-Lenuś!!-zaśmiał się i mocno przytulił do siebie.
-Marco!-uśmiechnęła się kiedy ten puścił ją na chwile z uścisku, tylko po to, by zaraz pocałować ją w policzek.
-Hgggh-odrząknął Lewandowski, który jakimś cudem znalazł się za dwójką przyjaciół. Reus odsunął się wtedy od narzeczonej jego przyjaciela, pozwalając mu złożyć na ustach Leny namiętny pocałunek. Tak, tęsknił za tym. Nie tylko on, ale i ona. Oboje tęsknili za sobą. Za swoją obecnością, za tym, że są dla siebie, że żyją dla siebie. W końcu mogli się poczuć, dotknąć. Nie wyobrażali sobie życia bez siebie. Lewego nie było raptem niecały tydzień, a oboje czuli jakby ich rozłąka trwała wieki! Dosłownie!
Kiedy tylko Robert wyjął walizkę z bagażnika nie odstępował swojej partnerki nawet na krok. Chciała przywitać się z resztą chłopaków, ale musiała najpierw mieć pozwolenie od lekko podchmielonego Lewandowskiego. Ku jej uciesze, Lewy nie stawiał jakiś specjalnych sprzeciwów. W końcu nie musiał. To jego przyjaciele, a Lena jest jego narzeczoną i chyba się tylko z nią droczył. Nawet nie chyba a na pewno. W każdym razie. Patrzył z uśmiechem na ucieszoną od ucha do ucha brunetką, która podbiegała do każdego piłkarza i witała go bardzo serdecznie. Czasem bywał zazdrosny, że ona woli Borussię od niego. Tak, to dziwne, ale często miał takie odczucie. Jednak, kiedy ona jest szczęśliwa, on też jest. Więc, nie ma co tu więcej gadać.
-Ej mamo!-z tłumu ponownie wyłonił się wysoki blondyn, które swoje słowa zwrócił do dwudziestojednolatki.
-Słucham Cię... synku...-dodała po chwili i zaśmiała się cicho pod nosem.
-Nie śmiej się, ja tu na poważnie się staram z Tobą porozmawiać!-ciągnął-Słuchaj mamusiu, bo wiesz.... My tam se troszeczkę z chłopakami zabalowaliśmy w tym autobusie, i!-wskazał palcem na ucieszonego Lewandowskiego, stojącego za jej plecami-I nie myśl, że Robcio to taki grzeczniutki jest! Dobrze, że nie powiem Ci, że jak wypił to opowiadał jak pięknie wyglądasz w koronkowej bieliźnie...-zamyślił się przez chwilę po czym kiedy zobaczył jej minę postanowił kontynuować-No i wracając do tematu. Podwiozłabyś mnie? Nie chcę się tłuc taksówkami, z resztą sama powiedziałaś " Kto wie co tym taksówkarzom teraz po głowie chodzi..." czy jakoś tak...
-Skąd Ty?-przerwała mu młoda Polka
-A no widzisz, słyszałem!
-Dobra, wsiadaj do samochodu!-ponagliła go kiedy uznała, że robi jej się coraz zimniej mimo, że miała na sobie naprawdę ciepłą parkę.
-Siedzę z przodu!-krzyknął polski napastnik i szturchnął swojego przyjaciela w ramię.
Droga do domu zajęłaby im jakieś 15 minut. Lewandowski i Gilbert mieszkali w przytulnej dzielnicy w południowym Dortmundzie, gdzie stąd szybko można było dostać się na Signal Iduna Park. Jednak te 15 minut jazdy przedłużyło się do prawie 50 minutowej podróży. Dlaczego? A no dlatego, że ten jakże uroczy blondyn, który siedział wygodnie na tylnym siedzeniu zapomniał, że na czas jego nieobecności przekazał klucze do swojego luksusowego mieszkania dla swojej mamy i przypomniało mu się to dopiero kiedy Lena zajechała pod apartamentowiec Reusa. Na całe szczęście nie odjechała od razu po tym jak blondyn wyszedł z auta, a cierpliwie czekała, aż zaszyje się w ciemnościach panujących w mieszkaniu. Miała tak z natury. Jak za kogoś odpowiadała to zawsze wolała wiedzieć, że ta osoba jest bezpieczna i Lena nie musi sie bać, że będzie miała kogoś na sumieniu. Dlatego też kiedy Marco ponownie wsiadł do samochodu, mówiąc o wszystkim swoim przyjaciołom, brunetka stwierdziła, że nie będzie teraz jechała, aż do Dusseldorfu (rodzice pomocnika Borussii Dortmund przeprowadzili się tam jakiś czas temu) tylko po to by Marco mógł odebrać klucze od swojej rodzicielki. Wszak, trasa Dortmund-Dusseldorf nie była jakąś niezmiernie długą trasą. Lena ma podobno jakąś ciocię właśnie w tym mieście, ale nic o niej nie wie, bo rodzice wspomnieli jej o tym kiedy ona była w liceum, więc to już jakiś czas temu. Wjechała do garażu i pozostawiła chłopaków samych, jedynie rzucając im klucze do samochodu z prośbą, by kiedy uporają się z bagażami, zamknęli auto,a ona idzie otworzyć drzwi do domu. Tak też zrobiła. Po chwili już zdejmowała swoje odzienie i delikatnie stąpała swoimi drobnymi stopkami po ciepłych panelach. Po chwili dołączył już do niej, jej lekko podchmielony narzeczony, który jest tak wielką fajtłapą, że nie potrafi nawet rozpiąć swojej jesiennej kurtki. Dziewczyna podeszła do niego i ze śmiechem próbowała uporać się z zaciętym zamkiem.
-Dajesz radę?-Robert zaśmiał się i przeleciał ją wzrokiem.
-Jasne, że tak, czy ja wyglądam na niedorajdę życiową?-uśmiechnęła się do niego, kiedy po raz kolejny szarpnęła za uciążliwy zamek.
-Pociągnij mocniej
-Nie, bo rozwalę Ci kurtkę!
-O Jezu, dobra!-zaśmiał się i zdjął jej dłonie z zamka, po czym uniósł swoje ręce i zdjął swoje odzienie 'przez głowę'.-I widzisz! Koniec problemu! Lewy potrafi, a teraz nagroda za to, że próbowałaś.-podszedł bliżej i objąwszy delikatnie jej talię obdarował ją ciepłym pocałunkiem. Akurat tę jakże romantyczną chwilę przerwał ich kochany przyjaciel, który z impetem wmaszerował do domu Lewandowskiego i kiedy tylko zobaczył całującą się parę założył ręce na swojej klatce piersiowej, po to by zaraz pomachać nimi w górze, przypominając o swojej obecności.
-HALO, JA TU JESTEM!
-Naprawdę? Nie widzę...-Lena przerwała swoje pocałunki z Robertem i przechodząc obok blondyna udawała, że go nie widzi, co bardzo podirytowało dwudziestotrzyletniego chłopaka. Ten spojrzał tylko na rozbawionego przyjaciela i przewrócił na jego widok oczami.
Robert udał się już na górę by położyć się spać. Był nieco zmęczony wszystkimi treningami, meczem i podróżą. W końcu z Freiburga do Dortmundu jest prawie 500 km, a jego akurat takie podróże często męczyły. Dlatego właśnie udał się do swojej sypialni by udać się do krainy Morfeusza, nie zważając na to, że na dole jego ukochana musi uporać się z Marco, który był dość nieźle upity, a co za tym idzie-nieźle wybredny i niesamodzielny. Gdy opuszczał kuchnię blondyn marudził jak bardzo jest głodny i, że jeśli mu nie dadzą jeść to nie pozwoli im w nocy zasnąć. Dlatego też Robert poszedł na łatwiznę i zostawił z tym samą Lenę, która jakoś specjalnie zła na niego nie była. Rozumiała go. Zmęczenie wzięło górę, po za tym. On wytrzymał z Marco cały czas kiedy byli razem w stolicy Schwarzwaldu, dlatego zdecydowała się przejąć pałeczkę i wręcz wypędziła swojego narzeczonego do sypialni, by się położył. A ona została na dole, stojąc właśnie przy blacie kuchennym, przygotowując kanapki dla Reusa, który nawet nie ruszył się z miejsca tylko siedział przy stole obserwując brunetkę i jej dokonania.
-Lenuś, zrób mi kawusi, bardzo proszę.
-Och, na pewno! Żebyś potem nie spał całą noc? Zapomnij!
-No proooooooszę....-ciągnął
-Nie Marco! Mogę Ci nalać soku pomarańczowego albo wody, bo nie mam nic innego.
-Niech będzie ten sok, tylko mnie nie otruj.-odparł naburmuszony i zapomniał o swoim 'fochu' na Lenę, kiedy ta podstawiła mu pod nos talerz pysznych kanapek z serem, sałatą, papryką, ogórkiem i jakąś szynką. Do tego podała mu jeszcze wysoką szklankę, wypełnioną do połowy pomarańczowym sokiem i kiedy piłkarz rozpoczął konsumpcję, jego przyjaciółka zasiadła tuż obok niego, wpatrując się jak mężczyzna zajada się przygotowanymi przez nią kanapkami.
-Jak zjesz to możesz przyjść do salonu, a ja idę Ci posłać-uśmiechnęła się w jego stronę i wyszła z pomieszczenia, kierując się do dziennego pokoju. Rozłożyła kanapę i wyjęła z jej wnętrza dużą poduszkę, pojedynczą kołdrę i prześcieradło, po czym rozłożyła wszystko na sofie i spokojnie czekała na Marco, nie wiedząc, że ten przygląda się jej od jakiegoś czasu. Kiedy spostrzegła się, że blondyn stoi oparty o ścianę uśmiechnęła się w jego stronę i zaprosiła do siebie gestem ręki.
-Musisz trochę odsunąć sobie ten stolik żebyś przypadkiem nie zarył w niego tym swoim łbem.
-Ale, jakże pieknym łbem!-dodał i przeczesał palcami swoje jasne włosy, po czym dokonał tego o co... w sumie nie poprosiła-powiedziała, ale miała na uwadze jego bezpieczeństwo. Odsunął drewniany stolik i gotowy już był wskoczyć pod pierzynę.
-Ej, ej! Czekaj! A co Ty myślisz, że prysznic sam się weźmie? Wora do łazienki!
-No nie....-narzekał i niemrawo, ale wstał z miejsca i powędrował za Leną, która zaprowadziła go do łazienki na parterze.
-Dobra, to tu masz prysznic, tam masz szampon, żel, mydło i co tylko potrzebujesz, tylko nie pomyl się i nie użyj mojego szamponu z werbeną... Wiesz jaki on jest cudowny? Nie chciałabym rano obudzić się i go nie mieć, a jest już tam sama resztka, muszę go dokupić... No w każdym razie! Ja idę po jakieś pidżamy Roberta i Ci coś przyniosę. Tylko się nie zabij, proszę!-dodała i zniknęła za drzwiami przestronnej łazienki, pozostawiając chłopaka samego sobie...
-Dla Ciebie wszystko....-szepnął sam do siebie, a jego słowa odbiły się od łazienkowych kafelek i wróciły do niego niczym echo...
Weszła do sypialni i zastała tam słodko śpiącego narzeczonego. Od razu podeszła do dużej szafy wbudowanej w jedną ze ścian i kiedy ją otworzyła od razu znalazła to czego tak naprawdę szukała. Wyjęła jedną z lepszych pidżam Roberta i odwróciła się na pięcie. Chciała już wyjść ale zatrzymała się przed samym wyjściem i obejrzała się do tyłu spoglądając niewinnie na swojego ukochanego. Leżał. Oddychał, spał... Tak spokojnie. Uśmiechnęła się na ten widok i odwróciwszy się z powrotem, opuściła sypialnię i zeszła ponownie po schodach w dół. Zajrzała jeszcze do kuchni gdzie nalała sobie szklanki wody, którą od razu opróżniła i udała się do Marco.
Stanęła pod drzwiami łazienki i po chwili zapukała leciutko w nie. Kiedy dosłyszała z wnętrza cichutkie "proszę" chwyciła za metalową klamkę i przekroczyła próg pomieszczenia, w którym zastała Reusa w samym ręczniku. Orientacyjnie odwróciła się zasłaniając sobie prawą ręką oczy.
-Marco!-zaśmiała się kiedy doszło do niej, że właśnie widziała swojego przyjaciela bez jakiegokolwiek ubrania.
-O jejciu, daj spokój! Przecież to tak jakbym miał.... krótkie spodenki.-porównał i podszedł do brunetki, którą złapał za ramiona i odwrócił w swoją stronę. Dziewczyna nadal zasłaniała swoje oczy, więc chłopak złapał za jej dłoń i odsunął ją tak by móc spojrzeć w jej oczy. Patrzył przez pewien czas jak jej usta się śmieją, jak ona cała się śmieje. Jak się uśmiecha, a w oczach widział szczęście. Nie potrafił się powstrzymać. Złapał delikatnie jej twarz i subtelnie przejechał palcem po jej bladym policzku. Spoważniała. Przybliżył się do niej i spojrzał jej głęboko, głęboko w oczy... Znowu. Nie mógł przestać. Musiał to zrobić. Chciał to zrobić. Pochylił się nad nią i w końcu delikatnie musnął jej usta. Ona totalnie zaskoczona nie zareagowała. A może, nie chciała zareagować? Pozwoliła mu by ten ją pocałował. Kiedy blondyn dosłownie na milimetry odsunął swoją twarz od jej twarzy, Lena przełknęła ślinę i lekko zmrużyła oczy. Ich czoła stykały się ze sobą. Położyła swoje dłonie na jego nadgarstkach, które były tak blisko jej twarzy...-Nigdy nie przestałem Cię kochać....-dodał cicho, ale na tyle że brunetka mogła go spokojnie usłyszeć. Po tych słowach po jej policzku spłynęły zimne łzy. Marco otarł jej policzki i chciał ponownie spojrzeć w jej piękne oczy, ale ta odwróciła się w drugą stronę, po czym bez słowa wyszła z łazienki znów go zostawiając. Znów zostawiła go samego.... Ale co miała zrobić? Gdyby znowu spojrzała mu w oczy... Znów by pozwoliła mu się pocałować? Ale czy przeszkadzało jej to co przed chwilą oboje zrobili? Nie wie... Bardzo szybko znalazła się w drugiej łazience na piętrze, tuż nad tą na dole. Kiedy tylko zamknęła drzwi osunęła się powoli na podłogę i schowała swoją twarz w dłoniach. Odgarnęła włosy i spojrzała przed siebie. Nie przestała płakać.. Nie potrafiła. Ale co? To znaczy, że coś do niego czuje?
A tymczasem na dole Reus po tym kiedy tylko doszło do niego, że narzeczona jego przyjaciela zostawiła go samego, podszedł do lustra i spojrzał w nie. Był na siebie tak cholernie zły. Nagle lekko wytrzeźwiał. Ale czemu on ją pocałował? Przecież obiecał sobie, że nigdy tego nie zrobi. Że nie pozwoli sobie wejść z butami w życie młodej Gilbert i Lewandowskiego. Walnął pięścią w blat łazienkowej szafki i po chwili strącił wszystkie kosmetyki, które na niej stały na podłogę.
-Głupi, głupi, głupi dureń!-gryzł się w język i starał nie krzyczeć, ale łez nie potrafił powstrzymać. Kochał ją? Tak, i to szaleńczo. Nigdy nie przestał, nawet kiedy przystał na przyjaźń... Kochał ją od początku. Nie potrafi zakochać się w żadnej innej, bo na każdą patrzy przez pryzmat Leny. Bo żadna nie potrafi być taka jak ona, bo żadna nawet nie dorównywała jej w minimalnym stopniu. Ale po co to wszystko, skoro ona czuje coś do kogoś innego?
Kochał ją? Tak, i to szaleńczo...
____________________-
HAPPY NEW YEAR!!!
No więc mamy dziś dokładnie 31 grudzień, kochane! Co prawda, ja za sylwestrem nie przepadam i go w tym roku nie obchodzę, tylko siedzę w domu, ale życzę Wam kochane, wszystkiego co dobre! Aby ten nadchodzący rok był lepszy niż ten i abyście nigdy nie były smutne, ani samotne, bo jesteście najlepszymi osobami jakie mam i wszystkie z was zasługujecie na szczęście! Chciałabym was uściskać, ale nie mogę, więc pozostaje mi tylko wirtualny hug! WSZYSTKIEGO DOBREGO♥
Jeśli chodzi o to, że rozdział dopiero teraz, to przyczyna jak zwykle.... Krucho z czasem. Zaczęłam rehabilitacje i codziennie muszę ćwiczyć, trzy razy w tygodniu pod nadzorem rehabilitanta-fizjoterapeuty i jakoś daję radę, choć efektów na razie nie ma, ale jestem dobrej myśli!
Co do odchodzącego Robcia? Cóż, ja tam nie usłyszałam od niego, że odchodzi, więc cały czas trzymam się myśli, że zostanie, bądź przejdzie gdziekolwiek byleby nie do Bayernu!
Końcówka? Mam nadzieje, że was zaskoczyłam, choć czytając ostatnie komentarze widziałam, ze niektóre z was już się domyślały, że między Marco a Leną, coś trochę za 'cicho' ;)
Jeśli chodzi o komentowanie? Już się za to zabieram! Jestem ze wszystkim na bieżąco, bo czytam wasze rozdziały w szkole, na telefonie, bądź wieczorami. Tylko brakuje czasu na komentowanie, a ja lubię się trochę rozpisać i wolę napisać coś konkretnego a nie tylko "Super rozdział!". Więc na spokojnie i zaraz zaczynam komentowanie! :)
BUZIAKI MOJE KOCHANE♥