Lena
Każdy z nas ma problemy. Jedyną różnicą w tym wszystkim jest to, że jedni sobie z nimi radzą, a drudzy po prostu nie... Uśmiechają się, choć tak naprawdę w środku duszą się.. Bo przecież to, że oddychasz, nie znaczy, że żyjesz, prawda? Nie potrafią już normalnie żyć. Najśmieszniejsze we wszystkim jest to, że każdy z nas może stać przy zniszczonej od wewnątrz osoby, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo złamana w środku ona jest... A może nawet taka osoba jest naszym przyjacielem? Może nam tylko wydaje się, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, a tak naprawdę... No właśnie. Jak jest naprawdę? Powtarzamy tej osobie, że ją kochamy, że zawsze może na nas liczyć, a ona nigdy nam się nie zwierza... Nie ma problemów? Nie, po prostu jest samotnikiem, nie potrafi z siebie niczego wyrzucić, nie chce żeby ktoś jej pomógł... Ale w życiu takiej osoby, w pewnym momencie pojawia się osoba. Osoba, która ją zbawia... Osoba, przy której ta wyniszczona od wewnątrz istota potrafi się w szczerze uśmiechnąć, żartować... Być szczęśliwym... I kiedy już wydaje się, że wszystko powraca do normalności, że w końcu jest dobrze... Coś się wydarza... Wierzę, że Ci 'słabi ludzie' poznają miłość swojego życia i dzięki niej są szczęśliwi... Ale przychodzi taki dzień, że coś może ich rozłączyć... I nie chodzi tu o to, że któreś się odkochało... Nie... Kiedy wydaje się, że w naszym życiu w końcu jest już ok... Wtedy wydarza się największe zło... Skąd to wiem? Bo wszystko to, sama przeżyłam....
"Gdybyś kiedyś we śnie poczuła, że oczy moje już nie patrzą na Ciebie z miłością, wiedz, żem żyć przestał..."
Kiedy pilot docisnął pedał gazu, wszystkich pasażerów wcisnęło w siedzenia. To normalne, ale ja jak zwykle się bałam. Tak, nienawidziłam latać samolotami od dziecka. Kiedy pierwszy raz miałam lecieć z rodzicami do babci do Niemiec, myślałam, że zwariuję! Pamiętam, że kiedy zajęłam swoje miejsce to zapięłam pasy i zacisnęłam je tak mocno, że, kiedy stewardesa sprawdzała czy wszyscy pasażerowie są dobrze zapięci i podeszła do mnie to wybałuszyła oczy na wierzch tak mocno, że myślałam, że zaraz wylecą jej z orbit. Od razu poluzowała pas, bo ściskał mnie tak mocno, że nie mogłam się poruszyć w żadną możliwą stronę. Ale nie myślcie, że to koniec! Kiedy już wystartowaliśmy tamtego dnia i obie Panie roznosiły coś do picia i jedzenia to co chwile pytałam je czy aby na pewno wszystko z samolotem jest w porządku i czy pilot jest dobrze wykwalifikowany. Boże, jak to sobie wspominam to, chcę mi się śmiać z tej mojej przewrażliwionej psychiki! Zawsze uważałam, że wiem lepiej niż jakiś tam pilot i zawsze byłam przekonana, że facet się pewnie zagapił i zapomniał zakręcić jakiś zawór, przez który straciliśmy dopływ powietrza czy coś... No, ale, taka już jest Panna Gilbert! Wiecznie przewrażliwiona. Dlatego właśnie unikałam wszystkich podróży w powietrzu. Wolałam zawsze podróżować samochodem, choć przecież do takiego Kiszyniowa tłuc się wszyscy samochodem nie będziemy! Poświęcić się musiałam, ach.... Taka moja rola....
Myślałam, że sobie pośpię podczas lotu, żeby znów przez głowę nie przechodziły mi jakieś głupie myśli, że się rozbijemy, czy coś. Położyłam głowę na ramieniu Roberta, który zacięcie prowadził rozmowę ze swoimi rodakami. Oczywiście nie mogli oni porozmawiać o czymś inteligentnym, czy choćby o nadchodzącym meczu! Nie! Musieli poprowadzić swoje rozmowy na temat braku biustu u modelek, czy nawet tego, że Kuba i Wojtek współczują mi żyć z osobą niewyżytą seksualnie (tak, mowa tu o naszym przystojnym, ciemnowłosym Lewandowskim)! Fajnie, nieprawdaż?! Postanowiłam nie słuchać ich bardzo rozbudowanego dialogu i skupić swoje myśli na tym jak wiele się dzieje w moim życiu. W końcu jestem szczęśliwa. Mam wspaniałego chłopaka i przyjaciół. No i, jestem w ciąży... Właśnie... Za 7 miesięcy na świat przyjdzie nasze pierwsze dziecko... Z początku wahałam się jak to wszystko będzie wyglądało. Przecież ja mam dopiero 20 lat... Jestem niedoświadczona, młoda, na studiach... Przez jakiś czas siedziałam w pokoju i zastanawiałam się czy aby na pewno to wszystko dobrze się potoczyło... Czy aby nie za szybko to się wydarzyło... Nie wiem nawet co naprawdę myśli o tym Lewy... Mówił, że się cieszy, ale powiedział to tylko raz... Wtedy w szpitalu, kiedy zemdlałam... Nigdy więcej tego nie powtórzył... No właśnie? Czy aby na pewno on czuje to samo co ja? Czy on też cieszy się z tego, że zostanie rodzicem?
Wysnuwałam nasze plany, naszą przyszłość, kiedy zorientowałam się, że od dziesięciu już minut wznosimy się cały czas do góry. Nie tak intensywnie, ale nadal lecieliśmy do góry... Szybko się wyprostowałam i obróciłam głowę w lewo. Chłopcy nadal sobie dyskutowali, a ja poddenerwowana przerwałam im tę dyskusję, trząchając misternie Lewego. On obrócił się do mnie i pocałował w policzek, nawet mnie nie wysłuchując. Powrócił do rozmów z chłopakami, więc ja cała w nerwach przerwałam im szybko tę ich 'głęboką' wymianę zdań.
-Ej no! Czy my aby na pewno lecimy zgodnie z planem? Zobaczcie...-wskazałam palcem na szybę, przy której siedziałam-...cały czas lecimy w górę...
-Oj, Lenuś wyluzuj!! Tyle razy latałem samolotem i jeszcze nigdy nic.......-zadowolony Wojtek (tak, już mu się troszkę humor poprawił) nagle urwał. Wszyscy w samolocie zaczęli krzyczeć. Samolot zaczął się trząść, a na pokładzie zgasło światło, ale na całe szczęście po chwili znów zostało zapalone...
-Jezu, Robert, co się dzieje?!-złapałam go mocno za rękę i popatrzyłam mu w oczy. Czułam to przerażenie u siebie i też lekkie u niego... Ja zawsze byłam bojaźliwa, więc to normalne, ale Robert? To on zawsze był ten dzielny, który niczego się nie bał, ale tu... Jesteśmy w samolocie, nie wiemy co się dzieje, a coś się dzieje!! Z tym nie ma żartów....
-Spokojnie skarbie!-jedną ręką ścisnął moją dłonią, a drugą pogłaskał po policzku-To tylko zwyczajne turbulencje... Cicho....-mówił wszystko bardzo spokojnie-Oddychaj... Raz.... i dwa... Uspokój się. Wszystko jest ok.
Kuba i Wojtek siedzieli zdezorientowani. Patrzyli się co chwile to na nas, co chwile w okno... Sami nie wiedzieli co się dzieje... Z resztą! Nikt nie wiedział! Wszyscy byli spanikowani. A ja? Ja zaczęłam niepokoić się jeszcze bardziej, kiedy Robert zabrał się i odpiął swój pas. Wstał z miejsca, mimo, że kontrolka bezpieczeństwa nadal nakazywała pozostać z zapiętym pasem. Zdążyłam tylko go złapać za rękaw od bluzy i pociągnąć bardzo leciutko. Mój luby tylko odwrócił się w moją stronę i szepnął, że będzie dobrze po czym udał się gdzieś do przodu. Mieliśmy miejsca na końcu biznes klasy, a za nami siedzieli ludzie z klasy ekonomicznej. Jak wywnioskowałam Robert udał się do miejsca, w którym siedziały stewardesy.
-Stary, gdzie on poszedł!?-odezwał się Kuba, wychylając swoja głowę gdzieś przed siebie.
-Nie wiem, kurwa! CO SIĘ TU DZIEJE?!-no tak... Wszyscy wokół panikowali, a ja siedziałam i ulewałam łzy. To była właśnie moja panika.... Spokojna, stonowana, ale wewnątrz... Eksplodowało po prostu w mojej głowie od tych wszystkich myśli... Po chwili zobaczyliśmy wszyscy 'na horyzoncie' wracającego do nas Lewego, kiedy nagle wszystko znów się powtórzyło! Znów wpadliśmy podobno w turbulencje. Robert prawie się przewrócił, a wszystkich siedzących zakołysało. Jakieś dziecko zaczęło płakać, gdzieś za moimi plecami... To było okropne! Co tu się dzieje?! Szczęsny szybko odpiął pasy i zwinnie, pomógł Lewemu wrócić na swoje miejsce. Ponownie zasiedliśmy na miejscach i spojrzeliśmy wszyscy, we trójkę na Roberta z jednoznacznym spojrzeniem.
-No i co?! Co Ci powiedzieli?!-bulwersował się Kuba, który nerwowo stukał nogą o podłogę.
-NIC MI KURWA NIE POWIEDZIELI!!-nie wytrzymał, wybuchł...-JAK PODSZEDŁEM DO NICH TO POWIEDZIELI, ŻE MAM NATYCHMIAST WRÓCIĆ NA MIEJSCE, BO ONI SAMI NIE WIEDZĄ CO JEST GRANE!!
-Czyli to nie są turbulencje... Coś się dzieje...-odezwałam się, bardzo spokojnie. Wzięłam kilka oddechów i w końcu głośno wypuściłam powietrze z płuc...-Nie możemy tak siedzieć! Musimy coś zrobić!
-Co Lena?! Co my do chuja pana możemy zrobić?!-warknął Szczęsny.
-Zachowajmy spokój... Może to tylko turbulencje....-nie wierzę, że to powiedziałam! Ja, która po prostu nie wyrabia psychicznie w środku z tego wszystkiego, uspokaja chłopaków...Oni spojrzeli tylko na siebie i przez chwile milczeli. Robert się wyciszył i złapał mnie za rękę. Ścisnął ją mocno i posłał mi blady uśmiech. Wojtek z Kubą spojrzeli po sobie i nadal byli w nerwach, ale próbowali coś ze sobą zrobić... Próbowali się wyciszyć czy cokolwiek, żeby nie myśleć o tym co się wokół dzieje. No właśnie... Ale co się dzieje?!
Cały czas, a to już jakieś 20 minut od pierwszych 'turbulencji' (tak, tak to postanowiliśmy nazwać, choć nie wiedzieliśmy dobrze co takiego spowodowało te trzęsienia) siedzieliśmy w ciszy. Nikt nie wychodził, nikt nic nie mówił. Wszyscy siedzieliśmy wciąż nie wiedząc, co z samolotem i naszą podróżą do Kiszyniowa... To nie był prywatny samolot, jakim czasem latają piłkarze. Nie... To zwykły samolot, ze zwykłymi ludźmi na pokładzie... Żadnych sław, bogatych osób... Nic... I wszyscy w tym momencie byli zwykłymi ludźmi. Nikt nie myślał o tym, że są tu trzy gwiazdy reprezentacji polski. To nie było w tym momencie ważne. Nic wtedy nie było ważne... Tylko to, żeby przeżyli wszyscy... Co jeśli to wszystko skończy się katastrofą? Co jeśli wszyscy zginiemy? A w tym i nasze dziecko..... Nie...
W pewnej chwili wszyscy usłyszeliśmy krzyk jakiegoś mężczyzny. Wołał o pomoc... Nie zastanawiając się długo, odpięłam swoje pasy i poprosiłam, żeby Robert mnie przepuścił, ale ten siedział i na mnie patrzył. Nie chciał mnie puścić.. Ten mężczyzna wołał o pomoc! Nie można być egoistą!
-Nigdzie nie idziesz...-skwitował oschle i pokiwał przecząco głową.
-Tam się coś dzieje Robert!!-wskazałam ręką na czerwoną zasłonę, która oddzielała ludzi z biznes klasy od klasy ekonomicznej.-Nie można tak tego zostawić!!
-COŚ CI SIĘ MOŻE STAĆ!!-wrzasnął, a ja nie wytrzymałam. Próbowałam przejść, ale ten zacięcie mi na to nie pozwalał.
-ROBERT!! Ty nie jesteś samolubny!! Nie jesteś egoistą!! Czemu w tym momencie myślisz tylko o sobie?-po tych słowach Lewy ucichł i sam rozpiął pasy, przepuszczając mnie przy tym. Popatrzyłam tylko na niego i wtedy spostrzegłam się, że Ci wszyscy 'bogatsi' ludzie nie mieli nawet zamiaru ruszyć swoich dupsk, żeby pomóc innym! Jezu!! Pokręciłam tylko głową i szybko odsunęłam zasłonę po czym przeszłam przez próg i podbiegłam do kilkuosobowego tłumu ludzi, którzy stali nad jedną z par foteli. Podbiegłam szybko i wepchnęłam się na sam przód. Kucnęłam przy mężczyźnie około 70 i jego partnerki, jak przypuszczam żony , która na fotelu leżała nieprzytomnie. Uniosłam jej podbródek i wtedy ujrzałam na jej szyi siną część. Poklepałam ją po policzku, ale ta nadal nie reagowała na niczyje polecenia. Jej towarzysz stanął nad nią i był cały roztrzęsiony...
-To odma opłucnowa...-powiedziałam.
-Co?!-stanęła za mną stewardesa i wyjęła jakąś apteczkę-Co to oznacza?
-Wtargnięcie powietrza... lub innych gazów do jamy opłucnej...-nie potrafiłam skleić słów. Sama byłam taka roztrzęsiona... Mówiłam tak wolno i... jej! Wszystko stawało się coraz cięższe...-Najprawdopodobniej uszkodzony został miąższ płucny...
-Coś poważnego?!-denerwowała się za mną młoda brunetka o krótkich włosach.
-Może się udusić...
-Nie!! Błagam, niech Pani coś zrobi!-krzyknął wystraszony starzec... Złapał mnie za ramiona i patrzył mi w oczy... Zaczął płakać... Boże co ja miałam zrobić...
-Trzeba wykonać punkcję płuc, ale... Ale ja nie jestem lekarzem-szepnęłam. Wtedy pojawił się przy mnie jakiś mężczyzna w granatowym sweterku, który klęknął przy starszej kobiecie i stwierdził to samo co ja.
-Macie tu igłę, albo nóż?-mówił spanikowany brunet, który odsunął mnie od siedzenia.
-Nie, nie można nam wnosić na pokład niczego ostrego!
-Należy położyć ją na boku...-szepnęłam. Byłam cały czas w szoku... Wszystko co się tu działo było prawdą. Nie żadnym snem, koszmarem... To działo się naprawdę... Mężczyźni położyli kobietę na prawym boku, a ja zaczepiłam wtedy tę stewardessę, która na moje pytanie "Co tu się dzieje?" odpowiedziała tylko, że nadal nic nie wie...
-Jesteś studentką medycyny?-spojrzałam na chłopaka, który pomagał teraz starszej Pani-Jonas Winckler-wyciągnął dłoń w moją stronę i uścisnął ją.
-Lena Gilbert-przedstawiłam się i odwzajemniłam uśmiech-Nie, nie jestem studentką medycyny... Wiem to z któregoś z wykładu na uniwerku...
-Musisz mieć dobrą pamięć....-zaśmiał się pod nosem i spojrzał mi głęboko w oczy, a ja zarumieniona spuściłam głowę w dół-Wiesz może co się tu dzieje?
-Sama chciałabym wiedzieć....
-Niech zajmie Pani swoje miejsce!-podbiegła do nas niziutka brunetka w wysokiej, granatowej spódnicy. Spojrzałam na nią i dopiero wtedy zauważyłam, że ma rozbitą głowę. Obleciałam ją wzrokiem,a ta odprowadziła mnie na moje miejsce. Usiadłam obok Roberta i zapięłam pasy. Jeju, co tu się do cholery jasnej dzieje?! Patrzyłam pustym wzrokiem przed siebie i co chwile spoglądałam za okno. Wznosiliśmy się. Cały czas... lecieliśmy wolno, ale cały czas do góry. Coraz bardziej zaczęłam zastanawiać się czy jest jeszcze szansa na to żebyśmy przeżyli... Nienawidziłam latać, zawsze miałam przeczucia, że coś się może wydarzyć, że będzie jakaś katastrofa, ale zawsze uchodziło to wszystko na sucho! Zawsze przeżywałam, aż do dziś... Co jeśli zginiemy wszyscy, a w tym to moje, a właściwie nasze malutkie dziecko....
Robert położył swoją rękę na moim kolanie i delikatnie musnął mnie w policzek. Spojrzałam na niego i nie mogłam już... Może to stres i nerwy, albo może po prostu hormony buzują mi przez tę całą ciążę! Nie wiem! Po prostu wybuchłam!!
-Jezu, co tu się dzieje?!-podniosłam się z miejsca-Niech ktoś w końcu powie co Tu się dzieje! Mamy prawo wiedzieć, wszyscy!! Ludzie tam-wskazałam ręką na zasłonę-są ranni, kobieta umiera, musi jak najszybciej trafić do szpitala!!! Jeśli mamy zginąć to niech nam ktoś to powie!! Mam dość tej niepewności!!-rozkleiłam się... Złość, smutek, ból, wściekłość, nienawiść... Wszystkie te uczucia mieszały się ze sobą i tworzą jakąś mieszankę wybuchową! Tak, zaczęłam płakać... Próbowałam cały czas być silna ale jak można pozostać spokojną jeśli ludzie na pokładzie cierpią, umierają... Robert złapał mnie za rękę i usiłował mnie do siebie przyciągnąć, ale ja mu się wyrwałam-Przestań! Nie chciałeś im pomóc!!-zalałam się łzami gdy nagle samolot znów się zatrząsł, ale teraz o wiele mocniej i poważniej. Wszyscy ludzie ponownie zaczęli krzyczeć, a ja stojąca na środku przewróciłam się na kolana, a kiedy turbulencja tylko się nasiliła uderzyłam głową o jedno z oparć od siedzenia i aż mi się słabo zrobiło. Od razu z miejsca poderwali się moi przyjaciele wraz z Robertem i starali się mnie podnieść. Co prawda udało im się, ale ja sama nie bardzo kontaktowałam. Lewy posadził mnie obok siebie i zaczął panikować. Wojtek pobiegł do stewardessy i wrócił z apteczką. Poczułam wzrok coraz więcej to ludzi i to jak ktoś delikatnie przykłada mi do czoła jakąś chusteczkę albo coś w ten deseń... Jęknęłam cichutko i złapałam się za skroń...
-Lena!!-poklepał mnie po policzku Szczęsny.
-Idioto nie dobijaj mnie!!-skarciłam go i otworzyłam oczy. Lewandowski wypuścił głośno powietrze z ust i złapał mnie za rękę po czym spuścił głowę w dół i oparł ją o moją dłoń, którą kurczowo trzymał w uścisku.
-Jest ok?!-odezwał się Błaszczykowski. Spojrzałam na niego i posłałam mu blady uśmiech.
-Nie... Ale będzie.-dotknęłam Roberta i cmoknęłam go w głowę-Ej, no! Wszystko ok...
-Szanowni Państwo!-wszyscy pasażerowie nagle się wyprostowali i podnieśli podbródek do góry. Nawet mój przygnębiony ukochany zainteresował się widokiem pilota pokładu, który stał na środku z nietęgą miną. Wysoki blondyn, ubrany w elegancki mundur służbowy. Był młody, pewnie był krótko po trzydziestce.-Nie ma sensu dalej tego ciągnąć... Mają państwo prawo wiedzieć...-ciągnął dalej-Podczas startu zderzyliśmy się z małym samolotem osobowym... Kolizja zablokowała wszystkie dźwignie. Trymer steru wysokości nie reaguje... Cały czas wznosimy się do góry... Nie panujemy w pełni nad lotem, ale maszyna jest jak na razie stabilna. Robimy wszystko co w naszej mocy, żeby uratować ten lot...
-Można dzwonić?!-odezwała się jakaś kobieta.
-Proszę bardzo...-jeden z pilotów spuścił głowę w dół po raz kolejny i wrócił do swojej 'kabiny'... Czyli to prawda? Czyli wszyscy zginiemy, tak? To nasz definitywny koniec? Mnie, Roberta, naszego nienarodzonego dziecka, Kuby, Wojtka i wszystkich tu obecnych pasażerów?
-Proszę Państwa!! Potrzebuję czterech ochotników do zejścia do luku bagażowego! Trzeba przestawić wszystkie torby na jedną stronę, aby procent naszego wzniesienia choć trochę się zmniejszył!-ponownie pojawił się przed naszymi zszokowanymi oczami z taką właśnie informacją. Wszyscy pasażerowie (nawet Ci za naszymi plecami, czyli z klasy ekonomicznej. Tak zostawiliśmy swobodne przejście, urywając ową czerwoną zasłonę, robiąc z niej przydatek i zamieniliśmy ją na opatrunki dla rannych, na których zabrakło kawałku bandaża) pozostawali na swoich miejscach, zważając na to, że w luku bagażowych od zderzenia z tym osobowym samolotem prawdopodobnie jest jedna wielka dziura, która 'wsysa' swoje ofiary.... Wszyscy patrzyli tylko po sobie, w tą i z powrotem, mając nadzieję, ze zgłosi się jakiś mężczyzna... Ba, było potrzeba ich aż czterech... Żaden nie był odważny i nie chciał zejść na dół... Aż w końcu poderwał się z miejsca Robert... Zamurowało mnie.
-Kochanie...-spojrzałam na niego.
-Wrócę, skarbie... Obiecuję!-chwycił moją twarz w dłonie i złożył na nich ciepły, namiętny pocałunek.... Miejmy nadzieje, że nie ostatni....
_____________
Dobra, dobra, wiem! Namieszałam w cholerę! No ale, nie mogę cały czas jakieś nudy wam oddawać, choć... Choć ten powyższy rozdział nie jest wcale najlepszy, wiem! I zawiewa nudą!
Przepraszam kochane, że wczoraj nic nie dodałam!! To dopiero trzeci dzień szkoły a ja mam tyle nauki jak nigdy! Na środę odrabiałam tyle lekcji, że siedziałam i robiłam je do 22:00 i tak samo wczoraj! Zero czasu na życie osobiste!! W takim też bądź razie nie będę w stanie dodawać rozdziałów w środy. Po prostu mój plan i rozkład zajęć tanecznych i to nie umożliwia. Właśnie w środy, będę wracała do domu koło 18 i gdzie tu mowa jeszcze o publikowaniu czegokolwiek na blogu, nie wspominając w ogóle o lekcjach, nauce i lekturach, których pewnie i tak nie będę czytać, no ale! (;
Mam wam jeszcze tyle do powiedzenia, ach... Kochane! Może część z was pamięta moje problemy związane z kolanami i dylematem czy chodzić na piłkę. No więc, jakby kogoś to interesowało to z nogi zrezygnowałam.. Ba, ja nawet nie poszłam na nią ani razu!! Stchórzyłam!! Po prostu stchórzyłam! Nie nadaję się! No a z kolanami coraz gorzej, ale mam już umówioną wizytę u ortopedy. Jedynym minusem jest to, że najbliższy wolny termin jest dopiero 24 września, więc za blisko trzy tygodnie!! Trzymajcie kciuki by coś z tej wizyty wynikło!
No a tak na pocieszenie, zobaczcie jaki sobie na ten rok plecak sprawiłam!! (na zdjęciu mam jeszcze lekko mokre włosy, bo nie wyschły do końca, ale! c; )
-To odma opłucnowa...-powiedziałam.
-Co?!-stanęła za mną stewardesa i wyjęła jakąś apteczkę-Co to oznacza?
-Wtargnięcie powietrza... lub innych gazów do jamy opłucnej...-nie potrafiłam skleić słów. Sama byłam taka roztrzęsiona... Mówiłam tak wolno i... jej! Wszystko stawało się coraz cięższe...-Najprawdopodobniej uszkodzony został miąższ płucny...
-Coś poważnego?!-denerwowała się za mną młoda brunetka o krótkich włosach.
-Może się udusić...
-Nie!! Błagam, niech Pani coś zrobi!-krzyknął wystraszony starzec... Złapał mnie za ramiona i patrzył mi w oczy... Zaczął płakać... Boże co ja miałam zrobić...
-Trzeba wykonać punkcję płuc, ale... Ale ja nie jestem lekarzem-szepnęłam. Wtedy pojawił się przy mnie jakiś mężczyzna w granatowym sweterku, który klęknął przy starszej kobiecie i stwierdził to samo co ja.
-Macie tu igłę, albo nóż?-mówił spanikowany brunet, który odsunął mnie od siedzenia.
-Nie, nie można nam wnosić na pokład niczego ostrego!
-Należy położyć ją na boku...-szepnęłam. Byłam cały czas w szoku... Wszystko co się tu działo było prawdą. Nie żadnym snem, koszmarem... To działo się naprawdę... Mężczyźni położyli kobietę na prawym boku, a ja zaczepiłam wtedy tę stewardessę, która na moje pytanie "Co tu się dzieje?" odpowiedziała tylko, że nadal nic nie wie...
-Jesteś studentką medycyny?-spojrzałam na chłopaka, który pomagał teraz starszej Pani-Jonas Winckler-wyciągnął dłoń w moją stronę i uścisnął ją.
-Lena Gilbert-przedstawiłam się i odwzajemniłam uśmiech-Nie, nie jestem studentką medycyny... Wiem to z któregoś z wykładu na uniwerku...
-Musisz mieć dobrą pamięć....-zaśmiał się pod nosem i spojrzał mi głęboko w oczy, a ja zarumieniona spuściłam głowę w dół-Wiesz może co się tu dzieje?
-Sama chciałabym wiedzieć....
-Niech zajmie Pani swoje miejsce!-podbiegła do nas niziutka brunetka w wysokiej, granatowej spódnicy. Spojrzałam na nią i dopiero wtedy zauważyłam, że ma rozbitą głowę. Obleciałam ją wzrokiem,a ta odprowadziła mnie na moje miejsce. Usiadłam obok Roberta i zapięłam pasy. Jeju, co tu się do cholery jasnej dzieje?! Patrzyłam pustym wzrokiem przed siebie i co chwile spoglądałam za okno. Wznosiliśmy się. Cały czas... lecieliśmy wolno, ale cały czas do góry. Coraz bardziej zaczęłam zastanawiać się czy jest jeszcze szansa na to żebyśmy przeżyli... Nienawidziłam latać, zawsze miałam przeczucia, że coś się może wydarzyć, że będzie jakaś katastrofa, ale zawsze uchodziło to wszystko na sucho! Zawsze przeżywałam, aż do dziś... Co jeśli zginiemy wszyscy, a w tym to moje, a właściwie nasze malutkie dziecko....
Robert położył swoją rękę na moim kolanie i delikatnie musnął mnie w policzek. Spojrzałam na niego i nie mogłam już... Może to stres i nerwy, albo może po prostu hormony buzują mi przez tę całą ciążę! Nie wiem! Po prostu wybuchłam!!
-Jezu, co tu się dzieje?!-podniosłam się z miejsca-Niech ktoś w końcu powie co Tu się dzieje! Mamy prawo wiedzieć, wszyscy!! Ludzie tam-wskazałam ręką na zasłonę-są ranni, kobieta umiera, musi jak najszybciej trafić do szpitala!!! Jeśli mamy zginąć to niech nam ktoś to powie!! Mam dość tej niepewności!!-rozkleiłam się... Złość, smutek, ból, wściekłość, nienawiść... Wszystkie te uczucia mieszały się ze sobą i tworzą jakąś mieszankę wybuchową! Tak, zaczęłam płakać... Próbowałam cały czas być silna ale jak można pozostać spokojną jeśli ludzie na pokładzie cierpią, umierają... Robert złapał mnie za rękę i usiłował mnie do siebie przyciągnąć, ale ja mu się wyrwałam-Przestań! Nie chciałeś im pomóc!!-zalałam się łzami gdy nagle samolot znów się zatrząsł, ale teraz o wiele mocniej i poważniej. Wszyscy ludzie ponownie zaczęli krzyczeć, a ja stojąca na środku przewróciłam się na kolana, a kiedy turbulencja tylko się nasiliła uderzyłam głową o jedno z oparć od siedzenia i aż mi się słabo zrobiło. Od razu z miejsca poderwali się moi przyjaciele wraz z Robertem i starali się mnie podnieść. Co prawda udało im się, ale ja sama nie bardzo kontaktowałam. Lewy posadził mnie obok siebie i zaczął panikować. Wojtek pobiegł do stewardessy i wrócił z apteczką. Poczułam wzrok coraz więcej to ludzi i to jak ktoś delikatnie przykłada mi do czoła jakąś chusteczkę albo coś w ten deseń... Jęknęłam cichutko i złapałam się za skroń...
-Lena!!-poklepał mnie po policzku Szczęsny.
-Idioto nie dobijaj mnie!!-skarciłam go i otworzyłam oczy. Lewandowski wypuścił głośno powietrze z ust i złapał mnie za rękę po czym spuścił głowę w dół i oparł ją o moją dłoń, którą kurczowo trzymał w uścisku.
-Jest ok?!-odezwał się Błaszczykowski. Spojrzałam na niego i posłałam mu blady uśmiech.
-Nie... Ale będzie.-dotknęłam Roberta i cmoknęłam go w głowę-Ej, no! Wszystko ok...
-Szanowni Państwo!-wszyscy pasażerowie nagle się wyprostowali i podnieśli podbródek do góry. Nawet mój przygnębiony ukochany zainteresował się widokiem pilota pokładu, który stał na środku z nietęgą miną. Wysoki blondyn, ubrany w elegancki mundur służbowy. Był młody, pewnie był krótko po trzydziestce.-Nie ma sensu dalej tego ciągnąć... Mają państwo prawo wiedzieć...-ciągnął dalej-Podczas startu zderzyliśmy się z małym samolotem osobowym... Kolizja zablokowała wszystkie dźwignie. Trymer steru wysokości nie reaguje... Cały czas wznosimy się do góry... Nie panujemy w pełni nad lotem, ale maszyna jest jak na razie stabilna. Robimy wszystko co w naszej mocy, żeby uratować ten lot...
-Można dzwonić?!-odezwała się jakaś kobieta.
-Proszę bardzo...-jeden z pilotów spuścił głowę w dół po raz kolejny i wrócił do swojej 'kabiny'... Czyli to prawda? Czyli wszyscy zginiemy, tak? To nasz definitywny koniec? Mnie, Roberta, naszego nienarodzonego dziecka, Kuby, Wojtka i wszystkich tu obecnych pasażerów?
-Proszę Państwa!! Potrzebuję czterech ochotników do zejścia do luku bagażowego! Trzeba przestawić wszystkie torby na jedną stronę, aby procent naszego wzniesienia choć trochę się zmniejszył!-ponownie pojawił się przed naszymi zszokowanymi oczami z taką właśnie informacją. Wszyscy pasażerowie (nawet Ci za naszymi plecami, czyli z klasy ekonomicznej. Tak zostawiliśmy swobodne przejście, urywając ową czerwoną zasłonę, robiąc z niej przydatek i zamieniliśmy ją na opatrunki dla rannych, na których zabrakło kawałku bandaża) pozostawali na swoich miejscach, zważając na to, że w luku bagażowych od zderzenia z tym osobowym samolotem prawdopodobnie jest jedna wielka dziura, która 'wsysa' swoje ofiary.... Wszyscy patrzyli tylko po sobie, w tą i z powrotem, mając nadzieję, ze zgłosi się jakiś mężczyzna... Ba, było potrzeba ich aż czterech... Żaden nie był odważny i nie chciał zejść na dół... Aż w końcu poderwał się z miejsca Robert... Zamurowało mnie.
-Kochanie...-spojrzałam na niego.
-Wrócę, skarbie... Obiecuję!-chwycił moją twarz w dłonie i złożył na nich ciepły, namiętny pocałunek.... Miejmy nadzieje, że nie ostatni....
_____________
Dobra, dobra, wiem! Namieszałam w cholerę! No ale, nie mogę cały czas jakieś nudy wam oddawać, choć... Choć ten powyższy rozdział nie jest wcale najlepszy, wiem! I zawiewa nudą!
Przepraszam kochane, że wczoraj nic nie dodałam!! To dopiero trzeci dzień szkoły a ja mam tyle nauki jak nigdy! Na środę odrabiałam tyle lekcji, że siedziałam i robiłam je do 22:00 i tak samo wczoraj! Zero czasu na życie osobiste!! W takim też bądź razie nie będę w stanie dodawać rozdziałów w środy. Po prostu mój plan i rozkład zajęć tanecznych i to nie umożliwia. Właśnie w środy, będę wracała do domu koło 18 i gdzie tu mowa jeszcze o publikowaniu czegokolwiek na blogu, nie wspominając w ogóle o lekcjach, nauce i lekturach, których pewnie i tak nie będę czytać, no ale! (;
Mam wam jeszcze tyle do powiedzenia, ach... Kochane! Może część z was pamięta moje problemy związane z kolanami i dylematem czy chodzić na piłkę. No więc, jakby kogoś to interesowało to z nogi zrezygnowałam.. Ba, ja nawet nie poszłam na nią ani razu!! Stchórzyłam!! Po prostu stchórzyłam! Nie nadaję się! No a z kolanami coraz gorzej, ale mam już umówioną wizytę u ortopedy. Jedynym minusem jest to, że najbliższy wolny termin jest dopiero 24 września, więc za blisko trzy tygodnie!! Trzymajcie kciuki by coś z tej wizyty wynikło!
No a tak na pocieszenie, zobaczcie jaki sobie na ten rok plecak sprawiłam!! (na zdjęciu mam jeszcze lekko mokre włosy, bo nie wyschły do końca, ale! c; )
Buziaki kochane, trzymajcie się cieplutko!! ;* ♥
Łzy mi stały w oczach, gdy czytałam ten rozdział! Biedaki -.- Oni muszą uratować ten lot! Mam nadzieję, że Robert wróci cały i zdrowy!
OdpowiedzUsuńOby wszystko się dobrze skończyło!
Wspaniały rozdział, pełen emocji. Czekam na kolejny ;*
Buziaki! ;)
P.S. Plecak super! *.*
Dziękuję bardzo!!
UsuńO matuchno kochana... Co ty żeś nawywijala :O Sceny niczym z filmu grozy i świata horroru o_O Ale wszystko jest stabilne i trzyma się kupy :-P Na podstawie tego mógłby powstać film :-D Rozdział jest genialny ;-)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się postawa Leny. Jest Bardzo odważną osoba. Podziwiam ją. Ja na jej miejscu pewnie sralabym ze. strachu xD a tu proszę....
Robert.. Kurde .. Jaki macho ;-) Mam nadzieję, że wróci cały i zdrowy...
Niech oni wyladuja:-) Plose <3
Kochana... Jeżeli chodzi o swoje problemy. Masz rację. Piłkę zostaw mężczyznom. Oni się bardziej do tego nadają xD.. Tym się pocieszaj ;-) Te wizyty to też... Ja pamiętam jaki miałam problem z zapisem do neurologa. Za drobną opłata( wiadomo o co chodzi) przyjeliby mnie miesiąc wcześniej :-\
Nie przejmuj się. Mam nadzieję, że twój ortopeda zdziala cuda :-*
KC! Buziaki Maja:-* <3
Jej, dziękuję!! A ja myślałam, że nic się nie trzyma ani ładu, ani składu, haha! :)
UsuńDziękuję bardzo za wszystko!! ♥
Tak scena z samolotu jest z jakiegoś filmu, który ostatni oglądałam, ale nie pamiętam jak on się nazywał. Nawet dialogi są takie same :0
OdpowiedzUsuńTak, prawda, wzorowałam się na jednym z jakichś filmów katastroficznych, który oglądałam ostatnimi czasy. Dodałam kilka swoich wątków. Buziaki ;*
UsuńJezu czytając ten rozdział po prostu miałam ciary! Boże ja normalnie się trzęsłam! Tak realistycznie to opisałaś że ja mogłam to sobie wszystko dokładnie wyobrazić. Wiem, że to może głupiw ale mam nadzieję że główni bohaterowie przeżyją albo chociaż jeden :/
OdpowiedzUsuńPowodzenia u ortopedy :) buziaki :*
P.S. Zarąbisty plecak! Gdzie kupiłaś?
Ojej, dziękuję bardzo kochana!! ♥
UsuńPlecak zakupiony na allegro.pl :)
Aaa, co za mrożący krew w żyłach rozdział ! :D Cały czas miałam ciarki na rękach ! :D Tak trzymałaś mnie w napięciu że wow : D i wszystko tak szczegółowo i świetnie napisane, z każdym, najmniejszym szczegółem, uwielbiam, po prostu uwielbiam! Mam nadzieję, że Robertowi nic się nie stanie, nie spodziewałam się, że pokaże taką odwagę ! ;D Oby nie przepłacił tego ani zdrowiem ani życiem ! I o jezu, nie mogą się rozbić, nigdy, nigdy, muszą przeżyć bo co ja bym czytała... Dodawaj szybko coś nowego, bo nie zniosę dłuższej niepewności ! No kocham, kocham ! : D I życzę powodzenia u ortopedy, mam nadzieję, że jakoś pomoże i z kolonami będzie ok, inna opcja nie wchodzi w grę nawet, także głowa do góry ! :) Trzymam mocno kciukole ! Nie ma jak Polska służba zdrowia, że tyle czekać trzeba, brr : / Pozdrawiam ciepło :*
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję bardzo!! Nie spodziewałam się, że aż tak to wszystko zostanie odebrane! Dziękuję raz jeszcze ♥
UsuńJejku.. Aż łzy w oczach mam. Mam na dzieję, że wszystko będzie z nimi w porządku i nie rozbiją się! Oby Robertowi się nic tam nie stało i wróci cały! Tak jak Ci już pisałam nawet nie czytając, że rozdział jest boski to nie pomyliłam się! I nie pisz, że tak nie jest. Masz na prawdę do tego talent! Nie dopuszczam do siebie myśli, że te opowiadanie się kiedyś skończy... Przynajmniej mam nadzieję, że będzie nowe! Pamiętaj, że zawsze będę trzymać za Ciebie kciuki! Trzymaj się kochana, buziaczki! ;**
OdpowiedzUsuńP.S.. Boski ten plecak! <3
Dziękuję bardzo!! ♥
UsuńNa pewno będzie nowe opowiadanie! Na sto procent! Ja już jestem od tego uzależniona!!
Raz jeszcze dziękuję!
Mam szklanki w oczach :(
OdpowiedzUsuńOby nie umarli..
Może ich jakimś cudem uratujesz xd
Czekam na kolejny! :)
Wspaniały plecak, moja siostra ma podobny :D
Dziękuję bardzo!! ♥
UsuńJejku, niech on wróci! Niech przeżyją, niech wszystko będzie w jaki najlepszym porządku!
OdpowiedzUsuńCo do dodawania rozdziałów, to mam nadzieję, że będą dodawane w weekendy, no i czekam na następny, a plecak cudowny ( można wiedzieć, gdzie kupiłaś?:)) ! ♥
Dziękuję bardzo!! Plecak zakupiony na allegro.pl :)
UsuńPo pierwsze to dziękuje za komentarz u mnie!;**
OdpowiedzUsuńNadrobiłam Twój blog:)
Jest świetny<33
Biedny Robert:(
Czekam na nn:)
Buziaki:**
http://pamietnikzdortmundu.blogspot.com/
Dziękuję bardzo!! ♥
UsuńBożee ...ciaary mnie przeszły ;(
OdpowiedzUsuńBoski rozdział <3
Masz genialny plecak ;**
Zapraszam do mnie http://wakacjemogazmienic.blogspot.com/
Pozdrawiam ;**
Dziękuję bardzo! ♥
Usuńkiedy nowy nowy rozdzial?
OdpowiedzUsuńSobota, popołudnie :)
UsuńPrzepraszam kochanie za tak długą nieobecność :c niestety szkoła daje w kość i nie mam czasu na pisanie, a co dopiero komentowanie u innych...
OdpowiedzUsuńDo rzeczy... Rozdział jest niesamowity! Boże! Mam łzy w oczach! Nienawidzę latać samolotami, boję się, więc wiem co musiała przeżywać Lena, mając kłopoty na wyciągnięcie ręki! Mam nadzieję, że nikomu nic się nie stanie i wszyscy bez szwanku, szczęśliwie wylądują w Kiszyniowie! Proszę! Nie załamuj mnie! Muszą żyć! ;<<
Robert okazał się być bardzo bohaterski i odważny, narażając własne życie dla dobra innych! Jestem pewna, że sobie poradzi. Boję się tylko o jedno... Że nam go nie zwrócisz! To byloby najgorsze! Przepraszam, że snuję takie czarne scenairusze, ale tego typu problemu podczas podróży nasuwają mi na myśl jednoznaczny skutek ;( Ale możesz być z siebie dumna, bo tylko szczegóły pozwalają mi na wizualizację przypadku! Jestes geniuszem! :**
Mam nadzieję, że w kolejnym odcinku wszystko się wyjaśni! <3
Co do piłki, szkoda, że nie poszłaś. Ale najwidoczniej nie czułaś się wystarczająco pewnie. Nie warto chodzić gdzieś, gdzie będziesz się źle czuła. Lepiej odpuścić i zając się czymś innym :) Nic na siłę.
Życzę też powodzenia u ortopedy, mam nadzieję, że ten problem opuści twoje kolanko :))
Pozdrawiam ciebie bardzo gorąco i wyczekuję nastąpnych wpisów!
Buziaki skarbie i dziękuję za cudny komentarz u siebie! Kochana jesteś! <333
~ Sognante <333
borussia-champions.blogspot.com
Dziękuję bardzo, za te wszystkie miłe słowa!! Czytałam Twój komentarz w szkole i, aż łezka się w oku zakręciła!!
UsuńDziękuję bardzo za wszystko kochana!! ♥