Lena
Za Robertem wstało jeszcze kilku innych mężczyzn. W sumie? Szczerze? Byłam zszokowana jego postawą. Ten, który nie pozwalał mi się ruszyć z miejsca, bo się 'tak bardzo bał o moje bezpieczeństwo' teraz idzie do luku bagażowego, który zbyt bezpieczny nie jest. Strasznie się boję. Teraz wiem co on czuł, no ale, ale!! Nie porównujmy tego mojego 'wyczynu' do jego poświęcenia. Nie wybaczę sobie jeśli on nie wróci... Jeśli zginie nigdy sobie tego nie daruję... Ale nie mogę tak myśleć!! On musi żyć, przeżyje i wszystko będzie w porządku i z nim i z naszymi przyjaciółmi! Robert na pewno da radę, w końcu musi! Mamy dziecko w drodze... Nie może nas zostawić we dwójkę... Przecież on tak bardzo pragnie tego maleństwa. Co chwile gada do mojego brzucha, choć on nie jest nawet jakoś nie wiadomo jak duży, jak na razie. Nie! Koniec tych myśli!! Po prostu muszę skupić się na czymś innym!
-Lena nie denerwuj się! Nie możesz przecież się denerwować!-krzyknął Błaszczykowski kiedy mój ukochany zniknął za drzwiami, a ja zaczęłam się niemiłosiernie trząść.-Słyszysz mnie?!-odpiął pasy i zajął dotychczasowe miejsce Roberta, czyli tuż po mojej lewej stronie.-Ej, mała! Lewy wróci! Ba! Niedługo, za kilka miesięcy urodzisz mu jego pierwsze dziecko i razem będziecie tworzyć piękną rodzinę, bez nerwów!-uśmiechnął się i objął mnie swoim ramieniem. Wtuliłam się w Błaszczykowskiego i uroniłam kilka łez, ale jakoś się pozbierałam i kiedy odsunęłam się od jego beżowej koszulki wymusiłam z siebie blady uśmiech i posłałam go w jego stronę.
Robert nie wracał i nie wracał... Nie wiedziałam co się dzieje z nim i z resztą. Mijały kolejne minuty, czas leciał tak nieubłaganie szybko... Wiem, że nie ma ich już od 15 minut... Tak, wydaje się, że to tak mało, ale dla mnie to było chyba 15 najgorszych minut mojego życia... Niepewność, bezsilność po prostu zabijała mnie od środka. Nie mogłam już usiedzieć na swoim miejscu dlatego wstałam z fotela i za zgodą Kuby i Wojtka poszłam sprawdzić co dzieje się ze starszą kobietą z odmą opłucnową. Przy niej cały czas siedział Jonas, który bacznie badał stan zdrowia kobiety. Nie byłam żadną studentką medycyny, ani nawet nie należałam do fanatyczek biologii, ale akurat objawy tej właśnie choroby pamiętam idealnie, gdyż na uniwerku podczas nauki języka obcego (akurat w moim przypadku-angielskiego. Znałam ten język bardzo dobrze, bo uczyłam się go od wielu, wielu lat.) musiałam opisać bardzo szczegółowo właśnie odmę opłucnową. Wtedy denerwowałam się, że nie mogę spędzić wspólnego wieczoru z Lewym, czy choćby z Klaudią, tylko muszę opisywać jakąś beznadziejną i bardzo rzadką chorobę! Mówiłam sobie: "Po co ja mam to robić?! I tak mi się to nigdy w życiu nie przyda!!". No a teraz? Gdyby nie ten projekt nie wiedziałabym co się dzieje ze starszą kobietą.
-Jak z nią?-spytałam. On tylko przeleciał mnie wzrokiem od góry do dołu i posłał znaczące spojrzenie. Tak na mimice twarzy też się znam! Od razu skumałam o co chodzi. Nie najlepiej z kobietą... Jak dla mnie stan jest poważny... I tyle...-Jesteś lekarzem?
-Studentem medycyny.-wymamrotał kompletnie bez jakichkolwiek uczuć. Ja westchnęłam tyko ciężko i spojrzałam współczująco na starszą kobietę.
-To miała być nasza 50 rocznica ślubu... Gdybym nie namówił mojej żony na takie świętowanie, to Emilie leżała by teraz w domu i zabawiała nasze wnuki...-szlochał starszy mężczyzna... Czyli wszystko jasne! To takie smutne! Lecieli do Kiszyniowa aby świętować swoją rocznicę ślubu! Trochę nietypowe miejsce, no ale cóż... Kto co woli!
-Wszystko będzie dobrze, proszę Pana!-uśmiechnęłam się i w tej samej chwili momentalnie zesztywniałam. Usłyszałam przekręcenie kluczyka i nagle nasz blond kapitan pociąga za klamkę drzwi, przez które przeszedł mój ukochany wraz z innymi pasażerami. Stałam w bezruchu. Słyszałam tylko ludzi wokół. Starszego mężczyznę wraz z Jonasem, czuwających nad biedną staruszką i jakieś pojedyncze, ciche łkanie kilku kobiet. Pilot wszedł z powrotem do nas. Wychodzili wszyscy... Mijał mnie jeden, drugi, trzeci, czwarty.... Wszyscy po za Robertem... Boże, nie! Błagam!!
-Robert?-szepnęłam przez łzy, które leciały niemiłosiernie... Były takie ciężkie... Pełen bólu, żalu i pretensji (?). Nie widziałam go... Nie było go... Nie wierzyłam w to, że on nie żyje... Nie chciałam w to wierzyć. Przecież obiecał mi, że wróci... Błagam, Boże, nie rób mi tego...-ROBERT?!-krzyknęłam głośniej. Kilka osób zainteresowała się widokiem płaczącej Leny i nie spuszczało z niej wzroku. Czułam jak garstka osób gapi się na moją zapłakaną twarz, aż nagle... Drzwi po raz kolejny się otworzyły... Zamarłam po raz kolejny i rozluźniłam się dopiero wtedy kiedy zobaczyłam w progu mojego lubego. Jego brązowe włosy, niebieskie oczy, które zawsze patrzyły na mnie z miłością i czasem nawet nutą pożądania... Jego usta, które tak często wymawiały słowa 'Kocham Cię', do mojej osoby. To cud... To cud, że znów go widzę!! Pobiegłam w jego stronę, tak pobiegłam. Od razu wpadłam mu w ramiona, a on ucałował czubek mojej głowy, szepcząc tylko cisze: "Już jestem.". Jak dobrze, móc poczuć jego ciepło, silne ramiona i to bezpieczeństwo, które czułam za każdym razem kiedy lądowaliśmy w swoich objęciach, pocałunkach... Jak dobrze, że on jest, że jest cały i nic mu nie jest... Nie poradziłabym sobie bez niego...
Wróciliśmy na swoje miejsca i cały czas nie wypuszczałam go ze swojego uścisku. Cieszyłam się, że jest przy mnie. Cieszyłam się chwilą. Może to głupie, zważając na sytuację w jakiej się znajdujemy, no ale... A no właśnie?! Przez ten chwilowy smutek zupełnie zapomniałam o to, by zapytać się, czy ta jego 'wyprawa' w tak niebezpieczne miejsce, która omal nie przyprawiła mnie o zawał, coś dała... Czy są jakieś pozytywne skutki, tego, że Robert narażał swoje życie?
-Skarbie...-odezwałam się-Czy wy... Czy coś zdziałaliście?
-Musieliśmy pozbyć się nadmiernego ciężaru, wiesz? Musieliśmy pozbyć się walizek...-szepnął-Obciążenie się zmniejszyło, więc powinien zmniejszyć się kąt wzbicia o kilka procent.
-Czyli to prawda? Cały czas startujemy, tak? Lecimy w górę?-dopytywał Wojtek, który przybrał teraz minę bardzo poważną. Nigdy chyba go takiego nie widziałam...
-Tak... Dokładnie tak...-powiedział cicho, ze skruchą w głosie... No więc, miałam racje. Wszystkie moje obawy, moje podejrzenia się sprawdziły. Jesteśmy w kropce. W sytuacji bez wyjścia...
Własnie otrzymaliśmy informację od naszego głównego pilota, że możemy wykonać telefon do bliskiej osoby... Trzymałam swój telefon w ręku i kręciłam nim w tą i z powrotem... Mogłam wykonać tylko jeden telefon do bliskiej osoby... Każdy mógł wykonać tylko jedno połączenie, by nie zakłócać pracy komputera, który odpowiada za sterowanie tą wielką, blaszaną maszyną... Lewandowski złapał mnie za rękę i mocno ją ścisnął... Uśmiechnęłam się do niego, choć w duszy wiedziałam, że najprawdopodobniej to już koniec. To koniec życia mojego, naszego dziecka i wszystkich zgromadzonych tu ludzi... No bo, po co niby kapitan pozwalałby wykonać nam telefon do rodziny, przyjaciela? Tylko i wyłącznie po to by się pożegnać, prawda? Czyli muszę zadzwonić do osoby, z którą chcę się pożegnać, tak?
Wybrałam numer do Klaudii... Wojtek też chce z nią porozmawiać, więc ja zrobię to pierwsza i przekażę komórkę jej chłopakowi... Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci...
-Halo?! Lena?!-usłyszałam przerażony głos mojej przyjaciółki. Od razu się popłakałam... Nawet jeszcze nic nie powiedziałam, a już się poryczałam... Po prostu... Jak byście czuli się kiedy słyszycie głos swojego przyjaciela od lat, przyjaciela, który zawsze z Tobą był, najprawdopodobniej po raz ostatni...-Jezu, kochanie, wszyscy trąbią w telewizji, że samolot do Kiszyniowa ma problemy z lotem, że miał wypadek i teraz jego losy są zagrożone... Boże, ale wszystko, ok, tak?! Dzwonisz, by powiedzieć, że właśnie wylądowaliście i macie się dobrze, prawda?!-połknęłam ślinę i wypuściłam głośno powietrze z płuc...
-Wszystko ok...-westchnęłam-Po prostu... Nie musimy się żegnać... Nie musimy mówić sobie 'żegnaj'... Przecież spotkamy się jeszcze kiedyś...
-LENA?!! O CZYM TY MÓWISZ?!!!-usłyszałam to jej przerażenie w głosie... Nie mogłam powstrzymać łez. Robert cmoknął mnie w policzek i pogłaskał po ramieniu, dodając mi przy tym otuchy.
-Najprawdopodobniej zobaczymy się wkrótce... Nie zauważysz jak ten czas szybko nam minie... Mówię Ci! Będę obserwować Cię przez cały czas. Będę patrzeć jak wychowujesz gromadkę swoich małych dzieci i będziesz obserwowała jak szybko one dorastają... A ja będę cieszyła się Twoim szczęściem, razem z Tobą...
-NIE!!! POWIEDZ, ŻE TO CO MÓWIĄ W TELEWIZJI TO NIE PRAWDA!!! BŁAGAM, LENA.....-ona zaczęła cichutko popłakiwać a ja przełknęłam głośno ślinę i pociągnęłam nosem... Oparłam głowę o malutką szybę i popatrzyłam się w dół... Dopiero w tej chwili dostrzegłam jak piękne są widoki i jak przyjemnie jest być wśród chmur... Jak byłyśmy z Klaudią małe to mówiłyśmy, że będziemy jeść kiedyś chmury... Uśmiechnęłam się na to wspomnienie i nie spuszczałam wzorku z pięknych widoków...
-To prawda... Ale nie martw się... Prędzej czy później... Wszyscy umrzemy... Na mnie przyszedł już czas, a Ciebie jeszcze życie nacieszy... Wiesz, co? Może ten wypadek Twojego taty, był znakiem od losu, że Ty musisz jeszcze żyć i nie możesz wsiąść do samolotu do Kiszyniowa... Jeszcze masz całe życie przed sobą skarbie! Zawszę będę o Tobie pamiętać... Będę z uśmiechem na ustach wspominała nasze poznanie się, kiedy przyszłam na zajęcia taneczne pierwszy raz a Ty pierwsza się do mnie odezwałaś... I nasz pierwszy wspólny turniej, nasz sukces w duecie, nasze wspólne nocki, całodniowe zakupy, jeżdżenie po lekarzach naszymi nieszczęsnymi chorobami kolanowymi... I to gdy jako siedmiolatki chciałyśmy zjeść chmury...-zaśmiałam się cicho pod nosem i kontynuowałam-Albo gdy chciałyśmy usmażyć naleśniki i wszystkie były po prostu nie do zjedzenia... I gdy poszłyśmy po raz pierwszy do liceum, gdzie poznałyśmy naszych znajomych... Nasze wspólne wycieczki, oglądanie meczy, wzdychanie na piłkarzy, wspólne uczenie się do matury, gdzie tak naprawdę nie zajrzałyśmy ani razu do książek, tylko gadałyśmy z ludźmi na omegle-znów, kiedy wróciły te wszystkie wspomnienia, na mojej twarzy pojawił się uśmiech i chęć cichego śmiania się...-I nasz zdrowotny wypad do sanatorium...-tu urwałam-i gdy poznałyśmy Wojtka i Roberta... Kiedy się zakochałyśmy... Albo gdy porwałaś mnie do Dortmundu?! I nasze ostatnie świętowanie wolności od nauki, studiów...
-Miałyśmy jechać razem do USA.... To zawsze było naszym wspólnym marzeniem....-ona też się rozpłakała...-I miałyśmy jechać tam gdy tylko będziemy miały chwilę czasu... A ja pomyślałam, że to byłby idealny prezent na Twoje urodziny... I zabukowałam nam bilety do Nowego Jorku.... Zawsze chciałaś tam pojechać...-no nie wierzę!! Pamiętam jak razem snułyśmy plany, gdy tylko zbierzemy pieniądze i załatwimy wizę to pierwsze co to polecimy do Ameryki! Do Nowego Jorku...
-Polecisz tam! Zabierzesz kogoś innego za mnie... I obiecaj, że będziesz się dobrze bawić!!-uśmiechnęłam się...
-A Ty obiecaj mi, że będziesz walczyć do końca... I się nie poddasz... Choćby nie wiem co...
-Obiecuję!! Trzymaj się kochanie!!
-Tylko, nie mów mi żegnaj....-zaśmiała się-Wiesz, że nienawidzę pożegnań...
-Do zobaczenia!!
-Pa?!-słyszałam jak płacze, jak cierpi i jak rozrywa ją od środka...
-Powiedz rodzicom, że ich kochałam! I naszej klasie z liceum!! I Marco!! Powiedz, że go kochałam!! -odsunęłam telefon od ucha i podałam go Robertowi, który bardzo szybko podarował mojego Iphona Szczęsnemu... Zakryłam swoją twarz dłońmi i zaczęłam płakać... Szlochałam... Rozdzierało mnie od środka.... Tęsknie za nią tak bardzo! Ale cieszę się, że nie ma jej tu ze mną... Gdyby tu była zginęłaby wraz ze mną... A ja chcę, żeby ona żyła! Zasłużyła na to by, żyć!
Robert wziął moją twarz w dłonie i delikatnie musnął moje usta. Moja mokra od łez twarz powędrowała właśnie na jego tors i oparła się o koszulkę, na której po chwili powstawały kolejne to, coraz większe mokre plamy. Co chwile szeptał, że będzie dobrze, że jeszcze się z Klaudią zobaczę... No ale jak mam być takiej myśli, kiedy tej wielkiej, blaszanej kupy żelastwa nikt nie może okiełznać! No jak?! Ja nigdy nie byłam optymistką... Zawsze widziałam tylko złe strony, złe drogi i złe wyjścia z sytuacji. Ale tu nie ma żadnego wyjścia... Po prostu zginiemy...
-Kochanie, powiedz Oliwce, że tata ją kocha i zawsze będzie z nią. Powiedz, że ją kocham i będę na was patrzył....-ciężko wymawiał słowa Błaszczykowski... Starał się nie płakać, ale... No ale jak? Jak można nie płakać... Sama kiedy pomyślałam o Agacie, Ewie, Piszczku, Sarze i Oliwce zaczęłam płakać jeszcze bardziej... Nie mogłam się pozbierać. Spojrzałam na Wojtka, który właśnie teraz, w tym momencie żegnał się z moją przyjaciółką. Mówił jej, że zawsze będzie ją kochał... Jakie to... Romantyczne? Jak w filmie, prawda? Dwójka zakochanych... On wsiada do samolotu, ona rezygnuje z lotu ze względu poszkodowanego taty i tym samym ratuje swoje życie... Ma to swój urok... Ja zawsze lubiłam takie filmy, ale nigdy nie chciałam, by przydarzyło mi, ani komukolwiek mi bliskiemu coś takiego. Przez to całe zamieszanie, nie zorientowałam się nawet, że Robert jeszcze nie pożegnał się z żadnym swoim bliskim... Rozumiem, że mnie pociesza, ale niech pomyśli też o sobie. Niech zadzwoni do kogoś.
-Skarbie, a Ty?-podniosłam głowę i spojrzałam w jego intensywnie błękitne tęczówki-Zadzwoń...
-Napisałem mamie sms'a... Nie chcę dzwonić, wiesz? Nie chcę, żeby traciła nadziei. Bo ja zrobię wszystko żebyśmy przeżyli. Po za tym... Obiecałaś Klaudii, że Ty też będziesz walczyć! Nie zapominaj!!-ucałował mnie w czubek głowy, a ja tylko głośno odetchnęłam i spojrzałam się w okno. Mimo tego wszystkiego co się działo na pokładzie... W końcu odważyłam się spojrzeć w okno i dopiero po tylu latach dostrzegłam piękno tych widoków...
-Prosimy zapiąć pasy!!-krzyknęła niska stewardessa, ta sama, która czuwała wraz z Jonasem nad staruszką Emilie.
-Co? Jak to? Dlaczego?-krzyknął jakiś starszy mężczyzna, gdzieś koło czterdziestki, ubrany w elegancki garnitur. Przypuszczam, że miał jechać do Kiszyniowa służbowo, patrząc na to jak wyglądał...
-Będziemy podchodzić do próby lądowania!-oznajmiła. Wszyscy zamarli. Czyli co? Przeżyjemy?
-Niech nam Pani to wyjaśni!
-Proszę Państwa, mówi kapitan. Prosimy zachować spokój i zapiąć pasy. Będziemy podchodzić do próby lądowania. Niebawem kończy nam się paliwo. Musimy spróbować. Będziemy robić wszystko co w naszej mocy, by się udało. Bądźmy dobrej myśli...-urwał. Jego głos słychać było przez niewielka głośniki zamontowane w ścianach i suficie. Spojrzałam na Roberta, po czym na chłopaków, którzy nerwowo usiłowali zapiąć swój pas. Ja siedziałam taka zdezorientowana. Rozejrzałam się wokół i jedyne co można było dostrzec to tłok spanikowanych ludzi, którzy jak najszybciej pragnęli znaleźć się na swoim miejscu i zasiąść wygodnie w fotelu. Nie wiedziałam jakim cudem piloci mają zamiar lądować... Gdy patrzyłam przez okno cały czas czułam jak lecimy do góry. Lecieliśmy bardzo, bardzo wolno, a dziób skierowany był nadal do góry...
Spojrzałam na Kubę i Wojtka, którzy już nie płakali. Wszyscy mieliśmy zapięte pasy, stewardessa, właśnie przechodziła obok nas i sprawdzała czy pas jest dobrze upięty. Wzięłam głęboki oddech i położyłam głowę na ramieniu Roberta. Uśmiechnęłam się mimowolnie i spojrzałam przed siebie.
-Nie sądzisz, że to romantyczne? Para zakochanych... Umrze razem...-zaczęłam i przeniosłam swój wzrok na Lewego.
-EJ!! Nie zginiesz!! Będziesz dalej żyć! Zrobię wszystko, żebyś żyła!!-poddenerwował się, ale pocałował mnie w usta. Żyliśmy w sumie chwilą... Ja spodziewałam się, że to już koniec, on pewnie też, tylko nie chciał się przyznać. Nie chciał bym straciła w nim tę podporę. Bym nie straciła nadziei...
-Wiecie co? Mimo wszystko... Cieszę się, że jestem tu z wami...-uśmiechnął się Szczęsny. Spojrzałam na Kubę i oboje się przytulili.
-Stary, przepraszam za wszystko!-na naszych twarzach pojawił się uśmiech. Ja z Lewym spojrzeliśmy po sobie i też się wymieniliśmy tym gestem.
-A mieliśmy wygrać mecz... Będę trzymać kciuki za chłopaków w sobotnim meczu!-rzekł Wojtek i spojrzał na mnie i na Roberta-Patrz Kubuś, jacy to zakochańce... Dobrze, że jesteście tu razem...-wzięłam głęboki wdech i po chwili wypuściłam całe powietrze z płuc i spojrzałam w stronę mojego ukochanego, który kurczowo ściskał moją lewą dłoń.
-Będzie dobrze, kochanie...
-Bardzo Cię kocham! Kochałam, kocham i zawsze będę kochać, skarbie...-szepnęłam po czym ucałowałam go po raz ostatni i zamknęłam oczy. Poczułam jak w pewnym momencie samolot przestaje lecieć... Jak spada... Moje nogi momentalnie lecę ku górze, ludzie zaczynają krzyczeć, a Lewy trzyma moją dłoń bardzo mocno... Po policzku spływają mi łzy, a przed oczami staje całe życie. Nagle przypominam sobie całe moje dzieciństwo, to jak boję się iść pierwszy raz do szkoły, moje pierwsze miłości, znajomi, poznanie z Klaudią, wycieczki, kłótnie z rodzicami, oglądanie meczów, wzdychanie na plakaty piłkarzy, sanatorium, w którym poznaje Roberta i Wojtka, wyznanie miłości Roberta, nasz pierwszy raz, pierwszy pocałunek, porwanie do Dortmundu, jego zdrada, bliska przyjaźń z Marco, wybaczenie Robertowi, dowiedzenie się o ciąży, wypadek taty Klaudii i... i to jak wsiadam do samolotu W6 1911... I mimo wszystko uśmiecham się... Czuję jak samolot kieruje swój kadłub do dołu... Czuję jak spadamy... Ale to piękne uczucie... Jakby się latało w powietrzu... Ściskam dłoń Roberta mocniej i mocniej, a on całuje mnie w policzek i szepcze do ucha ciche: "Kocham Cię", aż nagle... Samolot uderza z wielkim impetem o glebę i nadal jedzie... Nie kołami. On sunie się po ziemi, a mnie wbija mocno w fotel... Zamykam oczy i w pewnym momencie film mi się urywa... Czuję, że to koniec wszystkiego... Słyszę tylko krzyki ludzi i wykrzykiwanie mojego imienia przez Roberta... Potrząsa mnie, a moja głowa bezsilnie opada... Czuję jak zasypiam...
__________________
Dzień dobry!!
Przepraszam za takie urwanie, za ten rozdział. Ja w sumie, powiem szczerze, że jak dodałam Soundtrack przy rozmowie Leny z Klaudią to się popłakałam, ale może to tylko dlatego, że Klaudia jest odzwierciedleniem mojej dobrej znajomej i jak pisałam ich rozmowę, to po prostu wyobrażałam sobie, że mówię to do mojej przyjaciółki!
No dobrze, przepraszam również, że nie było rozdziału w środę, ale od dziś rozdziały co tydzień w soboty! I jeszcze jedno! Niebawem koniec już tego opowiadania, ale szykuję następne! Liczba wyświetleń tu, cały czas rośnie, a komentarzy coraz mniej, ale ja równie dobrze mogłabym pisać to opowiadanie, gdyby czytała je tylko jedna osoba! No :) !
Chcę podziękować jeszcze za wszystkie ciepłe słowa od dziewczyn, z którymi mam kontakt na prywatnym facebooku, czy asku! Dzięki wam, za wszystkie słowa otuchy i wasze 'wychwalanie' tego bloga! Wszystkie jesteście wielkie! ;*
Dobra, już dłużej nie zanudzam. Zostawiam was może w lekkiej niepewności, no ale! Tak mi się urwało... ;)
Buziaki, Lena!!
-Kochanie, powiedz Oliwce, że tata ją kocha i zawsze będzie z nią. Powiedz, że ją kocham i będę na was patrzył....-ciężko wymawiał słowa Błaszczykowski... Starał się nie płakać, ale... No ale jak? Jak można nie płakać... Sama kiedy pomyślałam o Agacie, Ewie, Piszczku, Sarze i Oliwce zaczęłam płakać jeszcze bardziej... Nie mogłam się pozbierać. Spojrzałam na Wojtka, który właśnie teraz, w tym momencie żegnał się z moją przyjaciółką. Mówił jej, że zawsze będzie ją kochał... Jakie to... Romantyczne? Jak w filmie, prawda? Dwójka zakochanych... On wsiada do samolotu, ona rezygnuje z lotu ze względu poszkodowanego taty i tym samym ratuje swoje życie... Ma to swój urok... Ja zawsze lubiłam takie filmy, ale nigdy nie chciałam, by przydarzyło mi, ani komukolwiek mi bliskiemu coś takiego. Przez to całe zamieszanie, nie zorientowałam się nawet, że Robert jeszcze nie pożegnał się z żadnym swoim bliskim... Rozumiem, że mnie pociesza, ale niech pomyśli też o sobie. Niech zadzwoni do kogoś.
-Skarbie, a Ty?-podniosłam głowę i spojrzałam w jego intensywnie błękitne tęczówki-Zadzwoń...
-Napisałem mamie sms'a... Nie chcę dzwonić, wiesz? Nie chcę, żeby traciła nadziei. Bo ja zrobię wszystko żebyśmy przeżyli. Po za tym... Obiecałaś Klaudii, że Ty też będziesz walczyć! Nie zapominaj!!-ucałował mnie w czubek głowy, a ja tylko głośno odetchnęłam i spojrzałam się w okno. Mimo tego wszystkiego co się działo na pokładzie... W końcu odważyłam się spojrzeć w okno i dopiero po tylu latach dostrzegłam piękno tych widoków...
-Prosimy zapiąć pasy!!-krzyknęła niska stewardessa, ta sama, która czuwała wraz z Jonasem nad staruszką Emilie.
-Co? Jak to? Dlaczego?-krzyknął jakiś starszy mężczyzna, gdzieś koło czterdziestki, ubrany w elegancki garnitur. Przypuszczam, że miał jechać do Kiszyniowa służbowo, patrząc na to jak wyglądał...
-Będziemy podchodzić do próby lądowania!-oznajmiła. Wszyscy zamarli. Czyli co? Przeżyjemy?
-Niech nam Pani to wyjaśni!
-Proszę Państwa, mówi kapitan. Prosimy zachować spokój i zapiąć pasy. Będziemy podchodzić do próby lądowania. Niebawem kończy nam się paliwo. Musimy spróbować. Będziemy robić wszystko co w naszej mocy, by się udało. Bądźmy dobrej myśli...-urwał. Jego głos słychać było przez niewielka głośniki zamontowane w ścianach i suficie. Spojrzałam na Roberta, po czym na chłopaków, którzy nerwowo usiłowali zapiąć swój pas. Ja siedziałam taka zdezorientowana. Rozejrzałam się wokół i jedyne co można było dostrzec to tłok spanikowanych ludzi, którzy jak najszybciej pragnęli znaleźć się na swoim miejscu i zasiąść wygodnie w fotelu. Nie wiedziałam jakim cudem piloci mają zamiar lądować... Gdy patrzyłam przez okno cały czas czułam jak lecimy do góry. Lecieliśmy bardzo, bardzo wolno, a dziób skierowany był nadal do góry...
Spojrzałam na Kubę i Wojtka, którzy już nie płakali. Wszyscy mieliśmy zapięte pasy, stewardessa, właśnie przechodziła obok nas i sprawdzała czy pas jest dobrze upięty. Wzięłam głęboki oddech i położyłam głowę na ramieniu Roberta. Uśmiechnęłam się mimowolnie i spojrzałam przed siebie.
-Nie sądzisz, że to romantyczne? Para zakochanych... Umrze razem...-zaczęłam i przeniosłam swój wzrok na Lewego.
-EJ!! Nie zginiesz!! Będziesz dalej żyć! Zrobię wszystko, żebyś żyła!!-poddenerwował się, ale pocałował mnie w usta. Żyliśmy w sumie chwilą... Ja spodziewałam się, że to już koniec, on pewnie też, tylko nie chciał się przyznać. Nie chciał bym straciła w nim tę podporę. Bym nie straciła nadziei...
-Wiecie co? Mimo wszystko... Cieszę się, że jestem tu z wami...-uśmiechnął się Szczęsny. Spojrzałam na Kubę i oboje się przytulili.
-Stary, przepraszam za wszystko!-na naszych twarzach pojawił się uśmiech. Ja z Lewym spojrzeliśmy po sobie i też się wymieniliśmy tym gestem.
-A mieliśmy wygrać mecz... Będę trzymać kciuki za chłopaków w sobotnim meczu!-rzekł Wojtek i spojrzał na mnie i na Roberta-Patrz Kubuś, jacy to zakochańce... Dobrze, że jesteście tu razem...-wzięłam głęboki wdech i po chwili wypuściłam całe powietrze z płuc i spojrzałam w stronę mojego ukochanego, który kurczowo ściskał moją lewą dłoń.
-Będzie dobrze, kochanie...
-Bardzo Cię kocham! Kochałam, kocham i zawsze będę kochać, skarbie...-szepnęłam po czym ucałowałam go po raz ostatni i zamknęłam oczy. Poczułam jak w pewnym momencie samolot przestaje lecieć... Jak spada... Moje nogi momentalnie lecę ku górze, ludzie zaczynają krzyczeć, a Lewy trzyma moją dłoń bardzo mocno... Po policzku spływają mi łzy, a przed oczami staje całe życie. Nagle przypominam sobie całe moje dzieciństwo, to jak boję się iść pierwszy raz do szkoły, moje pierwsze miłości, znajomi, poznanie z Klaudią, wycieczki, kłótnie z rodzicami, oglądanie meczów, wzdychanie na plakaty piłkarzy, sanatorium, w którym poznaje Roberta i Wojtka, wyznanie miłości Roberta, nasz pierwszy raz, pierwszy pocałunek, porwanie do Dortmundu, jego zdrada, bliska przyjaźń z Marco, wybaczenie Robertowi, dowiedzenie się o ciąży, wypadek taty Klaudii i... i to jak wsiadam do samolotu W6 1911... I mimo wszystko uśmiecham się... Czuję jak samolot kieruje swój kadłub do dołu... Czuję jak spadamy... Ale to piękne uczucie... Jakby się latało w powietrzu... Ściskam dłoń Roberta mocniej i mocniej, a on całuje mnie w policzek i szepcze do ucha ciche: "Kocham Cię", aż nagle... Samolot uderza z wielkim impetem o glebę i nadal jedzie... Nie kołami. On sunie się po ziemi, a mnie wbija mocno w fotel... Zamykam oczy i w pewnym momencie film mi się urywa... Czuję, że to koniec wszystkiego... Słyszę tylko krzyki ludzi i wykrzykiwanie mojego imienia przez Roberta... Potrząsa mnie, a moja głowa bezsilnie opada... Czuję jak zasypiam...
__________________
Dzień dobry!!
Przepraszam za takie urwanie, za ten rozdział. Ja w sumie, powiem szczerze, że jak dodałam Soundtrack przy rozmowie Leny z Klaudią to się popłakałam, ale może to tylko dlatego, że Klaudia jest odzwierciedleniem mojej dobrej znajomej i jak pisałam ich rozmowę, to po prostu wyobrażałam sobie, że mówię to do mojej przyjaciółki!
No dobrze, przepraszam również, że nie było rozdziału w środę, ale od dziś rozdziały co tydzień w soboty! I jeszcze jedno! Niebawem koniec już tego opowiadania, ale szykuję następne! Liczba wyświetleń tu, cały czas rośnie, a komentarzy coraz mniej, ale ja równie dobrze mogłabym pisać to opowiadanie, gdyby czytała je tylko jedna osoba! No :) !
Chcę podziękować jeszcze za wszystkie ciepłe słowa od dziewczyn, z którymi mam kontakt na prywatnym facebooku, czy asku! Dzięki wam, za wszystkie słowa otuchy i wasze 'wychwalanie' tego bloga! Wszystkie jesteście wielkie! ;*
Dobra, już dłużej nie zanudzam. Zostawiam was może w lekkiej niepewności, no ale! Tak mi się urwało... ;)
Buziaki, Lena!!
O mamciu przyznam że ja też się popłakałam... Najbardziej właśnie na Soundtrack'u ;(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że wszystko będzie ok i przeżyją tą katastrofę ;)
Pamiętam jak znalazłam Twoje opowiadanie o 3 nad ranem ;d Było to w marcu o ile się nie mylę były tylko trzy rozdziały a potem wszystko tak się rozwinęło <3 Dziś mamy 29 rozdział i Cię podziwiam że potrafiłaś to tak napisać że nikt się tego nie spodziewał...
No niestety u mnie na http://borussiaforever.blogspot.com/ też spada liczba komentarzy może to przez szkołę ? Nie mam pojęcia ale życzę Ci powodzenia w następnych opowiadaniach :*
Ups... trzasnęłam komentarz jak by to był już Epilog ale ten rozdział tak mnie zainspirował :D
Pozdrawiam <3
Jejciu, dziękuję bardzo!! Z całego serca!! ♥
UsuńJejciu... aż się popłakałam! Mam nadzieję, że wszystko będzie z nimi w porządku, że nic im się nie stanie.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że już za niedługo koniec. Kocham to opowiadanie, ale następnie pewnie będzie również cudne jak to, a może nawet lepsze!
Zostaje mi teraz tylko wyczekiwać kolejnego rozdziału!
Buziaczki kochana! ;*
Dziękuję bardzo!! ♥
UsuńSerce mi waliło, jak czytałam ten rozdział. Oni muszą przeżyć!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że niebawem koniec :< Kocham te opowiadanie.
Fajnie, że szykujesz następne.
Czekam na kolejny rozdział <3 Buziaki!
Zapraszam http://two-different-worlds-story.blogspot.com/
Ja Cię chyba zamorduję i to najbardziej brutalnie jak mogę....
OdpowiedzUsuńCztery paczki chusteczek zużyłam na ten rozdział! Cztery!
To jest jakieś nie no nie....
Ja nie mogę pisać po prostu nie mogę.
Bez obaw!! Może jeszcze wszystko się ułoży! :)
UsuńDziękuję bardzo!! ♥
No Nie !
OdpowiedzUsuńJa cały rozdział płakałam naprawdę ;'(
ale rozdział świetny ;*
pozdrawiam
dziękuję bardzo!!
UsuńPoryczalam się!! Cały czas nowe łzy napływają mi do oczu... Nie mogę.. Kurcze LENAAAAAAAA!!! Jak moglaś urwać w takim momencie!? Ja nie przeżyje do kolejnej soboty. Ale emocji...
OdpowiedzUsuńRobert jest super facetem. Na każdego chłopaka z którym mam styczność patrzę przez pryzmat Lewego :-P Porównuje ich do siebie... Dochodzę do wniosku że Lewy jest tylko jeden!! <3
Strasznie zapunktowal u mnie w tym rozdziale :-D taki cudowny.. Silny.. Waleczny .. Pomocny.. Kochany i czuły <3 mogłabym tak wymieniać... Wspomnienia Leny o wspólnych chwilach z Klaudia :-* bezcenne <3
Ja z moja przyjaciółka znam się całe życie. Urodziłysmy się w ten sam dzień. Nasze mamy były koleżankami i leżały na tej samej sali w szpitalu. RAZEM OD KOŁYSKI :-D <3 Nie wyobrażam sobie chwili pożegnania z nią :-V
Nie będę już dłużej przynudzac. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.. Że oni przezyja :-* <3
Caluję cię skarbie <3 :-*
Ja tak samo!! Każdego chłopaka porównuję do naszego Roberta, haha!!
UsuńDziękuję bardzo kochana za komentarz!! ♥
Ej nooo! W takim momencie musiałaś skończyć?! :/ Kurde, jak czytałam ten rozdział to ryczałam DX cała paczka chusteczek poszła ;d Mam nadzieję, że przeżyją c;
OdpowiedzUsuńPzdr :3
http://gemsetmeczjanowicz9.blog.pl/
dziękuję, na pewno zajrzę!!
UsuńJesteś genialną blogerką! Nie czytałam jeszcze bloga, który był by lepszy od twojego. Ten jest dopracowany w każdym calu. Piszesz tak genialnie, tak realnie, że ja po prostu tego nie ogarniam. A w tym rozdziale to już przeszłaś samą siebie! Ryczałam już chyba prawie od początku. Jestem ogromnie ciekawa jak zakończysz tą historię i jednocześnie zła na ciebie za tą końcówkę :p Nie wiem jak ja wytrzymam ten tydzień w niepewności.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Jejciu, aż mam łzy w oczach!! Bardzo miło mi to słyszeć!!! DZIĘKUJĘ! ♥
UsuńNa wstępie powiem, że w zupełności zgadzam się z komentarzem powyżej!!
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału.. Miałaś rację, żeby przygotować chusteczki! Rozkleiłam się zupełnie przy rozmowie Leny z Klaudią! A Robert w tym rozdziale jest wspaniały! Taki odważny i męski! No i cały czas pocieszał Lenę, przytulał, tak, jak na faceta przystało. Lena, jak mogłaś zakończyć w takim momencie?! Ciekawość mnie zżera, co będzie dalej! Wierzę, że przeżyją i że wszystko będzie dobrze, na pewno! Świetnie to wszystko wykombinowałaś, ta cała dramaturgia! Z niecierpliwością czekam na kolejny! Lena, jesteś świetna, buziaki kochana! ♥ ;*
Dziękuję bardzo kochana!! ♥
UsuńNie, no nie, nie mogę! Chusteczki okupiły całe biurko, sprzątanie czas zacząć. Jestem cała czerwona i zapłakana. I jeszcze soundtrack.. nie wytrzymałabym, kiedy żegnałabym się z przyjaciółką, nie wiedząc czy ją jeszcze spotkam..
OdpowiedzUsuńA co do Roberta, zachował się jak prawdziwy partner, przytulał, pocieszał. Ty mnie tu nie strasz, Lena MUSI przeżyć, po prostu MUSI!
Czekam na następny, buziaczki skarbie :*
Nie chciałam wywołać takich emocji, przepraszam!! :)
UsuńDziękuję bardzo za każde słowo!! ♥
Świetny rozdział. Trochę smutny ale takie rozdziały też muszą być nie może być cały czas kolorowo. Widać jaką Robert i Lena tworzą parę. Kochają się nawzajem i bardzo im na sobie zależy. Bardzo mi się podoba. A Lena musi przeżyć, nie wyobrażam sobie tego opowiadania bez Niej. Czekam na kolejny. Pozdrawiam i zapraszam na nowy blog Robert-paulina-love.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!!
Usuńna pewno zajrzę! ♥
Jeju, jaki smutny ten rozdzial ;( Lena musi przezyc, po prostu musi! Czytajac ten rozdzial plakalam ... Blagaw niech nie bedzie zadnej katastrofy...
OdpowiedzUsuńMiejmy nadzieje, że ją odratują!! :)
UsuńDziękuję za komentarz!!
Bilans po przeczytaniu tego rozdziału : Stracone, obgryzione paznokcie, hektolitry potu, paczka chusteczek, rozmazany makijaż, pociąganie nosem, i depresja jesienno- zimowa. Krótko mówiąc, wow ! Poryczałam się, dosłownie się poryczałam, a ciężko u mnie wywołać taki stan poprzez twórczość. Jesteś wielka, po prostu wielka ! Kocham to opowiadanie, więc nie, nie ma mowy, nie pozwalam Ci go kończyć ! Nie wyobrażam sobie bez niego życia ! I dobrze, że piszesz nowe, ale jak dla mnie możesz pisać nawet 10, a obiecuję, że wszystkie będę czytać i ba, w raju będę dzięki temu ! To musi się dobrze skończyć ! Robert bohater...ale ta rozmowa z przyjaciółką, i to wszystko na pokładzie...no nie no, nie, po prostu mistrzostwo świata, kunszt sam w sobie, wieszcze narodowi mogą się przy Tobie schować ! Robert w tym rozdziale ideał, wspaniały facet, męski, odważny, a przy tym czuły i delikatny, do schrupania po prostu. Dodawaj szybko nowy rozdział i nie trzymaj mnie więcej dalej w niepewności bo zwariuję ! Jestem mega, mega ciekawa co będzie dalej i nie mogę się doczekać ! Mam nadzieję, że nie karzesz mi długo tego robić ! Pozdrawiam i kocham, po prostu kocham < 3 : *
OdpowiedzUsuńOjejciu!!! Wzruszyłam się normalnie!! DZIĘKUJĘ!! DZIĘKUJĘ ZA KAŻDE SŁOWO!! ♥
UsuńJezu, ryczę! Ja naprawdę ryczę! Nie wiesz, jak mi ciekną łzy!
OdpowiedzUsuńNapisz coś więcej, bo ja umrę! Ohh, i teraz jeszcze bardziej wyczekuje tej soboty!
KOCHAM TEN BLOG I CZEKAM NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ! DO SOBOTY! ♥
Rozdzial bd dzis czy w sobote ?
OdpowiedzUsuńW sobotę. Dziś, czyli w środę jak wyszłam rano o 8 do szkoły to wróciłam dopiero 18:30 do domu i nie miałam jak pogodzić wszystkiego ze sobą.
Usuń