wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 36

Uśmiechnęła się kiedy tylko zauważyła, że wielki klubowy autobus zajeżdża na parking pod stadionem Borussii. Wysiadła z samochodu i czekała, aż zawodnicy zaczną wysiadać z pojazdu. Pierwszy pobiegł do niej Marco. Tak, wysoki blondyn rzucił się jej na szyję i Lena od razu poczuła od niego alkohol. Hmm, mogła się domyśleć, że po wygranej chłopaki nie będą mieli zamiaru czekać, aż wrócą do Dortmundu i przejdą się do jakiegoś klubu, dlatego zaczęli swoją pomeczową fiestę już podczas powrotu do swojego miasta.
-Lenuś!!-zaśmiał się i mocno przytulił do siebie.
-Marco!-uśmiechnęła się kiedy ten puścił ją na chwile z uścisku, tylko po to, by zaraz pocałować ją w policzek.
-Hgggh-odrząknął Lewandowski, który jakimś cudem znalazł się za dwójką przyjaciół. Reus odsunął się wtedy od narzeczonej jego przyjaciela, pozwalając mu złożyć na ustach Leny namiętny pocałunek. Tak, tęsknił za tym. Nie tylko on, ale i ona. Oboje tęsknili za sobą. Za swoją obecnością, za tym, że są dla siebie, że żyją dla siebie.  W końcu mogli się poczuć, dotknąć. Nie wyobrażali sobie życia bez siebie. Lewego nie było raptem niecały tydzień, a oboje czuli jakby ich rozłąka trwała wieki! Dosłownie!
Kiedy tylko Robert wyjął walizkę z bagażnika nie odstępował swojej partnerki nawet na krok. Chciała przywitać się z resztą chłopaków, ale musiała najpierw mieć pozwolenie od lekko podchmielonego Lewandowskiego.  Ku jej uciesze, Lewy nie stawiał jakiś specjalnych sprzeciwów. W końcu nie musiał. To jego przyjaciele, a Lena jest jego narzeczoną i chyba się tylko z nią droczył. Nawet nie chyba a na pewno. W każdym razie. Patrzył z uśmiechem na ucieszoną od ucha do ucha brunetką, która podbiegała do każdego piłkarza i witała go bardzo serdecznie. Czasem bywał zazdrosny, że ona woli Borussię od niego. Tak, to dziwne, ale często miał takie odczucie. Jednak, kiedy ona jest szczęśliwa, on też jest. Więc, nie ma co tu więcej gadać.
-Ej mamo!-z tłumu ponownie wyłonił się wysoki blondyn, które swoje słowa zwrócił do dwudziestojednolatki.
-Słucham Cię... synku...-dodała po chwili i zaśmiała się cicho pod nosem.
-Nie śmiej się, ja tu na poważnie się staram z Tobą porozmawiać!-ciągnął-Słuchaj mamusiu, bo wiesz.... My tam se troszeczkę z chłopakami zabalowaliśmy w tym autobusie, i!-wskazał palcem na ucieszonego Lewandowskiego, stojącego za jej plecami-I nie myśl, że Robcio to taki grzeczniutki jest! Dobrze, że nie powiem Ci, że jak wypił to opowiadał jak pięknie wyglądasz w koronkowej bieliźnie...-zamyślił się przez chwilę po czym kiedy zobaczył jej minę postanowił kontynuować-No i wracając do tematu. Podwiozłabyś mnie? Nie chcę się tłuc taksówkami, z resztą sama powiedziałaś " Kto wie co tym taksówkarzom teraz po głowie chodzi..." czy jakoś tak...
-Skąd Ty?-przerwała mu młoda Polka
-A no widzisz, słyszałem!
-Dobra, wsiadaj do samochodu!-ponagliła go kiedy uznała, że robi jej się coraz zimniej mimo, że miała na sobie naprawdę ciepłą parkę.
-Siedzę z przodu!-krzyknął polski napastnik i szturchnął swojego przyjaciela w ramię.


   Droga do domu zajęłaby im jakieś 15 minut. Lewandowski i Gilbert mieszkali w przytulnej dzielnicy w południowym Dortmundzie, gdzie stąd szybko można było dostać się na Signal Iduna Park. Jednak te 15 minut jazdy przedłużyło się do prawie 50 minutowej podróży. Dlaczego? A no dlatego, że ten jakże uroczy blondyn, który siedział wygodnie na tylnym siedzeniu zapomniał, że na czas jego nieobecności przekazał klucze do swojego luksusowego mieszkania dla swojej mamy i przypomniało mu się to dopiero kiedy Lena zajechała pod apartamentowiec  Reusa. Na całe szczęście nie odjechała od razu po tym jak blondyn wyszedł z auta, a cierpliwie czekała, aż zaszyje się w ciemnościach panujących w mieszkaniu. Miała tak z natury. Jak za kogoś odpowiadała to zawsze wolała wiedzieć, że ta osoba jest bezpieczna i Lena nie musi sie bać, że będzie miała kogoś na sumieniu. Dlatego też kiedy Marco ponownie wsiadł do samochodu, mówiąc o wszystkim swoim przyjaciołom, brunetka stwierdziła, że nie będzie teraz jechała, aż do Dusseldorfu (rodzice pomocnika Borussii Dortmund przeprowadzili się tam jakiś czas temu) tylko po to by Marco mógł odebrać klucze od swojej rodzicielki. Wszak, trasa Dortmund-Dusseldorf nie była jakąś niezmiernie długą trasą. Lena ma podobno jakąś ciocię właśnie w tym mieście, ale nic o niej nie wie, bo rodzice wspomnieli jej o tym kiedy ona była w liceum, więc to już jakiś czas temu. Wjechała do garażu i pozostawiła chłopaków samych, jedynie rzucając im klucze do samochodu z prośbą, by kiedy uporają się z bagażami, zamknęli auto,a ona idzie otworzyć drzwi do domu. Tak też zrobiła. Po chwili już zdejmowała swoje odzienie i delikatnie stąpała swoimi drobnymi stopkami po ciepłych panelach. Po chwili dołączył już do niej, jej lekko podchmielony narzeczony, który jest tak wielką fajtłapą, że nie potrafi nawet rozpiąć swojej jesiennej kurtki. Dziewczyna podeszła do niego i ze śmiechem próbowała uporać się z zaciętym zamkiem.
-Dajesz radę?-Robert zaśmiał się i przeleciał ją wzrokiem.
-Jasne, że tak, czy ja wyglądam na niedorajdę życiową?-uśmiechnęła się do niego, kiedy po raz kolejny szarpnęła za uciążliwy zamek.
-Pociągnij mocniej
-Nie, bo rozwalę Ci kurtkę!
-O Jezu, dobra!-zaśmiał się i zdjął jej dłonie z zamka, po czym uniósł swoje ręce i zdjął swoje odzienie 'przez głowę'.-I widzisz! Koniec problemu! Lewy potrafi, a teraz nagroda za to, że próbowałaś.-podszedł bliżej i objąwszy delikatnie jej talię obdarował ją ciepłym pocałunkiem. Akurat tę jakże romantyczną chwilę przerwał ich kochany przyjaciel, który z impetem wmaszerował do domu Lewandowskiego i kiedy tylko zobaczył całującą się parę założył ręce na swojej klatce piersiowej, po to by zaraz pomachać nimi w górze, przypominając o swojej obecności.
-HALO, JA TU JESTEM!
-Naprawdę? Nie widzę...-Lena przerwała swoje pocałunki z Robertem i przechodząc obok blondyna udawała, że go nie widzi, co bardzo podirytowało dwudziestotrzyletniego chłopaka. Ten spojrzał tylko na rozbawionego przyjaciela i przewrócił na jego widok oczami.



    Robert udał się już na górę by położyć się spać. Był nieco zmęczony wszystkimi treningami, meczem i podróżą. W końcu z Freiburga do Dortmundu jest prawie 500 km, a jego akurat takie podróże często męczyły. Dlatego właśnie udał się do swojej sypialni by udać się do krainy Morfeusza, nie zważając na to, że na dole jego ukochana musi uporać się z Marco, który był dość nieźle upity, a co za tym idzie-nieźle wybredny i niesamodzielny. Gdy opuszczał kuchnię blondyn marudził jak bardzo jest głodny i, że jeśli mu nie dadzą jeść to nie pozwoli im w nocy zasnąć. Dlatego też Robert poszedł na łatwiznę i zostawił z tym samą Lenę, która jakoś specjalnie zła na niego nie była. Rozumiała go. Zmęczenie wzięło górę, po za tym. On wytrzymał z Marco cały czas kiedy byli razem w stolicy Schwarzwaldu, dlatego zdecydowała się przejąć pałeczkę i wręcz wypędziła swojego narzeczonego do sypialni, by się położył. A ona została na dole, stojąc właśnie przy blacie kuchennym, przygotowując kanapki dla Reusa, który nawet nie ruszył się z miejsca tylko siedział przy stole obserwując brunetkę i jej dokonania.
-Lenuś, zrób mi kawusi, bardzo proszę.
-Och, na pewno! Żebyś potem nie spał całą noc? Zapomnij!
-No proooooooszę....-ciągnął
-Nie Marco! Mogę Ci nalać soku pomarańczowego albo wody, bo nie mam nic innego.
-Niech będzie ten sok, tylko mnie nie otruj.-odparł naburmuszony i zapomniał o swoim 'fochu' na Lenę, kiedy ta podstawiła mu pod nos talerz pysznych kanapek z serem, sałatą, papryką, ogórkiem i jakąś szynką. Do tego podała mu jeszcze wysoką szklankę, wypełnioną do połowy pomarańczowym sokiem i kiedy piłkarz rozpoczął konsumpcję, jego przyjaciółka zasiadła tuż obok niego, wpatrując się jak mężczyzna zajada się przygotowanymi przez nią kanapkami.
-Jak zjesz to możesz przyjść do salonu, a ja idę Ci posłać-uśmiechnęła się w jego stronę i wyszła z pomieszczenia, kierując się do dziennego pokoju. Rozłożyła kanapę i wyjęła z jej wnętrza dużą poduszkę, pojedynczą kołdrę i prześcieradło, po czym rozłożyła wszystko na sofie i spokojnie czekała na Marco, nie wiedząc, że ten przygląda się jej od jakiegoś czasu. Kiedy spostrzegła się, że blondyn stoi oparty o ścianę uśmiechnęła się w jego stronę i zaprosiła do siebie gestem ręki.
-Musisz trochę odsunąć sobie ten stolik żebyś przypadkiem nie zarył w niego tym swoim łbem.
-Ale, jakże pieknym łbem!-dodał i przeczesał palcami swoje jasne włosy, po czym dokonał tego o co... w sumie nie poprosiła-powiedziała, ale miała na uwadze jego bezpieczeństwo. Odsunął drewniany stolik i gotowy już był wskoczyć pod pierzynę.
-Ej, ej! Czekaj! A co Ty myślisz, że prysznic sam się weźmie? Wora do łazienki!
-No nie....-narzekał i niemrawo, ale wstał z miejsca i powędrował za Leną, która zaprowadziła go do łazienki na parterze.
-Dobra, to tu masz prysznic, tam masz szampon, żel, mydło i co tylko potrzebujesz, tylko nie pomyl się i nie użyj mojego szamponu z werbeną... Wiesz jaki on jest cudowny? Nie chciałabym rano obudzić się i go nie mieć, a jest już tam sama resztka, muszę go dokupić... No w każdym razie! Ja idę po jakieś pidżamy Roberta i Ci coś przyniosę. Tylko się nie zabij, proszę!-dodała i zniknęła za drzwiami przestronnej łazienki, pozostawiając chłopaka samego sobie...
-Dla Ciebie wszystko....-szepnął sam do siebie, a jego słowa odbiły się od łazienkowych kafelek i wróciły do niego niczym echo... 


   Weszła do sypialni i zastała tam słodko śpiącego narzeczonego. Od razu podeszła do dużej szafy wbudowanej w jedną ze ścian i kiedy ją otworzyła od razu znalazła to czego tak naprawdę szukała. Wyjęła jedną z lepszych pidżam Roberta i odwróciła się na pięcie. Chciała już wyjść ale zatrzymała się przed samym wyjściem i obejrzała się do tyłu spoglądając niewinnie na swojego ukochanego. Leżał. Oddychał, spał... Tak spokojnie. Uśmiechnęła się na ten widok i odwróciwszy się z powrotem, opuściła sypialnię i zeszła ponownie po schodach w dół. Zajrzała jeszcze do kuchni gdzie nalała sobie szklanki wody, którą od razu opróżniła i udała się do Marco. 
   Stanęła pod drzwiami łazienki i po chwili zapukała leciutko w nie. Kiedy dosłyszała z wnętrza cichutkie "proszę" chwyciła za metalową klamkę i przekroczyła próg pomieszczenia, w którym zastała Reusa w samym ręczniku. Orientacyjnie odwróciła się zasłaniając sobie prawą ręką oczy.
-Marco!-zaśmiała się kiedy doszło do niej, że właśnie widziała swojego przyjaciela bez jakiegokolwiek ubrania. 
-O jejciu, daj spokój! Przecież to tak jakbym miał.... krótkie spodenki.-porównał i podszedł do brunetki, którą złapał za ramiona i odwrócił w swoją stronę. Dziewczyna nadal zasłaniała swoje oczy, więc chłopak złapał za jej dłoń i odsunął ją tak by móc spojrzeć w jej oczy. Patrzył przez pewien czas jak jej usta się śmieją, jak ona cała się śmieje. Jak się uśmiecha, a w oczach widział szczęście. Nie potrafił się powstrzymać. Złapał delikatnie jej twarz i subtelnie przejechał palcem po jej bladym policzku. Spoważniała. Przybliżył się do niej i spojrzał jej głęboko, głęboko w oczy... Znowu. Nie mógł przestać. Musiał to zrobić. Chciał to zrobić. Pochylił się nad nią i w końcu delikatnie musnął jej usta. Ona totalnie zaskoczona nie zareagowała. A może, nie chciała zareagować? Pozwoliła mu by ten ją pocałował. Kiedy blondyn dosłownie na milimetry odsunął swoją twarz od jej twarzy, Lena przełknęła ślinę i lekko zmrużyła oczy. Ich czoła stykały się ze sobą. Położyła swoje dłonie na jego nadgarstkach, które były tak blisko jej twarzy...-Nigdy nie przestałem Cię kochać....-dodał cicho, ale na tyle że brunetka mogła go spokojnie usłyszeć. Po tych słowach po jej policzku spłynęły zimne łzy. Marco otarł jej policzki i chciał ponownie spojrzeć w jej piękne oczy, ale ta odwróciła się w drugą stronę, po czym bez słowa wyszła z łazienki znów go zostawiając. Znów zostawiła go samego.... Ale co miała zrobić? Gdyby znowu spojrzała mu w oczy... Znów by pozwoliła mu się pocałować? Ale czy przeszkadzało jej to co przed chwilą oboje zrobili? Nie wie... Bardzo szybko znalazła się w drugiej łazience na piętrze, tuż nad tą na dole. Kiedy tylko zamknęła drzwi osunęła się powoli na podłogę i schowała swoją twarz w dłoniach. Odgarnęła włosy i spojrzała przed siebie. Nie przestała płakać.. Nie potrafiła. Ale co? To znaczy, że coś do niego czuje? 
A tymczasem na dole Reus po tym kiedy tylko doszło do niego, że narzeczona jego przyjaciela zostawiła go samego, podszedł do lustra i spojrzał w nie. Był na siebie tak cholernie zły. Nagle lekko wytrzeźwiał. Ale czemu on ją pocałował? Przecież obiecał sobie, że nigdy tego nie zrobi. Że nie pozwoli sobie wejść z butami w życie młodej Gilbert i Lewandowskiego. Walnął pięścią w blat łazienkowej szafki i po chwili strącił wszystkie kosmetyki, które na niej stały na podłogę.
-Głupi, głupi, głupi dureń!-gryzł się w język i starał nie krzyczeć, ale łez nie potrafił powstrzymać. Kochał ją? Tak, i to szaleńczo. Nigdy nie przestał, nawet kiedy przystał na przyjaźń... Kochał ją od początku. Nie potrafi zakochać się w żadnej innej, bo na każdą patrzy przez pryzmat Leny. Bo żadna nie potrafi być taka jak ona, bo żadna nawet nie dorównywała jej w minimalnym stopniu. Ale po co to wszystko, skoro ona czuje coś do kogoś innego? 
Kochał ją? Tak, i to szaleńczo... 


____________________-
HAPPY NEW YEAR!!! 
No więc mamy dziś dokładnie 31 grudzień, kochane! Co prawda, ja za sylwestrem nie przepadam i go w tym roku nie obchodzę, tylko siedzę w domu, ale życzę Wam kochane, wszystkiego co dobre! Aby ten nadchodzący rok był lepszy niż ten i abyście nigdy nie były smutne, ani samotne, bo jesteście najlepszymi osobami jakie mam i wszystkie z was zasługujecie na szczęście! Chciałabym was uściskać, ale nie mogę, więc pozostaje mi tylko wirtualny hug! WSZYSTKIEGO DOBREGO♥ 

Jeśli chodzi o to, że rozdział dopiero teraz, to przyczyna jak zwykle.... Krucho z czasem. Zaczęłam rehabilitacje i codziennie muszę ćwiczyć, trzy razy w tygodniu pod nadzorem rehabilitanta-fizjoterapeuty i jakoś daję radę, choć efektów na razie nie ma, ale jestem dobrej myśli! 

Co do odchodzącego Robcia? Cóż, ja tam nie usłyszałam od niego, że odchodzi, więc cały czas trzymam się myśli, że zostanie, bądź przejdzie gdziekolwiek byleby nie do Bayernu! 

Końcówka? Mam nadzieje, że was zaskoczyłam, choć czytając ostatnie komentarze widziałam, ze niektóre z was już się domyślały, że między Marco a Leną, coś trochę za 'cicho' ;) 

Jeśli chodzi o komentowanie? Już się za to zabieram! Jestem ze wszystkim na bieżąco, bo czytam wasze rozdziały w szkole, na telefonie, bądź wieczorami. Tylko brakuje czasu na komentowanie, a ja lubię się trochę rozpisać i wolę napisać coś konkretnego a nie tylko "Super rozdział!". Więc na spokojnie i zaraz zaczynam komentowanie! :) 

BUZIAKI MOJE KOCHANE♥ 

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 35

 Narracja trzecioosobowa

Przepłniało ją niesamowite szczęście. Czuła się tak błogo jak jeszcze nigdy w swoim dość krótkim, bo zaledwie dwudziestojedno letnim życiu. Uśmiechnięta od ucha do ucha przechadzała się po tłocznych ulicach Dortmundu, gdzie czuła się jak ryba w wodzie. Pamiętała, że kiedy tu przyjeżdżała czuła się obco, chciała wracać na ojczyznę. Wiadomo, że język niemiecki to główna bariera porozumiewania się z tutejszymi ludźmi. Jednak wieloletnia nauka niemieckiego w podstawówce, gimnazjum i liceum opłaciła się i opanowanie mowy niemieckiej nie zabrało jej dużo czasu. Z resztą życie przy kimś takim jak Robert Lewandowski to dodatkowe plusy. Bardzo chętnie udzielał jej 'prywatnych lekcji' kiedy tylko tego potrzebowała. Dziś, nie może zrozumieć jakim cudem mogła odrzucać to co do niego czuła i wręcz nie może pojąć tego, że przez jakiś okres czasu wmawiała sobie, że to tylko przyjaźń i nic więcej z ich znajomości nie wyniknie. Dziś nie wyobraża sobie bez niego życia. Robert od kilku dni jest we Freiburgu gdzie ćwiczy z drużyną i przygotowuje się na następny mecz ligowy, a jego narzeczona dumnie rozpoczęła praktyki w jednym z dortmundzkich brukowców. Tak, warto dodać, że pod nieobecność swojego ukochanego zdążyła już poznać nową znajomą, rozbić jeden z ulubionych samochodów Roberta i podać się za jakąś dziewczynę byleby tylko uniknąć dodatkowych spotkań z przystojnym mężczyzną, który był właścicielem auta, w którego Lena niefortunnie uderzyła. Na szczęście już zapomniała o całym zdarzeniu. Jest zbyt zajęta by myśleć o tak na pozór ważnej, ale w  porównaniu z jej innymi 'problemami', błahej rzeczy. Musi pędzić na spotkanie z dyrektorem pobliskiego teatru, przeprowadzić z nim obszerny wywiad, gdyż właśnie Teatr Narodowy w Dortmundzie obchodzi za tydzień swoje półwiecze. Ponadto jeszcze dziś musi złożyć zebrane materiały do swojego tymczasowego biura i do godziny 19 napisać z Caroline przyzwoity artykuł i zanieść go do prezesa Wincklera. Stary biznesmen jest tak w kółko zabiegany, że Gilbert nie miała jeszcze nawet szansy zobaczyć go na własne oczy. Słyszała tylko jaki o on jest, a nie jest od swojej rozgadanej 'współpracowniczki'. Chcąc nie chcąc musi, a właściwie to obie z Care muszą przyłożyć się do swojego zadania, gdyż młoda dziennikarka dziś właśnie zostanie poddana surowej próbie. To jej 'być a nie być' KIMŚ w tej firmie. Nie można ukryć, że zależy jej by praca ich autorstwa, która opublikowana zostanie w przyszłym tygodniu, budziła zachwyt nie tylko w oczach Wincklera ale przede wszystkim by zaciekawiła czytelników. Nie liczy na wielki sukces, ale trzyma kciuki za to by jej lenistwo nie przezywciężyło pracowitości, którą w sobie ma. 

   Jak torpeda wysiadła z windy na ósmym piętrze i gdy tylko przewinęła się przez tłok ludzi i nadmiar korytarzy, zrobiła wielkie wejście do 'swojego' biura. Rzuciła torbę i teczkę ze wszystkimi materiałami na biurko, a swoje odzienie powiesiła na drewnianym wieszaku. Urocza blondynka, która siedziała z nosem w komputerze, nawet nie patrząc na Lenę, przywitała ją ciepłymi słowami i kiedy znalazła chwilę na oderwanie się od jej teraźniejszego zajęcia i spojrzała na świeżo upieczoną, ciężarną narzeczoną Lewandowskiego, cicho zaśmiała się pod nosem. No tak, pewnie widok roztrzepanej brunetki, której długie, poranne układanie włosów poszło w niepamięć przez panującą na zewnątrz wichurę musiało wyglądać choćby w niskim stopniu zabawnie. El-bo tak skracała jej imię Caroline-westchnęła i przewróciła ironicznie oczami. Trzeba przyznać, że zuchwały dyrektor Thiel, który generalnie miał młodą dziennikarkę głęboko w nosie, a wręcz irytował się jej obecnością i ilością zadawnych pytań (choć, wcale nie było ich jakoś specjalnie dużo), na pewno nie podtrzymał passę dobrego humoru Leny. Dziewczyna obudziła się z uśmiechem na ustach, ale niestety po wizycie w teatrze jej samopoczucie obróciło się o 360 stopni. Była wręcz przybita tym co ma. Miała nadzieje, że wróci z masą cennych informacji, szybko upora się z artykułem i wraz z blond koleżanką zabłyśnie w oczach kolegów i koleżanek z pracy, ale niestety wszystko szło nie po jej myśli. 
-Generalnie jesteśmy w czarnej dupie Caroline...-westchnęła i odłożywszy laptopa na bok, wstała ze swojego miejsca i podeszła do elektrycznego czajnika, który stał na kuchennym blacie. Ach, tak! Szef zaopatrzył je w takie luksusy, że nawet miały 'tutaj', u siebie własny, nieduży aneks kuchenny. Cóż, przynajmniej to dobre... 
-Oj, nie przesadzaj. Wybrniemy jakoś! Pokaż najpierw co żeś zebrała!-blondynka dobrała się do stanowiska swojej koleżanki i od razu zajrzała do teczki młodej panny Gilbert. Wyjęła z niej wszystkie zgromadzone przez nią materiały i rozłożyła je na biurku. Westchnęła ciężko i spojrzała na koleżankę-Tego jest mnóstwo! Czemu się przejmujesz?!
-Bo wiesz, może i tego jest dużo, ale nie mamy nic konkretnego! NIC! Dzisiaj na tym wywiadzie 'dyrektorzyna' tak się gdzieś spieszył, że niechętnie w ogóle ze mną rozmawiał. Nic się nie dowiedziałam od niego praktycznie. No, a przynajmniej nic sensownego. 
-Oh, daj spokój! Poszperamy w internecie, wykorzystamy fragmenty tej rozmowy z Thielem i po sprawie. Uda się!-w tym momencie wysoka brunetka odwróciła się z kubkiem ciepłej herbaty w ręku. Spojrzała pusto w okno i aż przeszły ją ciarki kiedy zobaczyła, że na dworze pogoda wcale nie zachwyca, a wręcz odrzuca i idealnie pasuje do obecnego nastroju Leny. 
-Dobra, puszczaj mnie, bierzemy się do roboty.-Dziewczyna wygoniła ze swojego miejsca swoją współpracowniczkę i sama zajęła miejsce na obrotowym krześle. Odłożyła kubek z jej tymczasową ulubioną herbatą z opuncją figową i niechętnie odpaliła służbowego laptopa. Jak na złość oczywiście, sprzęt nie miał żadnej ochoty się odpalić i pomóc dziewczynom w pracy. 
-Kurwa, co za chujostwo!-zaklnęła po polsku. Caroline spojrzała tylko na nią z pytającym spojrzeniem. Nie dostała odpowiedzi ale po minie Leny domyśliła się, że te słowa nie oznaczają nic pięknego. Wzruszyła ramionami i ponownie zaszyła się w świecie wirtualnym, wykonując swoje dzisiejsze zadanie. 

Zegar wskazywał już godzinę 17. Od kilku godzin praca u dziewczyn w biurze wręcz płonie. Cały czas się coś dzieje. Kto by przypuszczał, że napisanie artykułu może być tak bardzo pochłaniające?! Nigdy wcześniej obie nie myślały, że to tak ciężka praca. Wiadomo, że dziennikarz musi mieć wiedzę ogólną, umieć się wypowiedzieć na prawie każdy temat... No i tego akurat były świadome ale, że pisanie  do gazety zabiera tak wiele czasu? Nie, tego na pewno się nie spodziewały. Zwałszcza, że obie  pisały swoje amatorskie teksty, które potem lądowały w gazetce szkolnej. Jednak to w ogóle nie to samo! 
Lena piła już chyba swoją trzecią herbatę i nadal było jej zimno. Wiadomo... Za oknem taka pogoda to mogli by pomyśleć o ogrzaniu pomieszczenia. W sumie może to robili, ale za pewne tak leciutko, że ciężko było to odczuć. Cóż, na pewno nie mogła zwalić na to, że ubrała się niestosowanie do pogody. Była ubrana w siwe jeansy, swoje ulubione botki z ćwiekami, czarny t-shirt i jej nowy, gruby sweter. Wzięła głęboki oddech i wypuściła głośno powietrze z płuc. Oprała swoje już obolałe plecy na oparciu krzesła i w końcu odciągnęła wzrok od ekranu komputera. Niestety ale lenistwo już brało górę. Miała po prostu ochotę rzucić to wszystko i wrócić do ciepłego domu, przebrać się w wygodne dresy i luźny t-shirt, owinąć się polarowym kocem i zasiąść przed telewizor, oglądając sportowe relacje. Od dziecka kochała tak robić. Pamięta, że jako mała dziewczynka, biegająca w dwóch kucyczkach powtarzała tacie, że "sport jest nudny i głupi" a w głębi serca kochała go oglądać! Bo kiedyś było tak, że kiedy dziewczyny interesują się sportem to chłopczyce. Dobrze pamięta jak wmawiała rówieśnikom, że piłka nożna to najnudniejszy sport świata, a kiedy tylko jej kochany tata oglądał mecz, siadała przy nim i emocjonowała się razem z nim. Oczywiście nigdy nie obywało się bez przekomarzania. Kiedy tata kibicował Holandii, to Lena kibicowała drużynie przeciwniej, żeby zrobić tacie na złość. Dopiero potem, kiedy już dorosła... Ach, znaczy się, kiedy była już w późniejszej podstawówce odszedł od niej ten nawyk. Lubi wspominać te czasy kiedy nie liczyło się nic po za piłką nożną. Kochała to uczucie kiedy przekraczała próg domu po całym dniu męczarni w szkole, rzucała w kąt swój ciężki plecak i zaszywała się w pokoju, zakładała koszulkę jej ukochanej drużyny i wieczorami oglądała mecz Borussii. Już wtedy marzyła by chociaż raz w życiu zasiąść na trybunach Signal Iduna Park, a dziś? Dziś jest to jej 'drugi dom'. No tak jakby... 
-Boże, Lena! Wiesz co?! Robert Lewandowski oświadczył się swojej dziewczynie?! O kurde!-brunetka podniosła swój zdziwony wzrok na koleżankę i dopiero doszło do niej, że blondynka nie ma zielonego pojęcia, że mówi właśnie o Lenie, siedzącej na przeciwko niej... Postanowiła to pociągnąć.
-Naprawdę?!
-Tak, kurde, jakie cacko jej kupił!!! Musiał wydać tyle kasy na ten pierścionek! Boże nie przeżyję, on jest piękny! 
-Lewandowski?!
-O pierścionku mówię!! Znamy się krótko, ale chyba nietrudno zauważyć, że jakoś niespecjalnie przepadam za piłką nożną i piłkarzami!-westchnęła-Dobra idę obczaić tę jego narzeczoną...-Gilbert podniosła swoją dupę z krzesła i podeszła do stanowiska Caroline, po czym stanęła nad nią, opierając się jedną ręką o biurko koleżanki. Obserwowała jak Care wpisuje w popularne "grafika google" hasło "narzeczona Lewandowskiego" i wciska enter. Sądziła, że Caroline nie można nazwać pospolitą blondynką, ale po tym jak młoda dziewczyna włączyła jedno ze zdjęć, które znajdowało się w internecie i przyglądając się mu, nie rozpoznała swojej ciemnowłosej znajomej, zaczynała wątpić w swoje wierzenia. W końcu Kastner wyświetliła jedno zdjęcie zrobione naprawdę z bliska, więc łatwo można było rozpoznać na nim Lenę, spacerującą z Lewym po ulicach Dortmundu. Dopiero wtedy ją olśniło. Brunetka wpadła w stan nieopanowanego śmiechu i kiedy patrzyła na zdziwioną, a wręcz zszokowaną minę koleżanki nie mogła powstrzymać swoich emocji. 
-CO?! Jak to?! Ty... i Lewandowski?! JAK?! 
-Naprawdę sie nie domyśliłaś?! Wiesz ja rozumiem, że zbieżność imion jest przypadkowa ale nazwiska? No i na dodatek przed chwilą oglądałaś moje zdjęcie i się nie domyśliłaś? Naprawdę? 
-Nie! Nie wierzę no! Czemu nic nie mówiłaś?! 
-A co, miałam od razu na wejściu przedstawić się: "Hej jestem Lena Gilbert, narzeczona Roberta Lewandowskiego"?  Nie lubię kiedy ludzie patrzą na mnie i widzą tylko i wyłącznie partnerkę Lewego.-blondynka spojrzała wciąż z tym samym zdziwieniem na koleżankę i pokręciła z niedowierzaniem głową.-Dobra Caroline, chodź, skończmy ten artykuł bo nie mogę już patrzeć na te miliony literek latających mi przed oczami... 

    Po półtorej godziny dalszej roboty dziewczyny w końcu uporały się ze swoim zadaniem i Lena mogła zanieść artykuł do biura. Dobra, musiała sobie przyznać, że denerwowała się chyba bardziej niż kiedy pierwszy raz kilka dni temu przyszła do biura. Nie była pewna tego artykułu. To chyba dlatego, że po rozmowie z dyrektorem teatru była bardziej zniechęcona niż zmotywowana do pisania. Wstała z miejsca i chwyciła ostatnie kartki papieru, wychodzące właśnie z drukarki. Caroline posłała jej jeszcze przed wyjściem przyjazny uśmiech i pokazała, że trzyma kciuki za ich pracę. Lena opuściła więc pomieszczenie, w którym się znajdowała i udała się prosto do biura szefa, który dziś akurat był w pracy. Przeszła przez 'labirynt korytarzy' i stanęła przed dużymi, machoniowymi drzwiami. Zacisnęła zęby i zapukała do drzwi. Kiedy tylko usłyszała słowo 'proszę' bez zastanowienia nacisnęła klamkę i przeszła przez próg. Hmm, Winckler wyglądał porządnie. 'Wysoki starzec' jak nazywała go Care wcale nie był taki stary. Na jej oko miał z 50 lat i trzymał się dobrze. Miał czarne włosy z objawieniem gdzieniegdzie siwych pasemek, ale cóż... To naturalne w jego wieku... chyba... Mniejsza o to. Ubrany był w czarny garnitur. Prezentował się naprawdę elgancko. "Współczuję mu, jeśli musi tak chodzić codziennie!"-pomyślała przyszła dziennikarka i z uśmiechem na twarzy podeszła do biurka, przy którym stał jej szef. 
-Dzień Dobry Leno!-przywitał się i zaproponował jej by usiadła ale ona odmówiła mówiąc, że woli postać-Z czym do mnie przychodzisz? 
-Skończyłyśmy z Caroline artykuł dotyczący Teatru Narodowego.
-Jaką Caroline?-zmarszczył brwi. 
-Kastner
-Ach tak! Wybacz mi, zapomniałem!-podrapał się po głowie i zaczął grzebać w jakiś skoroszytach-Widzisz, mam tyle pracy i już zapominam swoich pracowników!-zaśmiał się. Dobra, wydawał się mega sympatyczny. 
-Nic nie szkodzi, rozumiem Pana! Sama czasem nie wiem jak się nazywam!-uśmiechnęła się. 
-Dobrze, więc mów co ma...-nagle urwał i spojrzał na drzwi, które właśnie się otwierały. Jakież było zdziwienie Leny, kiedy w progu zobaczyła.... MAX'A! Tak, tego Max'a Wincklera, z którym miała dwa dni temu stłuczkę!-O witaj, Max! 
-Dzień dobry ojcze!-spojrzał się na szefa całej tej korporacji, a potem zwrócił swój wzrok na stojącą, obok zdziwioną Lenę. Ona nie mogła w to uwierzyć! No to ładnie! Zniszczyła samochód synowi swojego pracodawcy i na dodatek przedstawiła się nie swoim imieniem! Zaraz wszystko się wyda! 
-Max, poznaj Lenę. Panna Gilbert zaczęła w tym roku u nas praktyki. 
-Cóż za piekne imię...-znów się na nią spojrzał! Ale nie tak normalnie! Tak jak spojrzał się na nią kilka dni temu przed warsztatem samochodowym. Brunetka nie mogła tego opisać... on po prostu... Nie wiem czy to dobre słowa, ale patrzył się na nią tak jakby chciał ja uwieść.-Max-wyciągnął swoją dłoń i kiedy narzeczona Roberta Lewandowskiego podała mu swoją dłoń, którą delikatnie musnął, po czym udał, że widzą się po raz pierwszy. Dziewczyna chciała odetchnąć z ulgą, ale nie mogła tego zrobić. Kto do licha wie, czy Max tego nie zrobił specjalnie! Bo niby czemu miał ją kryć? Oszukała go!
-No więc Lena, wróćmy... Co dla mnie masz?-pięćdziesięciolatek uśmiechnął się i zwrócił do Leny.
-Z Caroline opracowałyśmy artykuł o Teatrze Narodowym. Za tydzień obchodzi swoje pięćdziesięciolecie.
-Dziękuję wam! Przejrzę to jeszcze dziś wieczorem, obiecuję! A teraz jesteście już wolne i możecie wracać do domu!-uścisnął dłoń swojej stażystki i w taki oto sposób pożegnał się z nią-Max, odprowadź Lenę!-rzucił kiedy dziewczyna była już przy drzwiach. Jego syn wcale się nie przeciwstawiał! Otworzył i przepuścił brunetkę w drzwiach, ale kiedy wyszli z pomieszczenia, w którym się dotychczas znajdowali atmosfera między nimi gwałtownie się zmieniła.
-O co Ci chodzi?!-wrzasnęła szeptem... Tak, taki paradoks...
-Ale o czym mówisz... Diano...-dodał ostatnie słowo a w Gilbert się aż zagotowało. Ok, to jej wina, że przedstawiła się wtedy mu nie swoim imieniem, ale nie rozumie dlaczego to ukrywał przed swoim ojcem. Nie wierzy w to, że Max zrobił to dobroczynnie. Nie znała go w ogóle, ale młody Winckler wyglądał na szarmanckiego faceta, który dba tylko i wyłącznie o swoje dobro.
-Przestań, ok?! Nie rozumiem co Ty odpierdzielasz do jasnej cholery! Czemu nie powiedziałeś swojemu ojcu, że Cię oszukałam?! I.. że rozbiłam Twój samochód, na pewno miałabym do końca mojego stażu przejechane u niego.
-Nie denerwuj się tak, moja droga.-przejechał palcem po jej policzku, na co ona wzdrygnęła leciutko. Przeszedł ją zimny dreszcz emocji. Nie wiedziała co on knuje. Na chwilę zapomniała się i pozwoliła na to by położył swoją dłoń na jej policzku. Kiedy tylko się opamiętała od razu zdjęła jego rękę ze swojej bladej twarzy i po prostu wyminęła go w bardzo arogancki sposób, po czym jak najszybciej wróciła do pokoju, w którym czekała na nią młoda Kastner. Lena wparowała do pomieszczenia niczym odpalona torpeda i równie szybko zamknęła za sobą drzwi, opierając się o nie.
-Coś się stało?-spytała (znów) zdziwiona Care.
-Nie... Chodźmy już-podsumowała brunetka, która szybko uporała się z założeniem ciepłego płaszczyku i eleganckiego komina. Zgarnęła jeszcze z biura swoją teczkę i torebkę i obie koleżanki wyszły z biura, zamykając za sobą drzwi na klucz. Będąc już na zewnątrz, pożegnały się przyjacielskim uściskiem i odeszły do swoich samochodów.





    Tym razem Lena jechała nadzwyczajnie ostrożnie i na szczęście dojechała cała i zdrowa do domu. Dziś już sobota, więc jutro ma wolne, może się wyspać. Ale pierwsze o czym pomyślała kiedy wróciła do domu, był Robert. Nie gadała z nim od wczoraj, dziś nawet nie zadzwonił, nie napisał sms'a. Nawet nie wie jak skończył się mecz. Miała wielkie nadzieje, że był remis, bo kochała Borussię nad życie ale miłość do jej drugiego rodzinnego miasta pozostawiała równie silną więź z tamtejszym klubem. Kiedy tylko rzuciła swoje rzeczy gdzieś w kąt przedpokoju, zdjęła buty i rozebrała się z kurtki i szala, chwyciła za telefon komórkowy i wykręciła numer do swojego narzeczonego. Uśmiechnęła się do ekranu kiedy zobaczyła zdjęcie swojego uśmiechniętego partnera. Przyłożyła Iphone'a do ucha i czekała, aż usłyszy jego głos. Taki delikatny, kojący.. Głos, który potrafi ją uspokoić. To dziwne ale tak jest. Kocha słuchać Roberta. Nie ważne jak złe rzeczy by się działy, kiedy usłyszałaby Lewego, od razu stałaby się spokojniejsza, bardziej zrównoważona... I dlatego jej humor od razu poprawił się kiedy piłkarz odebrał połączenie. Przywitał ją czułymi słowami "Cześć słonko", które sprawiły, że Lena czuła się jak w niebie. Brakowało tylko go. Żeby mogła go dotknąć, poczuć...
-Jak mecz?-ziewnęła i przeciągnęła się.-Po tej radości w tle, wnioskuję, że pokonaliście mój Freiburg...
-Wspaniale! Rozgromiliśmy ich, Lenuś! Wygraliśmy aż 5-1!
-Jakoś, o dziwo niechętnie to mówię, ale gratulacje.-wymamrotała.
-A jak u Ciebie kotek? Jak praca i tak dalej?
-Nie słodź!-zaśmiała się-W porządku-postanowiła nie mówić mu o całym Max'ie. Uznała, że to nic takiego i nie warto mówić o tym Robertowi.
-Napisałyście ten artykuł?
-Tak, tak! W trudach ale tak! Sto razy bardziej wolałabym pisać o czymś związanym ze sportem, no ale cóż... Taka praca...-westchnęła.-No a wy? Wracacie już?
-Tak, jedziemy już. Wyjechaliśmy z godzinę albo półtora temu. Jak nie będzie korków to będziemy w Dortmundzie tak na około... 23!
-Przyjadę po Ciebie!
-Nie, no co Ty, wrócę taksówką!
-Nie, wolę mieć pewność, że dojedziesz do domu bezpiecznie, kto wie co tym taksówkarzom teraz po głowie chodzi...-zaśmiała się.
-W porządku i z tą taksówką! Przypomnę Ci te słowa, kiedy nie będziesz chciała żebym po Ciebie przyjechał... Gdziekolwiek!

_____________________
Moje kochane!! 
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM!! Nie było mnie tu ponad miesiąc. Zaniedbałam komentowanie! Bardzo was przepraszam. Oczywiście czytam wasze opowiadania cały czas. Jestem ze wszystkim na bieżąco, po prostu moja dyspozycja czasowa sięga zera i nie mam totalnie czasu, żeby napisać sensowny komentarz. W każdym razie. Chodzi tu w dużym stopniu o szkołę. Nauczyciele wymagają coraz więcej i więcej. Oczekują wspaniałych efektów i ciężkiej pracy ale chyba nie myślą o tym, że uczniowie mają też życie prywatne, osobiste z tysiącami problemów i nie zawsze są w nastroju by usiąść z książką i najzwyczajniej w świecie się pouczyć. Ja, dziewczyna, która od podstawówki zdawała z średnią ponad 5,0, dziś nie ma totalnej smykałki na to jak wkuć cały materiał, a jego uwierzcie, jest ogrom! 
Drugim powodem dlaczego tak dawno mnie nie było są kolana. Przez ostatnie dwa, trzy tygodnie myślę tylko o nich. Chodzi o to, że w sobotę 16 listopada miałam turniej taneczny i dzień przed jechałam z dorosłymi koleżankami do Olsztyna do fizjoterapeuty, który naklejał nam tejpy (plastry, z resztą możecie poszukać w internecie na ten temat jeśli was to interesuje). Kiedy zobaczył moje kolana wybałuszył oczy i powiedział, że są w strasznym stanie i koniecznie powinnam chodzić do niego na rehabilitacje. Wzięłam to sobie do serca i umówiłam się do specjalisty, który cóż... nie jest tani, bo wziął od nas sporo kasy (przynajmniej dla mnie to dużo). Czekałam na wizytę i dopiero w czwartek byłam u niego. Zbadał mnie dokładnie, zrobił prześwietlenie i usg no i wyszło... Potwierdziła się choroba chondromalacja, ale to nie wszystko. Jakby tego było mało mam początki dysplazji kolan, czyli, że rzepki uciekają mi do środka.  Nie jest ciekawie. Muszę leczyć to za pomocą rehabilitacji no i na czas ćwiczeń koniecznie nie mogę tańczyć, biegać, grać w nogę ani ogólnie uprawiać sportu. Dwa miesiące co najmniej. Jeśli nie pomoże to, to będzie konieczna operacja.. Uff, wydusiłam to z siebie. Przepraszam, wiem, że to mało interesujące, ale po prostu miałam taką potrzebę. 
No więc podsumowując przepraszam, że nie było mnie taki czas. Teraz czekają mnie rehabilitacje i myślę, że będę dodawała rozdział regularnie. Raz na tydzień bądź raz na dwa tygodnie. 

I jest jeszcze jedno. 
Kochane, jest taka akcja. Z koleżanką organizujemy taki projekt. Polega on na tym, że fanatycy Borussii Dortmund przesyłają nam swoje zdjęcia z karteczką z charakterystycznymi słowami "Echte Liebe', czy w koszulce klubowej, bądź wysyłają zdjęcie swojej kolekcji plakatów na ścianie itd.... (Inwencję Twórczą Pozostawiamy kibicom :) ). Mamy już naprawdę sporo chętnych no i dlatego zachęcam też was moje kochane! Może weźmiecie udział! Zdjęcia można wysyłać na adres Julki:  julka200011@o2.pl   do 23 grudnia! Liczymy na was Borussen! ♥ 

BUZIAKI MOCNE!! ♥ 

PS. Zabieram się już za komentowanie waszych blogów!