mną jesteście-uśmiechnął się i położył Lenie rękę na jej brzuchu-I nie mogę już się doczekać kiedy będę mógł was mieć przy sobie w Dortmundzie. Nie mogę się doczekać kiedy to maleństwo przyjdzie na świat i jak będę mógł wziąć je na ręce... Jak będę mógł je nosić, przytulać, kochać, wstawać w nocy kiedy będzie płakało... Naprawdę, nawet tego nie mogę się doczekać!-uśmiechnął się i złożył na ustach brunetki delikatny pocałunek.
-Kocham Cię! I chodźmy już do celu naszej dzisiejszej całej wędrówki. Nie mogę się doczekać jak zobaczę tą wielką kupę żelastwa!-zaśmiała się i wstała z mahoniowej ławki, łapiąc przy tym silną dłoń Roberta i ciągnąc go za sobą, zaczęła kierować się ku celu. Oboje złapali się za rękę i szli. Po prostu szli. Czas się dla nich nie liczył. Ludzie przechodzili koło nich, uśmiechając się w ich stronę i wdzięcznie patrząc... Oni w ogóle czuli się, jakby na całej starówce Paryżu, byli tylko oni. Zakochani, młodzi... Tylko to się liczyło. Tylko ich wzajemna obecność...


      Po około dziesięciominutowej wędrówce doszli do celu. Oboje spojrzeli przed siebie i oblecieli tę wspaniałą konstrukcję wzrokiem. Coś pięknego. Lena była zachwycona i jedyne co potrafiła zrobić to po postu otwarcie buzi z wrażenia. Robert przytulił ją bardzo mocno i pocałował w czoło. Tak jak ona zawsze lubiła... Biło od nich takim wielkim ciepłem... Zarażali pozytywizmem każdego kto przeszedł koło nich. W końcu, stojąc pod wieżą Eiffla Robert spojrzał na swoją ukochaną brunetkę, która była całym jego życiem złapał za ręce i zrobił się cały zakłopotany. Jak nie on!
-Wiesz... Niedługo minie rok od naszego pierwszego spotkania. I przez ten rok tak wiele się wydarzyło. Pokochałem Cię i na szczęście ze wzajemnością. Kocham patrzeć jak się uśmiechasz, jak cieszysz się, jak denerwujesz się i złościsz na mnie. Kiedy przychodzisz na mecze jestem taki dumny, że tam na trybunach siedzisz Ty i tak wiernie dopingujesz naszej drużynie, którą kochasz. Cieszę się, kiedy masz się dobrze, kiedy idzie Ci na studiach i zawsze popadam w jakieś obawy, kiedy Ty mówisz, że źle się czujesz... Boję się za każdym razem o Ciebie i kiedy tylko wyjeżdżam na zgrupowania, czy treningi to po prostu tęsknie za Tobą, tak cholernie mocno. Nie potrafię wytrzymać bez Ciebie kilku zwyczajnych dni, więc nie wyobrażam sobie swojego życia bez Twojej skromnej osoby! Zawsze kiedy jesteś smutna, albo masz jakiś problem ja przeżywam to z Tobą i serce mi się kraja, kiedy patrzę jak płaczesz, gdy coś się dzieje. I dlatego nienawidzę przegrywać, bo wiem, że po każdym przegranym meczu Ty zalewasz się łzami, gdy nikt nie patrzy. I kocham Cię! Kocham to jaka jesteś! To, że zawsze troszczysz się o innych, jesteś dobra, miła... I czasem denerwuję się kiedy przestajesz dbać o samą siebie, bo starasz się dbać jak najlepiej o Twoim bliskich! Ja po prostu nie potrafię bez Ciebie żyć, Lena! Kurde, ja dla Ciebie zrobię wszystko! Nawet jakbyś poprosiła mnie, żebym wyszedł na miasto w sukience to bym wyszedł!! Kocham Cię! Kocham Cię nad życie! I dlatego muszę spytać.-w tym momencie brunet wyjął z kieszeni czerwone pudełeczko w kształcie serca i uklęknął na kolano-Zostaniesz moją żoną?-w oczy młodej studentki zaszkliły się, a po chwili już łzy spływały po jej delikatnie zarumienionych policzkach. Nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa. Zakryła tylko swoją otwartą buzię dłonią i patrzyła w Roberta jak w obrazek. Kilka ludzi stało wokół nich i patrzyło na całe zdarzenie. Obserwowało każdy ruch młodej kobiety i z niecierpliwością wyczekiwali jej odpowiedzi.
-Ja... Nie wiem co powiedzieć...-szepnęła, jednak na tyle głośno, że zgromadzony 'tłum' ludzi usłyszał jej słowa.
-Jak to co?! Powiedz TAK!!-krzyknęła jakaś kobieta.
-No dalej! Tak!!-dodał ktoś jeszcze.
-...tak, tak! Robert, tak! Kocham Cię!!!-po chwili ciszy wzięła przykład z ludzi i sama krzyknęła to piękne 'tak', po czym kiedy jej narzeczony (pięknie to brzmi, nieprawdaż?!) nałożył jej pierścionek na palec, ona rzuciła mu się w ramiona, a on mocno ją uścisnął. Oboje czuli taką błogość. Zatracili się w sobie... Tak po prostu zapomnieli o tych wszystkich ludziach, którzy stali wokół nich i bili głośne brawa, a nawet pojedyncze osoby nagrywały całe to zdarzenie telefonem komórkowym. Żadne z nich nie przejmowało się tym czy ten filmik obiegnie cały świat... Mieli to gdzieś. Dla niego liczyło się tylko to, że ona się zgodziła, a dla niej ważne było to, że Robert jest tu przy niej...

     
Lena

   Nie wierzę chyba w to co się dzieje. Wydaje mi się jakbym cały czas była w tej śpiączce i się jeszcze nie obudziła. I szczerze mówiąc, cały czas boję się, że zaraz się obudzę i wszystko pryśnie, a to co dzieje się teraz jest tylko i wyłącznie snem na jawie. Jestem taka szczęśliwa. Jak nigdy! Oczywiście po powrocie do hotelu Szczęsny z Błaszczykowskim, którzy dzielą razem pokój obok naszego, przylecieli nam pogratulować, czyli, że wiedzieli o wszystkim już przed oświadczynami. Zawsze w snach marzyłam o tym, żeby ktoś mi się oświadczył przy zachodzie słońca, a tu dziś... No proszę! Nie tylko przy zachodzie słońca ale i w Paryżu! W Mieście Zakochanych!! To po prostu bajka... To co się tu dzieje.. Ja czuję się jakbym była księżniczką z jednej z baśni braci Grimm, która odnalazła swojego księcia na białym koniu... Ogarnia mnie taka błogość... Tak się cieszę! Robert poszedł nie dawno pod prysznic, więc ja postanowiłam skorzystać z chwili i zadzwonić na Skype do Klaudii (jeśli chodzi o pytanie, skąd mamy laptopa, to odpowiedź jest bardzo prosta. Jedyne co wynieśliśmy z samolotu był bagaż podręczny, a w naszym akurat znajdował się laptop! Szczęście w nieszczęściu!). Zalogowałam się i dostrzegłam kilka znajomych mi osób, zaczynając od znajomych z liceum, kończąc na chłopakach z Dortmundu. Oczywiście moje szczęście to moje szczęście! Dębkowskiej na Skype nie było, dlatego szybko złapałam za telefon Roberta i napisałam w swoim imieniu do niej smsa, z prośbą by weszła na owy komunikator, gdyż mam jej coś ważnego do powiedzenia. Ona już nie odpisała tylko po jakiś sześciu minutach pojawiła się na liście dostępnych osób. Nawet nie zdążyłam nacisnąć przycisku 'zadzwoń', tylko od razu pojawił mi się komunikat: "Klaudia dzwoni...". Szybko wcisnęłam zieloną słuchawkę i obie, aż pisnęłyśmy kiedy zobaczyłyśmy siebie nawzajem!
-Lenuś!!! Kochanie!!!! 
-Klaudia!! Jezu, jak ja się stęskniłam!!! 
-Jejciu, skarbie moje! Jak dobrze, że Cię widzę!-uśmiechnęła się szeroko i poprawiła swój kucyk. 
-Laudia, Ty nawet nie wiesz co się dzisiaj wydarzyło!!-w oczach pojawiły mi lekkie łzy. Nie wiem czemu, po prostu na samo wspomnienie o tym co się dziś wydarzyło i  to, że właśnie widzę moją przyjaciółkę jakoś mnie poruszyło psychicznie i prawie się rozkleiłam. 
-Ej, no Lencia nie rycz mi tam!!!-usłyszałam jej piskliwy głos i zaśmiałyśmy się obie.-Tak o wiele lepiej!! No... Kochanie, ja wiem wszystko!!
-Co?!-zamurowało mnie nagle!-Wiesz, że Robert mi się oświadczył?!-zrobiłam duże oczy i posłałam w jej stronę szczery uśmiech. 
-Tak Lenuś, co Ty myślałaś, że kto mu pomógł wybrać taki piękny pierścionek zaręczynowy!-zaśmiała się, a ja poczułam nagle czyjąś, no dobra nie czyjąś, wiadomo, że Roberta dłoń na moim ramieniu. Podniosłam głowę do góry, a on niespodziewanie cmoknął mnie w nos. 
-Dzięki Klauduś! Jestem Ci wdzięczny!-odezwał się mój ukochany. 
-Mówiłam Ci, że się jej spodoba!!-spoglądałam co chwile na brunetkę w ekranie laptopa i mojego narzeczonego z wielkim zdziwieniem. No proszę! Wszystko było ukartowane! Haha!!
-Jezu, kocham was!!-cmoknęłam Roberta w policzek i uśmiechnęłam się do Klaudii. 
-Jejuś, Lena jak Ty przyjedziesz do Dortmundu to już sobie nie mogę wyobrazić jak będziemy się mocno ściskać!!
-Z pewnością, kochanie!! 
-Ej, bo będę zazdrosny!-rzucił Lewandowski i podszedł do szafy szukając jakiś ubrań. No! Dopiero spostrzegłam, że jest on w samym ręczniku owiniętym w pasie. Uśmiechnęłam się znacząco i patrząc na wypiętego napastnika przegryzłam dolną wargę. Dobra, nie wiem czemu to zrobiłam, a zważywszy, że Klaudia jest tu ze mną, było to nie na miejscu. Otrzeźwiałam i chciałam coś powiedzieć, ale moja przyjaciółka bardzo szybko pożegnała się i życzyła mi powodzenia... Czyli, że skojarzyła fakty i obczaiła co jest na rzeczy, haha! No dobra! Za dobrze mnie zna, więc czasem mam wręcz wrażenie, że Dębkowska czyta mi w myślach.
-Pa...-powiedziałam już tylko do tapety w laptopie Roberta... No właśnie... Tapeta Roberta. Chyba go kiedyś zabiję za to! Ma ustawione moje w skąpej sukience! No serio?! Jeśli myślicie, że Lewandowski to naprawdę przyzwoity, grzeczny gość, to żyjecie w błędzie kochane!!
-Już nie gadacie?-wyprostował się nagle, trzymając w ręku jakąś koszulkę i ciemne bokserki.
-Nie...-odłożyłam laptopa na bok i wstałam szybkim ruchem z bardzo wygodnego łóżka. Będąc w samych koronkowych majtkach, jakiejś zwykłej koszulce i czarnym, satynowym szlafroczku, ledwo zasłaniającym tyłek, przykułam wzrok Lewego. Uśmiechnęłam się do niego i kiedy podeszłam zarzuciłam mu ręce na szyje i mocno go pocałowałam, po czym przygryzłam jeszcze jego dolną wargę. Z niezwykłą delikatnością moje ręce powędrowały na jego tors i delikatnie go 'masowały', po czym podążyły w kierunku jego ręki, z której zabrały bokserki i normalny, stary, wytarty t-shirt i zgniotły te dwie rzeczy, a następnie pomachały mu tym przed oczami.
-To chyba nie będzie Ci potrzebne....-uśmiechnęłam się szyderczo i spojrzałam głęboko w lekko zdziwione oczy mojego narzeczonego.
-Nie?!-przejął ode mnie wcześniej już trzymane 'ubrania' i rzucił je za siebie, po czym złapał za skrawki mojego szlafroku i przyciągnął jednym, zwinnym ruchem moje ciało do jego. Nasie ciała stykały się ze sobą, a oczy nie przestawały na siebie patrzeć. W końcu Lewandowski, jako osobnik, zawsze we wszystkim dominujący, przejął inicjatywę i zaczął całować mnie po twarzy, delikatnie muskając moje usta... Schodził coraz niżej, więc jego pocałunki przeniosły się teraz na moją szyję. Wydałam z siebie cichy dźwięk zadowolenia, co spodobało się brunetowi, którzy uznał to jako zielone światło do dalszych działań i począł całować mnie po dekolcie. Wplotłam swoje chude palce w jego ciemne włosy i poczułam, jak jego ręce wędrują na moje uda i unoszą moje ciało nad ziemię. Przeniósł mnie i wręcz rzucił na łóżko, a ja tylko podniosłam lekko głowę i dostrzegłam jak Robert uważnie rozwiązuje pasek od satynowego szlafroka, który po chwili już wędruje gdzieś w dalszy kąt pokoju, a zaraz po nim znajduje się moja, a tak właściwie to Roberta koszulka. Piłkarz położył swoje ręce na moich biodrach i delikatnie docisnął mnie do materaca, po czym przeniósł swoje pocałunki na mój szczupły brzuch, a jego ręce znalazły sobie miejsce i błądziły po wewnętrznych partiach moich ud. Mega rozpromieniona, pod wpływem nagłego podniecenia odchyliłam głowę do tyłu i cicho jęknęłam, po czym Robert zbliżył swoją głowę do mojej, złapał mnie w pasie i dynamicznym ruchem podniósł, więc teraz siedzieliśmy wyprostowani. Lewy przenosił swoje pocałunki z dekoltu wzwyż i powędrował 'do' mojego ucha.-Nie znałem Cię takiej...-szepnął i przegryzł delikatnie moje prawe ucho, co wyzwoliło u mnie delikatny uśmiech.
-Wiele jeszcze o mnie nie wiesz, Lewandowski...-tym razem to ja przejęłam pałeczkę i przewróciłam go na plecy, siadając przy tym na nim okrakiem. Całowałam jego tak mocno umięśniony tors, co chwile spoglądając wyżej, wpatrując się w wyraźną twarz i oczekując jego reakcji. Za każdym razem kiedy uśmiechał się szyderczo pod nosem kontynuowałam.
-O nie kochanie, tak nie będzie...-puścił mi oczko, złapał za tyłek i po prostu nie wiem jak ale znalazłam się pod jego ciężarem i już nie sprzeciwiałam się, tylko oddałam mu się całkowicie i spędziliśmy razem dzięki temu wspaniałą, cudowną, upojną noc, jakiej jeszcze chyba nigdy nie przeżyliśmy...


__________________________
Dzień Dobry!! 
Po pierwsze chce najmocniej przeprosić, że rozdział nie pojawił się w sobotę, ale pół tamtego dnia spędziłam w mieście, załatwiając sprawy klasowe, wróciłam na mecz Borussi (wspaniały mecz Borussi z moim Freiburgiem kochanym!), a wieczorem sprzątałam na jutrzejsze przyjęcie rodzinne, z okazji moich urodzin... To nic, że jeszcze ich nie obchodziłam i w ogóle nie chciałam takowej 'imprezy rodzinne', no ale rodzice podejmowali decyzję! W każdym razie w niedziele od rana trwały przygotowania, a potem do godziny 17-18, zajmowałam się dziećmi, biegającymi po moim domku, a jednak ogarnąć z trójkę małych dzieci, które chowały się po wszystkich 11 pokojach domu, to nie lada wyzwanie! No więc, wymęczona całym weekendem i wieczorną nauką do późna, nie dałam rady dodać rozdziału. No i jeszcze od poniedziałku harówka w samorządzie szkolnym, nauka do prac klasowych i przygotowywanie essayów.... Po prostu totalny natłok zajęć! Dobra, jeszcze raz przepraszam!
Kochane, rozdział najlepszy nie jest, ale jestem z niego w miarę zadowolona i to chyba przez tę ostatnią scenę! Tak, w końcu odważyłam się na lekkie rozwinięcie takich scen! :) Mam nadzieje, że wyszło to jako tako! :) No, a tak jako ciekawostkę, dodam, że to pierwotnie był epilog, ale jak przeczytałam komentarze to powiedziałam sobie"Nie, no, jeszcze to pociągnę troszeczkę!" No i jest 31 rozdział! 
Jeszcze troszke was pomęczę! Wczoraj Borussia wygrała 3-0!!! ♥ I dwa gole Roberta, jej!!! I Marco! Jejciu, jego bramka była nieco śmieszna, ale jakże niespodziewana, hoho! No to teraz czekamy na Arsenal!! 
PS. Następny rozdział pojawi się najprawdopodobniej w Poniedziałek, 7 października jako prezent ode mnie w moje urodziny! :) W weekend nie dam rady dodać, gdyż w sobotę jadę na zakładanie aparatu 'na zęby', no! (; A w niedzielę od samego rana mam cztery godziny warsztatów tanecznych z wicemistrzem świata!! Czyli, harówka się zapowiada! A i jeśli chodzi o kolana to naprawdę szkoda nawet wspominać! Lekarz, u którego byłam pierwszy raz we wtorek nic nie powiedział mi tylko wysłał na zabiegi i przepisał jakieś tabletki, dlatego niebawem wybieram się do Olsztyna do jakiegoś specjalisty! 
Dobra, nie zanudzam już! Pewnie i tak nikt tego nie przeczyta, haha!! BUZIAKI KOCHANE! ŚCISKAM ♥